Marzenia i tajemnice Danuta Wałęsa 6,0
ocenił(a) na 83 lata temu Bardzo trudno jest oceniać taki typ literatury. Sam fakt, że opracowanie tworzy ghostwriter sprawia, że wartości literackiej nie sposób w ogóle uwzględniać, a już na pewno nie można jej przypisywać Pierwszej Damie. Cóż zatem oceniać? Jakość wspomnień? Jakość życia? Skalę tajemnic, które udaje nam się podejrzeć zaglądając w cudze życie?
Nie jestem fanką biografii ani wspomnień, bo często ocierają się o grafomanię. Tu jednak zrobiłam odstępstwo ze względu na wyjątkowy fragment historii, jaki wyłania się ze wspomnień Pani Danuty, której nie tylko przyszło żyć w niezwykłym okresie, ale od kuchni podglądać wielką politykę. Nie zaskakuje na pewno fakt, że sytuacja żony prezydenta w tamtych czasach niewiele odbiegała od pozycji większości kobiet w Polsce - mamy tyle przestrzeni, ile jej sobie wywalczymy. I niezależnie od reprezentowanych ambicji, wiedzy i planów - z trudem dorastamy do świadomości, że rola życiowej asystentki własnego męża nie musi być kresem marzeń. Największą wartością tej książki jest chyba właśnie spokojna, rzeczowa, pozbawiona goryczy i żalu, ale zarazem bardzo dogłębna ilustracja pewnego procesu. Procesu dorastania do samoświadomości, niezależności, poczucia własnej wartości i podmiotowości. Wiele osób przez całe życie tego nie osiąga: pozostajemy uwikłani w przeróżne relacje, głównie rodzinne, przygnieceni poczuciem obowiązku i odpowiedzialności za innych. Nie dotyczy to tylko kobiet, choć społecznie silniej obarczane są powinnościami względem najbliższych i przekonane, że pozostawianie własnych potrzeb na ostatnim miejscu jest tym, czego się od nich oczekuje. Także wielu mężczyzn do końca życia tkwi w kieracie społecznie narzuconych przekonań, niezdolnych do zastanowienia się, czego chcieli dla siebie.
A przecież Pani Danucie przypadły w udziale absolutnie ponadprzeciętne obowiązki. Nie miała doradców, którymi otoczony był - przynajmniej od pewnego etapu życia - jej mąż. Nie miała spin doktorów, jakimi otoczone były kolejne żony prezydentów. Nie wyniosła z domu umiejętności bywania w wielkim świecie, a w pierwszych latach politycznej/publicznej działalności męża nie dysponowała pieniędzmi, które pozwoliłyby jej zatrudnić sztab wizażystek. Jej wyprawa do Sztokholmu - znakomicie zresztą opisana także przez Głowackiego - była aktem heroizmu. Ciekawe, ile z moich studentek: wygadanych, wykształconych, bywających za granicą co wakacje i spędzających na szlifowaniu języków obcych całe "erasmusy" dałaby radę stanąć przed salą wypełniona tłumem ludzi i przed królem Szwecji, odpowiednio się zachować i spokojnym głosem odczytać tekst podziękowania - nawet gdyby przygotował je ktoś zawczasu? Ilu z nas zniosłoby upokorzenie, kiedy po powrocie do kraju, po tak prestiżowym wydarzeniu, zmuszani bylibyśmy poddać się rewizji osobistej?
Chyba jednak ocenię zatem nie tyle książkę (to pewnie byłaby jakaś 5/6),ile przesłanie, które zdołała sformułować w toku swojego życia Pierwsza Dama. Osoba, która pomimo braku wsparcia i jakiegokolwiek przygotowania, zdołała z dużą odwagą i odpowiedzialnością dźwignąć niemały ciężar i odzyskać własną podmiotowość. Zatem mocne 8.