Blade Runner: 2019 tom 1 Michael Green 7,3
ocenił(a) na 451 tyg. temu Wybaczcie, że będę narzekał, ale inaczej oszaleję! Dawno nie czytałem nic równie przewidywalnego, gdzie zwroty akcji nie istnieją, a każda próba bycia optymistą gaśnie za zamknięciem drzwi, za przewróconą stroną z omdlenia. Od czego zacząć? Nasza główna detektyw o imieniu Ash polująca na replikanty-androidy jest bezosobowa. Wyprana z jakiejkolwiek satysfakcjonującej osobowości, mało kobieca i delikatnie mówiąc, chamsko skopiowana jako Deckard z filmu lat 80. Czyli wiecie - samotny wilk, ścigająca różnych złoczyńców na zlecenie. I w porządku, możemy jechać na tym schemacie, ale dopiero, gdy twoja bohaterka czymś się wyróżnia. Ale po co konstruować charaktery, jak możesz sobie zmienić faceta w babę i nie dodawać nic od siebie? Pomijam fakt, że nigdy nie byłem fanem franczyzy ,,Blade Runner''. W szczególności z numerkiem 2049 (straszny gniot, nie polecam). Jedyny ,,Blade Runner'', który ma sens, jest wiarygodny i inspirujący, to książka Philipa Dicka. Cała reszta to niepotrzebny dodatek.
Historia mało zaskakująca, bo w głównej mierze śledzimy poczynania pani detektyw na zlecenie, która szuka żony i córki potentata ekonomicznego. A w równoległym czasie obserwujemy, co dwójka zaginionych robi. Taki manewr powoduje, że niweczy napięcie, jakąkolwiek tajemnicę w śledztwie. Pomijam fakt, że robi się podobny do filmu z 1982 r., gdzie główną atrakcją jest strona wizualna - czuć surowy, neo-noirowy klimat dużego, korporacyjnego miasta. No spoko, ładnie to wygląda, obiecująco, ale nigdy, przenigdy, nie zastąpi ci to dobrze budowanej narracji, wybitnych postaci, ustalonych konfliktów czy zagadki do rozwiązania. Nie możesz polegać na samym budowaniu nastroju czy olśniewającej szacie graficznej, gdyż osłabi przekaz, kiedy zaczniesz definiować, kim są dla ciebie bohaterowie, czy czujesz ich emocje czy zawahania. Dla mnie, to taki pusty obrazek, który jakoś wygląda, i całkiem ładnie odnosi się do oryginału filmowego, ale pod tą warstwą jest pustka, bezładna poszlaka, mieszania klisz i taniej sensacji z Polsatu. W połowie chciałem się zdrzemnąć, takie to było ciekawe! Orz w mordę, jak mnie to męczy, kiedy lektura sprawia ci ból, jest generyczna, przetrawiona wymuszonymi dialogami, bez żadnej satysfakcji, kiedy dochodzisz do finału. To jest jak torturowanie czytelnika za to, że wziąłeś lekturę do ręki! Nie, nie, nie zgadzam się, aby takie rzeczy widywały moje oczy. PRECZ!