Najnowsze artykuły
- ArtykułyPierwszy zwiastun drugiego sezonu „Władcy Pierścieni: Pierścieni Władzy” i nie tylkoLubimyCzytać1
- ArtykułyKocia Szajka na ratunek Reksiowi, czyli o ósmym tomie przygód futrzastych bohaterówAnna Sierant1
- ArtykułyAutorka „Girl in Pieces” odwiedzi Polskę! Kathleen Glasgow na Targach Książki i Mediów VIVELO 2024LubimyCzytać1
- ArtykułyByliśmy na premierze „Prostej sprawy”. Rozmowa z Wojciechem ChmielarzemKonrad Wrzesiński1
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Andrzej Fiedoruk
33
6,8/10
Pisze książki: kryminał, sensacja, thriller, historia, poradniki, hobby, kulinaria, przepisy kulinarne
Urodzony: 1957 (data przybliżona)
Urodził się i wychował w Białymstoku. Jest autorem wielu książek o tematyce zarówno kulinarnej, jak i regionalnej, wspaniale łącząc ze sobą głęboką wiedzę o regionie z nowatorskim ujęciem tematu.
Dotychczasowy dorobek artystyczny, m.in.:
* w swoim dorobku ma napisanych ponad 50 książek;
* uczestnictwo w konferencji „Program Rozwoju Rynku Produktów regionalnych i Lokalnych Agrosmak 2” czego efektem był opublikowany materiał pt. „Problem braku organizacji działań na szczeblu regionalnym – na przykładzie działań mass mediów w tworzeniu lokalnego rynku produktów regionalnych”’;
* prowadzenie szkoleń z zakresu kuchni regionalnej, oraz warsztatów kuchni żydowskiej. W roku 2008 warsztaty kulinarne dla młodzieży akademickiej w ramach programu "Erazmus”;
* członek Polskiej Akademii Smaku;
* założyciel „Stowarzyszenia Smaki Podlasia” i prezes stowarzyszenia „Dorzecze”,
* w roku 2013 uczestnik konferencji – Smaki regionów. Dziedzictwo kulinarne w muzeach na wolnym powietrzu, gdzie wygłosił referat; Kuchnia województwa Podlaskiego. Problemy i perspektywy propagowania dziedzictwa kulinarnego w działalności Muzeów Na wolnym Powietrzu;
* współpraca z wydawnictwem Polityka w którym publikuje artykuły związane z historią jedzenia;
realizacja cyklu felietonów kulinarnych Kipi kasza kipi groch w latach 2014-15 na antenie Radia Białystok;
* w roku 2016 stowarzyszenie Dorzecze wydało książkę autorstwa wnioskodawcy pt. Historia Podlaskich Smaków.
Dotychczasowy dorobek artystyczny, m.in.:
* w swoim dorobku ma napisanych ponad 50 książek;
* uczestnictwo w konferencji „Program Rozwoju Rynku Produktów regionalnych i Lokalnych Agrosmak 2” czego efektem był opublikowany materiał pt. „Problem braku organizacji działań na szczeblu regionalnym – na przykładzie działań mass mediów w tworzeniu lokalnego rynku produktów regionalnych”’;
* prowadzenie szkoleń z zakresu kuchni regionalnej, oraz warsztatów kuchni żydowskiej. W roku 2008 warsztaty kulinarne dla młodzieży akademickiej w ramach programu "Erazmus”;
* członek Polskiej Akademii Smaku;
* założyciel „Stowarzyszenia Smaki Podlasia” i prezes stowarzyszenia „Dorzecze”,
* w roku 2013 uczestnik konferencji – Smaki regionów. Dziedzictwo kulinarne w muzeach na wolnym powietrzu, gdzie wygłosił referat; Kuchnia województwa Podlaskiego. Problemy i perspektywy propagowania dziedzictwa kulinarnego w działalności Muzeów Na wolnym Powietrzu;
* współpraca z wydawnictwem Polityka w którym publikuje artykuły związane z historią jedzenia;
realizacja cyklu felietonów kulinarnych Kipi kasza kipi groch w latach 2014-15 na antenie Radia Białystok;
* w roku 2016 stowarzyszenie Dorzecze wydało książkę autorstwa wnioskodawcy pt. Historia Podlaskich Smaków.
6,8/10średnia ocena książek autora
150 przeczytało książki autora
292 chce przeczytać książki autora
2fanów autora
Zostań fanem autoraSprawdź, czy Twoi znajomi też czytają książki autora - dołącz do nas
Książki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
Historia kuchni polowej. Na kulinarnym zapleczu armii świata. Od starożytności do współczesności
Andrzej Fiedoruk
7,7 z 3 ocen
19 czytelników 1 opinia
2024
Uczta szubrawców. Historia żywnościowych przekrętów
Andrzej Fiedoruk
7,0 z 7 ocen
28 czytelników 5 opinii
2022
Domowy wyrób alkoholu
Andrzej Fiedoruk, Aleksander Nikodem Kupczyński
6,5 z 4 ocen
10 czytelników 1 opinia
2018
W białostockich karczmach zajazdach i restauracjach
Andrzej Fiedoruk
0,0 z ocen
4 czytelników 0 opinii
2017
Okowita, przepalanka, nalewski i miody pitne
Andrzej Fiedoruk
8,6 z 7 ocen
15 czytelników 2 opinie
2016
Najnowsze opinie o książkach autora
Uczta szubrawców. Historia żywnościowych przekrętów Andrzej Fiedoruk
7,0
Uważajcie na tę książkę. Na pierwszy rzut oka może wam się wydawać, że w „Uczcie szubrawców” znajdziecie mnóstwo cennych informacji, konkretnych przykładów z historii żywienia itd. Jednak pozycja, która ma w założeniu obnażyć fałszerstwa żywieniowe, sama jest pełna błędów i kłamliwych twierdzeń.
Już we wstępie zapaliła mi się czerwona lampka, gdy przeczytałam, że pewne „plemię spryciarzy”, których celem jest fałszowanie żywności, zaczyna „kombinować z naszymi zmysłami i grzebać w naszej podświadomości, a od wpływu na nasze wybory żywieniowe do kontroli innych dziedzin naszego życia jest przecież tylko krok!”. Taki ton sensacji, tajemnicy i tworzenie wrażenia nieustannego zagrożenia brzydko kojarzy się z pseudonauką, ale nie oceniajmy publikacji po dwóch pierwszych stronach. Dopiero po przeczytaniu paru kolejnych stwierdziłam, że albo mam do czynienia z „naukosceptykiem”, albo z dyletantem (co w sumie często z pierwszym się łączy).
Już w pierwszym rozdziale dostajemy niezły popis – niechlujność i brak wiedzy uderzyły mnie w początkowym akapicie. Autor posuwa się do nieuzasadnionego niczym twierdzenia, że w prehistorycznych społecznościach zbieracko-łowieckich „obowiązywała zasada solidarności, a jakiekolwiek oszustwa czy kombinacje we wspólnocie były wykluczone”. Wykluczone to są takie wnioski. Co więcej, możemy spokojnie założyć, że oszustwo to jest coś, co zdarza się nie tylko u człowieka, bo zachowania tego typu zaobserwowano również u innych zwierząt, choćby psów czy szympansów.
Jeszcze lepsze jest kolejne zdanie. Tym razem obnażające brak rzetelności Fiedoruka. Według niego „Jak dowiodły badania, nasz praszczur miał bardziej od nas rozwinięte zmysły, a mózg – około 10% większy”. Jakie badania? Nie mamy żadnego przypisu czy wzmianki nt. naukowców, którzy je przeprowadzili. Jaki praszczur? Chodzi o wczesnego Homo sapiens, a może Homo erectusa, czy żadnego z nich?
Swoją drogą, bardzo dziwnie jest w „Uczcie” prowadzona narracja. Autor uwielbia rozwodzić się nad tematami, które nic nie wnoszą do treści, za to mają chyba stworzyć wrażenie, że przemawia do nas człek oczytany i obyty w dziedzinie. Za dużo tutaj dygresji i rozwlekania nieistotnych wątków.
Fiedoruk lubi też sypać mitami: „W 1992 roku nawet szacowna Komisja Ekspertów WHO/FAO (ta od prostowania bananów) uznała lizozym za bezpieczny środek do konserwacji żywności”. I oto mamy, w rzekomo rzetelnej pozycji, powielenie bajki o prostowaniu bananów. (Zainteresowani mogą sprawdzić kilkoma kliknięciami w Google’u, o co tak naprawdę w tym chodziło).
Autor uwielbia też ogólniki – ze świecą szukać przypisów czy chociaż nazwisk naukowców albo nazw jednostek naukowych, w których prowadzono badania, na jakie się powołuje. Co najwyżej zdobędzie się na określenie, że dowiedli czegoś „ciekawscy naukowcy”!
No i ta nonszalancja, gdy komentuje wnioski eksperta, z którym się nie zgadza. Pamiętajcie, Fiedoruk jest mądrzejszy niż jakaś tam zbieranina, a choćby i ciekawskich, naukowców. Przy odnoszeniu się do pewnego cytatu padają takie lekceważące słowa: „Autorem tej sentencji z pewnością jest osoba, która nigdy nie doświadczyła prawdziwego głodu. Taka myśl pięknie brzmi w pracach socjologów, antropologów, próbujących zrozumieć i opisać świat, o którym nie mają pełnej wiedzy”. Bo tą „pełną wiedzą” dysponuje tylko kto? Zgadliście, pan Andrzej Fiedoruk.
Takich różnych pseudomądrości jest w tej książce sporo. Jeśli otworzycie ją na pierwszej lepszej stronie, istnieje wysokie prawdopodobieństwo, że traficie na jakąś perełkę. Mnie osobiście urzekła taka oto błyskotliwa sentencja Fiedoruka: „Tylko kultura może tak zamieszać w naszych głowach i obyczajach, że jesteśmy zadowoleni z faktu, iż zostaliśmy przed chwilą oszukani”. Kulturo, wstydź się!
Na koniec ostatnia sentencja autora, którą sam doskonale podsumował swoje dzieło: „Taki brak krytycyzmu w oglądzie nowego świata zafascynowanego techniką i nauką to wymarzone pole działania dla wszelakiego rodzaju pseudonaukowców i oszustów”.
Okowita, przepalanka, nalewski i miody pitne Andrzej Fiedoruk
8,6
(recenzja pierwotnie ukazała się na Szortal.com)
I Ty możesz zostać Pędzącym Jeleniem!
Hubert Przybylski
Bo czasami jest tak, że ktoś pędzi. Jeden będzie pędził gdzieś lub po coś*, co jest rzeczą banalną, drugi po prostu będzie pędził. Tylko że owe "po prostu" wcale nie jest proste. Trzeba znać zasady, trzeba pamiętać o regułach, trzeba używać rozumu, a na koniec - trzeba wiedzieć, co się chce z uzyskanym w procesie pędzenia destylatem zrobić. Książka Andrzeja Fiedoruka ma nam to wszystko ułatwić. Teoretycznie. A jak to wygląda w praktyce?
Z ostatniej strony okładki możemy się dowiedzieć, że Autor jest socjologiem i historykiem, "którego pasją jest historia pokarmów i obyczajów żywieniowych". Efektem tej pasji jest cykl audycji radiowych oraz kilkadziesiąt książek, jedną z których jest "Okowita, przepalanka, nalewki i miody pitne", której drugie, poważnie poprawione i uzupełnione wydanie trzymam w ręku**.
Co znajdziemy w tym opracowaniu? Skróconą historię alkoholi, tak przez pryzmat poszczególnych jego gatunków, jak i z punktu widzenia ludzkości - to raz. Tematyka ta otwiera i zamyka książkę. Dwa, to podstawy pędzenia destylatów: czym to robić, z czego to robić (35 przepisów na zacier!) i, co najważniejsze, jak to robić, żeby nikomu nie stała się krzywda***. Kolejna część książki jest poświęcona trudnej sztuce zestawiania i przechowywania wódek, nalewek, likierów i kremów, której uzupełnieniem jest równe trzysta przepisów współczesnych i ponad osiemdziesiąt historycznych. Trzy, najkrótsza chyba część książki, to omówienie problematyki tworzenia win i miodów. I wreszcie cztery - znajdziemy tu garść porad i przepisów mistrza w dziedzinie nalewek, Hieronima Błażejaka.
Na początek to, ku czemu z początku rwało się serce nieświecie - bimbrownicwo. Od razu muszę powiedzieć, że wiedza zawarta w tej książce absolutnie wystarczy do rozpoczęcia przygody z destylacją. A ze względu na ilość przepisów może też być nieocenioną pomocą w razie nadejścia ciężkich czasów. I to podwójnie, bo nie tylko będziemy mogli wyprodukować alkohol etylowy dla swoich i metylowy dla innych (nawet tych ze wschodu, częściowo odpornych na metyl),to jeszcze będziemy wiedzieli, jak to zrobić najekonomiczniej i z czegokolwiek. Bez kozery można powiedzieć, że pierwszy krok na drodze ku zostaniu lokalnym Jakubem Wędrowyczem mamy dzięki temu opracowaniu zapewniony. Troszkę żałuję, że Autor jest pasjonatem tematu, a jednocześnie socjologiem i historykiem, a nie chemikiem, bo przez to udało mu się skutecznie "sprzedać" czytelnikom parę bimbrowniczych mitów****. Na szczęście nikt nikomu nie broni, aby po przeczytaniu książki sięgnąć też do innych źródeł, na przykład specjalistycznych for internetowych, gdzie pojawiają się również chemicy-pasjonaci i gdzie te mity zostały dawno już obalone. Poza tym, są to baboły bimbrowniczo-ideologiczne, które nie przyniosą żadnej szkody, a więc takie, do których każdy ma prawo.
Druga rzecz, która najbardziej mnie zainteresowała, to historia alkoholi oraz ich spożywania, pełna anegdot, cytatów ze starych książek. Rzecz fajnym, gawędziarskim stylem napisana, ale nie pozbawiona błędów. Wg mnie niepotrzebnie została rozbita na dwie części i, niestety, trochę zaniedbana na poziomie redakcyjno-korektorskim - zdarzają się błędy stylistyczne (np. powtórzenia - najlepszy przykład to dwukrotnie omówiona historia armaniaku),literówki. Wpadałem na takie cosie najczęściej w końcówce książki. Nie ma tego dużo, ale to, co jest, troszeczkę psuje odbiór tak ślicznie i praktycznie wydanej - grzbietowoszytej, okładkowolakierowanej i zatasiemczonej***** - książki******.
Trzecia rzecz, która przed lekturą interesowała mnie najmniej, a do której po lekturze mój stosunek zmienił się diametralnie, to część dotycząca wódek, nalewek i innych, słodszych i/lub gęstszych alkoholi. To zdecydowanie najważniejsza i najbardziej wartościowa część książki, i to nie tylko za zawartość łącznie około czterystu przepisów (opartych o kilkaset różnych składników),ale też ze względu na sporą ilość porad i informacji dotyczących tego, jak przygotować tego typu produkty. W końcu zrobić spirytus to betka, zrobić go nadającym się do picia, to troszkę tylko trudniejsza betka, ale wykorzystać go tak, żeby jego picie niosło ze sobą przyjemność obcowania z bogactwem smaków i aromatów w niczym nie związanych z zapachem i smakiem samego spirytusu, czy drożdży*******, to już całkiem inna kwestia.
Najbardziej krytycznie odnoszę się do maniery Autora, który uwielbia cytować inne, przeważnie dużo starsze opracowania z tej dziedziny, można by wręcz rzec, kultury i sztuki. Z jednej strony, to świetna rzecz, bo sam pewnie nie miałbym nigdy możliwości sięgnięcia do tych źródeł, ale z drugiej – nie wiem, czy tak częste przytaczanie sporych, często ponadstronicowych fragmentów cudzego tekstu, to jeszcze jest cytowanie.
Moja ocena? Gdyby nie baboły bimbrownicze, ździebko niedopracowana korekta końcówki książki i moje wątpliwości w kwestii cytowania, 10/10 należałoby się bez gadania. Ale w tej sytuacji dać mogę jedynie 8/10. Może "Okowita, przepalanka, nalewki i miody pitne" nie zasługuje na miano "kompendium wiedzy", ale bezsprzecznie jest świetnym, praktycznym poradnikiem i przewodnikiem po cudownym świecie smakowitych procentów. I jako taki zwyczajnie powinna się znaleźć w domu każdego szanującego się nalewkarza czy bimbrownika. W moim już jest.
A tak w ogóle, to mam wrażenie, że w najbliższym czasie, wręczając wujkom i braciom prezenty, będę cokolwiek książkowo-monotematyczny.
* Prawdziwi szczęściarze mogą też pędzić do kogoś.
** Nie miałem w ręku pierwszego wydania, więc nie jestem w stanie stwierdzić, na ile wydanie drugie jest poprawione i uzupełnione.
*** Co prawda aparatura do destylacji ma zbyt małą moc, żeby wynieść nas na orbitę, ale w połączeniu z butlą z kuchenki gazowej to i z pół klatki w bloku da radę obrócić w perzynę.
**** Na przykład to, że z każdego surowca zawsze dostaniemy inny smakowo wyrób końcowy. Przy stosowaniu się do zasad pędzenia i przy aparaturze dobrej jakości jest to zwyczajnie niemożliwe. A jedyną różnicą będzie wyłącznie moc destylatu. Jak to mówią - jak się nie obrócisz, chemia zawsze strzeli Cię w potylicę.
***** Znaczy, chodzi o tasiemkę-zakładkę, a nie pasożyta wyglądającego tak ździebko jak miarka krawiecka.
****** Mam wrażenie, że to przypadłość większości kolejnych wydań jakiejś książki - któremu wydawcy chciałoby się w czasach permanentnego wydawniczego kryzysu po raz kolejny inwestować w poprawianie błędów, nawet jeśli książka została w przysłowiowym międzyczasie uzupełniona o dodatkowe treści.
******* Jeśli ktoś nie przeczyta uważnie części dotyczącej pędzenia bimbru, oczywiście.