Co ze mnie zostało Kat Zhang 6,5
ocenił(a) na 77 lata temu Witajcie!
Sięgnęłam po tę powieść znów dzięki kilku blogom, na których miałam okazję poczytać co nieco o tej pozycji. Zostałam na tyle przekonana, że jak zobaczyłam ją na bibliotecznej półce nawet się nie zastanawiałam i zabrałam ze sobą do domu. Wtedy wpadło mi w ręce kilka fajnych tytułów, tak mi się przynajmniej wydawało, jednakże okazało się, że były one średnie. Jesteście ciekawi, jak było tym razem? Serdecznie zapraszam do czytania dalszej części recenzji.
Kat Zhang – amerykańska autorka, magister języka angielskiego na Uniwersytecie Vanderbilt. Będąc młodsza czytała wiele powieści, aż w końcu napisała coś swojego dla innych. Uwielbia podróżować. Recenzowana powieść to debiut, a zarazem pierwsza część Kronik Hybryd.
Kat Zhang – Co ze mnie zostało. Kroniki Hybryd #1
Addie i Eva. Jedna z nich musi być dominującą by nie zostać złapaną i zamkniętą, odsuniętą od społeczeństwa. Dopiero w wieku dwunastu lat na papierze jest dowód ustalenia, że Addie była dominującą. Jednak po trzech latach spokoju, na drodze w szkole pojawia się Hally, szara myszka, która chce się zaprzyjaźnić z Addie. Dziewczyna ulega i zaczyna się przyjaźnić z nową koleżanką, nie wiedząc, że to zaprowadzi je do zguby. Jak potoczą się losy nowych przyjaciółek? Co czeka hybrydy, które się nie ustalą?
Zacznę może od okładki, która gra tutaj kluczową rolę. Przedstawia nam główną bohaterkę, w liczbie mnogiej. Tak, bo Addie jest hybrydą. Oczywiście ja, jak to ja musze dogłębnie przyjrzeć się okładce i doszła do wniosku, że ta dziewczyna, a raczej jej odbicie w potłuczonym lustrze przemawia do mnie bardziej. Okładka jak najbardziej oddaje to, co spotkamy na kartkach powieści. Podoba mi się, chociaż żałuję, że nie ma skrzydełek. No i jakże moja biblioteka, z której mało co korzystam, wlepiła naklejkę, że należy do tej biblioteki na opiniach blogerów. Nie ma czegoś bardziej irytującego jak takie właśnie coś. Ale mniejsza, trudno. Na samym końcu znajdziemy krótką informację o autorce.
A właśnie, autorka. Jej debiut, który właśnie recenzuje należy do jednego z niewielu dobrych. Dopracowanych. Od razu autorka zaczarowała mnie słowem, wprowadziła w świat swoich bohaterów. Sprawiła, że żyłam razem z nimi. Nie izolowała mnie, wręcz przeciwnie. Styl pisarki jest prosty, wręcz banalny, aczkolwiek tak trafia do czytelnika, że zaraz skrada mu serce i nie pozwala odsunąć się od lektury na dłuższy czas. Krzyczy, by do niej wrócić jak najszybciej. To również zawdzięczamy ciekawej, oryginalnej fabule, która wciąga. Interesuje do tego stopnia, że nawet samemu nie chce się przerywać, tylko czytać dalej. Czytałam jak oczarowana i zdecydowanie czułam to, co czuła główna bohaterka. Może nie jest to jeszcze język, który łamie serce i zarazem je skleja, powodując radość. Nie, to jeszcze nie ten etap. Ale uwierzcie mi, jest to książka, którą wysoko bym postawiła, oczywiście w kategorii debiutów. Jestem zaintrygowana, bo wiem, że są trzy części tej serii, aczkolwiek w Polsce jest jak na razie jedna. Jestem przekonana, że jak wyjdzie kiedyś kontynuacja – z pewnością po nią sięgnę. Mam nadzieję, że autorka jeszcze lepiej napisała swoją powieść, pod każdym względem poprawiając siebie, zalety czy wady tej książki.
"Nikt nie wymawiał już mojego imienia. Nie było już Addie i Evy, Evy i Addie. Była już tylko Addie, Addie, Addie.
Jedna mała dziewczynka. Nie dwie."
Poznając główną bohaterkę, Addie to… coś we mnie pękło. Podzieliło się na pół. Hybrydy, czyli dwie części. Czyż nie tak miało być? Poznając Addie, poznałam również Evę i muszę przyznać, że to ta druga, uległa zyskała moją sympatię. Stojąc w położeniu Addie, ja wiem, że może jej być ciężko. Czułam każde emocje bohaterów i wiem, że sama będąc na jej miejscu nie wiedziałabym jak postąpić. Jednak tym razem, całe szczęście jestem na pozycji czytelnik i mam prawo wybrać sobie kogoś, kogo lubiłam najbardziej w tej historii. To Eva, która sporo mówiła w tej lekturze, pomimo iż hybryda, to oczarowała mnie i wydawała się inna od swojej siostry. Była zamknięta, która nie miała prawa wyjść i cieszyć się życiem jakkolwiek to rozumiejąc w ich położeniu. Było mi przykro i może dlatego, że ta druga była mocno ograniczona – ją polubiłam. Jednak tak samo zauważyłam było z Devonem, bratem Hally. Bardziej polubiłam jego hybrydę niż jego samego. Przyznam, że tutaj postacie są świetnie dopracowane, pod każdym względem i nie ma tutaj co zmieniać. Bohaterowie to wielki plus dla całości i uważam, że nie powinny zostać zmienione. Dobre są takie, jakie są. Dlatego choćby i nawet jeśli nie chcecie jej czytać, zastanówcie się proszę, bo dla samych bohaterów, warto ją przeczytać.
Wartka akcja sprawia, że kolejne kartki powieści przepływają nam przez palce w super szybkim tempie. Pierwsze strony mogą sprawić nam trudność pewnego rodzaju – bo są to słowa, użyte przez nowego pisarza, którego jeszcze nie znamy. Jednak później akceptujemy pisarkę i mkniemy dalej. Zaciekawiona dalszym losem Addie musiałam czytać dalej. Chciałam wiedzieć, co będzie dalej, czy ktokolwiek dowie się o ich sekrecie? Głównie to pytanie nie dawało mi spokoju i musiałam czytać. Zresztą nawet nie chciałam jej odkładać, bo tak polubiłam Evę, że smutno mi się robiło na samą myśl o tym, że musze ją opuścić. Czytając Co ze mnie zostało – w większości towarzyszył mi smutek. Smutek, bo jedna z nich mogła funkcjonować, druga była tylko myślami. Jak pomyślę, że my tak mielibyśmy mieć… nie, nie wiem, czy dałabym radę. Smutek co rusz ściskał mnie za serce i wiem, że kolejne części też mogą nie przynosić zbyt wielu radości, mimo wszystko chciałabym je poznać.
"Nigdy nie dowiedziałyśmy się, czego byśmy nie chciały.
Rozległ się zduszony krzyk.
Słabość...
Upadek.
Ciemność."
To powieść nie należąca do łatwych. Jest wręcz ogromnie trudna, do zrozumienia psychicznego. Do zaakceptowania drugiego „ja”, do dopuszczania go do świata żywych, chociaż Ty chciałabyś mieć większą kontrolę, przecież to Ty jesteś dominująca, prawda? Powieść to jedna wielka bitwa o przetrwanie. O siostrzanej miłości i wielkiej odwadze, która jest śmiertelnie niebezpieczna – dosłownie. Bolesna wędrówka o wolność, szczęście i siebie.
Reasumując stwierdzam, że to jeden z najlepszych wręcz debiutów, jakie miałam okazję przeczytać. Tak, dobrze czytacie. Wcześniej pisałam co innego, teraz stwierdzam coś innego. Ale pisząc dla Was o tej powieści, zrozumiałam, że historia Addie jest unikatowa. Jest jedną z historii, która szybko z głowy mi nie uleci, która zostanie zapamiętana. Że to historia to ciężka walka o siebie i życie. Tę książkę pochłania się w niesamowicie szybkim tempie, a pióro pisarki jest lekkie, proste w odczycie więc uważam, że nie ma przeciwwskazań do tego, by po nią nie sięgać. Uważam, że raczej zainteresuje wszystkich tych, którzy z miłą chęcią skupiliby by się na psychice, dla tych, którzy szukają czegoś oryginalnego i bolesnego zarazem. Ta powieść jest idealna. To polemika dusz. POLECAM.