Tego tytułu nie trzeba przedstawiać nikomu. Chociaż jestem fanką tradycyjnych baśni oraz bajek – a te raczej dla najmłodszych się nie nadają - tak równie mocno kocham Disneyowskie interpretacje! Choć do życia powołał Małą Syrenkę Hans Christian Andersen (w 1837 roku),tak rozpromowało ją studio Disneya. Historia straciła wtedy ciężki, melancholijny charakter, za sprawą zmienionego zakończenia na happy end oraz pominięcie wątku ceny, którą syrenka musiała zapłacić w pierwowzorze.
Komiks z kolekcji klasycznych baśni Disneya to adaptacja filmowego hitu z 1989 roku (!). Czytało się go wspaniale! Dosłownie płynęłam przez tę historię i na każdym kroku zachwycałam zarówno ilustracjami, jak i przekazem wypływającym z fabuły.
Piękna kreska, morał i płynące z niej ciepło przenosi nas z powrotem do dzieciństwa, kiedy to odkrywaliśmy pierwszy raz, kim jest Arielka i jak potoczą się jej losy. Choć znam tę historię na pamięć, to ponowna lektura i tak mnie wzruszyła! Piękna, magiczna i niezwykle poruszające historia o odwadze i miłości, dla której warto się poświęcić.