Najnowsze artykuły
- ArtykułyKsiążki o przyrodzie: daj się ponieść pięknu i sile natury podczas lektury!Anna Sierant5
- ArtykułyTu streszczenia nie wystarczą. Sprawdź swoją znajomość lektur [QUIZ]Konrad Wrzesiński37
- ArtykułyCzytamy w weekend. 10 maja 2024LubimyCzytać422
- Artykuły„Lepiej skupić się na tym, żeby swoją historię dobrze opowiedzieć”: wywiad z Anną KańtochSonia Miniewicz2
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Laurence Schifano
1
7,5/10
Pisze książki: biografia, autobiografia, pamiętnik
Ten autor nie ma jeszcze opisu. Jeżeli chcesz wysłać nam informacje o autorze - napisz na: admin@lubimyczytac.pl
7,5/10średnia ocena książek autora
14 przeczytało książki autora
55 chce przeczytać książki autora
0fanów autora
Zostań fanem autoraKsiążki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
Najnowsze opinie o książkach autora
Luchino Visconti. Ogień namiętności Laurence Schifano
7,5
Fascynująca historia, nie tylko o Viscontim, ale przede wszystkim o filmie. Język tej biografii jest bardzo wyrafinowany i intelektualny, dużo tu odwołań do literatury i muzyki oraz interpretacji filmów. Autorka dotarła do wielu źródeł, dzięki czemu dostajemy kompletny obraz epoki. Sam tytułowy bohater, mimo mnóstwa relacji o nim, które zebrała autorka, nie jest do końca postacią, z którą czytelnik mógłby się „zaprzyjaźnić”. Przez całą książkę jest Visconti totalnie obcy i daleki, choć jest niewątpliwie ciekawą, aczkolwiek dość antypatyczną postacią. Jak ktoś już wspomniał, brakuje zdecydownie dokładniejszego potraktowania życia uczuciowego reżysera i jego związków z mężczyznami (był gejem). Wiemy, że miał wielu przyjaciół, ale autorka gdzieniegdzie raczej sugeruje coś więcej niż przyjaźń. Nie dowiadujemy się jednak, jak on ich wszystkich traktował (to byli jego stali partnerzy czy tylko „friends with benefits”?) Uderza w tej książce brak relacji np. Helmuta Bergera, wielkiej miłości Viscontiego, o ich związku (domyślam się, że może nie ma nic dobrego na jego temat do powiedzenia). Wyczuwam tu jakąś cenzurę. Mimo to zdecydowanie polecam, nie tylko fanom Viscontiego, ale w ogóle włoskiego kina.
Luchino Visconti. Ogień namiętności Laurence Schifano
7,5
Biografie mają to do siebie że idealnie fałszują obraz człowieka z okładki. Poza tym ten porządek chronologiczny- fuj.
Książka o jakimś wrzeszczącym facecie co zawsze dostawał od swoich pracowników aktorów to, na czym mu zależało i kropka. Wszystko jedno czy czytam o guru biznesu czy o sławnym reżyserze, metody działania są zbliżone. Każdy kadr jest już dokładnie obmyślany zanim zdejmie się pokrowiec z kamery; aktor ma przyjąć, zrozumieć, wykonać. Konkretne oczekiwania i coś co podoba mi się- wymyślanie historii dla wybranego aktora, jak zadanie dodatkowe dla zdolnego ucznia.
Niewiele o samych filmach tylko echa z drugiego planu, albo to tylko ja odczuwam niedosyt. Bo aż we mnie coś podskakuje ze zniecierpliwienia żeby zobaczyć nowe filmy („Ludwig” idzie na pierwszy ogień) albo już znane oczyma innych. A szczególnie te oczy innych są ważne bo historie które wymyśla V. dla mnie są skrajnie przygnębiające- zazwyczaj o ludziach których błędy spowodowane tym, że nie widzą, nie wiedzą, powodują cierpienia innych ludzi z ich najbliższego otoczenia. Ciągle próbuje mi tłumaczyć skąd się bierze brak poczucia szczęścia w człowieku. Od nowa. Od podstaw. Drukowanymi.
O operze, o La Scali, o Marii Callas i Viscontim- o cudownym spotkaniu dwojga pasjonatów.
Trochę Włoch ale rozlaźniętych i niespójnych. Czyli pewnie prawdziwych ale ja ich nie potrafię odczytać. Trochę Mediolanu- jakiś osobliwy miks niemiecko-włoski jakby materia i antymateria nagle dogadały się ze sobą i założyły miasto. I jeszcze ta polka galopka przez osiemset lat historii rodziny- z książki chlustają krew i trucizny, błyskają noże i kawałki ciał rozszarpywanych przez psy strasznie to interesujące, naprawdę.
Książka to korowód cekinów, baletów, sycylijskich upałów, mediolańskich mgieł a jeszcze na wierzch jak diabeł z pudełka wyskakuje Tomasz Mann; a ja głupia już łyknęłam wersję biografii człowieka pełnego pasji i namiętności; Mann kojarzy mi się z hamletyzowaniem (z pieprzeniem w bambus z którego nic nie wynika) nie z emocjami nadającymi życiu pęd. Nazywają to dekadencją. Bo o upadku, rozpadzie podstawowej rzeczy- rodziny; a mi brakuje tam nudy. Dla mnie ona jest warunkiem koniecznym istnienia dekadentyzmu. A w tych filmach więcej jest oślepiającej pasji i rozpaczy niż świadomości rozkładu. Rozkład to rezultat wiąże się nie z epoką, tylko zwyczajnie- z brakiem miłości.
Awanturki, wrzaski, przekleństwa V. wszystko to tak dla draki, dla wywołania efektu porozumienia. Największą tajemnicą jest to właśnie- jak można się tak pieklić i być tak lubianym. Nie ma w nim ani kropli łagodności; jest skowyt i zmysł estetyki wymieszane na gładką masę.
Chronologicznie ułożona, mdła biografia a cudownie brakuje jej jednoznaczności. Aż miło. (Prawi banały o niebanalnym, przynudza o ciekawym). Mam chęć poszukać odpowiedzi co sprawia że pisząc książkę jej temat tak zauroczył autorkę że stara się schować przedmiot opowieści bo pomiędzy freudoandronami błyska coś co sprawia że chce się oglądać, słuchać i czytać dalej i więcej.