Z wykształcenia jest nauczycielem, z zawodu oficerem WOP i dziennikarzem. Pasjonuje się górami i morzem oraz wywiadu i kontrwywiadu. Przez połowę swojego życia biegał po granicy państwa za ludźmi, którzy nie chcieli się z nim spotkać, a także wspinał się na szczyty górskie i pływał po różnych akwenach. Teraz stara się opowiedzieć Czytelnikom o tym w co był zamieszany a z czego jeszcze nie zrezygnował. Jest autorem kilkuset reportaży, kilkudziesięciu opowiadań, kilkunastu wierszy i kilku książek.http://www.piecuch.pl
Nie mogłam nigdy przełknąć sympatii autora wobec Balcerowicza czy bezkrytycznego podejścia do KK w historii PRL, ale muszę przyznać, że lekkie pióro ma.
Książeczka powinna przede wszystkim pomóc ludziom, którzy potrzebują podstawowego przeszkolenia w kwestii buszowania po ogołoconych archiwach - czyli praca pożyteczna.
Pan H. Piecuch jest również wyśmienitym gawędziarzem, używa języka uważanego za potoczny, a czasem nawet opatruje tekst wulgaryzmami, co... absolutnie nie razi!
W swoim stanowisku jest przesadny i za cel nadrzędny postawił sobie obrzydzenie czytelnikowi służb bezpieczeństwa, zniżając pracę takich ludzi wręcz do poziomu prostytucji. Weźmy to w nawiasy.
Jednocześnie dokonuje bardzo interesujących ocen różnych zjawisk, wydarzeń (tutaj jesteśmy z autorem może nie tyle po dwóch stronach barykady, co ja po prostu nie udaję, że choćby wspominane przez niego wydarzenia roku 1968 to nie objaw polskiego antysemityzmu, co akt oczyszczania naszego udręczonego kraju z NKWD).
Książka jest krótka (217 stron),ale mogłabym o niej pisać wiele. Prawdę mówiąc, nie chce mi się, bo sama ocena powinna zachęcić czytelników zainteresowanych tematem pracy służb bezpieczeństwa w bloku socjalistycznym, do zgłębienia jej. Serio polecam. Przydatna w wielu sytuacjach.
[...]
Człowiek w chwilach ostatecznych powinien mieć ładne myśli.
[...]
— Ty masz cholerny żal do ludzi. Zawiodłeś się na nich, co?
— Nie masz racji. Chyba jej nie masz — powiedziałem bez przekonania. — To fakt,
zawiodło mnie wielu, a ja chciałbym być trochę mniej zawodnym od tych „zawodników”.
— Zostańmy przyjaciółmi.
— Na jak długo?
— Do końca.
— O, to możemy. Nie zdąży nas ta przyjaźń zmęczyć. To nie potrwa długo.
Przeczytana w ramach uzupełnienia informacji do książki Przemysława Semczuka pt. "Tak będzie prościej", ale i tak wciągająca 😉