Piknik w Prowansji Elizabeth Bard 6,3
ocenił(a) na 67 lata temu Gdy zobaczyłam tę wakacyjną okładkę, wiedziałam, że koniecznie muszę przeczytać tę książkę. Chociaż do mojej decyzji przyczyniła się także sama fabuła – dawno nie czytałam powieści obyczajowej napisanej w formie wspomnień autorki i nigdy nie czytałam powieści, w której byłyby zamieszczone, wypróbowane przez samą pisarkę, przepisy. Zapowiadało się smakowicie – dlatego postanowiłam zaryzykować!
Elizabeth Bard była studentką historii sztuki. Swoje życie miała w znacznym stopniu zaplanowane, wiedziała, co chce robić i gdzie pracować. Jednak nie przewidziała, że jej plany potoczą się zupełnie inaczej… Na studiach w Londynie poznała Gwendala, francuza, a weekend w Paryżu zapoczątkował ich związek i miłość Elizabeth do Francji. Wspólnie z Gwendalem zamieszkała w Paryżu, jednak gdy zaszła w ciążę – w jej życiu pojawiła się kolejna zmiana – weekend w Céreste, w Prowansji, okazał się początkiem nowej przygody, w nowym mieszkaniu, z małym dzieckiem, z dala od Paryża, w dodatku… na wsi.
„Im dłużej przebywam na obczyźnie, tym wyraźniej dociera do mnie, że domem może być zarówno coś tak wielkiego jak kraj, coś tak czczonego jak świątynia i coś tak prostego jak zwykłe ciasto.”
Nie mogło być inaczej – jako że Elizabeth uwielbia przyrządzać różne smakowite dania – wspomnienia autorki przeplatają się z przeróżnymi przepisami (niektóre są typowe dla tych z Prowansji, inne autorka pamięta z kuchni z lat dziecięcych). Czytając je, potrawy wydają się bardzo smakowite, choć pewnie nie wszystkie udałoby mi się zrobić samej w domu, ponieważ nie wszystkie składniki jestem w stanie zdobyć. Niektóre ze składników są typowe dla Francji, w Polsce można by znaleźć je chyba tylko w jakichś wyszukanych sklepach. Ale mimo to, może kiedyś będę miała okazję skosztować te francuskie smakołyki – po przeczytaniu opisów mam na nie wielką ochotę.
Dzięki tej książce można poznać jednak nie tylko egzotyczne francuskie przepisy, ale także można wiele dowiedzieć się o różnicach życia we Francji i w Stanach Zjednoczonych (ponieważ Elizabeth pochodzi z Ameryki). A dokładniej – można przeczytać między innymi o tym, jak to jest, że Francuzki rzeczywiście nie tyją, jak przebiega ciąża kobiet we Francji, które zaraz po porodzie mieszczą się w jeansy, te, które nosiło się przed ciążą. Jak wygląda życie w malowniczej wsi w Prowansji i jak cenni mogą być tamtejsi sąsiedzi… Ale to tylko część ciekawostek, o których można przeczytać w tej książce.
„Czasami postęp wcale nie jest postępem. Czasami, żeby zrobić krok do przodu, trzeba najpierw obejrzeć się za siebie.”
Prawdę mówiąc, gdy zaczęłam czytać tę książkę, niespecjalnie przypadła mi do gustu. Po przeczytaniu kilku stron pomyślałam sobie „Kolejna osoba, która chce zaistnieć pisząc o sobie, czyli właściwie o niczym”. Jednak z czasem, gdy przeczytałam coraz więcej, wspomnienia stawały się coraz bardziej ciekawe. Może to dlatego, że w życiu Elizabeth zaczęło się „coś” dziać (a nie, jak na początku książki – oczekiwanie na dziecko i przeprowadzka). Od połowy książki nie mogłam się od niej oderwać, tak, że w jeden dzień przeczytałam 200 stron…
Czasami jednak warto czytać uważnie i cierpliwie. A nuż dowiemy się czegoś nowego, ciekawego. Czasami 400-stronicowa powieść wspomnieniowa przeraża, ale na myśl, że dzięki niej mamy okazję poznać Paryż, Prowansję i kilkadziesiąt wyjątkowych przepisów – książka sama wpada do ręki i z zainteresowaniem zaczynamy czytać.