O podejściu historyka do religii Arnold J. Toynbee 5,0
ocenił(a) na 610 tyg. temu Ciekawą próbą, spojrzenia na problem religii monoteistycznych. Autor umieszcza je na liście „wyższych religii światowych". Czytana dwie olimpiady temu. Mniej więcej.
Główne tezy.
Jeżeli istnieją różne religie ( również monoteistyczne) to więcej je łączy, niż dzieli.
Religie składają się z ziarna i plew. Ziarna to istotne rady i prawdy, Plewy to praktyki i twierdzenia.
Prawdy są ważne we wszystkich czasach i miejscach. Plewy są w zasadzie przypadłościami epoki. Przy czym wiedza historyczna, nie dość, że ma problemy z samą religią i jej całokształtem, to rola sita w jaką chce się wcielić i oddzielającą plewy od ziarna jest po prostu naiwnością. Muszą one raczej ze sobą współżyć.
Różnorodność światów religii – zdaniem Toynbee – jest efektem ich podroży.
Każda z powstających religii jest trochę dzieckiem swojego czasu i miejsca. I tym samym musi uwzględnić przy projektowaniu swojej prawdy, prawdę starszej religii. Starsza religia musi odcisnąć swoje piętno na religii wyższej. Przy czym z reguły funkcjonują te stare w ramach nowej religii ze statusem plew.
Owszem, mogłaby istota religii wyższej zrezygnować z kompromisu ze światem starej religii, ale: albo nigdy nie dotarłaby do nowych słuchaczy; albo przebiegałby ten proces bardzo opornie.
Problem ten pojawił się przy okazji posługi misjonarskiej na terenach zaoceanicznych.
Jezuici twierdzili, że trzeba być elastycznym. Franciszkanie i dominikanie raczej nie.
Przy czym strategia jezuitów była dwutorowa. Pozbawiamy chrześcijaństwo naleciałości świata zachodniego, ale akceptujemy jednak rekwizyty rodzimych cywilizacji.
Było różnie, ale strategia raczej słuszna.
I kończąc moje impresje po niegdysiejszej lekturze książki angielskiego historyka, podpieranej sporą ilością podkreśleń i i wykrzykników, to Toynbee uważa, że to, co różni te wszystkie religie to świat zjawisk (czyli plewy),które jakoś możemy opisać, nazwać, wytłumaczyć, zrozumieć, ale jest cała masa zjawisk których nie postrzegamy, ani tym bardziej nie możemy zrozumieć i ten trudny do nazwania i zdefiniowania świat łączy w zasadzie wszystkie wyższe religie. Plewy są różne, ale jednakowe ziarno łączy chrześcijanina, wyznawcę judaizmu, islamu, buddystę, wyznawcę hinduizmu.
I jest to świat, który stanowi tajemnicę. Toynbee nazywa ten świat „duchową Realnością”.
Jedyna rzecz tej duchowej Realności, której człowiek może być pewny to fakt, że „człowiek nie jest największą duchową obecnością we wszechświecie”.
I jeżeli uświadomi sobie człowiek tę prawdę, to celem jego starań będzie doprowadzenie do harmonii ze światem duchowej Realności. Światem Boga, Jahwe, Allaha, Mazdy, bogów hinduizmu, Zaratusztry, Buddy (buddyzm mahajany).
Oczywiście chrześcijanin z Bogiem, Żyd z Jahwe, Muzułmanin z Allahem itd., itd.
I w ten sposób zakończyłem przybliżanie treści owej niepozornej książeczki.
Oczywiście nie jest to do końca mój świat, ale kilka tez…
Ale jakby się ktoś nudził, to polecam.
Może nie ekscytująca, ale na pewno lepsza niż „taka sobie”.