Oficjalne recenzje książek
Najnowsze artykuły
- ArtykułySpecjalnie dla pisarzy ta księgarnia otwiera się już o 5 rano. Dobry pomysł?Anna Sierant1
- ArtykułyKeith Richards, „Życie”: wyznanie człowieka, który niczego sobie nie odmawiałLukasz Kaminski2
- ArtykułySzczepan Twardoch pisze do prezydenta. Olga Tokarczuk wśród sygnatariuszyKonrad Wrzesiński18
- ArtykułySkandynawski kryminał trzyma się solidnie. Michael Katz Krefeld o „Wykolejonym”Ewa Cieślik2
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Rudolf Hoess
Źródło: wikipedia
Znany jako: Höß, Höss
3
6,8/10
Urodzony: 25.11.1900Zmarły: 1947 (data przybliżona)
Rudolf Franz Ferdinand Höß SS-Obersturmbannführer, komendant niemieckiego obozu koncentracyjnego Auschwitz-Birkenau w latach 1940-1943. Członek NSDAP (numer legitymacji partyjnej 3 240) i SS (numer ewidencyjny 193 616).
6,8/10średnia ocena książek autora
515 przeczytało książki autora
805 chce przeczytać książki autora
1fan autora
Zostań fanem autoraSprawdź, czy Twoi znajomi też czytają książki autora - dołącz do nas
Książki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
Autobiografia Rudolfa Hössa komendanta obozu oświęcimskiego
Rudolf Hoess
6,4 z 166 ocen
506 czytelników 21 opinii
2003
Wspomnienia Rudolfa Hoessa, komendanta obozu Oświęcimskiego
Rudolf Hoess
7,0 z 73 ocen
238 czytelników 5 opinii
1989
Powiązane treści
Najnowsze opinie o książkach autora
Auschwitz w oczach SS Pery Broad
6,9
Książka z gatunku tych, których normalny człowiek nie jest w stanie ocenić słowami: „dobra” lub „zła”. Już sam fakt, że są to wspomnienia trzech zwyrodnialców „zatrudnionych” w miejscu które były więzień Oświęcimia Wiesław Kielar nazwał Anus mundi (odbyt świata) wiele mówi o jej treści.
Muszę przyznać, że kilka lat temu spędziłem cały dzień na zwiedzaniu tego obozu i wyszedłem z niego kompletnie rozbity, a było to kilkadziesiąt lat po jego wyzwoleniu. Chodząc między budynkami i barakami nie mogłem sobie wyobrazić, jak obsługa administracyjna (w szerokim tego słowa znaczeniu) i strażnicy mogli tam spędzać kolejne dni, patrzeć na otaczający ich horror a potem wracać spokojnie do swoich rodzin i bliskich.
Przeczytałem na temat obozów koncentracyjnych wiele książek, ale te wspomnienia była do mnie kompletnym szokiem. Nie spodziewałem się takiego wyzucia z emocji. Pierwszy komendant obozu Rudolf Höss, podoficer SS z obozowego gestapo Pery Broad i lekarz SS - Johann Paul Kremer opisali w niej swoja służbę. Dwa dokumenty wchodzące w skład tej książki stanowią wspomnienia spisane już po wojnie. Jedynie zapiski Kramera są swego rodzaju prywatnym pamiętnikiem spisywanym na bieżąco w czasie „pracy”. To właśnie ten dokument był dla mnie największym wyzwaniem, choć nie ma tam brutalnych opisów, a może właśnie dlatego że ich tam nie ma. Lekarz SS przedstawia systematyczne mordowanie więźniów, selekcje, gazowanie bez nawet najmniejszej dawki emocji. Pokuszę się wręcz o stwierdzenie, że bardziej by go poruszył brak urozmaiconego dwudaniowego obiadu czy też czystego munduru lub kitla, niż udział w selekcji dokonywanej na rampie.
Książka ciężka w odbiorze, niewielka objętościowo ale za to bardzo bogata w treść poznawczą mentalności oprawców zajmujących się codzienną eksterminacją więźniów. Myślę, że jest to dokument z treścią którego mimo wszystko trzeba się zapoznać aby opisane w nim wydarzenia nigdy więcej się nie powtórzyły.
Auschwitz w oczach SS Pery Broad
6,9
Każdy, kto czytał "Rozmowy z katem" Kazimierza Moczarskiego czy osławioną pracę Hannah Arendt "Eichmann w Jerozolimie" lub przynajmniej choć trochę interesował się procesem norymberskim, miał okazję doświadczyć tej dziwnej konfuzji, tego zdumiewającego dysonansu poznawczego, że oto spodziewał się zobaczyć w niemieckich zbrodniarzach upiorne potwory, przerażających psychopatów, a tymczasem okazali się oni tacy zwykli, tacy trywialni. Właściwie, poza tym jednym „szczegółem”, że z zimną krwią uśmiercali tysiące istnień, nic ich od nas, przeciętnych zjadaczy chleba, nie różniło. Byli to przeważnie ludzie praktyczni o mentalności urzędników, zaangażowani w swoją „służbę”, którą pojmowali jako wywiązywanie się z zadań natury organizacyjnej, w duchu posłuszeństwa nadrzędnym organom i racjom. Ponadto starali się być dobrymi ojcami i mężami. I przeważnie takimi byli.
Zaskoczenie? Dezorientacja? Oburzenie? Jak ustosunkować się do takiej sytuacji? Jak pojąć mentalność i motywy ludobójców, którzy w niczym nie przypominają demonów? Odpowiedź Hannah Arendt: Zło nie jest spektakularne, nie ma w sobie nic z efektowności. Zło, jakkolwiek straszliwe w swoich skutkach (działaniach),w przyczynach (sprawcach działań) – okazuje się banalne i płaskie. Podobnie Simone Weil: „wyimaginowane zło (znane z literatury, sztuki, ludowych podań, sennych fantazji) jest romantyczne i wielobarwne, podczas gdy zło prawdziwe jest ponure, monotonne, jałowe i nudne”.
Książka „Oświęcim w oczach SS” zawiera relacje trzech esesmanów – komendanta KL Auschwitz Rudolfa Hössa, funkcjonariusza obozowego Gestapo Pery’ego Broada oraz lekarza Johanna Paula Kremera.
Wspomnienia tych zbrodniarzy są godne uwagi z wielu powodów. Przede wszystkim dlatego, że stanowią głos katów (takich świadectw mamy niewiele, większość to relacje ofiar). Dają wgląd w psychikę hitlerowskich oprawców, umożliwiając spojrzenie na oświęcimskie piekło z ich perspektywy, dzięki czemu obraz Oświęcimia się dopełnia, jakkolwiek obrazoburczo to brzmi. Co więcej, jest to perspektywa przekrojowa – reprezentatywna dla całego społeczeństwa niemieckiego, zarażonego narodowym socjalizmem. Mamy bowiem do czynienia z przedstawicielami aż trzech pokoleń – Broad to dwudziestolatek, Höss jest w sile wieku, zaś Kremer zbliża się do sześćdziesiątki. Każdy pełni w lagrze inną funkcję: komendant – administracyjno-kierowniczą, Broad – wykonawczą (można by rzec – policyjną),natomiast lekarz – medyczną i „naukowo-badawczą” (co w praktyce oznaczało selekcję i okrutne eksperymenty na więźniach). Te pamiętniki należy również traktować jako niezamierzony akt samooskarżenia, mimowolny „dowód w sprawie”. I wreszcie jako wstrząsające memento, surową i bolesną przestrogę.
Zatrzymajmy się przy Hössie, gdyż jego postać jest najbardziej znacząca. Pisał swoje wspomnienia zaraz po wojnie, w krakowskim więzieniu, w oczekiwaniu na wyrok. Jak wyznał nakłonił go do tego „ludzki stosunek”, z jakim się tam spotkał. Sędzia śledczy Jan Sehn oraz psychiatra Stanisław Batawia, którzy stali za tą decyzją, twierdzili, że świadectwo Hössa jest szczere. Sam autor deklarował, że niczego nie chce zatajać. W rzeczywistości jednak wiele przemilczał, na co zwraca uwagę były oświęcimski więzień Jerzy Rawicz (autor przedmowy do pamiętników). Przemilczenia i wypaczenia dotyczą przede wszystkim kwestii odpowiedzialności komendanta. Z jednej strony otwarcie pisze o tym, jak funkcjonowała fabryka śmierci i jak okrutni i zdemoralizowani byli esesmani, z drugiej – konsekwentnie pomniejsza swą rolę w realizacji planu zagłady. Sprowadza się do poziomu wykonawcy rozkazów. O tym, do czego osobiście doprowadził w Auschwitz mówi tak jak my mówimy o nieuchronnym losie, o czymś, na co nie mamy wpływu. Używamy wtedy często sformułowania „siła wyższa”. Höss ujmował to całkiem podobnie, przy czym za „siłę wyższą” uznawał przywódców III Rzeszy:
„Osoba Reichsführera SS (Himmlera) była nietykalna. Jego zasadnicze rozkazy wydawane w imieniu Führera były święte. Nie było możliwości zastanawiania się nad nimi i interpretowania ich. Nie było ani jednego oficera SS, który by mógł odmówić wykonania rozkazu, rozkaz Führera był zawsze słuszny”.
Narracja komendanta jest przeważnie chłodna, rzeczowa. Höss pisze dużo i precyzyjnie o strukturze obozu, o sprawach związanych z biurokracją, zaopatrzeniem, kadrami, podziałem pracy. Jego misją była organizacja i rozbudowa obozu, w czym wykazywał wielkie zaangażowanie: „Istniało dla mnie tylko jedno: posuwać się w pracy jak najszybciej naprzód, aby stworzyć lepsze warunki i móc wykonywać otrzymane rozkazy”.
Komfort "pracy" mąciło Hössowi poczucie, że jednak w komorach gazowych rozgrywają się dantejskie sceny. Wiedział i widział, że „robota” nadzorców jest wyjątkowo ciężka, że nie bez powodu znieczulają się oni litrami alkoholu, a nawet popełniają samobójstwa. Sam musiał uczestniczyć w niejednej „akcji specjalnej”, żeby jako komendant dać przykład („Musiałem pokazać wszystkim, że nie tylko wydaję rozkazy i zarządzenia, lecz także jestem osobiście przy ich wykonywaniu tak jak wymagałem tego od innych”).
Oto bodaj najbardziej wstrząsająca scena przedstawiona w książce:
„Pewnego razu dwoje małych dzieci tak pogrążyło się w zabawie, że matka nie mogła ich od niej oderwać. Nawet Żydzi z Sonderkommando nie chcieli zabrać dzieci. Nigdy nie zapomnę błagającego o zmiłowanie spojrzenia matki, która wiedziała, o co chodzi. Ci, którzy już byli w komorze zaczynali się niepokoić – musiałem działać. Wszyscy patrzyli na mnie. Skinąłem na podoficera służbowego, a ten wziął opierające się dzieci na ręce i zaniósł je do komory wśród rozdzierającego serce płaczu matki idącej za nimi. Najchętniej zapadłbym się pod ziemię pod wpływem współczucia, ale nie wolno mi było okazać najmniejszego wzruszenia”.
W jakim celu komendant KL Auschwitz napisał swój pamiętnik? Katarktycznym, terapeutycznym, dokumentalnym? Chciał się oczyścić, przeprosić, dać świadectwo prawdzie? Z jego relacji wcale nie wynika, że czuł się winny. Najwyżej w jakimś małym stopniu odpowiedzialny za coś, co wymknęło się spod kontroli (poszło „nie tak”),ale co w swych podstawach uważał za słuszne. Sprawca bez winy – tak bym to określił.
Co więcej – zastosował pewien, jak się okazało dość typowy dla nazistów, manewr psychologiczny. Mianowicie on kat sugerował, że właściwie sam był ofiarą. Był ofiarą, ponieważ przymuszano go do „przebywania wśród odrażającego odoru wydobywającego się przy rozkopywaniu masowych grobów i palenia zwłok” czy „przyglądania się śmierci przez okienko komory gazowej”. Zgodnie z tą skandaliczną logiką – zamęczonych więźniów należałoby uznać za ofiary ofiar. Innymi słowy: w obozie cierpieli wszyscy, zatem esesmani również zasługują na współczucie i wyrozumiałość.
Obcowanie z literaturą obozową jest dla psychiki obciążające i wyczerpujące, ale co jakiś czas po prostu konieczne. Każdy świadomy i wrażliwy człowiek powinien znać przynajmniej kilka świadectw czasów pogardy i do nich powracać, żeby nigdy nie zapomnieć o okrucieństwie, do jakiego my ludzie jesteśmy niestety zdolni. Krew ofiar Auschwitz wciąż woła do nas, domagając się nie tyle pomsty, ile pamięci. Tylko dzięki mądrej, czułej pamięci mamy szansę ustrzec się przed rozpętaniem podobnego pandemonium w przyszłości. „Co raz stało się rzeczywistością, zawsze pozostanie możliwe” – dlatego bądźmy czujni i nie zapominajmy.