Najnowsze artykuły
- ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik234
- ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
- ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński40
- ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant13
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Frank Farrelly
1
7,2/10
Pisze książki: nauki społeczne (psychologia, socjologia, itd.)
Ten autor nie ma jeszcze opisu. Jeżeli chcesz wysłać nam informacje o autorze - napisz na: admin@lubimyczytac.pl
7,2/10średnia ocena książek autora
34 przeczytało książki autora
127 chce przeczytać książki autora
0fanów autora
Zostań fanem autoraKsiążki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
Najnowsze opinie o książkach autora
Terapia prowokatywna Frank Farrelly
7,2
Czy terapeuta musi być śmiertelnie poważny? Współczujący i empatyczny? A może zdynstansowany?
Frank Farelly prezentuje nam swoje podejście do terapii i pacjentów. Czasem zabawne, prowokujące i śmieszne. Czasem bezpośrednie, wręcz bezczelne. Za to zawsze z wielkim sercem i wiarą w ludzi i ich potencjał.
O odkrywaniu metody prowokatywnej i jej skuteczności z pierwszej ręki - od jej twórcy. W wielu miejscach ubawiłem się setnie, czytając opisy interwencji terapeutycznych oraz reakcje pacjentów. Warto przeczytać, choćby raz :)
Terapia prowokatywna Frank Farrelly
7,2
Książka ma bardzo fajne przykłady. Dla nich naprawdę warto ją przeczytać. To takie interwencje terapeutyczne, które są i zabawne i pouczające, i intuicyjnie trafne. Wszystko to jest świeże. Niektóre sformułowania także zapadły mi w pamięć – np. „Czułem się jakbym brodził po kolana w diamentach”.
No ale książka ma także sporo minusów. Na przykład tytuł jest zupełnie nietrafiony. Nie ma czegoś takiego jak „terapia prowokatywna” – to jest zestaw różnych chwytów, technik, które w odpowiednich warunkach i przy spełnieniu wielu ważnych reguł terapeutycznych mogą przynieść uzdrawiający efekt. Ale to tylko zestaw różnych instrumentów. Za tym nie stoi żadne specyficzne czy oryginalne rozumienie ludzkiej natury, żadna teoretyczna koncepcja, nic takiego. Dlatego nie jest to żadna „terapia” ale raczej zestaw technik. Weźmy na przykład terapię psychodynamiczną lub terapię Lowena, logoterapię, terapię poznawczą, humanistyczną, ericksonowską czy behawioralną, a nawet NLP itp. – to są naprawdę terapie – bo one również oferują różne techniki terapeutyczne, ale prócz tego (albo raczej „ponadto”) postulują jakiś specyficzny sposób rozumienia ludzkiej natury, mechanizmów psychologicznych itp. Dlatego wnoszą o wiele więcej wiedzy niż „terapia prowokatywna”, w której nic takiego nie ma. Dlatego tytuł jest mylący i zdecydowanie na wyrost.
Druga uwaga jest taka, że podejście autora jest nieprofesjonalne. „Nieprofesjonalne” w tym sensie, że każdy profesjonalista wie jakie są ograniczenia jego metody, wie gdzie ich nie można lub nie powinno się stosować. Tutaj nic takiego nie ma. Nie ma świadomości ograniczenia własnego podejścia. Nie dziwię się – gdy nie ma się jakiejś spójnej koncepcji ludzkiej natury, to działa się trochę „na ślepo” – prowokując zmiany, ale nie wiedząc do końca gdzie one zaprowadzą.
Na przykład wygląda na to, że zestaw tych technik terapeutycznych nie da się stosować do dzieci, a przynajmniej jest ryzyko, że dzieci nie wyłapią sarkazmu, żartu, życzliwej kpiny itp. Zresztą autor chyba sobie z tego zdaje sprawę, bo w książce w ogóle nie ma ani jednego przykładu interwencji wobec dziecka. A jednak nic otwarcie na ten temat nie pisze. To jest wada, bo wydaje się, autor nie uświadamia sobie ograniczeń swoich metod. A to też jest niebezpieczne.
Drugie ograniczenie: te techniki zbudowane są w oparciu o kontakt z pacjentami szpitalnymi. To znaczy przypadki są ciężkie, często chroniczne, ale najważniejsze, że pacjent jest zależny od terapeuty w bardzo wysokim stopniu - po prostu jest ubezwłasnowolniony przynajmniej po części. Autor wydaje się też uważać, że realna pomoc polega między innymi na tym, ze pacjent nie wraca do szpitala. Ma to sens. Ale w takich warunkach prowokowanie, obrażanie, wykpiwanie itp., muszą być inaczej przeżywane przez pacjentów niż w warunkach, w których klient przychodzi na terapię i płaci ciężkie pieniądze za wyleczenie. To inne ograniczenie, o którym w książce nie ma ani słowa.
Jeszcze inne pytanie dotyczy poziomu intelektualnego pacjentów odnoszących korzyści z tej "terapii". Pacjenci instytucji rekrutują się z reguły z dołów społecznych, podobnie jak chorzy psychicznie. Takie są statystyki. Czy ludzie o ponadprzeciętnej inteligencji odnieśliby korzyści z tej terapii? Albo raczej, czy żywią przekonania, które tak łatwo wystawiają się na wyśmianie? Pytanie otwarte.
Kolejną moją myślą, która się wykluwała w trakcie czytania książki jest kamuflowana frustracja wynikająca z pracy z bardzo zaburzonymi pacjentami. Czy terapia prowokatywna nie jest po części motywowana "radosnym sadyzmem". Albo czasem po prostu sadyzmem? Każdy, kto pracuje z mocno zaburzonymi osobami zna to uczucie, kiedy to się chce drugim człowiekiem po prostu potrząsnąć lub wręcz strzelić go w gębę. Autor bardzo podkreśla swój głęboko życzliwy stosunek do pacjentów. Dobrze, dobrze. Jak jednak odróżnia "terapeutyczną złośliwość" od "czystej, bezinteresownej złośliwości". Takie pytanie w książce nie pada. I to mnie niepokoi.
Ostatnia uwaga dotyczy tej części treści książki, która nie przedstawia przykładów, ale rozważania autora i własne refleksje, czy komentarze do nich. To jest zupełnie nudna część. Można bez żalu i szkody po prostu ominąć wszystkie te dodatkowe „wyjaśnienia”. Cóż, jest jeszcze jeden problem – książka trąci myszką. Te teorie, które autor przywołuje bardzo się zestarzały, jego interpretacje własnych interwencji są rodem sprzed przewrotu kopernikańskiego w psychologii. Po prostu stare, niezgrabne, sztuczne wręcz i posiłkujące się terminami, które na siłę są wciskane do interpretowania przypadków. Wszystkie te wady zwalam na grzech główny „terapii prowokatywnej” – to nie jest żadna terapia, to jest skrzynka z interesującymi narzędziami.
Podsumowując: Fajne, oryginalne i świeże przedstawienie rzemieślniczych technik terapeutycznych. Słaby poziom abstrakcyjny. Nudne wyjaśnienia. Generalnie warto przeczytać, dlatego stawiam ocenę "dobra".