Spadkobierca z Kalkuty Robert Sztilmark 7,6
ocenił(a) na 107 lata temu Książka, która zadowoli nie tyko młodzież ale i dorosłych, lubiących przygody, zwłaszcza morskie, z wątkami sensacyjnymi.
Niesamowita opowieść, pełna zwtotów akcji, dziejąca się w XVIII wieku, przez kilkadziesiąt lat, w czasach niespokojnych, kiedy przez niemal wszystkie kraje Europy i świata przetaczały się zawieruchy. W czasach kiedy jedni się bogacili a drudzy popadali w nędzę, kiedy większość spraw załatwianych było szpadą, pistoletem lub sakiewką pełną dukatów i kiedy w każdej chwili można było stracić życie a w społeczeństwie liczyły się tytuły i majątki, bez względu w jaki sposób zdobywane.
Nie sposób wymienić wszystkich bohaterów, gdyż są ich mnóstwo. Spotkamy tu wyjątkowe czarne charaktery, złoczyńców, oszustów i bandytów, ludzi rządnych władzy i pieniędzy ale także ludzi honoru, dumnych i szlachetnych . Gdzie miłość i przyjaźń przeplata się z nienawiścią i zemstą.
Na tle głównego wątku sensacyjnego, przywłaszczenia cudzego dziedzictwa, oraz barwnych przygód pirackich ze spektakularnymi bitwami morskimi, ukazane są ważne wydarzenia społeczno-historyczne. A więc wyłapywanie i handel niewolnikami w Afryce, rewolucja przemysłowa w Anglii, tworzenie się ruchu luddystycznego, który uważał, że główną przyczyną bezrobocia i nędzy robotników jest wprowadzenie maszyn w fabrykach oraz okrutny wyzysk dzieci (parlament angielski w 1771 r. zalegalizował pracę 5-letnich dzieci w fabrykach). Jak również walkę kolonistów na ziemi amerykańskiej z żołnierzami Króla Jerzego III o wolne Stany Ameryki, gdzie po obu stronach wykorzystywani byli Indianie. Piraci, tzw. kaperzy pracowali dla rządów, głównie angielskiegi i francuskiego. Niemałą rolę w tych czasach odgrywalo duchowieństwo, protestanci i jezuici, którzy popierali zło i doczesne wartości, pomnażając kościelne bogactwo na Chwałę Chrystusową.
Jednym słowem powieść wielowątkowa i barwna a chociaż intryga sensacyjna wydaje się nieprawdopodobana, czyta się z zapartym tchem. Pamiętam, że w młodości polowałam na tę książkę ale niestety wtedy nie udało się.
Ciekawostką jest, że Robert Sztilmark (1909-1985) rosyjski dyplomata, dziennikarz i topograf, napisał ją w 1951 roku w łagrze sowieckim, na dalekiej północnej Syberii, na zlecenie dozorcy, który chciał wydać ją pod swoim nazwiskiem ( wikipedia). Nie wiemy natomiast za co został skazany. Po jej wydaniu został uwolniony i otrzymał sowite honorarium.
Fascynujące jednak jest to, że pisał w zamknięciu, bez jakichkolwiek pomocy naukowych i geograficznych, opierając się tylko na swojej pamięci, umieszczając akcję w dokładnych ramach czasowych i historycznych.
Serdecznie polecam.