Za sprawą nocy Thomas Glavinic 6,1
ocenił(a) na 95 lata temu Chcę być
Robert Neville, bohater „Jestem legendą” Richarda Mathesona, jedyny ocalały z ogólnoświatowej pandemii, za dnia krąży po opustoszałym mieście, a w nocy barykaduje się w mieszkaniu. Po zachodzie słońca zaczyna się horror – ludzie, zamienieni przez wirusa w wampiry, wychodzą na żer. Neville każdej nocy walczy o życie. Bardzo podobna sytuacja ma miejsce w powieści austriackiego pisarza, Thomasa Glavinica – „Za sprawą nocy”. Są jednak dwie różnice – największym wrogiem głównego bohatera nie są wampiry, lecz on sam, a walka nie toczy się o życie, lecz o bycie.
Jonasz, trzydziestokilkuletni mieszkaniec Wiednia, specjalista od wystroju wnętrz, budzi się czwartego lipca w swoim mieszkaniu. Niby dzień jak co dzień. Jego ukochana Maria nie odbiera telefonu – ok, może wyjechała bez słowa do siostry w Szkocji. Ale właściwie to do nikogo nie można się dodzwonić, w telewizorze tylko biały szum, radio nie działa, internetu nie ma. Na ulicach Wiednia pustki, nie ma ani jednego człowieka, ani jednego ptaka – nagle, jednej nocy, zniknęło całe życie a Jonasz został ostatnim człowiekiem na Ziemi. Tak, na całej Ziemi – bohater jeździ po kraju w poszukiwaniu innych ludzi. Szuka też za granicą, zostawiając wszędzie kartki ze swoim nazwiskiem i datą pobytu. Nic, wszędzie cisza – w domach brak śladów jakiejkolwiek ewakuacji. Świat wygląda jak jeden z tych słynnych, nawiedzonych statków, z których znika załoga i zostaje stół zastawiony do kolacji. Amerykański Dzień Niepodległości staje się początkiem niechcianej niepodległości Jonasza – względem ludzi, świata i co najgorsza, względem siebie.
Jonasz został sam. Skąd w takim razie biorą się te drobne różnice w jego otoczeniu, które rejestruje za każdym razem po przebudzeniu? Przedmioty zmieniają swoje położenie, znikają lub pojawiają się nowe. Coraz częściej zdarza mu się budzić w innym miejscu niż to, w którym zasypiał, zaczyna słyszeć dziwne głosy i wyczuwać czyjąś obecność. Rozstawia zatem kamery i nagrywa swój sen – doświadczenie to zamienia się szybko w budzący straszliwą grozę eksperyment. Jonasz obserwuje samego siebie, wykonującego (przez sen?) najróżniejsze czynności – z początku wygląda to na przypadek somnambulizmu a z czasem przeradza się w przerażający spektakl z obcą istotą w ciele bohatera. „Śpiący” – bo tak bohater nazywa swoje nocne alter ego – zaczyna grać w niezrozumiałą grę z Jonaszem. Ten, nie potrafiąc racjonalnie wyjaśnić tych zdarzeń, zaczyna wycofywać się wgłąb własnej jaźni, wspomnień, rozmyślań o swoim dzieciństwie, rodzicach, związku z Marią oraz naturze własnej świadomości, własnego „ja”.
Ta bardzo oryginalna apokalipsa, usuwając resztę życia na planecie, oczyściła „ja” Jonasza z nadmiarowego szumu, obrała ze skorupy i zaakcentowała jego istnienie. Jest tylko wszechświat i jeden człowiek – nic więcej. „Izolacja” bohatera sprzyja jego podróży wgłąb samego siebie, daje czas i wręcz zmusza do definicji własnej istoty. Kim jest Jonasz – człowiek? Jacek Dukaj, w opowiadaniu „Sprawa Rudryka Z.”, opisuje proces bałkańskiego dyktatora, oskarżonego o zbrodnie wojenne. Czy można oskarżać „Rudryka teraźniejszego” o czyny „Rudryka przeszłego” skoro wszystkie atomy ludzkiego ciała podlegają całkowitej wymianie co siedem lat? Czy to, co definiuje istotę pojedynczego człowieka jest jakimś wzorcem – niepodważalnym i aksjomatycznym? Ale przecież wzorzec ten, owo „ja”, również zmienia się w czasie, zdobywa doświadczenia i wspomnienia. Ewoluuje. Zatem Jonasz trzydziestopięcioletni jest zupełnie kimś innym niż piętnastoletni.
Ciąg dalszy na:
http://plejbekpisze.blogspot.com/2019/04/za-sprawa-nocy.html