Wolfgang Büscher, urodzony w 1951 roku, dziennikarz (wspólpracował m. in. z "Süddeutsche Zeitung", "Die Zeit", "Die Welt" i "Neue Züriche Zeitung"). Obecnie pracuje w tygodniku "Die Zeit". W 1998 roku ukazała się jego książka "Drei Stunden Null. Deutsche Abenteuer" ("Trzy godziny zero. Niemieckie przygody"). W 2002 roku otrzymał nagrodę dziennikarską Theodora Wolffa. W 2003 roku ukazała się druga jego książka "Berlin-Moskau. Eine Reise zu fuss" ("Berlin-Moskwa. Podróż na piechotę", polskie wydanie 2004),która odniosła wielki sukces. Po upadku Związku Radzieckiego jeździł do Kirgizji i Kazachstanu, był też jednym z pierwszych reporterów w Kaliningradzie. W 2005 roku opublikował "Deutschland, eine reise".http://
„Hartland” Wolfganga Büschera to opis wędrówki autora przez Stany Zjednoczone z północy, od granic z Kanadą na południe, do Meksyku. Büscher odbył swą podróż przeważnie pieszo przez interior Ameryki, poprzez prerie Wielkich Równin. To Ameryka mało znana, zaściankowa, leżąca w cieniu światowego Nowego Jorku czy zblazowanej Kalifornii, ale chyba bardziej interesująca, fascynująca i autentyczna, bo prosta i swojska – z bluesem, muzyką country, z Indianami i kowbojami, ranczami na ogromnych preriach, małymi miasteczkami
i przydrożnymi barami. Obawiałem się przydługich opisów monotonnego krajobrazu. Dakota, Nebraska czy Teksas to przecież płaskie morza falujących traw lub półpustynie ciągnące się aż po horyzont. Żadnych gór, żadnych kanionów czy rwących rzek. Opisy przyrody przeplatają się na szczęście z historią Indian i podboju kraju przez białych osadników. Są wspomnienia milionowych stad bizonów przemierzających bezkresne prerie. Są wreszcie rozmowy
z napotkanymi po drodze ludźmi: kowbojami, pensjonariuszami domu starców, barmanami, byłymi więźniami. Są opisy miasteczek, barów i moteli. Autor trafia nawet w oko tornada.
Być może za mało tu właśnie owych rozmów. Büscher to jednak trochę inna liga niż Kapuściński czy Hugo - Bader. Napisał książkę dobrą, którą czyta się przyjemnie i szybko. Może trochę za szybko i to jest jej główna wada. Zbyt mało zostaje w głowie po lekturze.
Seria Orient Express Wydawnictwo Czarne więc podróże i wyprawy, które pokazują świat📚😉 Pozostałem więc w tematyce USA, aby po poszerzeniu wiedzy historycznej odbyć podróż z północy na południe razem z Wolfgangiem Buscherem i zobaczyć realia Ameryki w roku 2010. Autor podróżuje głównie na piechotę, co jest w Stanach dosyć ekscentryczne, w końcu to społeczeństwo na kółkach a piechotą chodzą jedynie włóczędzy/ćpuny/biedacy. W toku podróży oczywiście zdarzyło mu się wypożyczyć auto, pojechać autobusem czy też łapać autostopy, ale już sama idea przemierzenia tak dużego kraju w linii prostej jest ekscytująca🇺🇸
Szlak podróży rozpoczyna się na granicy z Kanadą i wiedzie przez Dakotę Północną, Południową, Nebraskę, Kansas, Oklahomę aż do Teksasu i granicy z Meksykiem.
Po drodze autor odwiedza miejsca związane z niemieckimi imigrantami, w ogóle książka jest cenna właśnie dlatego, że jest pisana z perspektywy Niemca; miejsca związane z historią indian - np. miejsce Masakry nad Wounded Knee czy rezerwat Standing Rock, czy też miejsca, które oddają charakter poszczególnych stanów.
Autor unika raczej dużych miast, woli miasteczka i spotykanych tam ludzi. Mamy tutaj bardzo dużo perspektywy obserwatora, bo Buscher nie jest raczej typem wścibskiego gawędziarza, raczej obserwuje, mniej rozmawia - dużo tu jego własnych przemyśleń, odniesień do wiedzy historycznej czy stereotypów.
Ciekawe dla mnie były szczególnie spostrzeżenia na temat różnicy miedzy amerykanami na północy i na południu - staranie opisania różnic w charakterach, zwyczajach i poglądach. Chęć oddania ducha głębokiej ameryki - interioru, który jest spuścizną twardych osadników, którzy w pewnym sensie dalej tam są😁
Książka nie jest długa i czyta się ją dość szybko, ale na pewno sprawia sporo przyjemności.