Gwatemalski powieściopisarz, poeta, dziennikarz, opozycjonista i dyplomata. Laureat Nagrody Nobla w dziedzinie literatury w 1967 za wybitne osiągnięcia twórcze, u podłoża których leży zainteresowanie obyczajami i tradycją Indian Ameryki Łacińskiej. Na początku lat 50. XX wieku ambasador Gwatemali w Salwadorze, a od 1966 do 1970 we Francji. Znany głównie dzięki eksperymentalnej powieści El senor presidente opisującej rozpad więzi społecznych pod dyktatorskimi rządami.
Przedstawiciel nurtu realizmu magicznego, w swych powieściach posługiwał się prozą poetycką. Twórczość głęboko osadzona w kulturze Majów. Zaangażowany politycznie po stronie ruchów lewicowych, sprzeciwiał się rządom dyktatorskim i eksploatacji przez wielkie korporacje.
Syn nauczycielki i sędziego, który po dojściu do władzy Manuela Estrady Cabrery (dyktatora w latach 1898-1920),stracił pracę, wraz z rodziną opuścił miasto Gwatemalę i udał się do miasta Salama. Rodzina młodego Miguela ponownie zamieszkała w stolicy, kiedy ten miał 8 lat. W 1920 uczestniczył, jako student uniwersytetu San Carlos w Gwatemali, w udanym powstaniu przeciw dyktaturze Estrady. Następnie zaangażował się w tworzenie Uniwersytetu Ludowego w Gwatemali, w którym na wieczornych kursach nauczyciele-entuzjaści uczyli bezpłatnie robotników. Asturias interesował się problemami socjalnymi Indian. Napisana na ten temat praca przyniosła mu uznanie na wydziale prawa. Rodzice postanowili wysłać go na studia do Europy. Zamierzał studiować prawo na uniwersytecie w Londynie, w końcu jednak znalazł się na Sorbonie w Paryżu, gdzie od 1923, przez pięć lat studiował religioznawstwo i etnologię). Razem z Meksykaninem Gonzalesem de Mendozą przetłumaczył na język francuski, pod okiem profesora Georges’a Raynauda, dwie święte księgi tego plemienia: „Popol Vuh” i „Chilam Balam”.
Na studiach zainteresował się genealogią własnego rodu: hiszpański przodek jego ojca przybył do Ameryki w XVIIw. z Asturii (stąd nazwisko Asturias),matka natomiast, po której odziedziczył rysy twarzy, była przedstawicielką plemienia Majów. Efektem tej fascynacji były wydane w 1930 „Legendy gwatemalskie”: poetycka interpretacja mitologii Majów. W ukazaniu specyficznej mentalności Indianina, któremu trudno oddzielić to, co rzeczywiste od tego, co wyśnione, wyobrażone lub urojone, dopomógł pisarzowi surrealizm z którym zetknął się w Paryżu. „Legendy gwatemalskie” uznano za utwór, który zapoczątkował w literaturze latynoamerykańskiej zjawisko zwane „realizmem magicznym”. Pierwszą powieść pt. „Pan prezydent” Asturias pisał na początku lat 30. w Paryżu, ale z przyczyn politycznych wydał ją dopiero w 1946 r., i to na własny koszt. Utwór, wykorzystując doświadczenia pisarza z lat młodzieńczych oraz wątki z życiorysu Estrady Cabrery, stanowił mroczny i sugestywny wizerunek klasycznego latynoamerykańskiego despoty. W powieści połączył Asturias „realizm magiczny” z innym – zaangażowanym społecznie – nurtem własnej twórczości.
W 1928 pisarz odbył podróże po Kubie i Gwatemali z wykładami, które zebrał w książce „Stworzenie nowego życia”. W 1933 powrócił do ojczyzny, rządzonej przez dyktatora Jorge Ubico. Rozpoczął pracę jako dziennikarz (głównie radiowy),a po następnym zamachu stanu i dojściu do władzy Juan José Arévalo Bermejo (demokratycznego prezydenta w latach 1944-1951) podjął służbę dyplomatyczną. Był attaché kulturalnym w Meksyku i Argentynie, później ambasadorem w Salwadorze. Zajmując placówkę w Buenos Aires napisał powieść, cenioną przez wielu krytyków jako jego największe osiągnięcie literackie – „Ludzie z kukurydzy”. Pisarz przeciwstawił w niej wartościom kultury łacińskiej wartości na wpół fantastycznego świata Majów. W latach 50. wydał tzw. „Bananową Trylogię”, na którą składały się powieści: „Huragan” (1950),„Zielony papież” (1954) i „Oczy pogrzebanych” (1960). W opinii wielu krytyków Asturias poświęcił w tych utworach sztukę na ołtarzu polityki; odchodząc od „realizmu magicznego”, zaangażował się w protest przeciw dominacji USA w Ameryce Środkowej. Pisał: „Uważam, że funkcja naszej literatury zasadza się zawsze na tym, by opowiedzieć o cierpieniach ludu. Wydaje mi się, że literatura tego typu nie może być czystą literaturą, przynoszącą tylko zadowolenie i poprzestającą na pięknie”.
W 1954, gdy do władzy doszedł popierany przez rząd amerykański Carlos Castillo Armas (dyktator wojskowy w latach 1954-1957),Asturias został pozbawiony obywatelstwa i wyrzucony z kraju. Początkowo żył w Chile, później w Buenos Aires (stolicy Argentyny),gdzie pracował jako korespondent wenezuelskiej gazety „Nacional” i konsultant w wydawnictwie. Tam ożenił się z Argentynką, Blancą Mora y Aruajo. Kiedy w 1962 sytuacja polityczna w Buenos Aires zaczęła się zaostrzać, pisarz wyemigrował do Włoch. Po zamieszkaniu w Genui napisał dwie powieści historyczne, opowiadające o konfrontacji kultury indiańskiej z europejską: „Niejaka Mulatka” (1963) i „Zły złodziej” (1969). W 1965 opublikował swój najgłośniejszy cykl wierszy, poświęcony życiu Majów: „Wigilia święta wiosennego światła”.
W 1966 otrzymał Leninowską Nagrodę Pokoju, po czym wkrótce Julio César Méndez Montenegro (cywilny prezydent Gwatemali w latach 1966-1970) przywrócił mu obywatelstwo i powierzył stanowisko ambasadora we Francji. W następnym roku dostał literacką Nagrodę Nobla. W wykładzie z okazji jej otrzymania Asturias mówił o różnicy kultur: „nasze powieści wydają się Europejczykom pozbawione logiki i zdrowego rozsądku. Jednak są one straszne wcale nie dlatego, że chcemy straszyć czytelnika. Są one straszne, ponieważ z nami dzieją się rzeczy straszne”.
W 1970 był przewodniczącym jury konkursu głównego na 23. MFF w Cannes. W tym samym roku zrezygnował ze służby w dyplomacji. Od tego momentu do śmierci poświęcił się całkowicie literaturze. Napisał kilka książek zawierających głównie opowiadania i eseje.
Ciężko mi recenzować książki tego autora. Za każdym razem, gdy próbuję coś napisać na temat jego twórczości to mam wrażenie jakbym usiłowała narysować płatek śniegu grubym pisakiem, lewą ręką i do lustra. Asturias, noblista z 1967 roku, jest u nas niestety praktycznie zapomniany. Jego książki wydane u nas za czasów nieboszczki komuny można dostać już tylko w antykwariatach. A i tak nie przetłumaczono na nasz język wszystkich jego dzieł.
Wielka szkoda, bo jest to pisarz niezwykły. Jego styl jest jedyny w swoim rodzaju. Snute przez niego oniryczne historie mają ciekawą strukturę, która przypomina mi opowieści ludów rdzennych. Gdybym miała ją określić powiedziałabym, że jest nielinearna i zupełnie nieprzewidywalna.
"Niejaka mulatka" to surrealistyczna historia Cataliny i Celestino, którzy spotykają na swojej drodze gwatemalskie demony, toczą z nimi walkę, współpracują, a każda większa przygoda owocuje otrzymaniem przez bohaterów nowych imion.
Treść jest niezwykle obrazowa. Postacie i wydarzenia są dosłownie malowane słowem.
Książka ma szalony, fantasmagoryczny i magiczny klimat i na początku uważałam ją za barwną baśń w klimacie wierzeń Gwatemali. Znaczenie książki jest jednak dużo głębsze i wykracza daleko poza ramy ludowej bajki dla dorosłych. Głównym motywem jest zespolenie i walka przeciwieństw oraz rozwój i przemiana będące tej walki skutkiem. Symolika jest niezwykle bogata, a każda z szalonych przygód daje do myślenia. Książka jest przy tym wielopoziomowa. Można się w nią zagłębiać i analizować wielość znaczeń, ale można też potraktować ją bardziej powierzchownie i bawić się lekturą jak zwariowaną przejażdzką w kolorowym lunaparku. W obu przypadkach warto zapiąć pasy i przygotować się na spotkanie z czarownicą kradnącą kobietom pochwy, księdzem pająkiem o tysiącu ramion czy też upiorną mięsożerną mulicą.
Barwna i dynamiczna opowieść działa na umysł jak halucynogen, a jej ostatnie kilkanaście stron to absolutne mistrzostwo świata.
Polecam wszystkim miłośnikom mocnych literackich wrażeń. "Niejaka Mulatka" to wprowadzający w trans szamański narkotyk podany w formie drukowanej.
Przyznam się szczerze, że spodziewałem się czegoś bardziej zbliżonego do europejskiego sposobu pojmowania legendy. Tymczasem utwory zebrane w zbiorze „Legendy gwatemalskie” okazały się być dla mnie niemałym wyzwaniem, aby przynajmniej spróbować dotrzeć do ukrytego w nich przekazu. Autorem kompilacji jest gwatemalski pisarz, Miguel Angel Asturias, który w latach 30. XX wieku postanowił zebrać podania ludowe i opowieści z rodzinnego kraju i wydać je w formie pisanej. Jego dzieło stało się przyczynkiem do wzrostu zainteresowania nie tylko literaturą Ameryki Łacińskiej, ale także spuścizną intelektualną ludów prekolumbijski. Można też doszukiwać się w tej niewielkiej objętościowo książeczce pierwszych symptomów realizmu magicznego, ale, moim zdaniem, jest tu jednak znacznie więcej magi, a trochę zbyt mało realizmu, aby poszukiwania te uznać za uzasadnione. A w mitach i legendach właśnie o magiczność przede wszystkim chodzi. Tam, gdzie ludzka wiedza nie wystarcza do wyjaśnienia tajemnic naszego świata, z pomocą przychodzi wyobraźnia. Tak też było w Gwatemali, gdzie przed wiekami rozkwitła cywilizacja Majów.
Zbiór składa się z dziewięciu utworów, z których dwa pierwsze stanowią niejako wprowadzenie w tematykę i klimat pozostałych. Warto też wyróżnić ostatni utwór, najbardziej rozbudowany i jednocześnie mając odmienną formę od wcześniejszych, w którym pisarz przedstawia nam fragmenty rodzimych mitów i wierzeń dotyczących majańskiego bóstwa, Kukulkana. Poprzednie utwory napisane są prozą, natomiast ten to trzyczęściowy utwór sceniczny, w którym poszczególne postacie wygłaszają swoje kwestie. Całość książki to niespełna sto stron, ale jej ukończenie wymaga dużo samozaparcia, koncentracji oraz zapewne jakiejś porcji wiedzy o obszarze, z którego pochodzą. Legendy są bowiem pomieszaniem dawnych, prekolumbijskich mitów i wierzeń z późniejszymi naleciałościami z okresu kolonialnego, a wszystko to zostało zinterpretowane przez pisarza na nowoczesny język literacki. Synkretyczny charakter tych utworów jest właśnie największym wyróżnikiem całego zbioru.
Myślę, że nie ma sensu streszczać tutaj tematyki poszczególnych legend, natomiast wypada skupić się chwilę nad percepcją tych utworów. Tak jak wspomniałem na wstępie, nie jest to rzecz łatwa dla współczesnego odbiorcy. Im bardziej racjonalnie chcemy podejść do tych utworów, tym większe będziemy mieli trudności z ich ukończeniem. Legendy gwatemalskie odwołują się bowiem do zupełnie innego sposobu pojmowania rzeczywistości, który tylko pozornie został wyrugowany przez przeszczepione po konkwiście chrześcijaństwo. Podskórnie jednak ciągle bije tutaj magiczny sposób tłumaczenia rzeczywistości. Jest on oczywiście obecny też w naszych rodzimych legendach, ale - w przeciwieństwie do nich - w legendach gwatemalskich racjonalność ujęcia tematu ma zdecydowanie mniejsze znaczenie. Ba, ta racjonalność zdaje się być tylko zasłoną, za która dopiero skryty jest prawdziwy sens utworu. U nas, przeciwnie, najczęściej konkretna rzeczywistość jest wyjaśnia przez cudowne wydarzenia. Nie trudno odgadnąć, że różnica ta wynika właśnie z kolonialnej przeszłości tych terenów i represyjnego działania nowych władców, dla których mity i legendy prekolumbijskie były niczym więcej, jak szkodliwym zabobonem, który należało zwalczyć. Tym samym tamtejsze legendy stały się formą ochrony dawnej tożsamości mieszkańców tych ziem, którzy pod przykrywką narzuconego paradygmatu przekazywali następnym pokoleniom system wierzeń odziedziczony po przodkach.
Wydaje mi się, że tu właśnie należy doszukiwać się przyczyn, dla których współczesny racjonalnie myślący czytelnik z naszego kręgu kulturowego może mieć duży problem z odbiorem zebranych w książeczce utworów. Po prostu szukamy w nich nie tego, co powinniśmy. Nie znamy też kodu językowego właściwego dla dawnej kultury prekolumbijskiej. Warto tutaj wspomnieć, że Asturias czerpie szeroko z „Popol-Vuh”, świętej księgi Majów Quiche, której znajomość z pewnością pomogłaby lepiej zrozumieć niektóre utwory, a w szczególności ten najbardziej rozbudowany, o Kukulkanie. I choć tłumacz polskiego wydania pomaga nam, zamieszczając na końcu książki indeks zwrotów i wyrażeń alegorycznych, to jednak wydaje się, że opracowanie „Legend” wymagałoby znacznie dalej idącego komentarza odnośnie wymowy poszczególnych utworów.
Inna sprawa to język literacki Asturiasa, a więc kolejna rzecz, która nie ułatwia nam zadania. Legenda europejska z reguły posługuje się językiem prostym, zrozumiałym dla każdego, gdyż nadrzędną jej rolą jest dać wyjaśnienie jakichś zjawisk lub wydarzeń, ukazać ich początki. W „Legendach gwatemalskich” jest znowu na odwrót. Język jest tutaj kodem, pod którym ukryte jest dopiero jakieś znaczenie. Przedmioty i rzeczy nie są tylko konkretnymi bytami materialnymi z poziomy codziennej egzystencji, ale mają też swoje znaczenia przenośne, ukryte. Gdy prosty lud nie mógł wprost mówić o swoich bóstwach lokalnych, o dawnych bohaterach i wydarzeniach sprzed przybycia Europejczyków, musiał się uciekać do tego typu praktyk. Asturias, gromadząc materiał do zbioru, zachował ten konspiracyjny charakter legend, ale ubrał go w arcybogaty, kwiecisty i pełen onomatopei język literacki.
Efektem tego jest atmosfera nierealności i fantastyczności przedstawionego świata. To wyzwolenie się ze sztywnych norm racjonalnego i logicznego myślenia, czyli odwołanie się do modnego w momencie publikacji utworu surrealizmu. Można powiedzieć, że kierunek ten niejako z samej definicji doskonale wyraża sposób pojmowania rzeczywistości z legend gwatemalskich. Zachodzi tutaj zbieżność celów - zarówno legenda gwatemalska, jak i surrealistyczna interpretacja twórczości artystycznej ma na celu wymknięcie się narzuconym normom i konwenansom. Stąd właśnie źródło ogromnego sukcesu utworu gwatemalskiego pisarza w momencie jego publikacji. Magiczny, wymykający się racjonalnemu ujęciu świat legend Majów odpowiadał trendom poszukiwanym w ramach nowego nurtu w literaturze i sztuce. Znudzenie racjonalnością, nieprzekraczalnymi prawidłami świata realnego spotyka w micie gwatemalskim dokładnie to, czego szuka - magiczność, ukryte znaczenia, wnioskowanie całkowicie sprzeczne z logiką i nauką. Tym samym utwory zebrane w „Legendach gwatemalskich” są okazją dla czytelnika do zmiany perspektywy, do powrotu do wspólnego korzenia ludzkości, gdzie świat tłumaczony jest nie w sposób naukowy, ale właśnie alegoryczny, za pomocą figur i znaczeń ukrytych. W tym właśnie tkwi cała trudność podczas lektury, aby spróbować przestawić nasz racjonalny sposób myślenia i otworzyć się na podwójną cudowność - języka literackiego Asturiasa i mitów ludu gwatemalskiego. Piszący te słowa trochę tutaj poległ, ale w ramach dalszych ćwiczeń na pewno sięgnie po „Popol-Vuh”.