Najnowsze artykuły
- ArtykułySpecjalnie dla pisarzy ta księgarnia otwiera się już o 5 rano. Dobry pomysł?Anna Sierant1
- ArtykułyKeith Richards, „Życie”: wyznanie człowieka, który niczego sobie nie odmawiałLukasz Kaminski2
- ArtykułySzczepan Twardoch pisze do prezydenta. Olga Tokarczuk wśród sygnatariuszyKonrad Wrzesiński18
- ArtykułySkandynawski kryminał trzyma się solidnie. Michael Katz Krefeld o „Wykolejonym”Ewa Cieślik2
Popularne wyszukiwania
Polecamy
John Berendt
2
6,5/10
Pisze książki: literatura piękna
John Berendt (ur. 5 grudnia 1939),amerykański autor , znany z non-fiction, książki Północ w ogrodzie dobra i zła , która została finalistką w 1995 r. NagrodęyPulitzera. Berendt dorastał w Syracuse, New York. Pracował w sztabie Harvard Lampoon . Ukończył studia w 1961 roku i przeniósł się do Nowego Jorku , aby kontynuować karierę dziennikarza. Berendt współpracował z redakcją Esquire 1961 / 69, wydawca New York Magazine 1977 / 79 i felietonista Esquire 1982 / 94. Kiedy napisał Północ w ogrodzie dobra i zła w 1994 r., Berendt z dnia na dzień stał się popularny.
6,5/10średnia ocena książek autora
253 przeczytało książki autora
369 chce przeczytać książki autora
3fanów autora
Zostań fanem autoraSprawdź, czy Twoi znajomi też czytają książki autora - dołącz do nas
Książki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
Najnowsze opinie o książkach autora
Północ w ogrodzie dobra i zła John Berendt
6,6
Nie wiem czy "Północ w ogrodzie dobra i zła" jest powieścią "dobrą czy złą". Savannah jest tak dziwnym miastem, że na powieść Johna Berendta zawsze będę patrzył przez pryzmat osobistych wrażeń...
Savannah w Georgi to piękne miasto, tylko czemu miałem pewien dyskomfort na nabrzeżu, gdzie do dziś są baraki, w których trzymali niewolników?
Północ w ogrodzie dobra i zła John Berendt
6,6
To nie jest opowieść o zabójstwie, chociaż ma ono tam miejsce. Nie jest to też opowieść o Savannah, chociaż na pewno odgrywa ona tam ogromną rolę. To raczej opowieść o ludziach i czasach. O ich specyfice, sposobie życia i patrzenia na świat.
Święta Bożego Narodzenia. Savannah. Lokalny bogacz John Williams strzela (ale czy na pewno?) do jednego z mieszkańców miasta i niestety zabija go na miejscu. Cała społeczność nie wydaje się tym faktem ani wstrząśnięta, ani zmartwiona. Z różnych powodów Williams spełnił marzenie wielu…. Tylko że to teraz on poniesie konsekwencje. Czy poniesie? Dlaczego mieszkańcy miasta nie płaczą po stracie jednego z nich? I dlaczego w obronie Johna Williamsa również nie ustawiają się przed sądem pikiety?
To wszystko jest opowiedziane między wierszami. Jak cała ta powieść. Nic tu nie jest bezpośrednie. Nic nie jest oczywiste. Wiele informacji wyciągamy z dykteryjek. Składamy sobie obraz całości z nieco rozsypanych klocków. A to poznajemy nowego bohatera, a to nową sytuację. Wchodzimy trochę w ten świat przypadkiem, nieco zapominając o tym, że tam jest wiodąca linia fabularna. Pomijając kwestię samego zabójstwa i sprawstwa (lub nie) Johna Williamsa, bo akurat ta historia nie angażuje nas wcale. Nie wciąga tak, jak postać Chablis (moja ukochana) albo opowieść o rezydencji, która została otwarta dla zwiedzających.
Savannah w tej powieści jest specyficzna i ma na to wpływ wiele czynników. Po pierwsze położenie – sami mieszkańcy mówią, że na nich kończą się wszystkie drogi, zatem czują się umiejscowieni na krańcu mapy. Po drugie społeczność. Z jednej strony skrajnie tradycyjna, zatwardziała w swych poglądach, nieprzejednana w podejściu do wartości, bezlitosna dla obcych, innych. Podchodząca do ludzi niczym pani Dulska, co to nie chciała pokazać, co naprawdę myśli, ale i tak wszyscy wiedzieli jak wielką pogardą ich obdarzała. Z drugiej strony średnio mająca ochotę na trzymanie się własnych granic, życia na smyczy własnych przekonań. Udająca, że to wszystkim pasuje, ale dokumentnie łamiąca wszystkie ustalone przykazania. Dopóki nikt nie zauważa… dopóki nikt nie komentuje…. Dopóki coś się nie wydarzy…
Berendt opisywał prawdziwą historię, ale czytając ją trudno w to uwierzyć. Proces, który jest śmiechu warty, niesprawiedliwy, nierzetelny, a przede wszystkim donikąd nie prowadzący. Sytuacja rodem z komedii typu slapstick. Może dlatego ja zupełnie nie byłam w stanie w nią wejść. Na szczęście jest tam więcej, niż tylko ta zagadka. Mimo, że głównie o tej książce mówi się przez pryzmat wątku dotyczącego zabójstwa, to ja ucieszyłam się, że znalazłam w niej coś zgoła innego. Znalazłam tam podłoże ludzkiej psychiki – skrzywdzonej, małostkowej, wykorzystującej wszystkie możliwości i narzędzia, żeby zniszczyć kogoś dla własnej korzyści. Bardzo dobrym zabiegiem było opowiedzenie o tym kotle, w którym wrzało, buzowało, poprzez prowadzenie cienką nitką sprawy Williamsa.
Zawsze bardzo się cieszę, kiedy z czegoś, co nie rokuje w moich oczach, odkrywam perełkę. Ta powieść na pewno na długo ze mną zostanie, bo zapada w pamięć. Na pewno wiele scen będę przywoływać za każdym razem, kiedy o niej pomyślę. Historia została mi zareklamowana - przez jedną z najważniejszych osób w moim życiu - słowami „piękna, napisana genialnym językiem” i wiedziałam, że będę się męczyć. Nie było tak! Bawiłam się bardzo dobrze, chociaż przekonywałam się o tym bardzo powoli.