Opowiadania kołymskie Warłam Szałamow 8,2
ocenił(a) na 92 lata temu Sądziłam, że ten dzień już nigdy nie nadejdzie, ale proszę, oto jest! Och jakże ciężka to lektura (dosłownie i w przenośni!),jednak po kilku miesiącach z bólem serca udało mi się przez nią przebrnąć. Każda strona „Opowiadań kołymskich” była swego rodzaju emocjonalnym wyzwaniem. Często ponad siły. Moja wrażliwość wymuszała częste przerwy podczas których tonęłam w zamyśleniu, tępo patrzyłam w ścianę, płakałam lub przytulałam do siebie książkę jakbym starała się metaforycznie objąć ramionami udręczone dusze opisanych w niej skazańców, ofiarować im trochę ciepła.
Niezmiernie trudno pisać o utworze z gatunku literatury obozowej. Człowiek, który nie doświadczył w swoim życiu tak tragicznych losów nie potrafi takiego zorganizowanego bestialstwa ogarnąć rozumem. Nie potrafi lub nie chce. Wygodniej byłoby te wizje odrzucić, zepchnąć gdzieś głęboko w odmęty podświadomości i jak najszybciej zapomnieć. Szałamow przedstawia obraz prawdziwego piekła na ziemi. Okrucieństwa zbrodniczego komunizmu. Głód, otępienie, obłęd, gwałty, morderstwa, pobicia, katorżnicza praca, kradzieże, nierząd, chciwość, donosy, wyrafinowane złośliwości, zezwierzęcenie, wulgarność języka, wszechobecne choroby, samobójstwa, samookaleczenie, bezduszność, intrygi, kłamstwa i tony kołymskich mumii – ciał nigdy nierozkładających się w wiecznej zmarzlinie Dalekiej Północy. Łagry wyciągały z praktycznie każdej istoty ludzkiej to co najgorsze, to co plugawe. Kaleczyły duszę, ciało i mowę.
Wiele słyszy się o zbrodniach nazistowskich Niemiec, ale temat sowieckich łagrów wciąż wydaje się być przez wielu bagatelizowany, umniejszany w stosunku do cierpienia, którego doznali chociażby więźniowie Auschwitz. Każdy kto przeczyta „Opowiadania kołymskie” zrozumie, jak bardzo krzywdzące to opinie. Warłam Szałamow spędził na Kołymie jako więzień 17 lat! Więcej niż połowę mojego życia. Szokuje nawet to, że zmysły postradał dopiero na krótko przed swoją śmiercią będąc już człowiekiem „wolnym”. Sama myśl o tym, że takie czasy mogą kiedyś powrócić napawa mnie głębokim lękiem. Jako ludzkość mamy obowiązek nigdy więcej nie pozwolić na tworzenie ferm śmierci. Niewyobrażalny ból milionów ludzi nie może zostać zapomniany. Mam nadzieję, że wyciągniemy wnioski z tragicznej historii minionego wieku.
„Miłość nie powróciła do mnie. Ach, jakże odległa jest miłość od zazdrości, od strachu, od złości. Jak mało jest ona ludziom potrzebna! Miłość przychodzi ostatnia, ostatnia powraca, ale czy powraca? Nie tylko zobojętnienie, strach i zazdrość zaświadczały mój powrót do życia. Litość nad zwierzętami powróciła wcześniej niż współczucie w stosunku do ludzi.” – wzruszyłam się dziś czytając ten fragment. Co w tych słowach tak bardzo mnie dotknęło? Kruchość wszelkich szlachetnych uczuć. Tak bardzo przeraża mnie świat pozbawiony miłości, szacunku i człowieczeństwa, w końcu to właśnie w takiej rzeczywistości śmiało rozwijać się mogą jedynie mrok, niegodziwość i śmierć.
Nie zamierzam wyrokować co dokładnie (poza kursem felczerskim) uratowało życie oraz psychikę autora przed totalną degradacją. Dla mnie to cud i dowód na niesamowitą odporność człowieka, jego upiorną wręcz zdolność adaptacji. Nie potrafię wyjść z podziwu, że po takich przejściach był jeszcze w stanie w plastyczny sposób odwzorować łagrową codzienność, przytaczać mnóstwo szczegółów, pochylić się nad złożonością losu swoich współwięźniów, przybliżyć nam tamtejszą „kulturę” i obyczaje. Ale z drugiej strony, czy naprawdę mógłby zatrzeć w swej pamięci tyle przeżytych lat? Tak wiele doświadczonej niesprawiedliwości? I to już na wieki?
No to plum!
Wasza Złota Rybka:)