Tak słabej, tandetnej, na siłę przedłużanej i beznadziejnej książki już dawno nie czytała. Stracone trzy dni w oczekiwaniu na to, żeby coś się w końcu wydarzyło. I działo się, ale to, co się działo było jeszcze bardziej beznadziejne! Strona za stroną! Zdanie po zdaniu to wielka porażka! Dialogi są straszne, przedłużane. Po kilku linijkach nie wiadomo o co chodzi i czym ci ludzie debatują.
Jest to historia Sary, która robi doktorat. Jej celem jest przeprowadzenie badania na temat listów sióstr Bronte a dokładniej odszukanie zaginionych listów Charlotte, które ta pisała do swojego ukochanego profesora. W pewnym momencie korespondencja się urywa. Wielu twierdzi, że ktoś zniszczył listy lub są one jakoś zachowane. Na pewno zostały napisane. Teraz tylko trzeba odkryć, co w nich było.
Książka miała być pewnym porównaniem historii Charlotte Bronte i księżnej Diany. Obie nieszczęśliwie zakochane, młodo zmarły, były i nadal są cenne dla wielu osób. Wszystko to miało być zgrabnie połączone z losami głównej bohaterki. Już na wstępie rzuca ja partner... o przepraszam prosi o rok przerwy. W dodatku jej promotorka nie upatruje zbyt dużej nadziei w pracy Sary. Wszystko się wali. Sara spotyka nowych ludzi, znawców literatury, popada w romanse, przeprowadza z nimi DŁUGIE rozmowy, z których ma wynikać konstruktywna myśl. I własnie te dyskusje są najgorsze. Nudne. Bardzo nudne. Do tego mamy tez postać Claire, która jest niezwykle ekscentryczna, ale jakie ona ma znaczenie dla fabuły prócz wprowadzania zamieszania to ja nie wiem.
Moim zdaniem - szkoda czasu na tę książkę. Może ktoś myśli inaczej i naturalnie ma do tego prawo. Ja jednak nie będę jej nikomu polecać!
Zdradzę małą tajemnicę, iż pod koniec książki (bo tylko wtedy coś się dzieje) Sara będzie musiała wybierać między trzema mężczyznami, którzy zakochają się w niej jednocześnie! No, ale chyba od przybytku głowa nie boli? Co postanowi? Będziecie zaskoczeni!
Mnie osobiście książka nie porwała. Z wielkim trudem dobrnęłam do końca...