Amerykańska pisarka science fiction. Jest autorką kilku powieści "Star Trek" (1983-2004) i stworzyła własną oryginalną serię science fiction zatytułowaną "Starbridge" (1989-1998). Pomagały przy niej m.in. Kathleen O'Malley, Jannean Elliott i Deborah A. Marshall)
Inne jej serie to: "V" (1984),"The Han Solo Trilogy" (1997) oraz "The Exiles of Boq’urain" (2005).
W kwietniu 2013 r. pisarka została uhonorowana tytułem Grandmaster 2013 przez International Association of Media Tie-In Writers (IAMTW).
Mąż: Michael Victor Capobianco (do 06.09.2013, jej śmierć).http://www.accrispin.com/
Nie powiem, że nie brakuje mi pióra autora 3 poprzednich części, czyli Alana Deana Fostera.
Czuć zmianę. Jak dla mnie książka nie jest źle zrealizowana. Wręcz przeciwnie. Wydaję mi się, że trzyma się mocno na łamach swego gatunku, jednakże brakuje tego czegoś, co dawał książkom Foster. Brakuje tej wartości literackiej, dzięki której adaptacje Obcego przewyższyły mi same filmy.
Książka dobra, nie mniej jednak trochę się przy niej męczyłam.
Wciągające, zręcznie napisane historie z pomysłem, które w zamyśle łamią poniekąd utartą i poniekąd kanoniczną drogę do Gwiezdnych Wojen przez kolejne nowele i dłuższe opowieści. Faktycznie natomiast odkrywa nam rzeczywistość Gwiezdnych Wojen dziejącą się poza Częścią IV.
To pierwszy z kilku zbiorów opowiadań starwarsowych i moim zdaniem najlepszy. Kolejne zbiory eksploatowały Gwiezdne Wojny szukając innych obszarów, w których opowiadań dotychczas nie było (łowcy nagród, pałac Jabby, Nowa Republika, Imperium). Z jakością mierzoną siłą przyciągania do czytania tych zbiorów było natomiast już gorzej. Co gorsza, pojawiły się w różnych z tych zbiorów opowiadania mające eksplorować interesujące starwarsowe zakamarki, a były jakby pisane na siłę, pod legendę Gwiezdnych Wojen, eksponowały postaci zrazu wydające się marginalnymi (akurat to działa też w drugą stronę, bo Gwiezdne Wojny jednak na tym zyskują - świetnie pokazał to lata później „ŁOTR 1" i jego ekranizacja, a całkiem niedawno „Andor").
Ogół tych zbiorów razem z opowieściami z kantyny to jednak mimo wszystko bardzo dobra propozycja także i dla nie-fanów Gwiezdnych Wojen (aczkolwiek sprawdziłem to organo-czytelniczo na małej próbie statystycznej ofiar - na pedagogu szkolnym w jednej osobie i młodym pracowniku korpo też w jednej osobie).
Co zaś się tyczy lapsusów językowych i miejscami lichoty translacyjnej, to plwajmy na tę skorupę i zstąpmy do głębi zaczytania.