Przyznam się od razu. Jestem zachwycony komiksem „Męska skóra”. Żałuję tylko tego jak długo przeleżał na mojej półce zanim po niego sięgnąłem. Wspaniałe w nim jest to jak pod płaszczykiem średniowiecznej baśni porusza bardzo aktualne tematy. Opowiada historię młodej Bianki. Będzie ona w dość młodym wieku wychodzić za mąż. W ramach zaaranżowanego małżeństwa przez jej ojca. Z tego powodu jest ona pełna lęków. W końcu jej przyszły mąż jest jej całkowicie obcy, a najbardziej pragnęłaby wyjść za mąż z miłości. Na kilka dni przed ślubem otrzymuje niezwykły prezent od swej matki chrzestnej. Tytułową męską skórę, w którą może się przebrać i poznać świat z męskiej perspektywy.
Fascynujące jest jak umiejętnie twórcy ukazali tutaj świat w którym żyjemy. Równocześnie już z lekka przemijający. Gdzie każdy jest przypisany do swej roli z racji bycia kobietą lub mężczyzną. Jak ciążą na nas różne oczekiwania społeczne, a czasem nawet sami dajemy się w nie wtłoczyć. Jest to również komiks o wielkiej odwadze. O tym, że nawet jednostka może rozpocząć wielkie zmiany obyczajowe i poruszyć tłumy. Bo na szczęście nie z wszystkimi „normami obyczajowymi” musimy się zgadzać, a kilka z nich wylądowało już na śmietniku historii.
Komiks pięknie prezentuje się również od strony graficznej. Ilustracje trochę kojarzą mi się z rycinami, co świetnie pasuje do opowiadanej historii. Mi najbardziej spodobały się oczywiście te całostronicowe kadry na których został ukazany ruch. Co świetnie widać na drugim zdjęciu. Po prostu uwielbiam takie rozwiązania.
Przyznaję, czasem twórcy dość dosłownie poruszają dość ciężkie tematy. Jednak moim zdaniem akurat tutaj nie jest to wada. W końcu mamy do czynienia z baśnią, a one cechują się jasnym i czytelnym przesłaniem i morałem. Dokładnie tak jest i tutaj. Z drugiej strony jest tutaj dosłownie multum świetnych tekstów, przy których autentycznie śmiałem się. A to niestety zdarza mi się już dość rzadko. Szczerze, to nie dziwię się olbrzymiej ilości bardzo pochlebnych recenzji. To jest wyborny komiks. Polecam każdemu z czystym sercem.
„Męska skóra” jest szyta grubymi nićmi i wychodzi jej to na dobre. Scenarzysta Hubert i rysownik Zanzim, idąc miejscami na skróty, stworzyli komiks rubaszny. I dobrze, bo gdyby tę samą historię opowiedzieć w sposób wysublimowany, pełen wzniosłych haseł i ledwie dostrzegalnych mrugnięć okiem, to z miejsca stałaby się ona nieznośnie napuszona, moralizatorska i cokolwiek egzaltowana. A jest lekko, dowcipnie i niegłupio. To ważne w sytuacji, gdy autorzy mierzą się z palącymi i nierzadko polaryzującymi społeczeństwo kwestiami, takimi jak: płeć kulturowa, rola religii w kreowaniu określonych postaw społecznych czy wreszcie tolerancja i wynikająca z niej potrzeba poznania oraz zrozumienia innego.
Samo tło historyczne dla fabuły komiksu nie ma większego znaczenia. Mam wrażenie, że stanowi ono wyłącznie klucz do odczytania podstawowej intencji przyświecającej autorom i – co akurat można czytać jako ciekawą grę z odbiorcą – nie przekłada się na konstrukcję świata przedstawionego. Język bohaterów jest zaskakująco współczesny, a poruszane problemy przecież jak najbardziej aktualne.
„Męska skóra” nie rozpęta rewolucji. Ale też nie musi. Wystarczy, że komiks Huberta i Zanzima jest po prostu ciekawym głosem w dyskusji – szczęśliwie dalekim od ciężkostrawnego pamfletu albo utworu propagandowego w wersji light.