Mickey Spillane (ur. jako Frank Morrison Spillane) - amerykański pisarz. Absolwent Fort Hays State College.
Jeden z bardziej znanych amerykańskich twórców książek kryminalnych.
Stworzył postać detektywa Mike'a Hammera (powstało 13 książek z tej serii).
Spillane był świadkiem Jehowy.
Wybrane dzieła autora: "I, the Jury" (1947, polskie wydanie: "Ja jestem sądem", Wydawnictwo EMG, 2008),"The Long Wait" (1951, polskie wydanie: "Długie oczekiwanie", Wydawnictwo Rebis, 1997),"Kiss Me, Deadly" (1952, polskie wydanie: "Pocałunek śmierci", Wydawnictwo Alfa, 1993),"The Girl Hunters" (1962),"The Day The Sea Rolled Back" (1979),"The Ship That Never Was" (1982),"Black Alley" (1996),"The Goliath Bone" (2008).
Trzykrotnie żonaty: 1. Mary Ann Pearce (1945-1962, rozwód),4 dzieci: 2 córki: Caroline i Kathy oraz 2 synów: Michael i Ward; 2. Sherri Malinou (1965-1983, rozwód); 3. Jane Rogers Johnson (1983-17.07.2006, jego śmierć),2 córki: Jennifer i Margaret.http://
Niestety nie można wybrać opcji "Nie zdołałem przeczytać", więc ustawiam, jako przeczytane, choć nie dobrnęłam do końca. Już dawno nie trafiłam na zbiór opowiadań, który byłby tak przeraźliwie nieciekawy. Z każdą stroną męczyłam się coraz bardziej. Spodobały mi się jedynie dwa opowiadania, nie chcę tracić czasu na więcej. Mam wrażenie, że najciekawsza w książce jest przedmowa redaktora, którego nazwisko kusi do sięgnięcia po tę pozycję. Niestety - wielki zawód.
To moje drugie podejście do antologii z cyklu "Najlepsze amerykańskie opowiadania kryminalne..." i teraz jestem już zupełnie pewien, że kolejnego spotkania nie będzie.
Wydawca przyciąga uwagę słynnym nazwiskiem - poprzednio był to Lee Child, teraz Harlan Coben. Gwiazda "popełnia" krótki wstęp i to tyle jeśli chodzi o jej udział. Mam nawet wątpliwości co do tego, kto dokonał wyboru tekstów (małymi literkami jest podane nazwisko redaktora serii). Już to nieco trąci naciągactwem.
Co do części tekstów nie rozumiem, dlaczego nazwano je kryminalnymi. Są to dość mroczne opowiadania obyczajowe. To kolejny element, który wpływa na mój negatywny odbiór książki. Miałem ochotę na rozrywkowe opowiadania, na coś lekkiego, a dostałem ciężkostrawny bigos. Być może, gdyby książka nosiła tytuł "Najlepsze amerykańskie opowiadania", bez określenia gatunku, nie czułbym się tak oszukany.
Byłbym jednak machnął ręką na te wady, gdyby nie fakt, że większość opowiadań w zbiorze jest przeraźliwie nudna. Owszem, jest kilka tekstów godnych uwagi, ale "kilka" w zbiorze dwudziestu opowiadań to za mało, żeby książkę można było uznać chociażby za średnią. Jeśli to są najlepsze opowiadania, to chyba wolę nie wiedzieć, jak wyglądają złe, czy chociażby średnie.