Udział własny Elsebeth Egholm 6,2
ocenił(a) na 95 lata temu Wybrałam ten tytuł do recenzji, pomimo tego, że wcześniej nie czytałam takiego rodzaju książek ani nie znałam Autorki. Stwierdziłam, że zaryzykuję, ponieważ lubię takiego rodzaju historie. Rzadko też czytam literaturę skandynawską, ale stwierdziłam, że zawsze warto jest zaryzykować.
Książka z samego początku nie jest wybitnie ciekawa. Akcja nabiera tempa bardzo po woli, można powiedzieć, że praktycznie na samym początku mało co się dzieje. Ciężko było mi się w nią wciągnąć i przyznam, że miałam do niej kilka podejść, aż w końcu, w pewnym momencie nie mogłam się już od niej oderwać.
Uwielbiam takie książki w których akcja stopniowo narasta, aż w końcu daje nam efekt końcowy, który powala czytelnika na kolana.
Autorka na szczęście jest przystępna dla każdego czytelnika, ponieważ operuje prostym, nieskomplikowanym językiem, który przypadnie do gustu każdemu.
Sama akcja powieści zaczyna się całkiem ciekawie i barwnie. Na pierwszym planie mamy przedstawiony obraz stajni, która staje w płomieniach. W owej stodole znajdują się konie, które nie mają szansy na ucieczkę, dlatego słynna dziennikarka Dicte z partnerem postanawiają uratować zwierzęta, ponieważ jak się okazuje, na terenie ani w okolicy nikogo nie ma. Małżeństwo Karen i Soren wyjechało i nie ma ich w domu, przez co nikt nie był w stanie opanować pożaru. Dodatkowo w międzyczasie dowiadujemy się o dziwnej sytuacji, która miała miejsce - siostra Karen zniknęła. To nie koniec dziwnych sytuacji, w mieście pojawiają się kolejne podpalenia, a jedno całkiem poważne, ponieważ w płomieniach staje szkoła, do której uczęszczają dzieci.
Grupa policyjna nie jest jednak na tyle głupia, ponieważ szybko wiążą ze sobą te podpalenia i wśród oskarżonych znajduje się grupa młodzieży. Wszyscy myślą, że to koniec a sprawa zostaje rozwiązana. Jednak to nie wszystko... Pewnego razu córka Dicte -Rose, znajduje ciało na mokradłach. Cała sprawa zatacza koło i jak się okazuje nic nie zostało rozwiązane, więc śledztwo trzeba zacząć od nowa.
Tak jak już wspomniałam, książka przypadła mi do gustu, bardzo dobrze się ją czytało. Pomimo tego, że był to kryminał skandynawski, to historia naprawdę nie była skomplikowana i problematyczna. Wszystko się ze sobą łączyło i wiązało, fabuła nie była skomplikowana. Może trochę bohaterowie mogliby być bardziej barwni, ale i tak całość stawiam na plus. Ciekawe jest to, że cała fabuła została odtworzona z perspektywy nie jednego, a kilku postaci, dlatego mogliśmy poznać ogląd sprawy z różnej perspektywy. Autorka w idealny sposób łączyła fakty, fabułę i bohaterów, stopniowo poszerzając gamę każdego z tych elementów.