Miła robótka. Polskie świerszczyki, harlekiny i porno z satelity Ewa Stusińska 6,6
„Wydaje mi się, że jest to często „polski syndrom” (…) spowodowany wieloma czynnikami, m.in. wychowaniem, z którego pewne grupy świadomie i na siłę usunęły wszelkie wzmianki i informacje o najnaturalniejszej rzeczy na świecie – miłości fizycznej i radości z niej czerpanej. W ogóle wydaje mi się z listów, które otrzymuję z Polski, że przez wiele lat wpajano Wam, że odczuwanie jakiejkolwiek radości jest przestępstwem. Ale miarka się przebrała i uważam, że nadszedł czas, aby każdy sam, indywidualnie wybrał to, co mu odpowiada”.
Nie jest to wypowiedź z tego roku, sprzed roku ani nawet sprzed paru lat. To głos pewnej Szwedki odpisującej na listy czytelników „Cats”, pochodzący z 1990 roku. Przykra refleksja po ponad 30 latach – ów czas nie tylko nie nadszedł, ale wręcz zaczęliśmy się cofać w rozwoju.
Nie mogę sobie przypomnieć, jaka inna książka skłoniła mnie do tak intensywnego researchu. W trybie incognito, ale nieważne. Zajrzałam na masę stronek porno, pchana chęcią poznania słynnych produkcji. Obejrzałam – choć bardziej pasowałoby tu „przeleciałam” – kilka czy kilkanaście filmów (w tym cały „Auch Ninotschka zieht ihr Hoschen aus”, bo był śmieszny),żeby się przekonać, że wszystko już grali. Nie chodzi mi bynajmniej o stary kawał o seksie, który wymyślili Grecy, ale to Rzymianie włączyli do niego kobiety. Ci, którym się wydaje, że kiedyś to było, a dziś Sodoma, Gomora i zepsucie, powinni zapoznać się z paroma tytułami z lat 70. czy 80. Już nigdy nie spojrzę tak samo na banany. Ani na motyczki. I wiem, że jeszcze wiele rzeczy może mnie zadziwić („Ej, popatrz! Wiedziałeś, że tak się da?”).
„Miła robótka” to krótki, ale niezmiernie treściwy reportaż na temat, który budzi olbrzymie kontrowersje od zawsze. Pornografia. Autorka na licznych przykładach wykazuje, że Polacy to hipokryci. Oczywiście, nie tylko oni, ale skupia się na polskim podwórku, więc i my to zróbmy. Dla wielu seks zamknięty na prokreację jest niemoralny, a pożądanie to grzech. „Miła robótka. Polskie świerszczyki, harlekiny i porno z satelity” ma na to dowody. Cytuje polityków, którzy wyczuli, po której stronie trzeba się opowiedzieć, aby pozostać przy korytku po '89. A seks nieodmiennie przyciąga. Seks sprzedaje. Seks wprawia w zakłopotanie, a zarazem zmusza do zerkania. O seksie się myśli i mówi, ale pokątnie i z chichotem. Rubaszny wujek Heniu próbuje rozbawiać nim towarzystwo na weselu, a wszystkie ciotki pieką raczka. Od lat Polacy są w pierwszej dziesiątce użytkowników serwisów porno, ale oficjalnie nikt nie ogląda filmów XXX. I, rzecz jasna, nikt się nie masturbuje, a już na pewno nie kobiety.
Czyżby? Twórczyni przegląda z uwagą ten zakłamany grajdołek, zaczynając od końca komuny. Opisuje wybuch wolności obyczajowej aż do momentu, w którym tzw. obrońcy moralności próbowali zdusić wszelkie przejawy zainteresowania społeczeństwa seksem. Nie bacząc na zawstydzone lica odbiorców, wskazuje palcem każdą kasetę ukrytą w meblościance albo skitraną za tapczanem. Opowiada o zalewie produkcji z „zepsutego Zachodu”, budzących oburzenie, ale i podniecenie. Przybliża historię Teresy Orlowski oraz innych ważnych dla branży postaci. W tym Klaudii Figury. Uświadamia, że nic nie wywołuje takich ataków histerii jak... kobiece włosy łonowe. Zaprawdę powiadam Wam, łoniaki trzęsą światem. I to od setek lat.
Dzięki tej niewielkiej rozmiarowo książce dowiedziałam się naprawdę dużo o sektorze rynku, który budzi niesamowite, a przede wszystkim niezdrowe emocje. Upewniłam się też, że osoby walczące z naturalnym elementem ludzkiego życia, czyli z seksem (a raczej z seksualnością),nie robią tego dla niczyjego dobra. Robią to dla siebie, z naprawdę ohydnych pobudek. Nihil novi, chciałoby się rzec, ale smutne, że mają tak duży wpływ na resztę ludzi. Polacy zachłysnęli się dostępem do szeroko rozumianej erotyki, ale nie byli na nią przygotowani, przez co fala swobody odpłynęła, a wahadło zaczęło odbijać w drugą stronę. Gdzie dziś jesteśmy według tego, co przekazuje Ewa Sosińska? Wciąż seksualnie niewyedukowani, wygłodzeni i zawstydzeni. Widać to w sieci, ale i w życiu. Można ujadać na „50 twarzy Grey'a” czy „365 dni”, ale pełne kina mówią jasno: seks jest ważnym aspektem życia, z którego nikt nie zrezygnuje. Poza dziewicami konsekrowanymi etc., ale to pomińmy.
Moim zdaniem ów reportaż to dobra, ciekawa praca, która spokojnie mogłaby być dłuższa. Temat i tak nie został w pełni wykorzystany, ale lektura skłoniła mnie do dalszych poszukiwań. I egzystencjalnych rozterek. Polecam, choć zdaję sobie sprawę, że wiele osób zrazi sam tytuł, bo... z przeróżnych powodów. Polecam zatem tym, którzy są go ciekawi i nie spłoną rumieńcem, wypożyczając książkę w bibliotece. Uważam, że warto.