Milena Agus urodziła się w Genui, mieszka w Cagliari. Uczy języka włoskiego i historii w liceum. Jest autorką trzech powieści, oprócz "Bólu kamieni" (2006) wydała "Mentre dorme il pescecane" (2005) i "Ali di babbo" (2007).
Powieść jest historią kobiety opowiedzianą przez jej wnuczkę na podstawie własnych wspomnień i odnalezionego pamiętnika.
Babcia narratorki była postrzegana w okolicy za wariatkę wyolbrzymiającą rzeczywistość i dziewczynę, której nikt nie chciał poślubić. W maju 1943 r. została przymuszona przez ojca do zamążpójścia za dużo starszego wdowca, który trafił do nich po zburzeniu przez Amerykanów jego domu w Cagliari.
Małżonkowie zachowywali się w stosunku do siebie dość dziwnie. Dość wspomnieć, że sypiali w jednym łóżku, ale nie dotykając się, a mężczyzna początkowo zaspokajał swoje żądze w domu publicznym.
Po siedmiu latach małżeństwa i kilku poronionych ciążach w związku z jej bólami nerkowymi bohaterka została skierowana do sanatorium na kuracje termalne. Tam poznała żonatego, jednonogiego Weterana. Między nimi szybko zawiązała się nić porozumienia. A po dziewięciu miesiącach od powrotu z uzdrowiska bohaterka urodziła syna...
Ta kobieca książka jest niezwykle realistyczna, a zarazem mocno przesycona smutkiem i bólem. Ma mało stron, ale wiele przekazuje. Przede wszystkim tęsknotę za miłością i człowiekiem, któremu bohaterka była w stanie zwierzyć się ze swoich sekretów i marzeń. Z drugiej strony bohaterka żałowała, że ani razu nie okazała czułości i życzliwości swojemu mężowi.
Bohaterce bardzo się współczuje, zwłaszcza że czytelniczka poznaje w nienachalny sposób przedstawioną rzeczywistość na Sardynii i mentalność ludzi z pierwszej połowy XX w.
Zakończenie książki bardzo mnie zaskoczyło i na nowo dało do myślenia.
Pod koniec 2016 r. polscy widzowie mogli obejrzeć film pt. "Z innego świata", którego reżyserka zainspirowała się powieścią Mileny Agus, nadając bohaterom konkretne imiona i nazwiska i rozbudowując postaci.
Króciutka książeczka w sam raz na jeden spokojny wieczór. Niewielka objętościowo, ale przekazująca całkiem sporo. Autorka udowodniła, że nawet w zwyczajnym życiu kryje się pewna niezwykłość i chyba to mnie tak urzekło tej pozycji. Jest to historia szukania siebie, miłości, także tej nieodwzajemnionej, odkupienia, pragnień, nieszczęść i marzeń. Nostalgiczna, niespieszna, delikatna i kobieca książka. Ostatnie strony mnie zaskoczyły i kazały spojrzeć na całość inaczej, co uznaję za dużą zaletę, bo zmusiło mnie to do dodatkowej refleksji. Myślę, że historia zostanie mi w głowie przez jakiś czas i pewnie będę do niej wracać. To zdecydowanie moje klimaty!
Książka jest krótka, stąd brak w niej dogłębnej analizy charakterów, ale w tym przypadku było to dla mnie plusem. Każda postać pozostała dla mnie w jakimś stopniu zagadką. Akurat ta odrobina tajemniczości bardzo pasowała do tej powieści oraz jej klimatu i mi się podobała.
„Ból kamieni” polecam raczej osobom wrażliwym, które lubią przyglądać się zwykłemu – niezwykłemu życiu. Ktoś, kto szukać tu będzie dramatycznych zwrotów akcji czy innych „fajerwerków” może poczuć się zawiedziony.