Liberator Alex Kershaw 7,6
ocenił(a) na 76 lata temu Jeśli ktoś lubi literaturę dotyczącą II wojny światowej, to po lekturze "Liberatora" raczej nie będzie zawiedziony. Książkę czyta się naprawdę dobrze, choć moim zdaniem czegoś tutaj brakuje. Ale o tym nieco niżej.
Książka dotyczy "500 dni wyzwalania Europy, od lądowania na Sycylii po bramy Dachau". Te 500 dni obserwujemy z perspektywy Feliksa Sparksa, żołnierza armii Stanów Zjednoczonych, oficera w 157 pułku 45. Dywizji Piechoty, zwanej Ognistymi Ptakami. Według autora pułk ten, jak i sama dywizja, zalicza się do najciężej doświadczonych bojowo jednostek wojskowych Stanów Zjednoczonych biorących udział w wyzwalaniu Europy. Jednostka uczestniczyła w lądowaniu Aliantów na Sycylii, desancie pod Anzio, wyzwalaniu południowej Francji, toczyła także ciężkie walki w Wogezach, by zakończyć swój szlak bojowy pod bramą Dachau, hitlerowskiego obozu zagłady. Tak więc autora miał o czym pisać. Do swojej książki zebrał nie tylko wspomnienia Feliksa Sparksa, ale także jego towarzyszy broni, które podparł dodatkowo dokumentami archiwalnymi, a nawet korespondencją z niemieckim żołnierzem z jednostki SS, stojącym po drugiej stronie barykady w trakcie walk w Wogezach. Oczywiście wojenne losy Feliksa Sparksa zajmują największą część omawianej pozycji, ale autor poświęca również kilka rozdziałów jego późniejszemu życiu. Efektem końcowym jest wciągająca relacja, która na całe szczęście unika nadmiernego patosu i hurapatriotyzmu.
"Liberator" ukazuje wojnę taką, jaką była ona w rzeczywistości – brutalną, makabryczną, krwawą, czasami bezsensowną. Żołnierze giną w niej nie tylko w starciu z wrogiem, ale także w wypadkach (pierwsza ofiara desantu na Sycylię to żołnierz, który podczas przesiadania z transportowca na barkę desantową wpadł do morza i utonął),w wyniku nieszczęśliwego przypadku (kolejne ofiary desantu to załoga barki desantowej, która rozbiła się o skały; wszyscy żołnierze utonęli),także w wyniku własnego ostrzału (np. bezsensowna śmierć załogi czołgu trafionego pociskiem sojuszniczego pojazdu),lub niekompetencji, a nieraz i głupoty własnych przełożonych. Autor na stronach swojej książki dobitnie uświadamia nam, że "wojnę kocha tylko ten, kto nigdy jej nie doświadczył".
Garść ciekawostek - gros niezdolnych do walki żołnierzy to nie ofiary niemieckich kul, ale różnego rodzaju chorób fizycznych i psychicznych, ze stopą okopową na czele. Co interesujące, autor wskazuje, że stosunkowo liczne były przypadki niezdolności do walki w wyniku zarażenia żołnierzy chorobami wenerycznymi. Okazuje się zatem, że choć na przestrzeni wieków zmieniały się metody prowadzenia wojny, to jednak żołnierze zachowali swój charakterystyczny rys - alkohol, kobiety i łupy. Dotyczy to także armii Stanów Zjednoczonych.
Warto odnotować inny fakt. Powszechnie znane jest stosowanie przez Armię Czerwoną oddziałów zaporowych, które miały uniemożliwiać ucieczkę własnych żołnierzy z pola bitwy. Sparks w swoim oddziale stosował podobną taktykę, ale zamiast Czekisty z pistoletem, wybierał rosłego sierżanta, najlepiej z doświadczeniem bokserskim, który potrafił bardzo szybko wskazać słabnącym w zapale żołnierzom, gdzie znajduje się wróg. Widać wojna ma swoje niezmienne prawa.
Niezwykle interesująca jest podana przez autora informacja, że spośród rannych żołnierzy, którzy trafiali do amerykańskich szpitali polowych, tylko niecałe 4% nie udało się uratować. Jest to imponujący wskaźnik, świadczący o ogromnych zdolnościach organizacyjnych i technicznych armii Stanów Zjednoczonych. To także wyraz pewnej doktryny wojennej, której najgłośniejszy wyraz dał generał Patton w pewnym słynnym i wielokrotnie powtarzanym powiedzonku. Ogólnie w książce można znaleźć wiele tego typu smaczków, co sprawia, że czyta się ją lekko i szybko.
Książka jest pomyślana jako pozycja biograficzna, ale moim zdaniem sam bohater tej biografii jest mocno wyalienowany. Autor zgromadził wielogodzinne nagrania z rozmowami z Feliksem Sparksem, ale bardzo rzadko udziela mu głosu. Z tego powodu nie potrafimy nawiązać jakiejś bliższej emocjonalnej więzi z postacią Feliksa Sparksa. A może to po prostu kwestia typowo anglosaskiego podejścia do opisywania historii?
To samo dotyczy - moim zdaniem - nieco "suchych" opisów starć i potyczek, w których uczestniczy Sparks i jego żołnierze. Melchior Wańkowicz w książce "Bitwa o Monte Cassino" jest o wiele bardziej "przekonujący". Sądzę, że ten element książki można było opracować nieco lepiej.
Mimo powyższych zastrzeżeń, które przecież nie wszystkim czytelnikom muszą przeszkadzać, polecam "Liberatora". To solidny kawał naprawdę dobrze napisanej historii II wojny światowej.