Legenda niemej wyspy Vanessa Montfort 6,6
ocenił(a) na 104 lata temu Fascynująca opowieść o miłości i potędze marzeń, o okrucieństwie i krzywdzie zadanej drugiemu człowiekowi. O Wyspie Blackwella, leżącej na East River , pomiędzy Manhattanem od zachodu a dzielnicą Queens od wschodu, która w XIX wieku jawiła się jako piekło na ziemi, z którego nie ma powrotu.
W 1826 roku miasto Nowy Jork odkupiło wyspę od prawnuka Roberta Blackwella aby umieszczać tutaj wyrzutki społeczeństwa. Otworzono więzienie, sierociniec i poprawczak, przytułek dla mężczyzn i kobiet , a przede wszystkim zakład psychiatryczny i szpital, w którym w latach sześćdziesiątych , umieszczano chorych na ospę. Dużą część stanowili imigranci , zwłaszcza z Irlandii, którzy byli zagrożeniem dla nowojorskich pracowników.Tutaj, bez żadnych kontroli dokonywały się straszne rzeczy. Znęcanie się nad podopiecznymi, eksperymenty medyczne, zabójstwa, gwałty i mordowanie noworodków. Stąd nikt nie mógł wrócić, a śmiałkowie, którzy próbowali przepłynąć East River, tonęli w bystrych nurtach rzeki. Dlatego też nikt nie był zbytnio pilnowany.
Autorka bardzo zgrabnie oparła sensacyjną akcję powieści na wizycie Karola Dickensa na wyspie w 1842 roku. Powieściopisarz był zszokowany tym co zobaczył , w tymże roku wydał "Notatki z podróży do Ameryki" , w których wszystko opisał . Po czym nowojorska prasa nie zostawiła na nim suchej nitki. Owocem tej wizyty była także wydana w 1843 roku " Opowieść wigilijna".
Prawdę o Blackwell Asylum też ujawniła w 1887 roku reporterka Nellie Bly ( jedna z bohaterek powieści),która spędziła na wyspie dziesięć dni jako obłąkana. Jej reportaż wywołał skandal i władze miasta zmuszone były zamknąć obiekty. Nikt jednak nie został ukarany, zaginęło również masę dokumentów.
Wyspa Blackwella była wyrzutem sumienia dla Nowego Jorku, który mienił się symbolem nowoczesności i demokracji. Dlatego też w 1921 roku nazwano ją Welfare Island, a w 1973 roku zmieniono nazwę na Wyspę Roosevelt`a, dla uczczenia prezydenta Roosevelt`a.
W 2017 roku miałam okazję odwiedzić wyspę. Z budynków pozostał tylko szpital dla chorych na ospę, który straszył pustymi otworami okiennymi, obrośnięty zimozielonym bluszczem. Jednak jest w planie zagospodarowanie tego obiektu. Na nabrzeżu, po którym chodzili więźniowie , których " biało-beżowe pasiaki sprawiały, że wyglądali jak wyblakłe tygrysy" ( Karol Dickens),obecnie można spacerować pięknymi promenadami okalającymi wyspę oraz odpoczywać na licznych zielonych skwerach, widząc przed sobą piękną panoramę wieżowców Manhattanu.
Powieść urzekła mnie nie tylko osobistymi wspomnieniami z Wyspy Roosevelt`a ale także ciekawą i sensacyjną akcją, w której wszystko jest dopięte do ostatniej strony. To także emocje wyrażane przez bohaterów i nadzieja, która obudziła się w nich dzięki wizycie Karola Dickensa. Pięknie napisana, chwytająca za serce opowieść. A okładka daje przedsmak tego co nas czeka w środku.