Najnowsze artykuły
- ArtykułyCzytamy w weekend. 26 kwietnia 2024LubimyCzytać29
- ArtykułySzpiegowskie intrygi najwyższej próby – wywiad z Robertem Michniewiczem, autorem „Doliny szpiegów”Marcin Waincetel3
- ArtykułyWyślij recenzję i wygraj egzemplarz „Ciekawscy. Jurajska draka” Michała ŁuczyńskiegoLubimyCzytać2
- Artykuły„Spy x Family Code: White“ – adaptacja mangi w kinach już od 26 kwietnia!LubimyCzytać1
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Jerzy Główczewski
3
7,6/10
Pisze książki: biografia, autobiografia, pamiętnik, reportaż
Urodzony: 19.11.1922Zmarły: 13.04.2020
Jerzy Eligiusz Główczewski - polski lotnik, architekt i autor książek.
Rodowity warszawiak. W czasie II wojny światowej walczył w szeregach Samodzielnej Brygady Strzelców Karpackich w kampanii afrykańskiej. Lotnik Dywizjonu 308. Absolwent Politechniki Warszawskiej (architektura). Brał aktywny udział przy budowie Stadionu XX-lecia w Warszawie. W 1962 r. opuścił Polskę i osiadł w Stanach Zjednoczonych, gdzie wykładał architekturę i pracował dla Fundacji Forda oraz ONZ. Jerzy Główczewski żył 97 lat. Wydane książki: "Wojak z przypadku" (Wydawnictwo MOST, 2003),"Optymista mimo wszystko" (Wydawnictwo MOST, 2004),"Moja Ameryka" (Wydawnictwo MOST, 2006),"Ostatni pilot myśliwca. Wspomnienia" (PWN, 2017). Żona: Irena "Lenta", córka.
Rodowity warszawiak. W czasie II wojny światowej walczył w szeregach Samodzielnej Brygady Strzelców Karpackich w kampanii afrykańskiej. Lotnik Dywizjonu 308. Absolwent Politechniki Warszawskiej (architektura). Brał aktywny udział przy budowie Stadionu XX-lecia w Warszawie. W 1962 r. opuścił Polskę i osiadł w Stanach Zjednoczonych, gdzie wykładał architekturę i pracował dla Fundacji Forda oraz ONZ. Jerzy Główczewski żył 97 lat. Wydane książki: "Wojak z przypadku" (Wydawnictwo MOST, 2003),"Optymista mimo wszystko" (Wydawnictwo MOST, 2004),"Moja Ameryka" (Wydawnictwo MOST, 2006),"Ostatni pilot myśliwca. Wspomnienia" (PWN, 2017). Żona: Irena "Lenta", córka.
7,6/10średnia ocena książek autora
12 przeczytało książki autora
47 chce przeczytać książki autora
0fanów autora
Zostań fanem autoraKsiążki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
Najnowsze opinie o książkach autora
Ostatni pilot myśliwca Jerzy Główczewski
7,6
„Ostatni pilot myśliwca” to wspomnienia Jerzego Główczewskiego, który podczas drugiej wojny światowej walczył w Dywizjonie 308, a wcześniej zasłużył się jako żołnierz Brygady Strzelców Karpackich w Afryce.
Mimo iż książka liczy niemal 800 stron, czyta się ją jednym tchem. Sprzyjają temu gawędziarski styl i barwne życie autora, o którym opowiada on ze swadą, emocjami i poczuciem humoru.
Jerzy Główczewski zaczyna swoją opowieść od czasów dzieciństwa i rodzinnych korzeni. Dużo miejsca poświęca historii swojej familii, rodzicom, przyjaciołom z dzieciństwa i młodości, nauczycielom i autorytetom.
Pierwszym przełomowym wydarzeniem w jego życiu okazuje się wybuch drugiej wojny światowej, który skazuje nastoletniego Jurka i jego najbliższych na tułaczkę po Polsce i Europie.
Walka o codzienne przetrwanie, poczucie wyobcowania na emigracji i tęsknota za rodzinnym domem powodują, że chłopak pragnie walczyć z Niemcami. Gdy trafia na front wraz z Brygadą Strzelców Karpackich musi przedwcześnie wydorośleć i szybko zdaje sobie sprawę z tego, że wojna to nie wielka przygoda, lecz piekło na ziemi.
W tym przekonaniu utwierdza go również służba w Polskich Siłach Powietrznych na Zachodzie. Bycie pilotem myśliwca to igranie w losem i codzienna niepewność nie tylko jutra, ale każdej godziny spędzonej w samolocie.
Równie interesujące, barwne i dramatyczne okazują się powojenne losy autora, który musiał podjąć trudną decyzję o powrocie do Polski.
Mimo iż stał się tu uznanym architektem, nie czuł się wolny i ostatecznie wybrał życie na emigracji w Stanach Zjednoczonych. Tam przez lata utrzymywał bliskie kontakty z rodakami, wśród których byli znani pisarze, np. Jerzy Kosiński i Leopold Tyrmand, którego Główczewski poznał jeszcze w Warszawie. Połączyła ich wówczas miłość do jazzu, która z czasem przerodziła się w przyjaźń.
Przez wspomnienia przewija się wielu mniej i bardziej znanych ludzi. Są wśród nich inteligenci, naukowcy, artyści, żołnierze, politycy… Są ludzie, którzy odnaleźli się w powojennej rzeczywistości i tacy, którym nowy ustrój w Polsce złamał życie.
Całość układa się nie tylko w barwną opowieść o losach autora i jego rodziny oraz przyjaciół. To zbiorowy portret Polaków i ich postaw wobec najbardziej dramatycznych zdarzeń XX wieku.
Książka Jerzego Główczewskiego opowiada o historii minionego stulecia lepiej niż szkolny podręcznik, gdyż pokazuje Europę i świat przez pryzmat człowieka, który czuje, przeżywa, cierpi, ale potrafi też się cieszyć i realizować swoje marzenia.
To ostatnie wydaje się myślą przewodnią wspomnień. Swoim burzliwym życiem autor udowadnia, że warto realizować pragnienia, walczyć o miejsce na ziemi, o bliskich, prawo do wolności i własnych wyborów.
Na wielu stronach „Ostatniego pilota myśliwca” odnajdziemy też inne ponadczasowe przesłania. To między innymi przekonanie o sile uniwersalnych wartości, jakimi są: miłość, przyjaźń, uczciwość, honor, prawda i patriotyzm.
W ujęciu autora słowa te nie brzmią sztucznie, nie są tylko demagogicznymi wydmuszkami, jakimi posługują się współcześni politycy, którzy bez umiaru rzucają frazesami. Ze stron książki emanuje szczerość i odpowiedzialność za to, co się mówi i pisze.
Jerzy Główczewski świetnie łączy w swych wspomnieniach patos, powagę, ironię i poczucie humoru. Dzięki temu trudno oderwać się od lektury, którą pochłania się jednym tchem, niczym przygodowo-sensacyjną powieść.
Ostatni pilot myśliwca Jerzy Główczewski
7,6
Jerzy Główczewski, rocznik 1922, potomek spolonizowanych rodów niemieckich i francuskich, ostatni polski pilot myśliwski, który walczył w czasie II Wojny Światowej jest postacią nietuzinkową.
I bynajmniej nie z tego powodu, że jako 17- latek, po wybuchu II Wojny Światowej chciał wstąpić do Wojska Polskiego, aby walczyć z Niemcami. W ten sposób postępowali praktycznie wszyscy młodzi ludzie wychowani w tradycji patriotycznej, a takich była większość w okresie XX – lecia międzywojennego.
Dzięki splotowi różnych okoliczności zamiast dotrzeć do punktu koncentracji w wschodniej Polsce znalazł się w Rumunii, później wstąpił do Brygady Karpackiej w Afryce, stamtąd trafił do szkoły pilotów, a po jej ukończeniu do Dywizjonu 308.
Pan Jerzy jest niezmiernie rzadkim przypadkiem polskiego pozytywisty. Mając świadomość, że wraca do innej Polski, niż ta, którą opuścił, zdecydował się na powrót do Warszawy. Miało to nie tylko związek z tęsknotą za rodziną i ukochanym miastem, ale również z atmosferą, jaka panowała w Wielkiej Brytanii oraz we Francji, gdzie ze względu na liczną rodzinę mógł się osiedlić.
Anglikom, nawet podpisanie Traktatu Jałtańskiego, nie przeszkadzało w korzystaniu z ofiarności polskich pilotów. Zaczęli im oni przeszkadzać po wojnie, bo mieli odbierać pracę powracającym z frontu Brytyjczykom.
We Francji, duma z „pokonania Boszów” (slangowe, obraźliwe określenie Niemców) i włączenie do grona mocarstw biorących udział w ustalaniu nowego światowego porządku, przyćmiły faktyczne "dokonania" Francuzów w II Wojnie Światowej, w czasie której jednym z „heroicznych czynów” francuskiej Marynarki Wojennej było.... zatopienie znacznej części własnej floty, „żeby nie wpadła w ręce III Rzeszy”.
Tu, „nieco” złośliwie, Autor zadał pytanie, czy nikt z owych „herosów” nie pomyślał o udaniu się np. do Wielkiej Brytanii i podjęciu walki z Niemcami za pomocą niezatopionych okrętów.
Po powrocie do Polski Główczewski rozpoczyna studia na wymarzonej architekturze i bierze czynny udział w odbudowie Stolicy. Jest między innymi, jednym z głównych architektów Stadionu X-lecia, zbiera liczne nagrody za projekty przemysłowe. Jego kolegami są między innymi Jan Rodowicz -sławny porucznik AK „Anoda” i Jan Suzin, którego Ojciec jest znanym i cenionym profesorem.
Jerzy Główczewski przestrzega współczesnych młodych Polaków, żeby nie dali się omamiać patriotycznymi hasłami i bohaterstwem za które sami zapłacą krwią w imię nie zawsze jasnych interesów. „Anoda” nie został zamordowany przez bezpiekę za działalność wojenną, ale za zaangażowanie w zbroje podziemie antykomunistyczne już po wojnie. Wtedy to Zachód bardzo chciał pomagać Polakom w obalaniu komunizmu. Szkoda tylko, że nie zrobił tego w Teheranie i Jałcie. Nie byłoby wtedy konieczności obalania czegokolwiek. I nie była to tylko wina Churchilla. Franklin Delano Roosevelt, już po sprzedaniu Polski Stalinowi w Jałcie, prosił o głosy Polonii amerykańskiej w wyborach prezydenckich, obiecując „walkę o zachowanie polskiej racji stanu i granic”.
Osoby, które są oburzone takim podejściem, które chciałby zarzucić panu Jerzemu np. brak odwagi informuję że podczas II Wojny Światowej Jerzy Główczewski był odznaczony Krzyżem Walecznych. I to trzykrotnie.
Jako uznany architekt bierze udział w rozlicznych projektach, a dzięki ciężkiej pracy, nawet jego pochodzenie i kariera wojskowa na Zachodzie nie przeszkadza w wyjazdach na stypendia zagraniczne – w tym do Francji i USA. Jednak utrudnienia, które zaczęły się pojawiać przy kolejnych projektach, między innymi w Egipcie i propozycja polskiej bezpieki, żeby tam, na miejscu „współpracował z radzieckimi towarzyszami” skłoniły naszego bohatera do emigracji do Stanów.
Część wspomnień dotyczących okresu wojennego jest dość krótka, znacznie więcej przeczytacie o przygodach pana Jerzego jako architekta, pracującego przy bardzo interesujących i prestiżowych projektach na całym świecie. Warto przeczytać, jak z perspektywy człowieka już mocno dojrzałego (pan Jerzy w tym roku kończy 95 lat) wyglądał świat i Polska przez ostanie kilkadziesiąt lat.
Według Autora w dalszym ciągu ani Polacy, ani Amerykanie, ani Brytyjczycy nie zmienili swoich charakterów narodowych i niczego się nie nauczyli na własnych błędach. Anglicy – kiedy potrzebują Polaków, są uroczymi gospodarzami, jednak kiedy Polacy przestają być potrzebni – to won. Tak było zaraz po wojnie i tak jest teraz, podczas Brexitu.
Amerykanie nie wynieśli żadnej wiedzy z Wietnamu i z podobnym maniackim uporem działali i działają na Bliskim Wschodzie i w Afganistanie.
A my? My tylko w przypadkach narodowych klęsk, zagrożeni fizyczną eksterminacją zaczynamy współpracować. Bo przecież „gdzie dwóch Polaków tam trzy zdania”.