Śmieszny brzuszek Jenny McCarthy 7,0
ocenił(a) na 68 lata temu Chociaż na dzień dzisiejszy nie jestem w ciąży to postanowiłam w końcu przeczytać tę książeczkę, (którą dostałam od rodzinki już jakiś czas temu),a wtedy kiedy była mi potrzebna po prostu o niej zapomniałam
i tu pojawiła się właśnie "demencja ciążowa" :D.
Autorka Jenny McCarthy to była modelka, aktorka oraz play mate, która opisuje w niej swoje przeżycia i dolegliwości związane z ciążą bez zbędnego owijania w bawełnę, szczerze i dobitnie aż do bólu i na dodatek z uśmiechem na ustach.
Każda kobieta jest inna i każda może przechodzić oczekiwanie na swoje maleństwo w inny sposób i nie mieć tych wszystkich dolegliwości typowo ciążowych naraz, które tutaj są wspomniane na wesoło m.in. burza hormonalna, problemy z pęcherzem, bóle pleców, kłopoty z cerą, cellulitem, rozstępami, obrzmiałe piersi a na samym porodzie skończywszy.
Książkę można potraktować z lekkim przymrużeniem oka. Ja niejednokrotnie czytając ją myślałam, że autorka to typowa blondynka (co ciekawe ona sama nie ma oporów przed przyznaniem się do tego :),szczególnie w rozdziale o zaparciach czy o piersiach).
Podczas mojego obcowania z tą książką głośne kilkakrotne wybuchy śmiechu zaintrygowały nawet mojego męża, który zainteresował się co też jego żonka takiego ciekawego czyta. Mój szczególnie ulubiony rozdział to "Albo zejdziesz mi z drogi, albo na ciebie nasikam" czyli o częstych wizytach w toalecie i poszukiwaniu jej samej :). Choć nie jestem w stanie "błogosławionym" to mój mąż w chwilach, kiedy moje potrzeby fizjologiczne dawały/dają o sobie znać szczególnie podczas dłuższych podróży zdawał i ciągle zdaje się zachowywać podobnie jak mąż/partner autorki. No cóż mężczyźni potrafią rozkosznie nam pomagać i opiekować się nami, kiedy tego potrzebujemy, ale równie "rozkosznie" potrafią wcisnąć swoje 3 grosze tam gdzie nie potrzeba czy to swoim zachowaniem czy samymi słowami i wtedy nie wiadomo czy się śmiać czy może już płakać (pewnie tu przyznają mi racje niektóre mężatki),ale koniec końców jest taki, że za to też kochamy tych naszych dużych urwisów :). Tak, za te głupotki, bo potrafi być nieraz dzięki nim niezły ubaw ;).
Jak już wcześniej wspomniała jakaś recenzentka jest to pozycja, którą czyta się błyskawicznie, króciutkie rozdziały, duża czcionka (pewnie by nas kobiet nie męczyć w tym jakże odmiennym stanie fizjologicznym ;). Polecam nie tylko „ciężarówkom”, ale również tym, którzy lubią się dobrze pośmiać i przy okazji nabrać dystansu do siebie. A mężczyznom by nieco przybliżyć stan nas kobiet zarówno psychiczny jak i fizyczny podczas oczekiwań na naszego malucha, by mogli nas wtedy łatwiej zrozumieć o co tak w ogóle nam chodzi :)