Zawsze jest rozwiązanie, tylko nie takie łatwe, jak byśmy chcieli – wywiad z Joanną Lech

LubimyCzytać LubimyCzytać
27.05.2019

Świat nie jest czarno-biały, więc nie jest ani zły, ani dobry. Ludzie noszą w sobie ciężar wszystkiego, co przeżyli, i nie powinniśmy ich pochopnie oceniać. W określonych okolicznościach każdy jest zdolny do najgorszego. Albo do najlepszego – mówi Joanna Lech, poetka i prozaiczka, dwukrotnie nominowana do Nagrody Literackiej Nike. 3 kwietnia miała miejsce premiera jej najnowszej powieści „Kokon”.

Zawsze jest rozwiązanie, tylko nie takie łatwe, jak byśmy chcieli – wywiad z Joanną Lech

Iga, główna bohaterka powieści, bywa okropna: egoistyczna, bezwzględna, niezdająca sobie sprawy z jakichkolwiek konsekwencji swojego postępowania. Jest jednak także brutalnie szczera, a w swoim zagubieniu i dziecięcym egoizmie do bólu ludzka. Gdy nie pomaga stabilny związek ze starszym partnerem, Iga zdaje sobie sprawę, że nie ma łatwych wyjść i pewnego dnia decyduje się na ekstremalny krok.

„Kokon” to książka bardzo sugestywna, obrazowa, lektura budzi wręcz fizjologiczne reakcje. Od początku zdawałaś sobie sprawę z jej siły rażenia?

Joanna Lech: Trochę tak, starałam się też to nieco wytłumić. Już podczas pracy nad tekstem poprosiłam kilku znajomych o opinie i było to dla mnie niesamowite, że każdy tę książkę inaczej odbierał. Jedni widzieli Igę, główną bohaterkę, jako silną, feministyczną postać, inni jako bezwolną ofiarę szklanego klosza. Niektórzy czytali książkę jak thriller albo nawet reportaż. Jednych fragmenty tekstu zdegustowały, drudzy chcieli na bohaterkę nakrzyczeć, pokazać jej właściwą drogę. Jeszcze inni odbierali powieść jako realizm magiczny albo rodzaj gry z czytelnikiem, uważali, że Iga w tym czy innym miejscu umarła albo umarła już na początku książki. Lub też to wszystko jej się zwyczajnie śni. Każdy widział zakończenie inaczej, sam się na nie naprowadzał. Dlatego też zostawiłam je jako pytanie otwarte skierowane do czytelników.

Z premedytacją oddajesz Igę w ich ręce?

A czy należy tylko do mnie? Być może to od początku nie była tylko moja historia. Może wciąż ją układamy? Iga to dla mnie mimo wszystko pozytywna, silna postać, zawsze sobie poradzi.

Czy budując postać, wzorowałaś się na kobietach, które znasz?

Chciałam opowiedzieć życie kobiet, które były Igą. Nie tylko tych najdzielniejszych i niezwyciężonych, którym zadedykowałam książkę. Część opowieści to wydarzenia, które przytrafiły się znajomym, część to zasłyszane historie. To miała być również powieść o naszych czasach, o lękach, ale także o towarzyszącej im nadziei. Pisałam „Kokon” bardzo długo, ale od początku ta historia znalazła swój własny język. Inny niż w moich debiutanckich „Sztuczkach”, choć także poetycki. Gdy już pojawił się plan fabuły, słowa i pomysły przychodziły do mnie bez przerwy. Pod prysznicem, w łóżku, kiedy próbowałam zasnąć, wszędzie.

Mówisz o języku, o dzielnych postaciach, o nadziei, ale w twojej książce dominują traumy, depresja, wreszcie śmierć. Chciałaś te tematy, poprzez „Kokon”, także na własny użytek, okiełznać?

Książkowa Iga często czuła, że znajduje się w sytuacji bez wyjścia, że jest na dnie czarnej studni i resztka światła nad nią znika. Może się starać, ale nigdy nie wygra ze złym losem, więc czemu by się już nie poddać? Znam jednak kilka budujących historii, które udowadniają, że nie ma punktu bez wyjścia, zawsze jest rozwiązanie, tylko znów – nie takie szybkie i łatwe, jak byśmy chcieli. Ale mimo wszystko zawsze warto o siebie zawalczyć.

Czy spotykający nas „zły los” da się jakoś uzasadnić?

Myślę, że ważniejsze niż sam fakt, że złe rzeczy przytrafiają się zwykłym ludziom, jest tu pytanie o odpowiedzialność. Każdy kiedyś pęknie, puszczą mu nerwy i pytanie tylko, co z tym dalej zrobi. I tu zaczyna się ciężka praca, którą trzeba nad sobą wykonać, bo przecież nikt nas nie wyręczy. Do tego potrzebne są odwaga i siła, które przychodzą dopiero z wnętrza. Wiem oczywiście, że to się tylko tak łatwo mówi. Zwłaszcza gdy sama wciąż nad tym pracuję i myślę, że wciąż nie mam tej siły na tyle, żeby powiedzieć: zawsze dam radę.

Czyli świat jest zły, a my najczęściej jesteśmy słabi?

Świat nie jest czarno-biały, ani zły, ani dobry. Ludzie noszą w sobie ciężar wszystkiego, co przeżyli, i nie powinniśmy ich pochopnie oceniać. W określonych okolicznościach każdy jest zdolny do najgorszego. Albo do najlepszego, to zależy. Na ogół jesteśmy zbyt leniwi, żeby być tymi z gruntu złymi, czarnymi bohaterami z kreskówek, a na czyste dobro raczej brak nam odwagi. Rządzą nami emocje. One sprawiają, że popełniane są zbrodnie w afekcie, że sprowadzamy na siebie nieszczęśliwe wypadki. Jesteśmy chaotycznymi, zagubionymi w dość nudnej fabule postaciami, które pragną to życie jak najpiękniej przetrwać. Nikt nie jest idealny. Gdy tak się tutaj wymądrzam, przypominam sobie wiele niefajnych sytuacji, w których sama powiedziałam za dużo, nakrzyczałam albo pięści już mi się zaciskały. Gdyby tych nerwów było jeszcze więcej i doszłoby do tego trochę pecha, to różnie mogłoby się zdarzyć.

No właśnie, skoro mówimy o zaciśniętych pięściach – seksizm środowiska literackiego bardzo cię wkurza, prawda?

Nie wiem czy „wkurza” to dobre słowo. Martwi. Przeraża. Żenuje. Myślę, że wszystkie piszące kobiety zetknęły się z jakimiś jego przejawami, mniej czy bardziej. Zwłaszcza w środowisku poetyckim wciąż jest on poważnym utrapieniem: weźmy np. niedawne skandaliczne wypowiedzi szefa znanego wydawnictwa czy też słowa pewnego uznanego krytyka. Dopiero głośne mówienie, wskazywanie palcem, unaoczniło ogrom tego problemu, który przecież istniał od lat, wcale nie w ukryciu i ponurym milczeniu.

#MeToo coś zmieniło w środowisku?

Naprawdę dużo. Mimo że wciąż wybuchają afery, widać, że nie ma już przyzwolenia na takie zachowania. Nawet ci, którzy wcześniej skali problemu nie zauważali lub ją bagatelizowali, teraz otwarcie dyskutują i wspierają piszące kobiety. Traktują nas poważnie. Pewnie zabrzmi to szalenie pozytywnie, ale widzę, jak mentalność środowiska się zmieniła na przestrzeni tych kilku lat. Myślę, że idzie ku dobremu. A przynajmniej nie trzeba już drżeć ze strachu, gdy się wybiera na literacki festiwal.

Joanna Lech (ur. 1984) – debiutowała powieścią „Sztuczki”, nominowaną w 2017 do Nagrody Literackiej Nike i Nagrody Literackiej Gdynia. Autorka czterech tomów wierszy: „Zapaść”, „Nawroty”, „Trans” i „Piosenki pikinierów”. Redaktorka antologii „Znowu pragnę ciemnej miłości” (W.A.B., 2018). Laureatka konkursów im. R.M. Rilkego, im. Jacka Bierezina oraz Polskiego Towarzystwa Wydawców Książek. Nominowana do Nagrody Poetyckiej Silesius. W 2019 roku została laureatką stypendium Praga UNESCO. 3 kwietnia ukazała się jej najnowsza powieść „Kokon”.


komentarze [2]

Sortuj:
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
Orchidea  - awatar
Orchidea 27.05.2019 18:35
Czytelnik

Zadziwiające są interpretacje Kokonu o jakich wspomina. W życiu nie wpadłabym na to, że Iga mogłaby w którymś momencie książki umrzeć, albo że jest to realizm magiczny - już bardziej ten sen do mnie przemawia. Niesamowite jak każdy z nas potrafi inaczej odebrać tekst. Całkiem inaczej można myśleć o tym tekście, kiedy się popatrzy na niego jako sen, albo pomyśli, że Iga w...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
LubimyCzytać  - awatar
LubimyCzytać 27.05.2019 13:30
Administrator

Zapraszamy do dyskusji.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post