Zabliźnione rany bolą jeszcze mocniej. „Zrost” Roberta Małeckiego
Powiedzieć, że to dobry kryminał, to jak nic nie powiedzieć. Robert Małecki po trzech latach oddaje w ręce czytelników wyczekiwany kolejny tom cyklu o Bernardzie Grossie. Wraz z komisarzem z Chełmży zagłębiamy się w poszukiwanie prawdy, a droga ku niej prowadzi przez ciemność, mgłę i mróz. Tą książką autor przypomina, za co kochamy kryminały.
Książki Roberta Małeckiego nie mają przypadkowych lub nieznaczących tytułów. Przeciwnie – każdy jest dobrany z rozwagą i kryje w sobie szczególne znaczenie. Zanim więc przejdę do treści i sensu najnowszej książki autora, zatrzymam się przy tytułowym „Zroście” (Wydawnictwo Literackie). Po sięgnięciu do Słownika Języka Polskiego dowiadujemy się, że zrost to: 1. «zrośnięcie się czegoś», 2. «to, co powstało z połączenia kilku elementów», 3. «wyraz powstały z połączenia dwóch lub trzech wyrazów zachowujących swoją postać morfologiczną i układ składniowy, np. wiarygodny, pięćdziesiąt», 4. «bliznowata tkanka łączna powstała w wyniku choroby lub po operacji». Pierwsze definicje wydają się najbardziej pasować do metaforycznego tytułu kryminału, lecz i tę ostatnią, najbardziej przyziemną, należy mieć na uwadze, gdy sięga się po najnowszy tom autora „Zadry”, „Wady” i „Skazy”.
Witaj smutku, stary druhu
W ostatnich latach podczas wielu spotkań czy wywiadów Robert Małecki musiał odpowiadać na pytanie: kiedy nowy Gross? Trylogia z chełmżyńskim śledczym niezwykle przypadła do gustu czytelnikom, zyskała również uznanie krytyków (nominacje w Plebiscycie Książka Roku Lubimyczytać, Nagroda Wielkiego Kalibru i nagroda festiwalu Kryminalna Piła dla otwierającej cykl „Skazy”). Bernard Gross to bohater, którego można określić jako wzór z Sevres protagonisty klasycznego kryminału. Oto błyskotliwy, nieco staromodny policjant po przejściach, dźwigający sekret z bolesnej przeszłości. Głównym miejscem akcji swego cyklu Małecki uczynił prowincjonalne miasto, a fabuła każdej z książek łączy się z tajemnicami z minionych lat. Z jednej strony brzmi to jak przepis na bestseller. Z drugiej – to pułapka na niewprawnych autorów, którzy powielając schematy, nie są w stanie zaskoczyć czytelnika. Małecki w każdej powieści udowadniał, że po prawidła gatunku sięga z rozmysłem, świadomie tkając z nich nową jakość. Jego sukces nie byłby pełny, gdyby nie postać głównego bohatera.
Bernard Gross to policjant nietypowy – jest kulturalny i uprzejmy, prawdomówny i spokojny, nie przeklina. Pija herbatę, a po pracy oddaje się hobby: modelarstwu. Dziesięć lat temu spotkała go osobista tragedia – do jego domu włamał się bandyta, który napadł leżącą w sypialni żonę. Gross wraz z jedenastoletnim synem wracał do domu, gdy spłoszył napastnika duszącego Agnieszkę. Nigdy nie odzyskała przytomności. Od tego czasu komisarz żył w emocjonalnym piekle, nie mogąc pożegnać żony i zostawić za sobą horroru napaści na najbliższą. Popsuła się też jego relacja z synem, któremu nie był w stanie dać potrzebnego wsparcia. Teraz lojalność wciąż trzyma go przy pogrążonej w śpiączce kobiecie i nie pozwala na wejście w nowy etap życia z czystą kartą. Czy zatem tragedia sprzed dekady pociągnie za sobą więcej niż jedno życie?
Postać Grossa jest niezwykle prawdziwa, chciałoby się rzec – ludzka. Jego prywatna tragedia wzbudza współczucie, jednocześnie w życiu zawodowym imponuje oddaniem sprawie, intuicją oraz umiejętnościami detektywistycznymi. Gross w ofiarach morderstw, nad którymi pracuje, widzi przede wszystkim ludzi. Tak jest również w „Zroście”, czwartej części cyklu.
Cień wielkiej chmury
Tajemnica śmierci staruszka, którego zwłoki odnaleziono zimą w jeziorze. Wypadek, do którego doszło świtem, nieopodal, oraz sprawa z dalekiej przeszłości, której horror wciąż wpływa na tu i teraz. Te trzy wątki – plus tajemnica napadu na żonę Grossa – splatają się w misterną intrygę, którą na kartach „Zrostu” rozpisał Małecki. To zatem pierwsze połączenie elementów, którego odbicie znajdujemy w tytule.
Komisarz Gross stara się rozwiązać zagadki wraz z aspirantką sztabową Moniką Skalską. „Skałkę” czytelnicy znają już z poprzednich części, a teraz młoda policjantka – podobnie jak jej starszy kolega – stara się ułożyć swoje życie po pewnych dramatycznych wydarzeniach. Gross i Skałka oraz osoby, które poznają oni w trakcie śledztwa, to ludzie walczący z ciemnością. Droga ku światłu jest kręta, a na końcu nie zawsze czeka spełnienie. „Wolnym krokiem szedł wzdłuż pól do ubłoconej asfaltówki. A jedynym jego towarzyszem był cień wielkiej chmury”.
Cień, mrok czy mgła to zresztą motywy zrośnięte [sic!] z cyklem o Grossie. „Po krótkich przejaśnieniach Chełmża ponownie pogrążyła się w ciemności. Ze zwartych chmur zaczął sypać gęsty śnieg. Wyścielał drogi i chodniki. Tu i ówdzie ktoś zgrzytał łopatą o kostkę brukową, a zwały brudnego śniegu pęczniały wzdłuż skraju jezdni”. Niewielu jest pisarzy kryminałów, którzy tak przejmująco i prawdziwie potrafią pisać o polskiej zimie. Małecki piórem maluje obrazy w wyobraźni czytelnika. Mgłę, w której cichną odgłosy kroków. Mrok – zacierający kontury chodników i drzew. Nikłe światła, mrugające w oddali coraz słabiej, by w końcu zniknąć. I wiatr – mroźny i silny, który szarpie włosami i porywa słowa.
Literatura gatunkowa najwyższej próby
Odpowiedni klimat powieści o Grossie odpowiada wadze ich treści. Małecki, owszem, pisze kryminały, w których chodzi o rozrywkę płynącą z rozwiązywania zagadki, lecz jego powieści niosą głębszy sens. W rozmowie, którą przeprowadziłam z autorem przy okazji premiery „Urwiska”, mówił, że niekiedy bardziej od samej intrygi interesuje go człowiek, prawda o nim. Stąd w jego powieściach tak dużo warstwy obyczajowej i przede wszystkim – psychologicznej.
Co więcej, Małecki nie ucieka od tematów najważniejszych – przeciwnie, konfrontuje z nimi czytelnika. W „Zroście” zadaje pytania o człowieczeństwo, o godność i to, co pozwala nam chodzić z podniesionym czołem. Czy możemy patrzeć ludziom prosto w oczy, jeśli zawiedliśmy tych, którzy na nas polegali? Jak prosić o wybaczenie, jeśli sami sobie nie potrafimy odpuścić grzechów? Którą drogę wybrać, by koszmary z przeszłości nie rzuciły cienia na nowe pokolenia? Lektura tej powieści nie pozostawia obojętnym, więcej – ściska za gardło. Małecki zdaje się mówić, że każda rana zostawia w nas ślad, paskudny zrost. Nawet w ciemności możemy wyczuć nierówność bliznowatych tkanek. Przypominają nam o tym, że nie jesteśmy doskonali. I że właśnie tacy musimy dalej żyć.
Chcesz kupić powieść „Zrost" w cenie, którą sam/-a wybierzesz? Ustaw alert LC dla tej książki!
Powieść „Zrost” jest już dostępna w sprzedaży online.
---
Artykuł sponsorowany, który powstał przy współpracy z wydawnictwem.
komentarze [9]
Przeczytam na pewno. Dla mnie Robert Małecki to jeden z najlepszych twórców kryminałów w Polsce. Inteligentne, z ciekawie wykreowanym bohaterem, przemyślane zarówno na płaszczyźnie fabuły, jak i jako cały cykl. Klimat jego powieści kojarzył mi się zawsze z powieściami H. Mankella i innych Skandynawów, a to dobre wzorce.
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten postPrzeczytałam wszystkie poprzednie części z Bernardem Grossem, więc i tę przeczytam.
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Zabliźnione rany bolą jeszcze mocniej
Nieźle brzmi, ale to kompletna bzdura, o czym wie każdy, kto choćby raz w życiu się skaleczył, że o większych obrażeniach nie wspomnę.
Myślisz, że łatwo wymyślić jakieś dotąd niespotykane hasło na okładkę, jak co tydzień wychodzi kilkanaście nowych kryminałów? Dlatego marketingowcy wiją się jak mogą, a w efekcie hasełka coraz głupsze.
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten postNie, nie myślę, że łatwo, ale jeśli z czymś sobie nie radzę, to się tego nie podejmuję.
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten postSięgniecie po "Zrost"? Czytaliście poprzednie książki z serii z Bernardem Grossem?
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post