Wielki powrót serii „Śmiertelne Wyliczanki”. Hanna Greń „Sam w dolinie”

BarbaraDorosz BarbaraDorosz
31.01.2022

Blisko trzy lata przyszło nam czekać na kontynuację kryminalnego cyklu „Śmiertelne wyliczanki” pióra Hanny Greń. Autorka dobrze wykorzystała ten czas, czego efektem jest dopracowana w najmniejszym szczególe powieść, gdzie pierwsze skrzypce grają ludzka ciekawość, zazdrość i egoizm. Jak widzą nas sąsiedzi? Ile prawdy jest w plotkach, które krążą po miasteczku? Jak wielką moc mają słowa? I wreszcie kto odpowiada za morderstwa w niewielkiej sennej Dolinie Kromparku? Z tymi pytaniami będzie musiał zmierzyć się zespół bielskich policjantów.

Wielki powrót serii „Śmiertelne Wyliczanki”. Hanna Greń „Sam w dolinie” fot. Ogniskova

W pułapce plotek i domysłów

Zdążyliśmy się już przyzwyczaić, że tłem książek Hanny Greń są kameralne miasteczka zaś bohaterami ich mieszkańcy. Tak jest również w przypadku najnowszej powieści. Na policję wpływa zgłoszenie o znalezieniu zwłok mężczyzny. Wstępne oględziny w Dolinie Kromparku wykazują, że zmarły to Szymon Kliś, miejscowy rolnik. Sprawa staje się poważna, bowiem ślady wskazują, że najprawdopodobniej ktoś otruł ofiarę. Śledztwo przebiega opornie, Nakański nie może znaleźć żadnego mocnego punktu zaczepienia. Sąsiedzi denata są zaskakująco oszczędni w słowach. Opisują Szymona Klisia jako spokojnego sąsiada, dobrego rolnika i wzorowego gospodarza. Biorąc pod uwagę kilkanaście lat mieszkania „za płotem”, opisy te są dość bezosobowe, mdłe i bez żadnej głębi co już samo w sobie stanowi zagadkę dla Nakańskiego. Komu mogło zależeć na śmierci Klisia? Kto i za co nienawidził mężczyzny, że z premedytacją skazał go na okrutną i bolesną śmierć. Na podstawie ostatnich połączeń z telefonu ofiary, udaje się ustalić osoby, z którymi denat miał kontakt przed śmiercią. Prowadzący śledztwo przystępuje do pierwszych przesłuchań, z których wyłania się nieco ciekawszy obraz denata. Szum wokół sprawy zaczynają podsycać plotki o rzekomo bujnym życiu erotycznym zmarłego. Pojawia się hipoteza, jakoby za śmiercią Klisia miała stać odrzucona kochanka, Edyta Durys. Podkomisarz umawia się z kobietą na spotkanie, do którego jednak nigdy nie dojdzie, bowiem nauczycielka z pobliskiego liceum zostaje wkrótce znaleziona martwa. W przypadku kobiety sąsiedzi są bardziej wylewni. Z zadziwiającą dokładnością potrafią wymienić jej kochanków, kiedy i z kim się spotykała. Wydaje się wręcz, że żyją jej osobistymi sprawami, wprawiając w niemałą konsternację komisarz Mariolę Konieczną, która prowadzi śledztwo.

Ruccy przysięgają, że chociaż nie wiedzą, jak brzmi jego nazwisko, znają go z widzenia i ręczą głową, że to małoletni. Na moją sugestię, że może Durys udzielała mu korepetycji, Rucka tylko prychnęła, a Rucki stwierdził, że jeszcze nie słyszał o korepetycjach, w ramach których naga korepetytorka rozpina uczniowi spodnie. Brałem korki z fizy, ale takich atrakcji niestety dla mnie nie przewidziano – zakończył Sokołowski z rozbawieniem.

– Grubo, ale niekoniecznie prawdziwie – stwierdziła Mariola. – Bo skąd takie dokładne rozpoznanie? Kamerkę u Durys zamontowali czy jak?.

Hanna Greń, „Sam w dolinie”

Wkrótce okazuje się, że morderca jeszcze nie powiedział ostatniego słowa i ponownie uderza. Kolejna zbrodnia wstrząsa okolicą, bowiem ofiarą jest dziecko. Dwunastoletnia dziewczynka zostaje podstępem zwabiona na miejsce zbrodni i ugodzona zatrutą strzałą z pokuny. Atmosfera robi się coraz bardziej napięta. Trzy morderstwa, trzy różne narzędzia zbrodni, wiele tropów i motywów, których nie sposób połączyć w logiczną całość. To wszystko może oznaczać tylko jedno – zespół bielskich policjantów znów ma ręce pełne roboty.

Pisarka z charakterem

Mocny wątek obyczajowy jest kołem napędowym najnowszej powieści Hanny Greń. Autorka w swoim stylu prowadzi inteligentną i wciągającą fabułę. Aby wyprowadzić czytelnika w pole posługuje się sprytnym zabiegiem, wykorzystując na łamy powieści motyw plotki, która „puszczona w świat jest jak pocisk, którego nie sposób powstrzymać”. Śledząc kolejne przesłuchania sami nie wiemy, ile jest prawdy w opowieściach, jakie snują sąsiedzi ofiar, wszak małe miasteczka mają to do siebie, że ich mieszkańcy doskonale „orientują się” w życiu swoich sąsiadów. Autorka ma lekkie pióro, dzięki któremu trudno się oderwać od książki. Przyjemność z czytania potęguje język humorystyczny, jaki daje się zauważyć w dialogach. Żartobliwe komentarze pozwalają bohaterom nieco rozluźnić napiętą atmosferę podczas trudnych oględzin miejsc zbrodni.

– Wzywanie lekarza do stwierdzenia zgonu zawsze w takich przypadkach wydaje mi się bezsensem – oświadczyła, moszcząc się wygodniej na szafce. – Pomijając już w pełni rozwinięte stężenie pośmiertne, to jeszcze nie słyszałam o przypadku, żeby człowiek żył, mając mózg na ścianie.

Grzela uśmiechnął się leciutko.

– Przypomniało mi się takie powiedzenie z lat dzieciństwa. „Ręka, noga, mózg na ścianie”. Nie sądziłem, że kiedyś ujrzę to w naturze.

Hanna Greń, „Sam w dolinie”

Poszukiwania mordercy odsłaniają kulisy pracy bielskiej komendy. „Trójka od zabójców” musi mierzyć się z nadmierną biurokracją, brakami kadrowymi, czy wreszcie niekończącym się oczekiwaniem na ekspertyzy i analizy z laboratorium. Nie jest łatwo pracować w takich warunkach, kiedy liczy się każda sekunda a przełożeni oczekują natychmiastowych wyników. Hanna Greń doskonale orientuje się w realiach pracy policji. Głównym konsultantem autorki jest jej mąż, to dzięki niemu zna policyjny świat niemal od podszewki. Znajomość specyfiki działań pomaga jej urealniać opisywane zdarzenia. Jednak Hanna Greń, z charakterystyczną dla siebie ciekawością, nie boi się stawiać pytań również w innych obszarach. Jej dociekliwość owocuje w postaci ciekawych wątków, które wplata w historię swoich książkowych bohaterów. W przypadku najnowszej powieści wnikliwi czytelnicy, którzy znają twórczość pani Greń, na pewno docenią jej wysiłki w wyszukiwaniu coraz to ciekawszych narzędzi zbrodni. Na próżno szukać tu klasycznego pistoletu czy białej broni. Tym razem autorka zaskakuje nas trucizną sporządzoną z korzenia tojadu, tłuczkiem do mięsa oraz czymś totalnie egzotycznym dla czytelnika, mianowicie „wyposaża” mordercę w pokunę – bambusową rurę, z której wydmuchuje zatrute strzałki.

– On po prostu jest inteligentny, a jego modus operandi to dostosowywanie się do sytuacji. No co tak patrzycie? Facet zwyczajnie wybiera optymalną broń.

Hanna Greń, „Sam w dolinie”

Hanna Greń od lat stoi na stanowisku, że dobry kryminał powinien nieść, oprócz ciekawej intrygi, również określone przesłanie. Tę zasadę konsekwentnie stosuje w swoich książkach a poprzez działania bohaterów i ich wybory, stara się przekazywać czytelnikowi pewien system wartości. Najnowsza powieść „Sam w dolinie” może być świetnie skrojoną kryminalną łamigłówką, może być również pewnego rodzaju lekcją, jakich błędów w życiu nie popełniać. O tym, ile wyciśniemy z tej książki dla siebie, zdecydujemy już sami po lekturze najnowszej powieści.

Książka „Sam w dolinie” jest już dostępna w sprzedaży.

Artykuł sponsorowany.


komentarze [2]

Sortuj:
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
Gocha 31.01.2022 17:33
Czytelniczka

Leży już na półce do przeczytania

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
BarbaraDorosz 31.01.2022 16:01
Redaktorka

Zapraszam do dyskusji.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post