rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz
Okładka książki Tata nie ma siły. Rodzicielstwo bliskości z dystansem. Michał Rzecznik, Błażej Staryszak, Krzysztof Wiśniewski
Ocena 5,6
Tata nie ma si... Michał Rzecznik, Bł...

Na półkach: , ,

Gdyby nie świetne ilustracje Michała Rzecznika, którego twórczość po prostu lubię i szanuję, byłaby jedynka (bo, dziwnym trafem, nie można dawać zer). Stracone pieniądze - to w największym skrócie.

Początek książki jeszcze wydawał się obiecujący, były momenty śmieszne. Tak śmieszne, że chwilami leciały łzy, ale to tylko mignięcie komicznego motyla, bo im dalej w treść, tym gorzej, bardziej żenująco, nieśmiesznie. Sztuczne żarty skumulowane w większe kombo niż wypowiedzi Sasina i Suskiego razem wzięte. Więcej czerstwoty niż w sztucznych i sztywnych wypowiedziach Hołowni. Nieudolne, rzucane mimochodem teksty (w nawiasach), którym blisko do rzetelności PO, a nadmiernie eksploatowany luz pachnie mi politycznym Razem. Może za dużo polityki, ale skoro temat rodzicielstwa jest ważny (sam jestem ojcem niespełna trzylatka i są elementy styczne), to i odniesienia do istotnego elementu życia (polityka) mogą mieć tu rację bytu.

Poziom Tata nie ma siły jest memiczny. To literacka gimbo-korpo-rozlana kaszka. Bardzo, bardzo złe. Chyba że lubimy spędzać czas przy jutubie i to nas śmieszy. Wtedy cofamy się w rozwoju i bawią nas typy ojców, opowieści o wróżce zębuszce i rady, jak wybrać przedszkole.

(nie, to nie jest śmieszne)

Gdyby nie świetne ilustracje Michała Rzecznika, którego twórczość po prostu lubię i szanuję, byłaby jedynka (bo, dziwnym trafem, nie można dawać zer). Stracone pieniądze - to w największym skrócie.

Początek książki jeszcze wydawał się obiecujący, były momenty śmieszne. Tak śmieszne, że chwilami leciały łzy, ale to tylko mignięcie komicznego motyla, bo im dalej w treść,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Pierwszy raz od xxxx czasu pięćdziesiąt razy chciałem zakończyć książkę przed czasem. Już mniej infantylna jest Lackberg z tymi tysiącami dzieci w każdej książce. Milewski pisze nudno, ckliwie, nieciekawie, grafomańsko i paraintelektualnie. Jego przemyślenia są płytkie, na każdym kroku chce go zabić deszcz, woda, meszki, noc, gwiazdy, samotność, chmury, piasek, kamienie, droga, cokolwiek. Jak ten gość uchował się na świecie ponad czterdzieści lat pozostanie słodką tajemnicą. Wielki zawód z książki, stracone tygodnie życia. Co się przeczytało, tego się nie odczyta. Jedynka i tak jest mocno naciąganą oceną.

Pierwszy raz od xxxx czasu pięćdziesiąt razy chciałem zakończyć książkę przed czasem. Już mniej infantylna jest Lackberg z tymi tysiącami dzieci w każdej książce. Milewski pisze nudno, ckliwie, nieciekawie, grafomańsko i paraintelektualnie. Jego przemyślenia są płytkie, na każdym kroku chce go zabić deszcz, woda, meszki, noc, gwiazdy, samotność, chmury, piasek, kamienie,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Wszyscy w ciąży. Bardzo ładnie, o to przecież chodzi. Infantylnością Syrenka nie przebija wcześniejszych książek Läckberg, ale nadal trzyma poziom ckliwej family-tail. Fabuła, jak zawsze, nudna, postaci barwne jak czołówka Wiadomości na TVP. A ja cały czas się zastanawiam, gdzie znaleźć w taki sposób myślących ludzi (jak bohaterowie książek). Dialogi? Też nie potrafię sobie wyobrazić dwóch osób rozmawiających według przedstawianych w fjällbackowych opowieściach.

Interesujące, że chociaż jest to po prostu bardzo, naprawdę bardzo zła literatura, wyczekując w pocztowych kolejkach, czytam kolejne części. Ale może po prostu są to idealne do odmóżdżenia pozycje na 80 minut w letargu.

Wszyscy w ciąży. Bardzo ładnie, o to przecież chodzi. Infantylnością Syrenka nie przebija wcześniejszych książek Läckberg, ale nadal trzyma poziom ckliwej family-tail. Fabuła, jak zawsze, nudna, postaci barwne jak czołówka Wiadomości na TVP. A ja cały czas się zastanawiam, gdzie znaleźć w taki sposób myślących ludzi (jak bohaterowie książek). Dialogi? Też nie potrafię sobie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Mam z nią ogromny problem, bo z jednej strony jest to dobra książka, a z drugiej koszmarnie beznadziejna. Dobra, bo Nappi wziął temat Roberto Baggio, a kto wychowany w latach dziewięćdziesiątych, interesujący się piłką, nie wielbił tego Włocha? Kto, zbierając karty European Championship Stars z Euro 96, nie chciał mieć zdjęcia Baggio?
Potworna, bo Nappi pisze źle. Pisze koszmarnie. Pisze tak, że zęby bolą, a tabloidowa forma, dziwne wstawki (Dajesz, Baggio, dajesz co cztery zdania w jednym z rozdziałów), język... Wszystko wydaje się być skierowane do odbiorcy, który ledwo czyta. A już na pewno nie myśli.
Czy żałuję zakupu? No nie, warto było powspominać lata młodości, śledzenia przed telewizorem tych meczów, tych zagrań, tych smutków i radości. Ale można się było przyłożyć do treści, bo efekt finalny jest niczym z Bravo Sport.

Mam z nią ogromny problem, bo z jednej strony jest to dobra książka, a z drugiej koszmarnie beznadziejna. Dobra, bo Nappi wziął temat Roberto Baggio, a kto wychowany w latach dziewięćdziesiątych, interesujący się piłką, nie wielbił tego Włocha? Kto, zbierając karty European Championship Stars z Euro 96, nie chciał mieć zdjęcia Baggio?
Potworna, bo Nappi pisze źle. Pisze...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Dania, szczęście, hygge i robimy niemal laurkę-pomnik. Teoretycznie bardzo dobra książka skupiona na masie ciekawych faktów, ale jednocześnie infantylizm poziom tysiąc. Russell pisze słodko, naiwnie, te jej wtrącenia są momentami tak żenująco głupie, że kolidują z warstwą informacyjną książki i elementarną wiedzą na temat świata w ogóle (wide: kwestia rozliczenia miesięcznego). Do tego rankingi szczęścia, sztywne rozmowy między Ludzikiem Lego (rili?) a Russell, itp itd.
Do przeczytania, ale i jednoczesnego wywracania oczami.

Dania, szczęście, hygge i robimy niemal laurkę-pomnik. Teoretycznie bardzo dobra książka skupiona na masie ciekawych faktów, ale jednocześnie infantylizm poziom tysiąc. Russell pisze słodko, naiwnie, te jej wtrącenia są momentami tak żenująco głupie, że kolidują z warstwą informacyjną książki i elementarną wiedzą na temat świata w ogóle (wide: kwestia rozliczenia...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Nie żebym był jakimś ekspertem w twórczości Krajewskiego, ale „Arena Szczurów” męczy. Po prostu. Książkę czyta się ciężko, autor przynudza, wątki nie są jakoś szczególnie rozwinięte. Postaci lekko drętwe. No nie, nie o to chyba chodziło w pożegnaniu z Popielskim.

Ubecy, nadmorskie Darłowo, nauczyciel z polecenia parafii. Syn Popielskiego na tropie historii ojca. Wszystko niby ładnie i pięknie, ale od samego początku coś w tej książce nie zazębia. Sama opowieść przed rozwinięciem akcji ciągnie się i ciągnie, główne wydarzenia ani nie są makabryczne, ani ciężkie, ani też nie zostały napisane optymalnie dynamicznie. Ciągnie się i ciągnie, a czytelnik chciałby pominąć poszczególne zdania, by przeskoczyć do kolejnych rozdzielających tematy szczurów.

Postać syna Popielskiego nie wciąga, jest momentami infantylna, tak jak infantylne są motywy opisujące czy to reakcje na ubiór filozofa, czy rozmowę z urzędniczką (pod koniec książki).

Zapowiadana jako najmroczniejsza pozycja Krajewskiego, jest tak naprawdę najnudniejsza. Nie porywa, tak po ludzku.

Czytając „Arenę Szczurów”, pojawiają mi się skojarzenia z Cobenem, który produkuje te książki i produkuje, niemal rok po roku, zjadając swój ogon. Harlan powtarza zapisane lata temu tematy, Krajewski brzmi tutaj, jakby miał do wypełnienia publishingowy kontrakt na x tytułów i musiał go wypełnić. Jedna z najsłabszych, o ile nie najsłabsza książka z Popielskim, a do ostatniego „Mocka” w ogóle się nie umywa. A szkoda.

Nie żebym był jakimś ekspertem w twórczości Krajewskiego, ale „Arena Szczurów” męczy. Po prostu. Książkę czyta się ciężko, autor przynudza, wątki nie są jakoś szczególnie rozwinięte. Postaci lekko drętwe. No nie, nie o to chyba chodziło w pożegnaniu z Popielskim.

Ubecy, nadmorskie Darłowo, nauczyciel z polecenia parafii. Syn Popielskiego na tropie historii ojca. Wszystko...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Zastanawiam się, czy te wszystkie ósemki, dziewiątki, ba, dziesiątki, to nie jest zwykłe trollowanie rzeczywistości i czytelników. A może to po prostu bycie infantylnym?

Książka ma ładną okładkę, tego jej nie można zabrać, ale gdy już się ją otworzy, na twarzy pojawia się uśmiech, ale politowania i niesmaku. Ani to twórcze, ani autorka nie rozwija w jakikolwiek sposób tematu. Ani zdjęcia nie są wyjątkowe, praktycznie każdy stock kipi od podobnych.

Przepisy? Nic konkretnego. Język? Zwyczajny, bez rewelacji. Wypowiedzi ludzi? Cóż, te historie wcale to a wcale nie powalają. Hygge lampa, hygge jedzenie w ogrodzie. Wiadomo, można wziąć hygge kubek, usiąć w hygge fotelu, napić się hygge zimowej herbaty i słuchać hygge smooth jazzu przy hygge kominku. Nie zapominajmy o hygge willi w hygge lesie. Wtedy jest hyggelig.

To nawet nie jest poradnik pozytywnego myślenia, bo każdy wpadnie na pomysł, żeby założyć skarpetki i dziany (koniecznie!) sweter i rozpalić świeczki (koniecznie zakupić zapas na cały rok jesienią!).

Ładna okładka ładnie prezentująca się na półce. Ale i zeszyt A4 w grubej oprawie może tak samo wyglądać. Kiszka.

Zastanawiam się, czy te wszystkie ósemki, dziewiątki, ba, dziesiątki, to nie jest zwykłe trollowanie rzeczywistości i czytelników. A może to po prostu bycie infantylnym?

Książka ma ładną okładkę, tego jej nie można zabrać, ale gdy już się ją otworzy, na twarzy pojawia się uśmiech, ale politowania i niesmaku. Ani to twórcze, ani autorka nie rozwija w jakikolwiek sposób...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Czyta się całkiem przyjemnie, Mons Kallentoft w ciekawy i chwytliwy sposób opisuje demografię miasteczka, jak i samych bohaterów. Temat książki ciekawy, wciągający. Minusem na pewno niekiedy chaotyczny styl pisania i te "charakterystyczne" wstawki, do których co prawda z czasem można przywyknąć, ale... Zresztą warto samemu się przekonać, jeden z lepszych pisarzy kryminalnych ze Skandynawii.

Czyta się całkiem przyjemnie, Mons Kallentoft w ciekawy i chwytliwy sposób opisuje demografię miasteczka, jak i samych bohaterów. Temat książki ciekawy, wciągający. Minusem na pewno niekiedy chaotyczny styl pisania i te "charakterystyczne" wstawki, do których co prawda z czasem można przywyknąć, ale... Zresztą warto samemu się przekonać, jeden z lepszych pisarzy...

więcej Pokaż mimo to