rozwiń zwiń
Tiszka

Profil użytkownika: Tiszka

Nie podano miasta Kobieta
Status Czytelniczka
Aktywność 2 lata temu
104
Przeczytanych
książek
105
Książek
w biblioteczce
39
Opinii
84
Polubień
opinii
Nie podano
miasta
Kobieta
Dodane| 1 ksiązkę
Ta użytkowniczka nie posiada opisu konta.

Opinie


Na półkach:

Przy okazji tej lektury wiele się dowiedziałam – i o autorze, i o tym, jak funkcjonuje mózg, gdy nie wie, czym ani gdzie jest.

Czego dowiedziałam się o Shustermanie w trakcie lektury? Po pierwsze, ukończył dwa fakultety: ma magistra z teatrologii i… psychologii. Po drugie, pisarz ma syna, Brandona, który jako nastolatek trafił na zamknięty oddział psychiatryczny i doczekał się porażającej dla rodziny diagnozy: zaburzenia schizoafektywne. Jeśli dobrze rozumiem, to zaburzenie łączy w sobie to, co „najlepsze” w depresji oraz schizofrenii.

Shusterman postanowił napisać, jak wygląda choroba. Bez poetyzowania – jak w Locie nad kukułczym gniazdem – ale też bez naturalizmu i szukania sensacji. Przelał na karty swoje doświadczenia z osobami chorymi oraz wspomnienia swojego syna, także te, które w trakcie leczenia chłopak spisywał. Dlatego to, co czytamy jest obce i niezwykłe.

Tu zacznę od faktu, że nie podobała mi się ta książka jako całość. Podzielona jest niejako na dwie linie narracyjne: jedną „realną”, w której główny bohater, piętnastoletni Caden Bosch, zaczyna się czuć i zachowywać dziwnie, oraz drugą, w której czytamy jego sny – lub halucynacje – o podróży pirackim okrętem przez bezkresny ocean, w stronę tytułowej Głębi Challengera. Większość fragmentów o piratach kartkowałam – nie podobały mi się, nie przemawiały do mnie, po prostu mnie nudziły; dopiero w dalszej części powieści zaczęły nabierać dla mnie sensu w kontekście narracji „realnej”. Ale może taki był zamysł?

Historia Cadena zaczyna się dość niewinnie: chłopak słabiej się czuje. Zaczyna mu się wydawać, że ktoś coś powiedział, kiedy jednak nie powiedział. Uwielbia rysować i jest w tym dobry, ale w pewnym momencie traci chęć, a jego rysunki zaczynają się „rozsypywać”. Potem jest gorzej. Wpada coraz bardziej i bardziej w tę spiralę. Rozpoczyna się jego leczenie i terapia na zamkniętym oddziale dla dzieci i młodzieży.

Narracja w Głębi Challengera jest pierwszoosobowa. Doświadczamy tak, pośrednio, utraty kontroli nad rzeczywistością, jaka staje się udziałem chorego. Caden odbiera wszystko inaczej. Wiemy – i on też czasem wie – że część jego zachowań jest kompulsywna i nie może nad nimi zapanować. Widzimy też, że wszystko, czego doświadcza, jest dla niego realne, nawet gdy jest halucynacją.

Sposób poszatkowania narracji jest dość specyficzny i dodatkowo podkreśla charakter choroby. Głębia składa się z dziesiątek rozdzialików, niektórych po 4-5 strony, inne nie zajmują nawet jednej. Nie tworzą też stricte ciągłości – czasami są między nimi dni i tygodnie przerwy. Różnie wygląda też sama relacja Cadena – w miarę zmian, jakie zachodzą w jego głowie, zmienia się też sposób wypowiedzi, zarówno w wersji „realnej”, jak i „pirackiej”.

Jak wspomniałam, Głębia Challengera nie podobała mi się, ale przeczytałam całą. Ten pozorny paradoks łatwo wyjaśnić – mam wrażenie, że to książka na tyle specyficzna, że trudno jej utrzymać odbiorcę w skupieniu nad lekturą, może też momentami zwyczajnie nudzić albo prowadzić do niezrozumienia. Warto doczytać – żeby sprawdzić, co potencjalnie kryje się w głowach „czubków”, „wariatów” i „dziwaków”, co może któregoś dnia obudzić się w nas lub w naszych bliskich. Nie jest to łatwa lektura (i nieco się ciągnie), ale zdecydowanie taka, z której wynosi się wartościową wiedzę.

/recenzja pochodzi z bloga Matka Przełożona

Przy okazji tej lektury wiele się dowiedziałam – i o autorze, i o tym, jak funkcjonuje mózg, gdy nie wie, czym ani gdzie jest.

Czego dowiedziałam się o Shustermanie w trakcie lektury? Po pierwsze, ukończył dwa fakultety: ma magistra z teatrologii i… psychologii. Po drugie, pisarz ma syna, Brandona, który jako nastolatek trafił na zamknięty oddział psychiatryczny i doczekał...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Filmu nie oglądałam, ale po książkę sięgnęłam z ciekawości – Adam Forman to pseudonim, pod którym kryje się aż czterech (!) autorów, w tym kolega z mojej byłej redakcji. Chciałam sprawdzić, jak wyszła tak rozbudowana współpraca. Pierwszy wniosek? Średnio.

Sama intryga zarysowana jest ciekawie. Tajemniczy złoczyńca za pomocą warunkowania i tortur zmusza młodą Niemkę do popełnienia samobójstwa – dziewczyna skacze z wieży kościoła. Policja nie do końca wie, co ze sprawą zrobić. Jednocześnie w tym samym kościele zamieszkuje analityczka z niemieckich służb specjalnych, mająca na prośbę stryja zająć się kwestią wyprowadzania pieniędzmi z obrotu kościelnymi gruntami. Czy sprawy coś łączy?

Zapowiadało się więc fajnie. Jednak rozwinięcie już nie było tak udane. Autorzy poruszyli interesujące, kontrowersyjne tematy (w końcu w Polsce nie ma nic bardziej delikatnego, niż sprawa kościelnych gruntów i ich odzyskiwania), sięgnęli po nośny motyw agentów niemieckiego Stasi po rozpadzie ZSRR, służb Watykanu i korupcji w policji – odnoszę jednak wrażenie, że chcieli upchnąć za dużo motywów w jednej książce.

Sługi boże fabularnie się nie bronią

Jest za szybko, za płytko, zbyt naćkane. W pewnym momencie można się zgubić, co w ogóle jest tu wątkiem głównym. Gdyby zmniejszyć liczbę retrospekcji i skoncentrować narrację na dwóch postaciach (najlepiej głównych bohaterach, Anie i Warskim), mogłoby to wszystko wypaść znacznie lepiej. Jeszcze lepsze byłoby zrezygnowanie z motywów, których nie udało się w samej książce odpowiednio rozwinąć i zostały takie „wiszące” – np. korupcji w policji – chyba że w planach byłaby część druga, gdzie pociągnięto by temat dalej, a o tej nic nie słychać.

Dodatkowo autorzy nie mogli chyba pogodzić filmowej dokładności, obrazowości (dwóch z nich to scenarzyści i reżyserzy) z oszczędnym stylem dziennikarskim. Otrzymujemy więc sporo scen, sporo klimatycznych opisów Wrocławia, a jednocześnie wszystkie są krótkie, napisane ze szczegółami, ale chłodnym, zdystansowanym, skrótowym stylem.

Przynajmniej postaci coś w sobie mają

Mimo że zbudowane z klisz popularnych w kryminałach i thrillerach traum z przeszłości, uzależnień, psychoz czy konfliktów, bohaterowie Sług bożych to najmocniejszy element książki. Komisarz Warski, samotny wilk, zdolny, agresywny glina, nie zaskakuje czytelnika (jak wspomniałam: klisze), ale jest wiarygodny i nieźle napisany. Ana z kolei jest całkiem interesującą postacią: policjantka, ale zza biurka, obca, bo z Niemiec, ale wplątana w polską aferę. Mniej wiarygodna niż Warski, ale ciekawsza. Co ważne, także postacie drugoplanowe są całkiem interesujące, przykuwają uwagę – nie wszystkie, ale zdecydowana większość.

Czy polecę Sługi boże? Niekoniecznie. Książka jest dość nijaka – świetna jako zapychacz czasu, ale niespecjalnie wciągająca. Można sięgnąć, lecz jeśli macie do wyboru coś innego – zapewne lepiej wyjdziecie na tym drugim.

Recenzja ukazała się pierwotnie na blogu Matka Przełożona.

Filmu nie oglądałam, ale po książkę sięgnęłam z ciekawości – Adam Forman to pseudonim, pod którym kryje się aż czterech (!) autorów, w tym kolega z mojej byłej redakcji. Chciałam sprawdzić, jak wyszła tak rozbudowana współpraca. Pierwszy wniosek? Średnio.

Sama intryga zarysowana jest ciekawie. Tajemniczy złoczyńca za pomocą warunkowania i tortur zmusza młodą Niemkę do...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Manga Do Adolfów w tomie drugim – wydanym niedawno przez Waneko – pokazuje w pełni geniusz Osamu Tezuki. Mangaka miał niezwykły dar nie tylko do tworzenia skomplikowanych i realistycznych fabuł, ale też budowania wiarygodnych postaci, których losy poruszają do głębi.

Tym razem Tezuka zwolnił tempo i skupił się bardziej na postaciach – czy raczej na jednej z nich, Adolfie Kaufmannie, którego pamiętamy jako chłopca wysłanego do szkoły Hitlerjugend w Niemczech. Przemiana młodego żołnierza jest powolna – na początku tomu jest jeszcze chłopcem, który płacze z tęsknoty za matką i nie potrafi poradzić sobie z rzeczami, do których zmuszają go nauczyciele, takimi jak… zabijanie. Także uczucie do Żydówki Elisy wprowadza w jego głowie niesamowity zamęt.

Tezuka nie zapomina też o drugim Adolfie, synu żydowskiego piekarza z Japonii. Adolf Kamil działa – niejako przypadkiem – w ruchu oporu, przechowując tajne dokumenty o pochodzeniu Hitlera. W sprawę zostają wciągnięte kolejne osoby, niektóre znane nam z poprzedniego tomu, pojawia się też siatka rosyjskich szpiegów. Ponownie wraca na scenę były dziennikarz Sohei Toge, tym razem w zupełnie innej roli, stojąc z boku ruchu oporu.

Egzotyka japońskiego nacjonalizmu

Obok sensacyjnej osi fabuły – czyli zabawy w kotka i myszkę wokół dokumentów – Tezuka stworzył przeplatające się wątki dotyczące życia w cieniu wojny w krajach, gdzie nacjonalizm i nazizm są obowiązującym dyskursem w sferze publicznej. Szczególnie interesujące dla polskiego czytelnika – przyzwyczajonego do pewnego stereotypowego przedstawiania wydarzeń z okresu II wojny światowej, skoncentrowanego na Europie, holocauście i tylko czasem sięgającego może do wydarzeń w Pearl Harbour – jest pokazanie wydarzeń, które miały miejsce w Japonii, czyli często zapomnianego u nas Państwa Osi.

W tym okresie Japonia toczyła wojnę z Chinami, wspierała Niemcy i Włochy, a od 1941 r. walczyła z USA na Pacyfiku i prowadziła działania przeciwko komunistom. Podczas gdy w Polsce ten okres naznaczony był wywózkami do obozów, łapankami, walką partyzancką i polowaniem na Żydów, w Japonii znakiem czasu był rosnący nacjonalizm, obecność tajnej policji na ulicach, donosy, obcinanie racji żywnościowych, a w końcu, od 1943 r., bombardowania. Tezuka, rysując te elementy w Do Adolfów, częściowo opierał się na własnych wspomnieniach i opowieściach rodziny; mangaka urodził się w 1928 roku, pamięta więc sytuację kraju w tych ciężkich latach. Obraz jest poruszający – nie ma tu okrucieństwa hitlerowców, ale są szykany, tortury i zobojętnienie na śmierć.

Wychowanie a okrucieństwo

Tezuka pokazał też doskonale wpływ okoliczności na jednostkę. Adolf Kamil, młody Żyd, żyjąc we w miarę spokojnej Japonii, pozostał człowiekiem kierującym się zasadami moralności wypływającymi z jego religii, ale typowymi też dla wszystkich “dobrych ludzi”. Adolf Kaufmann, który początkowo niemal histerycznie łapał się tych samych wartości, które wyznawał Kamil, przez lata indoktrynacji zatracił możliwość odróżniania dobra i zła oraz oceny własnych czynów, co doprowadzi do wielu tragicznych wydarzeń. Co ciekawe, Tezuka sportretował też trzeciego Adolfa – Hitlera. Pokazał wodza Trzeciej Rzeszy jako samotnego, zestresowanego i w pewnym momencie popadającego w szaleństwo. W każdym z przypadków portret, który rysuje mangaka, jest przejmujący.

Co ważne, Tezuka nie skończył swojej opowieści wraz z końcem II wojny i kapitulacją Japonii. Do Adolfów nie jest przecież historią wojny, a ludzi z dwóch stron barykady. Obaj Adolfowie spotkają się po latach raz jeszcze – w czasie walk Palestyńczyków z Izraelitami w latach 70. To tam poznamy koniec historii dwóch dawnych przyjaciół.

Waneko na wysokości zadania

Wydanie Waneko stoi na naprawdę wysokim poziomie. Jest świetnie przetłumaczone, włącznie z przypisami, nie ma w nim błędów edytorskich czy redakcyjnych, że nie wspomnę już o atrakcyjnym, twardookładkowym wydaniu. Tym razem dostajemy także komentarz historyczny, którego zabrakło w tomie poprzednim – Krzysztof Wojdyło, znany fanom mangi z redakcji magazynu Otaku oraz portalu Tanuki.pl, dodał na końcu parę słów o dziele, Tezuce oraz dłuższy tekst na temat tych faktów historycznych, które mangaka nieco naciągnął.

Podsumowując, Do Adolfów to jeden z tych komiksów, które warto mieć na półce. Dojrzałe, przemyślane dzieło Boga Mangi – wydawane w latach 1983-1985, podczas gdy Tezuka zmarł w 1989 – porusza kwestie człowieczeństwa, wpływu wychowania na psychikę, a także zwykłej przyzwoitości, niezależnie od okoliczności.

Recenzja pochodzi z portalu MoviesRoom.

Manga Do Adolfów w tomie drugim – wydanym niedawno przez Waneko – pokazuje w pełni geniusz Osamu Tezuki. Mangaka miał niezwykły dar nie tylko do tworzenia skomplikowanych i realistycznych fabuł, ale też budowania wiarygodnych postaci, których losy poruszają do głębi.

Tym razem Tezuka zwolnił tempo i skupił się bardziej na postaciach – czy raczej na jednej z nich, Adolfie...

więcej Pokaż mimo to

Więcej opinii

Aktywność użytkownika Tiszka

z ostatnich 3 m-cy

Tu pojawią się powiadomienia związane z aktywnością użytkownika w serwisie


statystyki

W sumie
przeczytano
104
książki
Średnio w roku
przeczytane
7
książek
Opinie były
pomocne
84
razy
W sumie
wystawione
102
oceny ze średnią 6,7

Spędzone
na czytaniu
615
godzin
Dziennie poświęcane
na czytanie
7
minut
W sumie
dodane
0
cytatów
W sumie
dodane
1
książek [+ Dodaj]