-
ArtykułyJames Joyce na Bloomsday, czyli 7 faktów na temat pisarza, który odmienił literaturęKonrad Wrzesiński7
-
ArtykułyŚladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant8
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać455
-
ArtykułyZnamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant15
Biblioteczka
2024-01-14
2023-11-04
Nie czytam Joanny Bator chronologicznie. “Piaskowa Góra” jest ponad dziesięć lat starsza od “Gorzko, gorzko”, które przeczytałam parę miesięcy temu. Nie powiedziałabym wcale, że to powieść mniej dojrzalsza, a pióro autorki jeszcze nie miało obecnej precyzji. Autorka sprawiła mi kolejną wyśmienitą czytelniczą ucztę i nabrałam przekonania, że mojej fascynacji jej twórczością nic już nie będzie w stanie odebrać.
Obie te powieści mają identyczny schemat - są słodko-gorzkimi opowieściami o trzech pokoleniach kobiet, w dodatku dziejącymi się w tym samym mieście. To są niemal te same kobiety, jakie odnalazłam w “Gorzko, gorzko” - zatracone w szczęściu, które trwa chwilę, a potem niemal całe życie niekochane, samotne, tęskniące za tym, na co już za późno i nie oczekujące niczego. Ich świetlane plany, marzenia i aspiracje biorą w łeb. Mąż nie jest wyśnionym ordynatem Michorowskim, nie ma też zięcia z Enerefu, przychodzi za to bolesne rozczarowanie życiem, a to nie omija żadnej z bohaterek, nawet najmłodszej.
Tę smutną i gorzką opowieść autorka lukruje mnóstwem ironii, co powodowało u mnie niekontrolowane salwy śmiechu, ale to był prawdziwy śmiech przez łzy. Bo wszystkie kobiety uwikłane są w historię, a ta rzadko kiedy traktuje je łagodnie. Poniewiera w czasach wojny narażając na głód, sieroctwo i gwałty, po wojnie wywozi z domu ojczystego albo przymusowo, albo w poszukiwaniu chleba, każe znosić bolączki gospodarcze epoki PRL-u staniem w kolejkach, mami nigdy nie zrealizowanymi do końca obietnicami rządzącej partii, wymaga religijnej postawy i nieskazitelnej moralności. W wałbrzyskim Babelu widać wszystko jak na dłoni, każdą zdradę, każdy występek, każde zszarganie tradycji.
To opowieść o trudnościach w adaptacji do nowych warunków i poszukiwaniu swego miejsca na ziemi, bo pierwsze pokolenie kobiet przybyło do Wałbrzycha z niczym, gdzieś z Kresów albo z mazowieckiej wsi. Kolejne niby się zasiedziały, ale do końca nie umieją określić swej tożsamości. Są stamtąd i nie stamtąd. Nawet ostatnia z rodu – Dominika - ciągle wraca do babki ze strony matki, gdzieś pod Skierniewice. Na jaw, po czterech dekadach, wychodzą rodzinne tajemnice, ujawni się tożsamość jej prawdziwego dziadka - niegdyś ukrywanego przez babkę na strychu żydowskiego zbiega z warszawskiego getta. Dziewczyna odkryje, dlaczego jej rysy twarzy i kolor włosów, wyraźnie odróżniające się od reszty rodziny, są takie, a nie inne.
W tle poruszone zostają ważne problemy z antysemityzmem, ksenofobią, dominacją patriarchatu i silnym wpływem religijności chrześcijańskiej na czele. Znakomicie uchwycona została dekada gierkowska z postacią idealnego, ufnego i oddanego I sekretarzowi, ale na koniec i tak rozczarowanego Polaka-górnika. Są Polki –katoliczki i są typowi mieszkańcy blokowisk.
Historię Dominiki, mojej rówieśnicy czytałam ze szczególnym zainteresowaniem. Odnalazłam w niej wszystko to, czym żyło moje pokolenie. Te same wiersze, ci sami muzyczni idole, te same fryzury i ciuchy. Wróciłam do czasów licealnych.
Kreacja natury kobiecej u Joanny Bator to mistrzostwo świata. Uchwycenie jej marzeń, niespełnionych nadziei, lęków, trosk i porażek nie ma sobie równych. Pokazanie trudów macierzyństwa, sieroctwa, gehenny przemocy domowej i alkoholizmu męża, zbyt wygórowanych ambicji, radzenia sobie z wdowieństwem i pragnieniem utraconej miłości sprawia, że kobieta w każdym wieku odnajdzie tu cząstkę samej siebie.
Dziękuję Autorce za masę emocji. Śmiech, wzruszenie i załzawione oczy. Za detaliczny powrót do czasów słusznie minionych, a przede wszystkim za prawdziwe do bólu, choć przecież fikcyjne, postacie kobiet.
Nie czytam Joanny Bator chronologicznie. “Piaskowa Góra” jest ponad dziesięć lat starsza od “Gorzko, gorzko”, które przeczytałam parę miesięcy temu. Nie powiedziałabym wcale, że to powieść mniej dojrzalsza, a pióro autorki jeszcze nie miało obecnej precyzji. Autorka sprawiła mi kolejną wyśmienitą czytelniczą ucztę i nabrałam przekonania, że mojej fascynacji jej twórczością...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2023-07-07
Patchwork złożony z historii czterech kobiet reprezentujących cztery kolejne pokolenia tego samego rodu. Berta Koch, Barbara, Violetta i Kalina Serce. Najmłodsza jest narratorką i w wieku trzydziestu lat dokonuje przeprawy przez losy swoich antenatek. Nie jest to łatwa przeprawa. Trzeba posklejać ze sobą wiele niedomówień, tajemnic, a nawet dwa morderstwa.
W życiu wszystkich wymienionych kobiet nie brakło wprawdzie chwil euforii i zatracenia w szczęściu, ale po nich następowały długie lata cierpienia, osamotnienia i niekochania. Lektura tej wiekiej objętościowo powieści jest więc w zdecydowanej większości gorzką do połknięcia pigułką, a jej tytuł absolutnie najlepszy z możliwych.
Emanuje z tej opowieści przede wszystkim wielki głód miłości. I tej matczynej i tej zwykłej, romantycznej. Albo osierocone przez matki w połogu jak Berta i Barbara, albo hodowane bez miłości jak Violetta i Kalina nie zaznały prawdziwego rodznnego ciepła. Z mężczyznami dana im była miłość w dawce maksymalnej, zatracającej, ale jednak czasowo mikroskopijnej i nigdy na całe życie. Związki króciutkie, intensywne i owocne były przekleństwem tego rodu. Wybuchały nagle, znienacka i zwykle miały tragiczny finał, dlatego mężczyźni bywają tu chwilowo, w okolicznościach albo sielankowych, albo zbyt burzliwych i bolesnych, zawsze na drugim planie. Otwarta pozostaje historia Kaliny. Zrobiła juz pierwsze kroki by przerwać rodzinną tradycję krótkiej, katastrofalnej w skutkach miłości. Czas pokaże.
Możemy pomstować o wybory partnerów dokonywane przez bohaterki, ale kierowały się tym samym, czym kierują się kobiety od lat i popełniały te same błędy, jakie popełniać będzie płeć piękna w kolejnych generacjach. Szaleńcza miłość od pierwszego wejrzenia, potrzeba odsunięcia od siebie samotności, czy wreszcie szansa na lepsze od innych życie. Nic odkrywczego.
Płynęłąm przez tę historię z niesłabnącym zainteresowaniem, zachwytem, wzruszeniem i podziwem. Sprawiło to mistrzowskie uchwycenie przez autorkę natury kobiecej. Jej pragnień, planów, marzeń, niespełnionych nadziei, lęków, trosk i porażek. Trudy macierzyństwa, sieroctwo, gehenna przemocy domowej, niestałość uczuć, zbyt wygórowane ambicje. Każda czytelniczka zapewne dostrzeże w tej książce własne odczuwane niegdyś albo obecnie przeżycia, emocje i pragnienia. Odkryje podobne do swoich doświadczenia. Nie tylko w kontekście relacji z mężczyznami. Także w sposobach wychowania dzieci, stosunku do rodziców, własnej kariery i rozwoju, a nawet potrzeby poszukiwania swoich rodzinnych korzeni.
Czytając "Gorzko, gorzko" nie sposób uwolnić się od emocji. Doświadczycie złości i irytacji, litości i współczucia, w kilku scenach prawdziwej odrazy, a wiele razy, jak ja, wybuchniecie szczerym, głośnym i niepohamowanym śmiechem, chociaż to w zasadzie jest śmiech przez łzy.
Wspaniałe pióro Joanny Bator poznałam czytając dotychczas "Ciemno, prawie noc" w 2017 roku i "Purezento" w 2021, ale dopiero w tej książce autorka objawiła mi w pełni swój geniusz. "Gorzko, gorzko" to literatura z najwyższej półki. Pisana dla kobiet, o kobietach. Można się w niej całkowicie zatracić i przepaść.
Jeśli nie czytałyście, polecam gorąco. Na pewno znajdziecie tu cząstkę siebie.
Patchwork złożony z historii czterech kobiet reprezentujących cztery kolejne pokolenia tego samego rodu. Berta Koch, Barbara, Violetta i Kalina Serce. Najmłodsza jest narratorką i w wieku trzydziestu lat dokonuje przeprawy przez losy swoich antenatek. Nie jest to łatwa przeprawa. Trzeba posklejać ze sobą wiele niedomówień, tajemnic, a nawet dwa morderstwa.
W życiu...
2021-04-03
W porównaniu z "Ciemno, prawie noc", z której to doskonałej powieści znam Panią Bator "Purezento" leży na całkowicie odmiennym biegunie. To faktycznie prezent, bo nie spodziewałam się tak diametralnie innej powieści pisanej przez tę samą autorkę.
W "Purezento" sklejamy powoli, razem z bohaterką, jej roztrzaskane życie. Uczymy się trudnej sztuki kintsugi, nie bez bólu, trwając w pokorze i nieodzownej dla tej sztuki cierpliwości. Naprawa ceramiki za pomocą mieszanki z użyciem złota może nie jest antidotum na całkowite zapomnienie, ale otwiera na nowe doświadczenia i uspokaja myśli.
Polka z małego miasteczka, nauczycielka angielskiego i polskiego dla obcokrajowców, w dość dziwny i zbyt prosty, w moim odczuciu, sposób znajduje się w Japonii, w domu swojej byłej uczennicy. Tu nabywa umiejętności japońskiej kintsugi, tu poznaje nową miłość swego życia. W Polsce przeżyła kolejno: odejście ojca od rodziny, samobójstwo wieloletniej przyjaciółki, zdradę, a potem nagłą, tragiczną śmierć wieloletniego chłopaka.
Ta powieść wymaga wyciszenia, akcja jest nieśpieszna i leniwa, autorka oszczędnie stosuje dialogi, skupiając się na odtwarzaniu uczuć bohaterki. Pokazuje japońskie życie, z jego smakami zapachami. Motyw rekina ludojada pojawiający się zawsze wtedy, kiedy bohaterka przywołuje byłego partnera, wydał mi się zbyt nachalny i niewiele wnoszący. Rozumiem za to ból po zdradzie, trwającej wiele miesięcy przed wypadkiem, co bohaterka odkrywa dopiero po śmierci chłopaka.
Czy nowy mężczyzna, wykładowca filozofii na tokijskim uniwersytecie, pół - Japończyk, urodzony w Ameryce, mający, podobnie jak bohaterka, trochę zagmatwaną przeszłość będzie tym, który jej nie zawiedzie? Autorka sugeruje szczęśliwe zakończenie...
Nie jest to powieść, która powala na kolana, ale okraszona dużą dawką tajemnicy i japońskiego klimatu daje efekt ciekawy i niespotykany na polskim rynku literackim. Autorka proponuje niebanalny pomysł na metodę odzyskiwania równowagi ducha i wiary w miłość. Na pewno nie jest to książka, którą się zapomni w kilka dni. Dlatego warto!
W porównaniu z "Ciemno, prawie noc", z której to doskonałej powieści znam Panią Bator "Purezento" leży na całkowicie odmiennym biegunie. To faktycznie prezent, bo nie spodziewałam się tak diametralnie innej powieści pisanej przez tę samą autorkę.
W "Purezento" sklejamy powoli, razem z bohaterką, jej roztrzaskane życie. Uczymy się trudnej sztuki kintsugi, nie bez bólu,...
2017-07-19
Okładka niezbyt zachęcająca. Czarna postać w kapturze gdzieś na jakimś wzgórzu, pomiędzy krzakami, na tle szarego nieba. Tytuł tym bardziej trudno rozszyfrować i nie wiadomo, czego można się spodziewać. Kryminału, sensacji, horroru? A w środku znalazło się wszystko. Wszystko genialnie rozplanowane, scementowane, uwypuklone. Postacie wyraziste, i z wyglądu i charakterologicznie, do tego stopnia, że czytając stawały się niemal namacalne. Pokłady wyobraźni autorki zdają się nie mieć dna. Jaki trzeba mieć talent, by stworzyć tak perfekcyjną powieść, tak wielowątkową i zaskakującą w zakończeniu.
Jest to kryminał , sensacja i horror w jednym. Doskonały, chociaż przerażający wątek kryminalny. Intryga tak dobra, że Mróz i Miłoszewski wypadają blado. Ale także jest to aż do bólu realistyczna powieść obyczajowa dotykająca wielu ważnych problemów społecznych – przemocy w rodzinie, molestowania seksualnego dzieci, biedy i beznadziei , wykluczenia społecznego, stosunku do mniejszości narodowych, etnicznych czy religijnych. Trudno nie zauważyć także treści historycznych, a zwłaszcza odnoszących się do trudnych lat powojennych, które rzuciły cień na wiele relacji między ludźmi na tzw. Ziemiach Odzyskanych.
Warsztat autorki to najwyższa półka. Język piękny, poetycki, słownictwo plastyczne. Rozdziały przedstawiające dyskusje na lokalnych portalach społecznościowych, zatytułowane tutaj „Bluzg” są i komiczne i przerażające zarazem, ale niczym nie odbiegają od tego, co spotykamy dzisiaj w internecie.
Powieść genialna, nie mam słów by opisać, jak bardzo mnie urzekła. Niesie w sobie wiele treści mrocznych, brudnych, ale jest fantastycznie skomponowana, poprowadzona i wyjątkowo zaskakująco dla czytelnika zakończona. Pani Bator dba o czytelników. Nie pozwala na jakikolwiek spadek akcji. Genialne dzieło. Arcydzieło. Nike 2013 w pełni zasłużona.
Okładka niezbyt zachęcająca. Czarna postać w kapturze gdzieś na jakimś wzgórzu, pomiędzy krzakami, na tle szarego nieba. Tytuł tym bardziej trudno rozszyfrować i nie wiadomo, czego można się spodziewać. Kryminału, sensacji, horroru? A w środku znalazło się wszystko. Wszystko genialnie rozplanowane, scementowane, uwypuklone. Postacie wyraziste, i z wyglądu i...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
"Jestesmy tym, co pamiętamy".
Dominikę Chmurę po tragicznym wypadku, z którego ledwo uszła z życiem, prześladują zapachy. Spalonego mięsa, spalonego domu babki. Ten swąd nie potrafi zatrzymać jej nigdzie na dłużej, wypycha na coraz to szersze wody.
Już w szkole miała problemy z określeniem swojej tożsamości i przynależności, bo po rodzinach matki i ojca, była de facto znikąd, a na pewno nie z Wałbrzycha. Piaskowa Góra nigdy nie była dla niej oazą spokoju, ani też ostatecznym celem jej życiowych podróży.
Wypadek, od którego nie może się uwolnić i śmierć ukochanej babki spod Skierniewic, tylko spotęgowały tę niestałość, rzucają nią po świecie, a my orbitujemy wraz z nią między przeszłością, teraźniejszością i przyszłością. Prowadzi nas do Niemiec, Paryża, Londynu, Nowego Jorku, a w końcu na grecką wyspę Karpathos. Po drodze natrafiamy na historie tych, którzy przewijają się w opowieściach jej dziadków, albo takich, których sama dopiero co poznała.
I znowu Joanna Bator mistrzowsko “wchodzi w kobietę”. Odkrywa jej marzenia, niespełnione nadzieje, lęki, troski i porażki. Rozprawia się z samotnością, wdowieństwem, nieudaną i nietrwałą miłością. Porusza tematy trudne, nie boi się konfrontacji z rasizmem, ksenofobią czy homoseksualizmem.
A chociaż Dominika, wbrew ambicjom matki, nie zostanie profesorem matematyki i nie weźmie ślubu na zamku Książ, pozostanie fiksum-dyrdum na lata, Jadwiga Chmura nie może narzekać na monotonne życie właśnie dzięki córce. Może nie ma w niej ekscytacji, ale telefony, widokówki i zdjęcia z odległych miejsc są powodem do dumy, a zawsze można je odpowiednio ubarwić.
W drugim tomie nieco mniej jest ironii, a przez to i salw śmiechu, ale podróżowanie z Dominiką w poszukiwaniu wyśnionej Chmurdalii i tak było prawdziwie ekscytującą przygodą, i radosną, i melancholijną zarazem.
Jak pisze autorka na obwolucie książki “Chmurdalia” to “Odyseja” na opak. Ucieczka z miejsc rodzinnych, oderwanie się od losu, który zaplanowali dla nas bliscy, od strachu, który ciągle powraca, od tragicznych wspomnień.
Piękna książka. Doskonały język i cała masa emocji. Polecam.
"Jestesmy tym, co pamiętamy".
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toDominikę Chmurę po tragicznym wypadku, z którego ledwo uszła z życiem, prześladują zapachy. Spalonego mięsa, spalonego domu babki. Ten swąd nie potrafi zatrzymać jej nigdzie na dłużej, wypycha na coraz to szersze wody.
Już w szkole miała problemy z określeniem swojej tożsamości i przynależności, bo po rodzinach matki i ojca, była de facto...