-
Artykuły
„Smak szczęścia”: w poszukiwaniu idealnego życiaSonia Miniewicz1 -
Artykuły
Nigdy nie jest za późno na spełnianie marzeń? 100-letnia pisarka właśnie wydała dwie książkiAnna Sierant4 -
Artykuły
„Chłopcy z ulicy Pawła”. Spacer po Budapeszcie śladami bohaterów kultowej książki z dzieciństwaDaniel Warmuz7 -
Artykuły
Najlepszy kryminał roku wybrany. Nagroda Wielkiego Kalibru 2024 dla debiutantkiKonrad Wrzesiński8
Biblioteczka
2024-06-08
2024-06-07
2024-06-05
2024-05-10
2024-06-04
2024-05-29
2024-05-24
2024-05-22
2024-05-19
2024-05-16
2024-05-15
2024-05-10
2024-05-08
Nawet małe dziecko wie, że jak się planuje jakiś występek, trza to robić w rękawiczkach. No chyba, że ktoś bardzo chce zostawić swoje odciski palców i zaprosić do domu osoby w mundurach. I nie chodzi mi o pracowników poczty bynajmniej.
A kiedyś to złoczyńcy mieli klawe życie. Napadali, rabowali i zabijali a o ślady nikt się nie martwił. Wystarczyło, że świadek powiedział: "panie... to nie on. To ten drugi", po czym ręką wskazywał na boga ducha winnego człowieka. A policjant podrapawszy się w głowę stwierdzał, że faktycznie mogło tak być i cyk, prawy obywatel lądował w więzieniu.
A jak taki mąż np. chciał żonę wymienić na nowszy model? Nic prostszego! Wystarczyło podać truciznę i poczekać aż zejdzie z tego łez padołu. Później wezwać medyka i wycisnąwszy ze 3 łzy z oka ponarzekać, że tak się źle biedactwo ostatnio czuło. I lekarz wpisywał w akt zgonu naturalną przyczynę śmierci.
Tych przykładów można by wymienić tyle, że limit znaków by się wyczerpał. Bo i wyobraźnia ludzka nie zna granic w wymyślaniu sposobów na pozbycie się bliźniego.
Na całe szczęście mądre głowy jęły interesować się śladami biologicznymi, traseologią, toksykologią i innymi dziedzinami nauki o takich nazwach, że aż się boję o nich pisać w obawie, że kogoś mogę obrazić.
Autor wprowadza nas w świat odkryć ale nade wszystko walki, którą naukowcy musieli toczyć z uprzedzeniami i strachem przed nowym. Bo kto to widział, żeby stosować jakieś szarlatańskie wynalazki? Ileż doświadczeń trzeba było wykonać żeby udowodnić tezę to głowa mała. Ale dzięki temu każdy może sobie zbadać grupę krwi czy tam porównać DNA w razie potrzeby. No i rękawiczki trzeba zakładać. ;)
Nawet małe dziecko wie, że jak się planuje jakiś występek, trza to robić w rękawiczkach. No chyba, że ktoś bardzo chce zostawić swoje odciski palców i zaprosić do domu osoby w mundurach. I nie chodzi mi o pracowników poczty bynajmniej.
A kiedyś to złoczyńcy mieli klawe życie. Napadali, rabowali i zabijali a o ślady nikt się nie martwił. Wystarczyło, że świadek ...
2024-05-07
Komisarz "Trupia czaszka" powraca. Nie jest to jednak powrót z przytupem a jedynie z nieśmiałym szurnięciem. Jakiś ten Zakrzewski się ugrzeczniony zrobił. Wcześniej niczym James Bond wyrywał wszystkie panny w zasięgu wzroku, pijał alkohol w dużych ilościach i nawet kaca nie musiał leczyć. Teraz wraca spokojnie do domu, pilnuje języka i zastanawia się, czy aby na pewno pogoda jest odpowiednia do jazdy motocyklem. Serio? Ja wiem, że ludziom w okolicy czterdziestki włącza się slow motion, ale to jest postać fikcyjna! Wolałam tego zdecydowanego, pewnego siebie i błyskotliwego Marcina. Ten to taki trochę wujek z wesela - tylko mu wąsa brakuje.
Jedno w Zakrzewskim zostało po staremu - przyciąganie problemów. Tym razem dorobił się Anioła Stróża. Takiego, co to broni i eliminuje wszystkie problemy. A, że najczęściej problematyczni bywają ludzie, to ich się pozbywa. Pierwszym do odstrzału (dosłownie) jest Parol, który nieco w życiu komisarza namieszał. I, jak się okazuje namiesza jeszcze trochę. I to zza grobu! Bo i tym razem rozwiązanie całej zagadki tkwi w przeszłości. Będzie budowanie napięcia, zwroty akcji i cały wachlarz emocji towarzyszący śledczym. Czyli to, w co autor potrafi doskonale. Bo to naprawdę fajna książka jest. I nawet jeśli p. Gorzka postanowi, że w kolejnym tomie Zakrzewski dozna objawienia i zamieszka w klasztorze, to też będę czytać. Tak się chyba zachowują psychofani. ;)
Komisarz "Trupia czaszka" powraca. Nie jest to jednak powrót z przytupem a jedynie z nieśmiałym szurnięciem. Jakiś ten Zakrzewski się ugrzeczniony zrobił. Wcześniej niczym James Bond wyrywał wszystkie panny w zasięgu wzroku, pijał alkohol w dużych ilościach i nawet kaca nie musiał leczyć. Teraz wraca spokojnie do domu, pilnuje języka i zastanawia się, czy aby na pewno ...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-04-28
2024-04-25
2024-04-23
Cierpię na bardzo wkurzającą przypadłość, która nie pozwala mi porzucić książki. Muszę doczytać do końca i już. Niestety... Ile bym dała, żeby tę lekturę przerwać już po pierwszym rozdziale... Wydaje mi się, że czegoś równie złego nie zdarzyło mi się jeszcze przeczytać. Próbowałam doszukać się jakichś pozytywów, ale nie podołałam pomimo szczerych chęci. Gdyby porównać do czegoś "Ostatnie życzenie" to byłby to jeden z seriali paradokumentalnych typu "Trudne sprawy". Dialogi sztywne jak mokre kalesony wystawione na mróz. Na uwagę zasługuje fakt, iż autor używa słów, których znaczenia chyba nie rozumie. Bo jak wytłumaczyć to, że "dom zbliżał się diametralnie" czy "obgadywanie za plecami było dziecinną jatką"? Takich smaczków jest więcej. Bo pani pielęgniarka prosi głównego bohatera o "okazanie godności", (co jak się okazuje było wylegitymowaniem się), "para swobodnie sunie ku nozdrzom" a żona podchodząc do męża "zatapia głowę w jego klatce piersiowej".
Można odnieść wrażenie, że książka była tłumaczona z innego języka przez pierwszy z brzegu internetowy translator, bo nie wierzę, że ktoś może coś takiego napisać z własnej, nieprzymuszonej woli. Istnieje też możliwość, że autor ma duże zaufanie do wydawnictwa, ale korektor akurat w tym terminie postanowił wyjechać do Chin i wtopić się w tłum.
Polecam jako grę towarzyską - kto znajdzie więcej błędów leksykalnych wygrywa.
Cierpię na bardzo wkurzającą przypadłość, która nie pozwala mi porzucić książki. Muszę doczytać do końca i już. Niestety... Ile bym dała, żeby tę lekturę przerwać już po pierwszym rozdziale... Wydaje mi się, że czegoś równie złego nie zdarzyło mi się jeszcze przeczytać. Próbowałam doszukać się jakichś pozytywów, ale nie podołałam pomimo szczerych chęci. Gdyby porównać do...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-04-20
Nie zliczę, ileż to razy oglądając w tv jakiś film zdarzyło mi się zobaczyć pracę negocjatora. Z reguły jest to ktoś, kto wchodzi i widząc gościa stojącego na skraju dachu mówi coś na zasadzie "cześć ziom, nie wygłupiaj się. Złaź z tego dachu, bo deczko mi się spieszy". Szast, prast i niedoszły samobójca stwierdza, że faktycznie życie jest piękne i cóż on do diaska robi. Tu pojawiają się napisy i cała akcja kończy się happy endem. To tyle, jeśli chodzi o plan filmowy.
W zasadzie nigdy się nie zastanawiałam, jak to wygląda w rzeczywistości, ale okazuje się, że praca negocjatorów (tych prawdziwych) znacznie różni się od tej telewizyjnej. Nie zdawałam sobie sprawy z tego, jaki to ciężki kawałek chleba. Że ci ludzie niejednokrotnie narażają swoje życie i zdrowie dla zupełnie obcych im osób. Że przedkładają dobro innych nad swoje własne. To nie jest praca od 9 - 17. Tu przez cały dzień, co ja mówię...przez cały rok jest się w gotowości. I nie jest ważne, czy to wakacje, czy impreza rodzinna. Trzeba iść, to idą. To bohaterowie o których mało kto wie, bo nie widać ich w wiadomościach czy na portalach plotkarskich. Po wykonaniu zadania usuwają się w cień i w nim przeczekują do kolejnego wezwania.
To bardzo dobra, ważna i potrzebna książka. I myślę, że warto ją przeczytać choćby po to, żeby wiedzieć, że są ludzie, dla których jesteśmy ważni i którzy nie zostawią nas w potrzebie. A taka świadomość wielu z nas jest niezbędna do codziennego funkcjonowania.
Nie zliczę, ileż to razy oglądając w tv jakiś film zdarzyło mi się zobaczyć pracę negocjatora. Z reguły jest to ktoś, kto wchodzi i widząc gościa stojącego na skraju dachu mówi coś na zasadzie "cześć ziom, nie wygłupiaj się. Złaź z tego dachu, bo deczko mi się spieszy". Szast, prast i niedoszły samobójca stwierdza, że faktycznie życie jest piękne i cóż on do diaska robi. Tu...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to