-
ArtykułyPlenerowa kawiarnia i czytelnia wydawnictwa W.A.B. i Lubaszki przy Centrum Nauki KopernikLubimyCzytać1
-
ArtykułyW świecie miłości i marzeń – Zuzanna Kulik i jej „Mała Charlie”LubimyCzytać1
-
ArtykułyZaczytane wakacje, czyli książki na lato w promocyjnych cenachLubimyCzytać1
-
ArtykułyMa 62 lata, jest bezdomnym rzymianinem, pochodzi z Polski i właśnie podbija włoską scenę literackąAnna Sierant4
Biblioteczka
2011-01-01
2011-02-01
Łatwe do przewidzenia już od tytułu. Dziewczynka, która ma zostać magiem, a nie powinna, bo tradycja zabrania, ale wszak w Świecie Dysku nie takie rzeczy przechodziły... W postaci Babci Weatherwax pojawia się reprezentantka moich ulubionych czarownic, ale książka jest cienka jak na produkcję Terrego (dosłownie również, niecałe 200 stron). Kilka ciekawych zwrotów się znajdzie, ale to tylko lekkie odpryski humoru, którym zazwyczaj pozostałe książki tego autora się skrzą. Słabo.
Łatwe do przewidzenia już od tytułu. Dziewczynka, która ma zostać magiem, a nie powinna, bo tradycja zabrania, ale wszak w Świecie Dysku nie takie rzeczy przechodziły... W postaci Babci Weatherwax pojawia się reprezentantka moich ulubionych czarownic, ale książka jest cienka jak na produkcję Terrego (dosłownie również, niecałe 200 stron). Kilka ciekawych zwrotów się...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2011-04-15
Terry Prachett w najwyższej formie - czytując inne książki tegoż autora, które nawiązywały m.in. do świata prasy, filmu, czy opery zawsze odczuwałem pewien niedosyt. Zwyczajnie, czegoś mi brakowało. Teraz już wiem, brakowało mi czarownic i pokrętnego świata opowieści. W "Wyprawie czarownic" jest wszystko co dla mnie uczyniło Świat Dysku świetną zabawą - skrzący się diamentami autoironii humor Niani Ogg, kolejne stopnie wtajemniczenia chaotycznej, niemniej poczciwej Magrat oraz bijąca wszystkich na głowę, bezapelacyjnie najwredniejsza i najdojrzalsza w swojej kategorii Babcia Weatherwax. Jeśli do tej ekipy dodać wyprawę w zamorskie kraje oraz misję w tychże krajach do zrealizowania, to z opowieści musi wyjść coś niesamowitego. I rzeczywiście - wychodzi!
Polecam gorąco.
Terry Prachett w najwyższej formie - czytując inne książki tegoż autora, które nawiązywały m.in. do świata prasy, filmu, czy opery zawsze odczuwałem pewien niedosyt. Zwyczajnie, czegoś mi brakowało. Teraz już wiem, brakowało mi czarownic i pokrętnego świata opowieści. W "Wyprawie czarownic" jest wszystko co dla mnie uczyniło Świat Dysku świetną zabawą - skrzący się...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2011-12-01
2011-10-01
2011-11-01
2011-08-01
„Przez wojenną zawieruchę”, to książka będąca wspomnieniami żołnierza Armii Czerwonej. Reklamowana jako „unikatowa” oraz porównywana do „Zapomnianego żołnierza” Guja Sajera, zasługuję na uwagę miłośników historii oraz drugiej wojny światowej. Autor, Boris Gorbaczewski, to wyrobiony dziennikarz, dzięki czemu książka jest płynną relacją z działań, w których bezpośrednio uczestniczył i sporo w niej reporterskich spostrzeżeń. Bardzo ciekawie opisane są długotrwałe walki o Rżew (miasto leżące około 100 km na NW od Moskwy), które miały duże znaczenie dla rozwinięcia radzieckiej kontrofensywy, a polski czytelnik wie o nich niewiele. Dla autora, to również kamień milowy – tam przeszedł chrzest bojowy i został frontowcem, dlatego pierwsze relacje mają w sobie odkrycia nowicjusza. W trakcie późniejszych walk, czy to na Białorusi, czy w Prusach Wschodnich, widać, że pomimo wrażliwości Gorbaczewskiego, wojna zdążyła spowszednieć, skupia się zatem na innych zagadnieniach: propagandzie, dezercjach, samobójstwach. Możliwe, że ma na to wpływ zmiana statusu narratora – awansował, dostał inny przydział, a jego spojrzenie na front nabrało innej perspektywy.
Relacja ma swoją wartość również z tytułu wielu drobnych wzmianek, które okraszają opowieść, a to Uzbek uprowadzony z warty przez Niemców jako „język” został przez tychże Niemców odesłany z informacją na kartce, że nie mogą się z nim dogadać więc nie potrzebują takiego „języka”, a to kobiety-snajperki wpadają w miłosne tarapaty, diegtariewy się zacinają, a wyżsi oficerowie utrzymują haremy żon marszowo-frontowych.
Walka i spostrzeżenia autora dotyczą również ziem polskich – Olecko, Górowo Iławeckie, czy Bolesławiec i przy tym ostatnim mieście mam sporego zgryza i zagadkę. Boris Gorbaczewski doczekał w Bolesławcu końca wojny, przebywał tam również jakiś czas po jej zakończeniu, ba nawet zdążył się zakochać. Jednak namiętnie nazywa dzisiejszy Bolesławiec – Friedeberg, podczas, gdy Friedeberg, to Strzelce Krajeńskie, a Bolesławiec z dawna znany był jako Bunzlau. Trudno uwierzyć, że pisząc swoją książkę wiele lat po wojnie, nie sprawdził nazwy. Co do tego, że opisuje Bolesławiec nie mam wątpliwości – wspomina pomnik upamiętniający śmierć Michaiła Kutuzowa – pogromcy Napoleona.
Książka godna uwagi.
„Przez wojenną zawieruchę”, to książka będąca wspomnieniami żołnierza Armii Czerwonej. Reklamowana jako „unikatowa” oraz porównywana do „Zapomnianego żołnierza” Guja Sajera, zasługuję na uwagę miłośników historii oraz drugiej wojny światowej. Autor, Boris Gorbaczewski, to wyrobiony dziennikarz, dzięki czemu książka jest płynną relacją z działań, w których bezpośrednio...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2011-09-01
Rasmus Dahlberg jest Duńczykiem. Może to sprawiło, że przynajmniej dwie z opisywanych misji są doskonale znane. Pamiętam, jak dawno, bardzo dawno temu, Bogusław Wołoszański w swoim programie: „Sensacje XX wieku” zapowiedział pod koniec odcinka, że za tydzień ujawni sensacyjne fakty. To nie Otto Skorzeny odbił Mussoliniego z górskiego hotelu na Gran Sasso...
Nie mogłem się doczekać, dla mojego małego systemu był to wstrząs nie lada. Jeśli nie Skorzeny, to kto, głowiłem się dzień po dniu. Cóż, nie wiedziałem jeszcze wtedy zbyt wiele o pewnych zabiegach mających przykuć uwagę odbiorców, teraz wystarczy wejść na którykolwiek z portali internetowych, żeby trafić na świadomie manipulujące tytuły, które nijak się mają do treści. Bogusław Wołoszański ujawnił wtedy, że wprawdzie na górskim zboczu Apenin lądował Skorzeny, ale całą operację zaplanował generał Kurt Student, dowódca wojsk powietrznodesantowych Luftwaffe.
Drugą, sztandarową operacją specjalną II wojny światowej, jest zdobycie belgijskiego fortu Eben Emaell, na którym niemieccy żołnierze po prostu wylądowali szybowcami. Nic w tym nieznanego, ale trzeba oddać autorowi, że przedstawia rzecz całą szczegółowo. Co istotne wskazuje na przyczyny i skutki danej operacji. Książka jest napisana wartko i ze znajomością tematu, a jeśli chodzi o nieznane misje, to faktycznie również jest coś na rzeczy. Nigdy nie słyszałem o akcji sabotażowej w zakładach Norsk Hydro. Niemiecki program budowy bomby atomowej, to temat niejednej książki. Powszechnie wiadomo, że niezbędna do tego celu była ciężka woda, która od zwykłej wody różniła się tym, że zawierała atom deuteru (izotop wodoru). Określenie: „ciężka woda” doskonale wyjaśnia Dahlberg, którego pozwolę sobie zacytować: „Jeśli (...) zamrozić ciężką wodę i włożyć powstałą z tego kostkę lodu do szklanki ze zwykłą wodą z kranu, stanie się coś nieoczekiwanego. Dodatkowy atom wodoru sprawia bowiem, że kostka lodu traci swoje właściwości i nie unosi się na powierzchni, tylko opada na dno.”
Wracając jednak do samej akcji – Brytyjczycy oparli swój śmiały plan na norweskich patriotach, którzy podjęli się ryzykownej misji. Nie chcę zdradzać zbyt wielu szczegółów, ale czytając relację, jako żywo przychodzą na myśl sceny z filmu: „Komandosi z Nawarony”, tyle, że operacja w Norwegii bynajmniej nie jest fikcją literacką. Mamy tutaj wszystko co roznieca ogień wyobraźni – nieustraszonych Norwegów, ucieczkę, powrót w celu dokończenia misji, walkę z dziką przyrodą. Czemu nie widziałem o tym filmu?
Od książki ciężko się oderwać, autor wprowadza w nastrój pisząc jak uczestnik wydarzeń, wprowadzając czytelnika w sam środek operacji, a później przechodzi do faktów, które bynajmniej suche nie są. Całość okraszają takie epizody jak historia Thomasa Durranta, który zginął w trakcie akcji mającej na celu zniszczenie suchych doków w Saint-Nazaire. Będąc w beznadziejnej sytuacji Brytyjczycy odmówili poddania się niemieckiemu dowódcy torpedowca „Jaguar” i podjęli walkę. Durrant, strzelał z karabinu maszynowego tak długo, aż poległ w wyniku odniesionych ran. Zrobiło to tak duże wrażenie na niemieckim dowódcy, że sam gorąco rekomendował bohatera do odznaczenia. W ten sposób Thomas Durrant został pierwszym w historii żołnierzem brytyjskiej armii lądowej, któremu przyznano Krzyż Wiktorii za walkę na morzu.
W mojej ocenie 3/6
Za książkę dziękuję Wydawnictwu Bellona
Rasmus Dahlberg jest Duńczykiem. Może to sprawiło, że przynajmniej dwie z opisywanych misji są doskonale znane. Pamiętam, jak dawno, bardzo dawno temu, Bogusław Wołoszański w swoim programie: „Sensacje XX wieku” zapowiedział pod koniec odcinka, że za tydzień ujawni sensacyjne fakty. To nie Otto Skorzeny odbił Mussoliniego z górskiego hotelu na Gran Sasso...
Nie mogłem się...
2011-08-01
2011-06-01
Chyba tylko Szatańskie wersety wzbudziły tyle emocji co książka Domosławskiego. Wycofanie się wydawnictwa Znak z publikacji, wstrzymywanie druku przez p. Alicję Kapuścińską, odsądzanie autora od czci i wiary, etc. Sięgnąłem po książkę kiedy już opadł pył bitewny. Dawno nie czytałem tak dobrej biografii. Autor wykonał gigantyczną pracę i cały czas starał się patrzeć na sprawę zarówno jako uczeń Kapuścińskiego i jako osoba stojąca z boku. To rozdwojenie w pełni się powiodło. Nie przedstawił Kapuścińskiego w czerni i bieli tylko w całej złożoności barw ludzkiego życia.
Jedno jest pewne - po tej książce sięgnę po dzieła Kapuścińskiego jeszcze raz, żeby przeczytać je z trochę innym spojrzeniem.
Dziękuję panie Arturze.
Chyba tylko Szatańskie wersety wzbudziły tyle emocji co książka Domosławskiego. Wycofanie się wydawnictwa Znak z publikacji, wstrzymywanie druku przez p. Alicję Kapuścińską, odsądzanie autora od czci i wiary, etc. Sięgnąłem po książkę kiedy już opadł pył bitewny. Dawno nie czytałem tak dobrej biografii. Autor wykonał gigantyczną pracę i cały czas starał się patrzeć na...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2011-06-01
Widziałem wiele negatywnych opinii na temat "Desperacji", wiem, że o gustach się nie dyskutuje - dla mnie to horror jakich mało. Opisy opustoszałego miasta, opisy zbrodni, budowanie napięcia - perfekcja. Uwielbiam słowa, a jedno z wielu zdań :"wiatr wył jak demon, który nie potrafi znaleźć drogi do domu", to maestria. Nie słuchajcie fałszywych proroków, którzy piszą, że ta książka jest do dupy. Sięgnijcie po "Desperację", jest tego warta...
Widziałem wiele negatywnych opinii na temat "Desperacji", wiem, że o gustach się nie dyskutuje - dla mnie to horror jakich mało. Opisy opustoszałego miasta, opisy zbrodni, budowanie napięcia - perfekcja. Uwielbiam słowa, a jedno z wielu zdań :"wiatr wył jak demon, który nie potrafi znaleźć drogi do domu", to maestria. Nie słuchajcie fałszywych proroków, którzy piszą, że ta...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2011-03-01
2011-02-01
Do tej pory znałem L. Stommę przez pryzmat felietonów publikowanych na łamach "Polityki". "Skandale" podrzuciła mi koleżanka z informacją, że nie mogła się oderwać. Faktycznie, świetnie się czyta, szczególnie o historiach, które przed wielu laty elektryzowały opinię publiczną, jednak czym bliżej końca, kiedy autor porusza się w strefie PRL tym bardziej te skandale są męczące, ale możliwe, że to moja odosobniona opinia. Jak na to nie spojrzeć - przeczytać warto, ja na pewno sięgnę po kolejne książki pana Ludwika.
Do tej pory znałem L. Stommę przez pryzmat felietonów publikowanych na łamach "Polityki". "Skandale" podrzuciła mi koleżanka z informacją, że nie mogła się oderwać. Faktycznie, świetnie się czyta, szczególnie o historiach, które przed wielu laty elektryzowały opinię publiczną, jednak czym bliżej końca, kiedy autor porusza się w strefie PRL tym bardziej te skandale są...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Ciężka sprawa. Sam pomysł opisania życia w kilkudniowej kolejce nie jest zły. Jednak forma zapisu - niekończący się dialog kolejkowiczów, kilkustronicowe wyczytywanie nazwisk i odpowiedź: "jestem", czy całe strony seksualnego dialogu: "ach" - "och", to jak dla mnie męcząca sprawa. Bez wątpienia dziwna lektura.
Ciężka sprawa. Sam pomysł opisania życia w kilkudniowej kolejce nie jest zły. Jednak forma zapisu - niekończący się dialog kolejkowiczów, kilkustronicowe wyczytywanie nazwisk i odpowiedź: "jestem", czy całe strony seksualnego dialogu: "ach" - "och", to jak dla mnie męcząca sprawa. Bez wątpienia dziwna lektura.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to