rozwiń zwiń
Carmen

Profil użytkownika: Carmen

Nie podano miasta Nie podano
Status Czytelnik
Aktywność 1 tydzień temu
846
Przeczytanych
książek
846
Książek
w biblioteczce
246
Opinii
1 573
Polubień
opinii
Nie podano
miasta
Nie podano
Dodane| 1 ksiązkę
Ten użytkownik nie posiada opisu konta.

Opinie


Na półkach:

Święta Bożego Narodzenia to coś, co kojarzy się pozytywnie. Puszysty śnieg, kolorowe lampki, prezenty pod choinką, śmieszne sweterki, a także gorące potrawy na stole. To takie najważniejsze elementy, szczególnie w przestrzeni filmowej, która bardzo często ociera się o bajkę. Przestrzeń słowa pisanego bywa zupełnie inna.

Przykładem może być „Poświąteczne morderstwo” Ruperta Latimera. Choć na pierwszy rzut oka okładka sugeruje przytulne miejsce, tak pierwsze strony weryfikują wszystko.

Sir Willoughby Keene-Cotton to bardzo majętny człowiek, który cieszy się największą antypatią pod słońcem. Gdzie okiem nie rzucić, tam znajdzie się ktoś, kto chciałby skrócić jego pobyt wśród żywych lub wykorzystać. Mało tego, są tacy, którzy w ogóle się z tym nie kryją. Co na to sam zainteresowany? Zdaje się o wszystkim wiedzieć i niczym nie przejmować. Jednak święta Bożeno Narodzenia zmusiły go do zamieszkania wraz z rodziną, a zatem obcowania z osobami, które go znają i nie przepadają za nim. Tym razem Willie nie miał szczęścia. Te święta okazały się dla niego ostatnimi. Ale chwilkę… Kto mu „pomógł”? Do domu zjechało bardzo dużo ludzi. Jak odnaleźć sprawcę? A może było ich kilku?

To jedna z tych książek, w których morderstwa trzeba wypatrywać. Jest bowiem długi wstęp, a dopiero potem pojawia się przyszły denat, który dopiero po jakimś czasie zamyka oczy na wieczność. Tym samym ostrzegam osoby, które lubią akcję już od pierwszej strony; będziecie musieli poczekać. Jednocześnie zaznaczam, że oczekiwanie nie należy do najłatwiejszych. I to wina nie tyle stylu autora, co bohaterów, których charakteryzuje przede wszystkim wyniosłość i mnogość. Zasadzają się oni w myślach na przyszłego denata jak sępy, co jest w sumie nudne. To jest coś, co bardzo mnie bolało, bo ile można czytać, że ktoś chętnie by go zabił, bo to czy tamto… Po chwili pojawiał się ktoś inny i schemat się powtarzał. Ja rozumiem, że ktoś mógłby napomknąć, że pragnie czyjejś śmierci, ale na Boga, wszyscy? Owszem, utrudnia to szukanie sprawcy, ale mimo wszystko jest bardzo irytujące. Tym samym czułam pewnego rodzaju wstręt do bohaterów. W każdej rodzinie może pojawić się ktoś, kto irytuje resztę, ale nie wyobrażam sobie, żebym chodziła i fantazjowała, jak pozbawić go życia. Albo że robi to ktoś z moich bliskich. Tu już jest coś mocno nie tak z psychiką.

Pojawił się również motyw mało ogarniętego przełożonego i dość bystrych podwładnych – mam tu oczywiście na myśli służby prowadzące śledztwo. I choć na tej płaszczyźnie akcja przebiegała całkiem sprawnie, tak początkowo nie mogłam się nadziwić komunikacji, która wyglądała nienaturalnie. I mam tu na myśli dialogi wszystkich bohaterów, nie tylko mundurowych. Ale tutaj wyjaśnieniem jest czas pisania książki, gdyż po raz pierwszy opublikowana została w 1944 roku. Zrozumiałe zatem, że styl pisarski był wówczas nieco inny. Mało tego, akcja książki rozgrywa się w Anglii, a w tle jest II wojna światowa. Gdy połączyłam kropki, treść nagle stała się dla mnie zupełnie inna. Piszę o tym, bo jest wielu, takich jak ja, którym może to umknąć, a którzy niesłusznie mogą zacząć odbierać „Poświąteczne morderstwo” jako coś ciężkostrawnego czy niedopracowanego. Jeśli znajdzie się choć jedna osoba, która dzięki mojej opinii zwróci na to uwagę jeszcze przed rozpoczęciem czytania, i będzie to robiła z właściwym nastawieniem, to warto było o tym wspomnieć.

Z mojego punktu widzenia, książka ta wybrzmiewa bardzo nienaturalnie i mogłabym to podkreślać bez końca. Jest w niej tyle niedorzeczności jak na kryminał, że moja głowa wciąż nie potrafi tego ogarnąć. Jeśli kiedyś pisano w tak naiwny i sztuczny sposób, to śmiem twierdzić, że gdyby dane mi było żyć sto lat wcześniej, to czytanie z pewnością nie należałoby do moich ulubionych zajęć. Bo gdzie tu logika, kiedy ktoś przyznaje się do zbrodni, a śledczy bardzo kulturalnie zaprzecza, że to na pewno pomyłka. Albo wystarczy jedno zdanie, by ten sam śledczy ot tak patrzył na kogoś jako na niewinnego. No gdzie tu sens?

Ale mimo wielu absurdów „Poświąteczne morderstwo” na swój pokręcony sposób ma swój urok. Nie będę ukrywać, iż byłam ciekawa, jak to w końcu pożegnał się z życiem sławny wujaszek, bo były momenty, gdzie łapałam się za głowę; tyle było wariantów. I nie ukrywam też, że były momenty, kiedy czytało mi się naprawdę dobrze; głównie od połowy. Koniec końców oswoiłam się z piórem autora oraz nieporadnością kilku bohaterów. Ale czy chciałabym po raz drugi zanurzać się w takim świecie? Raczej nie. Uwielbiam kryminały, ale zdecydowanie nie tego typu. Niemniej polecam przeczytać, by zrozumieć, co dokładnie mam na myśli, ale przede wszystkim by zobaczyć, jak kiedyś pisano. To naprawdę ciekawe doświadczenie!

Święta Bożego Narodzenia to coś, co kojarzy się pozytywnie. Puszysty śnieg, kolorowe lampki, prezenty pod choinką, śmieszne sweterki, a także gorące potrawy na stole. To takie najważniejsze elementy, szczególnie w przestrzeni filmowej, która bardzo często ociera się o bajkę. Przestrzeń słowa pisanego bywa zupełnie inna.

Przykładem może być „Poświąteczne morderstwo” Ruperta...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Kronika towarzyska lady Whistledown Suzanne Enoch, Karen Hawkins, Julia Quinn, Mia Ryan
Ocena 6,7
Kronika towarz... Suzanne Enoch, Kare...

Na półkach:

Czy lubicie antologie? Czy przepadacie za XIX-wieczną Anglią? I czy znane wam jest nazwisko Bridgerton? Jeśli na wszystkie pytania odpowiedź brzmi: tak, mam do zaproponowania książkę, która spełnia wszystkie powyższe kryteria.

„Kronika Towarzyska Lady Whistledown” to 4 niezależne historie, czterech autorek: Julii Quinn, Suzanne Enoch, Karen Hawkins oraz Mii Ryan. Co istotne, powieści niezależne, ale dziejące się w środowisku słynnego i licznego rodzeństwa, które cieszy się dużym szacunkiem. Oczywiście mowa o Bridgertonach.

Myślę, że nie ma sensu, abym kreśliła teraz, na czym dokładnie opiera się każda z historii, bo nie jest tajemnicą, że w każdej z nich chodzi o wątek miłosny. W każdej z powieści jest on i jest również ona. Są motyle w brzuchu i spojrzenia największych plotkar. Jest zatem wszystko to, do czego przyzwyczaiła nas Julia Quinn. Dlatego skupię się stricte na odbiorze. Sama zadam sobie pytania, których odpowiedzi według mnie mogą was zainteresować. Gotowi?

Czy coś łączy wszystkie historie?

Teatr i spotkania towarzyskie. Muszę przyznać, że to był bardzo przyjemny zabieg, by wszystkich bohaterów skupić w jednym miejscu i tym samym czytać o nich z różnych perspektyw. Tylko czekałam, kiedy pojawi się tajemniczy mężczyzna i kim będzie. Albo jak do znanych mi bohaterów odniesie się kolejna autorka, bo takie zabiegi również się zdarzały. Na plus.

Jak wypadła krótka forma?

Pozytywnie. Wydawało mi się, że autorki nie zdołają jakoś specjalnie zbudować napięcia i wkręcić mnie w swoje wizje, ale zostałam pozytywnie zaskoczona. W każdej historii było coś innego i każda była na swój sposób wyjątkowa – mam tu na myśli bohaterów, a właściwie bohaterki, bo to głównie im zaglądałam przez ramię. Wracając jednak do długości formy, jest ona świetnym zabiegiem, aby pochłonąć po jednej opowieści przed snem, a potem z uśmiechem przytulić się do poduszki.

Która historia przemówiła do mnie najbardziej?

Zdecydowanie ta od Julii Quinn, ponieważ jej autorka była najbardziej powściągliwa. Pozostałe opowiadania cechowały się dość swobodnym podejściem do tematu, choć to może być kwestia wizji tamtych czasów. Mam w głowie obraz absolutnego stawiania na reputację, a tutaj podejście do niej w trzech historiach niekiedy było dość… nonszalanckie. Owszem, dodawało to smaczku, ale jednocześnie trochę mnie uwierało. Muszę jednak wyraźnie podkreślić, że to moja subiektywna ocena i przypuszczam, iż pozostali czytelnicy mogą się do tej małej pikanterii odnieść bardzo pozytywnie. Czego zresztą bardzo im życzę 

Czy polecam?

Zdecydowanie tak. Choć Bridgertonowie nie uznali za stosowne, by pojawić się chociaż na chwilkę, to czas, który spędziłam z lekturą, był odprężający. Treść nie wymagała ode mnie zbyt wiele, ale wcale tego od niej nie oczekiwałam. To miały być lekkie i przyjemne historie i takie właśnie były.

Gdyby Lady Whistledown postanowiła napisać coś jeszcze, z pewnością chciałabym poznać jej przemyślenia. Troszkę stałam się jedną z tych pań w drogich sukniach, bo tak jak one, pokochałam jej pióro. Lekkość, inteligentny dowcip, a także przenikliwość. Postać tajemnicza i szalenie niedoceniona. Ale kto wie, może los szykuje dla niej coś ekstra?!

Czy lubicie antologie? Czy przepadacie za XIX-wieczną Anglią? I czy znane wam jest nazwisko Bridgerton? Jeśli na wszystkie pytania odpowiedź brzmi: tak, mam do zaproponowania książkę, która spełnia wszystkie powyższe kryteria.

„Kronika Towarzyska Lady Whistledown” to 4 niezależne historie, czterech autorek: Julii Quinn, Suzanne Enoch, Karen Hawkins oraz Mii Ryan. Co...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Wenecja to miejsce tak klimatyczne, że niemal samo prosi się, aby umieścić je w książce o charakterze kryminalnym. Te wszystkie stare budynki i niezliczone kanały mają niesamowitą duszę.

I nie trzeba tego sprawdzać osobiście, bo wystarczy pooglądać zdjęcia czy filmy, by wyobraźnia pracowała na wysokich obrotach. I jak na złość, niesamowicie rzadko trafia mi się powieść z Wenecją w tle. Na szczęście ostatnio los się do mnie uśmiechnął, bo postawił na mej drodze „Cmentarz w Wenecji” Matteo Strukul.

Canaletto, a właściwie Giovanni Antonio Canal, to główny bohater, który niespodziewanie dostaje zlecenie śledzenia pewnego mężczyzny. Nie zna jego tożsamości, tak samo jak czytelnik i jako amator nie czuje się z tym dobrze. Mało tego, nie może odmówić. Kiedy więc rozpoczyna swoją misję, nie spodziewa się, co go czeka ani co odkryje. Nieświadomie brnie w niebezpieczeństwo, narażając nie tylko siebie.

„Cmentarz w Wenecji” to książka, która do łatwych nie należy. Jeśli ktoś spodziewa się wartkiej akcji, może się niemiło rozczarować. Przede wszystkim przez detale, które pojawiają się już od pierwszych stron. Opis miejsc, kwestii malarskich czy sytuacji. Nie sposób uciec również od nazw tytułów i nazwisk, które pojawiają się dość często. Najprościej mówiąc, to taka lektura szkolna z dawnych lat – książka stawiająca opór. Z czasem człowiek się przyzwyczaja i jest bezboleśnie, ale nie jest to coś, przez co się pędzi.

Porównanie do lektury szkolnej odnosi się również stricte do samego stylu autora. „Cmentarz w Wenecji” to jeden wielki drobiazgowy opis, okraszony nieco wyniosłymi dialogami. Nie są to słowa obce, ale na co dzień nie konstruujemy zdań w taki sposób, jak czynią to bohaterowie. Oczywiście mam na uwadze, że w dużej mierze jest to kwestia czasów, bo akcja dzieje się w XVIII-wiecznej Wenecji. Nie zmienia to jednak faktu, że w naturalny sposób ma to wpływ na odbiór treści.

Jednak, aby zamieszać jeszcze bardziej, zdradzę, iż autor pokusił się o wplecenie w fabułę wątków pobocznych, takich jak na przykład historia Szabetaja Cewi, który ogłosił się mesjaszem. Nie on jest jednak najważniejszy, a Żydzi mieszkający obok Wenecjan. To oni odgrywają tutaj znaczącą rolę i to oni od początku oskarżani są o najgorsze. Czy słusznie? Tego nie zdradzę. Fakty są jednak takie, że mieszkają w izolacji, płacą niebotyczne czynsze i posiadają wiele ograniczeń. Powodów do złości nie brakuje. I muszę powiedzieć, że wątek ten bardzo mnie zaskoczył. Niewinne zlecenie głównego bohatera stopniowo zataczało coraz większe kręgi, ujawniając mroczną stronę mieszkańców.

Ale najlepsze w tym wszystkim jest to, że książka mi się podobała! Nie przeszkadzały mi opisy, nazwiska, detale ani nijakość głównego bohatera, który według mnie był równie barwny, co biała kartka papieru. Za każdym razem, kiedy robiłam sobie przerwę w czytaniu, moje myśli mimowolnie wracały do Wenecji, która skrywała nie tylko sekrety, ale również poważne problemy. I choć wydaje mi się, że autor chciał złapać wiele srok za ogon, próbując skupić się na wszystkim naraz, to mimo wszystko wyszło mu to całkiem zgrabnie. Niejako rozgościłam się w jego wizji i z ciekawością obserwowałam, co będzie się działo.

Ten historyczno-przygodowy kryminał to kawał drobiazgowo rozbudowanego świata, który mógłby mieć bardzo ciekawą ekranizację… Stare miasto, architektura, nietuzinkowi mieszkańcy, rozpusta, a wszystkiemu przygląda się niejeden łotr, który zgrabnie umyka od niechcianych spojrzeń. Polecam, ale ostrzegam, że nad tą książką trzeba się skupić, aby przeczytać ze zrozumieniem. Ale warto.

Wenecja to miejsce tak klimatyczne, że niemal samo prosi się, aby umieścić je w książce o charakterze kryminalnym. Te wszystkie stare budynki i niezliczone kanały mają niesamowitą duszę.

I nie trzeba tego sprawdzać osobiście, bo wystarczy pooglądać zdjęcia czy filmy, by wyobraźnia pracowała na wysokich obrotach. I jak na złość, niesamowicie rzadko trafia mi się powieść z...

więcej Pokaż mimo to

Więcej opinii

Aktywność użytkownika Carmen

z ostatnich 3 m-cy
Carmen
2024-04-07 22:42:08
Carmen ocenił książkę Davenportowie na
8 / 10
2024-04-07 22:42:08
Carmen ocenił książkę Davenportowie na
8 / 10
Davenportowie Krystal Marquis
Cykl: Davenportowie (tom 1)
Średnia ocena:
7.5 / 10
105 ocen
Carmen
2024-04-03 02:33:43
Carmen ocenił książkę Poświąteczne morderstwo na
5 / 10
i dodał opinię:
2024-04-03 02:33:43
Carmen ocenił książkę Poświąteczne morderstwo na
5 / 10
i dodał opinię:

Święta Bożego Narodzenia to coś, co kojarzy się pozytywnie. Puszysty śnieg, kolorowe lampki, prezenty pod choinką, śmieszne sweterki, a także gorące potrawy na stole. To takie najważniejsze elementy, szczególnie w przestrzeni filmowej, która bardzo często ociera się o bajkę. Przestrzeń sło...

Rozwiń Rozwiń
Poświąteczne morderstwo Rupert Latimer
Średnia ocena:
6.1 / 10
80 ocen
Carmen
2024-03-14 19:05:11
Carmen ocenił książkę Cmentarz w Wenecji na
7 / 10
i dodał opinię:
2024-03-14 19:05:11
Carmen ocenił książkę Cmentarz w Wenecji na
7 / 10
i dodał opinię:

Wenecja to miejsce tak klimatyczne, że niemal samo prosi się, aby umieścić je w książce o charakterze kryminalnym. Te wszystkie stare budynki i niezliczone kanały mają niesamowitą duszę.

I nie trzeba tego sprawdzać osobiście, bo wystarczy pooglądać zdjęcia czy filmy, by wyobraźnia pracowa...

Rozwiń Rozwiń
Cmentarz w Wenecji Matteo Strukul
Średnia ocena:
6.9 / 10
36 ocen
Carmen
2024-02-23 15:29:25
Carmen ocenił książkę Tajemnice Fleat House na
8 / 10
2024-02-23 15:29:25
Carmen ocenił książkę Tajemnice Fleat House na
8 / 10
Tajemnice Fleat House Lucinda Riley
Średnia ocena:
7.3 / 10
1902 ocen
Carmen
2024-02-12 20:37:24
Carmen ocenił książkę Nigdy nie jest za późno na siebie na
3 / 10
i dodał opinię:
2024-02-12 20:37:24
Carmen ocenił książkę Nigdy nie jest za późno na siebie na
3 / 10
i dodał opinię:

„Gogglebox” to program telewizyjny, w którym uczestnicy komentują inne programy telewizyjne. Brzmi trochę bez sensu, ale sama z chęcią oglądam i bardzo dobrze się przy tym bawię. To taka chwila relaksu, która ma wprawić w dobry nastrój.

Ale nie ukrywam, że mam swoich ulubionych komentując...

Rozwiń Rozwiń

statystyki

W sumie
przeczytano
846
książek
Średnio w roku
przeczytane
65
książek
Opinie były
pomocne
1 573
razy
W sumie
wystawione
845
ocen ze średnią 6,4

Spędzone
na czytaniu
5 093
godziny
Dziennie poświęcane
na czytanie
1
godzina
8
minut
W sumie
dodane
0
cytatów
W sumie
dodane
1
książek [+ Dodaj]