Z „Lekcjami aktorstwa” jest trochę jak z obserwowaniem zdolnego, choć wyjątkowo nieprzygotowanego ucznia odpytywanego przy tablicy na lekcji matematyki. Widać, że ten wie, w jaki sposób może uzyskać pożądany wynik, ale i tak stanowczo za długo mnoży i dodaje, bo nie powtórzył sobie wzorów.
Nie ma co dramatyzować, najnowsza propozycja Nicka Drnaso to dobry komiks. Ale z pewnymi problemami, które sprawiają, że nie jest on jego najlepszym.
„Lekcje aktorstwa” - zdecydowanie bardziej niż w przypadku „Beverly” i „Sabriny” - stają się festiwalem gadających głów wepchniętych w zbyt ciasne kadry. To jeszcze można przeżyć – zwłaszcza, że akcja wciąga i do pewnego momentu naprawdę intryguje. Tym razem jednak oszczędna kreska Drnaso sprawia, że niektórych bohaterów trudno od siebie odróżnić. I może dałoby się w tym wszystkim dostrzec frapującą grę z odbiorcą, iść w jakieś szalone interpretacje, ale czy rzeczywiście był to świadomy zabieg? No, nie wiem. Na pewno cierpi na tym czytelność, a w przypadku komiksu, którego akcja rozgrywa się na tak wielu planach, autor powinien był o nią zadbać.
Można też zastanowić się, czy Drnaso rzeczywiście potrzebował aż tylu stron, aby opowiedzieć historię tych szemranych zajęć teatralnych. Kursantów jest co prawda wielu, ale ich portrety i motywacje są ledwie zaznaczone (to akurat dobry ruch), zaś sama intencja przyświecająca autorowi staje się jasna mniej więcej w połowie. Po co więc ta wyjątkowo długa droga do brzegu?
Ostatnia, najdłuższa scena komiksu to także największy zawód. Owszem, wątki dość sprawnie się tam zazębiają, intrygujące niewiadome zostają w większości satysfakcjonująco wyjaśnione, ale wynikająca z tego wszystkiego konkluzja jest w gruncie rzeczy nijaka. W finale oczekiwałem jakiegoś tąpnięcia, zbicia mnie z tropu, mistrzowskiej fangi w nos, a dostałem potwierdzenie uprzednio poczynionych domysłów.
Samo zakończenie – jak to u Drnaso – jest właściwie otwarte. Tym razem jednak nie stanowi ono niewidzialnej, dobrze zaprogramowanej klamry, która sprawnie domyka treść. Ot, akcja się kończy, bo kiedyś po prostu musiała.
Z „Lekcjami aktorstwa” jest trochę jak z obserwowaniem zdolnego, choć wyjątkowo nieprzygotowanego ucznia odpytywanego przy tablicy na lekcji matematyki. Widać, że ten wie, w jaki sposób może uzyskać pożądany wynik, ale i tak stanowczo za długo mnoży i dodaje, bo nie powtórzył sobie wzorów....
Rozwiń
Zwiń