Niesamowitości

Profil użytkownika: Niesamowitości

Nie podano miasta Nie podano
Status Czytelnik
Aktywność 21 tygodni temu
128
Przeczytanych
książek
128
Książek
w biblioteczce
26
Opinii
109
Polubień
opinii
Nie podano
miasta
Nie podano
Dodane| Nie dodano
Strona poświęcona szeroko pojętej literaturze niesamowitej - groza, thrillery, elementy fantastyczne z każdej epoki.

Opinie


Na półkach:

Wydany po polsku Derleth skompletowany. „Tropem Cthulhu” było (jak dotąd) ostatnią pozycją tego autora dostępną na rodzimym rynku, której nie przeczytałem, ale zmieniło się to jakiś czas temu, słów zatem kilka.

Nic nowego w tym temacie nie wymyślę – jeśli ktoś nie jest twardogłowym maniakiem Lovecrafta, który będzie się czepiać dialogów (te są tylko u Derletha), powielania pomysłów czy korzystać bezrefleksyjnego „nikt tak nie pisze jak MiStRz”, to zabawa jest przednia. Znajomość pierwowzorów obowiązkowa, dużo tu odniesień, analogii, powrotów do znanych już miejsc, ale wszystko sprawnie przygotowane. Mamy zatem adekwatnie kwiecisty styl, nieco lovecraftowskiego krindżu w postaci np. nietoperzowatych stowrów, multum niedopowiedzeń, formę stylizowaną na jakieś dzienniki/pamiętniki/notki prasowe itp., gremia archeologów, językoznawców, muzealników, którzy badają nieznane, także wszystko na swoim miejscu. Dodatkowym plusem jest ładne „rozciągnięcie” tego uniwersum w czasie, gdyż o ile cały ten „świat przedstawiony” u Lovecrafta kończy się na początku lat 30., tak tutaj (bez spojlerów się tego nie da oddać) Derleth opisuje zdarzenia dziejące się ponad dekadę dalej – i zamyka wszystko ładną klamrą. Aż naszła mnie myśl, a gdyby tak jakiś kolejny sprawny epigon ciągnął to dalej, na lata 70., 80. i tak dalej?
Na uwagę zasługuje też kompozycja, bo niby to zbiór opowiadań, ale wszystkie one kapitalnie zawiązują się z sobą, co powoduje, że tak naprawdę jest to jednolita powieść (stąd obowiązkowo trzeba czytać po kolei) – ciekawa forma, pochwalam, rzadko takie coś się spotyka.
Z minusów? Oczywiście, podobnie jak chyba większość miłośników Lovecrafta, nie podoba mi się umniejszenie rangi Przedwiecznych – wolę wersję, że są oni niepowstrzymywalnym, wszech potężnym złem i nie ma dla ludzkości nadziei, aniżeli jakieś derlethowskie dyrdymał o strąceniu z piedestału, ale ok, mogę na to przymknąć oko. Dalej? No cóż, to po prostu „Lovecraft”, a więc trzeba go sobie dawkować, by nie przekroczyć progu kiczowatości, było nie było, bez mała obecnego w prozie Samotnika z Providence i powtarzalności schematów (miałem z tym problem przy „Obserwatorach spoza czasu” – trafiał szlag, gdy n-ta historia zaczynała się w ten sam sposób od kupna/przejęcia/otrzymania w spadku tajemniczego domostwa, w którym zalęgło się plugastwo… uuuuuu…).

Werdykt? Spokojne 7 na 10 w swoim gatunku. Po raz kolejny dostałem to, co chciałem – lekką lekturę do pociągu czy klapnięcie w ogrodzie.

Wydany po polsku Derleth skompletowany. „Tropem Cthulhu” było (jak dotąd) ostatnią pozycją tego autora dostępną na rodzimym rynku, której nie przeczytałem, ale zmieniło się to jakiś czas temu, słów zatem kilka.

Nic nowego w tym temacie nie wymyślę – jeśli ktoś nie jest twardogłowym maniakiem Lovecrafta, który będzie się czepiać dialogów (te są tylko u Derletha),...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

rzeczytałem sobie opowiadanko słynnej Daphe du Maurier, zatytułowane "Nie oglądaj się teraz". Książkę (zbiór opowiadań, ale tu będzie tylko o tytułowym) wyłowiłem kiedyś z bibliotecznej wyprzedaży za jakieś 2 złote, odleżała swoje, i przyszedł czas, by przeczytać. Film, rzecz jasna, oglądałem i to jakieś dobre 10 lat temu. Pamiętałem go dość nieźle - ciężkawy, nieprzyjemny, zimny klimat, trochę psychodelii, no i to zakończenie - nie, żebym był strachliwy, także nie skoczyłem ani nie śniło mi się po nocach, ale naprawdę jest mocne i zaskakujące. Oczywiście ma swoje mankamenty (cały film), ale oceniałem na plus. A opowiadanie? No cóż, w takich momentach, po zakończonej lekturze, zawsze zazdroszczę filmowcom/scenarzystom/producentom/reżyserom (ktokolwiek odpowiada za ekranizację w największych stopniu) wyobraźni i ulepienia niezłej produkcji z czegoś tak... nijakiego. Jednowymiarowe, bez jakiejś wciągającej fabuły, ot takie czytadło, które normalnie z głowy wyleciałoby mi po kilku dniach, tutaj stanowi kanwę dla (niejednego widza) legendarnego dzieła. To naprawdę trzeba umieć, żeby jakieś 40-50 stron historyjki przerobić na porządne kino w gwiazdorskiej obsadzie.

Kilka razy miałem już podobne wrażenia (generalnie rzadko przyrównuję filmy do książek - może kiedyś o powodach - a już na pewno nigdy nie użyję sformułowania, że "książka jest zawsze lepsza od filmu" itp.), gdy zastanawiałem się, jak z nijakiego/bezbarwnego/nieciekawego/przeciętnego itp. opowiadania/książki ktoś robi dobre kino - Skazani na Shawshank, Sotnikow, Nawiedzony do na wzgórzu, Cena strachu, Pociąg - kilka innych jeszcze wyłowię. Kojarzycie podobne przypadki, gdy zaskoczył Was (na minus) literacki pierwowzór albo, jak dużo udało się z niego "wyciągnąć"?

rzeczytałem sobie opowiadanko słynnej Daphe du Maurier, zatytułowane "Nie oglądaj się teraz". Książkę (zbiór opowiadań, ale tu będzie tylko o tytułowym) wyłowiłem kiedyś z bibliotecznej wyprzedaży za jakieś 2 złote, odleżała swoje, i przyszedł czas, by przeczytać. Film, rzecz jasna, oglądałem i to jakieś dobre 10 lat temu. Pamiętałem go dość nieźle - ciężkawy, nieprzyjemny,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Odhaczania "klasyki" ciąg dalszy. Dziś na rozkładzie "Nawiedzony dom na wzgórzu" Shirley Jackson.

Werdykt? Będzie krótko - porażka. To znaczy, nie zrozumcie mnie źle, książka nie jest jakimś totalnym gniotem, ale doprawdy nie sposób zrozumieć fenomenu tego dzieła. Nie ma tu za grosz klimatu, charakterystycznych bohaterów, jakiejś wielkiej tajemnicy czy zaskakującego zakończenia. Momentami bardzo przypomina jakąś "babską", infantylną literaturę (wiem, że teraz to już niemodne tak mówić, ale co zrobić, gdy takie skojarzenia). Historyjka jakich wiele, ot, po prostu mamy tu tytułowy nawiedzony dom, w którym coś gdzieś stuka albo w jakimś pokoju jest zimniej niż w pozostałych. 🤪 Na to wszystko zjawia się pan badacz zjawisk paranormalnych i dobrana z łapanki grupa asystentów. Cała fabuła to miałkie rozmowy, picie alkoholu, w końcówce coś drga i tyle.

To historyjka dobra jako opowiadanie na, nie wiem, na góra 40-50 stron w jakiejś antologii typu "Księga strachu". Jak zatem wyjaśnić fenomen tego "klasyka"? Ekranizacje? Być może tak, to zawsze pomaga rozsławić dzieło. Nurt amerykański? Bez wątpienia - Amerykanie, ubodzy w historię i kulturę, lubią egzaltować ichniejszą muzykę, literaturę czy nawet malarstwo (przypomnę, to kraj, w którym powstała tylko jedna doktryna filozoficzna). Fuks? Jest to jakiś trop, wiecie, czasem powstaje 100 takich samych książek, a sukces odnosi akurat ta jedna (ileż to książek o czarodziejach, a Harry Potter tylko jeden zrobił taką furorę).

Odhaczania "klasyki" ciąg dalszy. Dziś na rozkładzie "Nawiedzony dom na wzgórzu" Shirley Jackson.

Werdykt? Będzie krótko - porażka. To znaczy, nie zrozumcie mnie źle, książka nie jest jakimś totalnym gniotem, ale doprawdy nie sposób zrozumieć fenomenu tego dzieła. Nie ma tu za grosz klimatu, charakterystycznych bohaterów, jakiejś wielkiej tajemnicy czy zaskakującego...

więcej Pokaż mimo to

Więcej opinii

Aktywność użytkownika Niesamowitości

z ostatnich 3 m-cy

Tu pojawią się powiadomienia związane z aktywnością użytkownika w serwisie


statystyki

W sumie
przeczytano
128
książek
Średnio w roku
przeczytane
43
książki
Opinie były
pomocne
109
razy
W sumie
wystawione
128
ocen ze średnią 6,3

Spędzone
na czytaniu
643
godziny
Dziennie poświęcane
na czytanie
54
minuty
W sumie
dodane
0
cytatów
W sumie
dodane
0
książek [+ Dodaj]