Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

3 POWODY, PRZEZ KTÓRE KOCHAM KSIĘGĘ DRZWI:
1. Jest to książka o książkach, które posiadają niesamowite moce. Dzięki księdze drzwi możecie przenieść się w dowolne miejsce na świecie (w teraźniejszości i przeszłości);
2. W książce zwarto motyw podróży w czasie;
3. Spomiędzy stron „Księgi drzwi” wylewa się magia;

„Księga drzwi” to książka, która już na początku porywa nas do swojego świata, otulając magią, ciepłem i niesamowitym komfortem. Czytając tę pozycję, czułam się, jak mała dziewczynka, która dopiero co odkrywa cudowność książek i z każdą przerzuconą przez nią stroną oddaje cząstkę swojego serca fikcyjnym bohaterom. Trzymając w rękach „Księgę drzwi” miałam wrażenie, że wychodzę na spotkanie z dawnym przyjacielem: takim, za którym bardzo tęskniłam, ale do tej pory nie zdawałam sobie z tego sprawy... To, co najbardziej mnie urzekło to sposób, w jaki autor połączył przeszłość z teraźniejszością. Dawne wydarzenia mieszały się z obecnymi, a to co stało się kilka lat temu, oddziaływało na chwilę obecną. Ten zabieg był N I E S A M O W I T Y i przyniósł mi ogromną satysfakcję.

Bardzo polubiłam się z głównymi bohaterami - w książce poznajemy mnóstwo perspektyw, dzięki którym możemy wczuć się w rozgrywane wydarzenia i lepiej poznać wszystkie postacie. Co prawda przyjaciółka głównej bohaterki miała niezwykle skłonności do wywoływania we mnie irytacji, ale co by to była za książka, gdyby nikt taki się w niej nie pojawił??? Poza drobnymi zgrzytami (z przyjaciółką Cassie i nie tylko) bawiłam się rewelacyjnie! Polecam tę książkę osobom, które chcą się zaskoczyć i tak jak ja uwielbiają motyw podróży w czasie.

3 POWODY, PRZEZ KTÓRE KOCHAM KSIĘGĘ DRZWI:
1. Jest to książka o książkach, które posiadają niesamowite moce. Dzięki księdze drzwi możecie przenieść się w dowolne miejsce na świecie (w teraźniejszości i przeszłości);
2. W książce zwarto motyw podróży w czasie;
3. Spomiędzy stron „Księgi drzwi” wylewa się magia;

„Księga drzwi” to książka, która już na początku porywa nas...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Bezsilna”, czyli dzisiaj o książce, która mnie zawiodła.

Nie lubię pisać negatywnych opinii, ale ta niestety taka będzie. „Bezsilna” to książka, która miała być hitem - i nim jest - jednak nie dla mnie. Rozumiem jej fenomen, zapierające dech w piersiach momenty, które świetnie sprzedają się w internecie (sama dałam się na nie złapać), ale po przeczytaniu ponad 600 stron kończę tę książkę z cierpkim uczuciem zawodu i znużenia. Nie zrozumcie mnie źle, ta historia miał swoje lepsze i gorsze momenty, przy czym przewaga tych gorszych spowodowała, że czytało mi się ją strasznie opornie i z każdą kolejną stroną z coraz większym utęsknieniem wyglądałam końca.

Rzeczą, która najbardziej uwierała mnie podczas czytania, były zbyt mocne inspiracje z innych książek - na pierwszy plan wysuwają się oczywiście „Igrzyska śmierci”. W pewnym momencie czułam się, jakbym śledziła kilka znanych mi już historii splecionych w jedną, która sama w sobie nie ma mi nic ciekawego do zaoferowania. Poza tym w w przypadku „Bezsilnej” absurd gonił absurd, a logika ulotniła się już po pierwszej stronie. No nie. Nie kupuję tego, że główna bohaterka podaje się za medium, a przy „używaniu” swojej mocy, kieruje się jedynie drogą dedukcji i obserwacji - coś jak Sherlock Holmes tylko kilka poziomów niżej - a wszyscy inni jej wierzą, bo przecież to co mówi, jest tak bardzo wiarygodne. Uwaga spoiler: żadna z rzeczy, którą przewidziała Pae nie ma większego sensu.

Cała ta książka wydaje mi się bardzo naciągana. Liczyłam na wątek rivals to lovers, mocny slow burn, a finalnie nie dostałam żadnej z tych rzeczy, bo bohaterowie flirtowali ze sobą już przy pierwszym spotkaniu. To prawda - niektóre ich rozmowy były ciekawe i angażujące, ale to wciąż za mało, aby uratować całą historię. Uważam, że fabuła miała duży potencjał, jednak został on doszczętnie pogrzebany przez lekceważące podejście do przedstawionego świata i zasad, które nim rządzą.

Wiem, jak wielu osobom podobała się ta książka i całkowicie Was rozumiem. Domyślam się, co takiego Was w niej urzekło, jednak ja choćbym bardzo chciała - nie potrafię się z nią polubić. Ten tytuł to mój największy zawód tego roku i chyba długo nie będę mogła się z tym pogodzić, bo oprócz tego co wymieniłam - istnieje dużo więcej punktów, które w mojej opinii działają na niekorzyść „Bezsilnej”…

„Bezsilna”, czyli dzisiaj o książce, która mnie zawiodła.

Nie lubię pisać negatywnych opinii, ale ta niestety taka będzie. „Bezsilna” to książka, która miała być hitem - i nim jest - jednak nie dla mnie. Rozumiem jej fenomen, zapierające dech w piersiach momenty, które świetnie sprzedają się w internecie (sama dałam się na nie złapać), ale po przeczytaniu ponad 600 stron...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

To było moje drugie podejście do tej serii. Poprzednim razem odłożyłam ją na półkę po przeczytaniu „Korony w mroku”, bo nie czułam palącej chęci, by poznawać ten świat dalej. Od tamtej pory minęło już kilka lat, a ja w międzyczasie usłyszałam wiele głosów, mówiących, że powinnam kontynuować przygodę z tym całym magicznym i pełnym sekretów uniwersum, bo WARTO. No więc oczyściłam głowę, sięgnęłam po nowe wydanie w twardej oprawie i dzisiaj oficjalnie ogłaszam Wam, że widzę tu szansę na miłość. Oczywiście między mną a Szklanym Tronem.

Tę część czytałam bardzo długo - głównie przez masę obowiązków, które musiałam wypełnić. Mimo to za każdym razem wracałam do niej z przyjemnością i zaintrygowaniem. Po tylu latach od pierwszego czytania „Korony w mroku” zdążyłam zapomnieć wiele istotnych faktów i nie ukrywam, że tym razem fabuła wywarła na mnie spore wrażenie (a podobno to dopiero początek!).

Jasne, Celaena podobnie jak w pierwszym tomie znowu mnie irytowała, Chaol doprowadzał do szału, ale ostatecznie nie było tak źle. Bardzo mocno wciągnęłam się w wykreowany przez autorkę świat i podoba mi się, że w końcu ujrzałam w nim prawdziwą zabójczynię w jej najlepszej formie. Jestem pozytywnie zaskoczona tą częścią i chyba zaczynam rozumieć wszystkie „ochy” i „achy” nad całą serią. Było dynamicznie, mrocznie i magicznie - czyli tak jak lubię najbardziej.

To było moje drugie podejście do tej serii. Poprzednim razem odłożyłam ją na półkę po przeczytaniu „Korony w mroku”, bo nie czułam palącej chęci, by poznawać ten świat dalej. Od tamtej pory minęło już kilka lat, a ja w międzyczasie usłyszałam wiele głosów, mówiących, że powinnam kontynuować przygodę z tym całym magicznym i pełnym sekretów uniwersum, bo WARTO. No więc...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Jeden list, który wywróci jej życie do góry nogami…”

„Wszystko między nami” to książka, która mnie zaskoczyła. Jest zupełnie INNA niż dotychczasowe młodzieżówki na mojej półce i przez to z pewnością jeszcze długo o niej nie zapomnę.

Czy była idealna? Och, oczywiście, że nie, ale przecież oto właśnie chodzi. Ten tytuł doskonale obrazuje nasze społeczeństwo. Ludzi, którzy popełniają błędy, zmagają się z trudnościami i przede wszystkim dorastają. Bo to właśnie z tym mierzy się Ri Fernández. Jest nastolatką, która błądzi po omacku, próbując odnaleźć siebie. W książce pojawia się mnóstwo bolesnych i ważnych tematów takich jak dyskryminacja rasowa czy utrata rodzica i to one sprawiają, że warto zapoznać się z tym tytułem. Jest on na tyle uniwersalny, że wiele osób będzie potrafiło utożsamić się z jego bohaterami.

Największe wrażenie wywołała we mnie relacja pomiędzy Ri a jej babcią. To ona pozwolił mi spojrzeć na pewne rzeczy z zupełnie innej perspektywy i uważam to za największą zaletę tej książki. Zmusza do refleksji. Miałam mały problem z samą Ri, która wielokrotnie wywoływała we mnie mieszane uczucia, a najczęściej po prostu była irytująca. Rozumiem dlaczego czasami postępował w taki a nie inny sposób, ale niestety nie umiem polubić się z jej stylem bycia.

Książka mi się podobała. Na pewno długo o niej nie zapomnę, ale miała też kilka wad, przez które nie stanie się moją ulubioną. Była dobra.

„Jeden list, który wywróci jej życie do góry nogami…”

„Wszystko między nami” to książka, która mnie zaskoczyła. Jest zupełnie INNA niż dotychczasowe młodzieżówki na mojej półce i przez to z pewnością jeszcze długo o niej nie zapomnę.

Czy była idealna? Och, oczywiście, że nie, ale przecież oto właśnie chodzi. Ten tytuł doskonale obrazuje nasze społeczeństwo. Ludzi, którzy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

SŁYSZYCIE MÓJ KRZYK??? To było takie rozkoszne! Uwielbiam książki tej autorki - są tak przyjemnie napisane, że chce się je czytać i czytać…

Nie trzeba było wiele, abym przepadła dla tego tytułu. Kocham książki z wątkiem sportowym, a szczególnie te, w których główny bohater jest kapitanem drużyny futbolowej i nazywa się Fox Abraham… Jeśli ktoś mi takiego znajdzie w rzeczywistości, to przysięgam, zapłacę mu w złocie.

Bardzo podobał mi się wątek TAY i fakt, że zarówno River jak i Fox mieli swoją historię. Oboje byli ciekawymi postaciami, do których przez 300 stron zdążyłam się mocno przywiązać. Uwielbiam ich relację i wzajemny szacunek. Na plus oczywiście jest również wątek związany z przeszłością River oraz radzeniem sobie z traumami. Doceniam, że autorka poruszyła w książce również te ważne tematy, o których zazwyczaj nie lubimy mówić głośno.

Jasne, gdybym była uparta znalazłabym kilka nieścisłości lub rzeczy, które nie do końca przypadły mi do gustu, jak na przykład rozwiązanie głównego wątku fabularnego. Przyznaję, że w związku z tym byłam lekko skonfundowana, bo nic nie wskazywało na takie zakończenie, ale nie popsuło mi to przyjemności z czytania. Nadal uważam, że to świetna książka, idealna na zastój czytelniczy, z którego swoją drogą mnie wyciągnęła!

SŁYSZYCIE MÓJ KRZYK??? To było takie rozkoszne! Uwielbiam książki tej autorki - są tak przyjemnie napisane, że chce się je czytać i czytać…

Nie trzeba było wiele, abym przepadła dla tego tytułu. Kocham książki z wątkiem sportowym, a szczególnie te, w których główny bohater jest kapitanem drużyny futbolowej i nazywa się Fox Abraham… Jeśli ktoś mi takiego znajdzie w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Ale ja się bałam tego czytać… Przez moje ostatnie rozczarowania związane z mocno zachwalanym książkami do „Fourth Wing” starałam się podejść z czystą głową. Zero oczekiwań, zero nastawiania się na angażującą fabułę, co będzie, to będzie. No i wiecie co? BYŁO SUPER.

Nawet nie wiem, od czego zacząć. Ta książka to fantastyka, którą lubię (czyli taka z porządnym wątkiem romantycznym). Autorka nie rozczula się nad czytelnikami i śmiało wbija im nóż w serca, uśmiercając ulubione postacie (a jako że jestem masochistką, to doceniam takie akcje). Bardzo podobał mi się wykreowany świat no i SMOKI. Smoki są tutaj najważniejsze i to one sprawiły, że przepadłam dla tej książki…

A oprócz nich jeszcze Xaden. Myślcie sobie o mnie co chcecie, ale ten bohater to moje nowe guru. Mam słabość do sarkastycznych i tajemniczych mężczyzn, więc oczywiste jest, że z marszu stał się moją ulubioną postacią. Ale byli też inni, jak na przykład Violet - główna bohaterka, która tylko kilka razy doprowadziła mnie do szewskiej pasji, przez co miałam ochotę rwać sobie włosy z głowy. Bo poz tym okazała się naprawdę w porządku, a jej relacja z Xadenem jest boska.

„Fourt Wing” nie zostało moją ulubioną książką, widzę w niej kilka mankamentów, nieścisłości, a środek delikatnie mnie wynudził, ale NADAL uważam, że ten tytuł jest super. Mogłam się przy nim zrelaksować, poprzebierać nóżkami z ekscytacji i powzdychać do tuszu na papierze. A teraz czekam z niecierpliwością na drugi tom.

Ale ja się bałam tego czytać… Przez moje ostatnie rozczarowania związane z mocno zachwalanym książkami do „Fourth Wing” starałam się podejść z czystą głową. Zero oczekiwań, zero nastawiania się na angażującą fabułę, co będzie, to będzie. No i wiecie co? BYŁO SUPER.

Nawet nie wiem, od czego zacząć. Ta książka to fantastyka, którą lubię (czyli taka z porządnym wątkiem...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Po przeczytaniu drugiego tomu „Króla kruków” mogę otwarcie przyznać, że ta seria robi z mojego mózgu papkę… ale w pozytywnym sensie (o ile robienie z mózgu papki może być pozytywne).

Drugi tom skupia się głównie wokół Ronana (ekhm, ekhm mojego ulubieńca) - co sprawia, że ocena automatycznie szybuje do góry. Cieszę się, że autorka dała mu swoje pięć minut, a ja przez prawie 500 stron mogłam rozkoszować się głównie jego historią.

Było klimatycznie, ciekawie i… DZIWNIE! Bo chyba tym słowem określiłabym tę serię. Jest bardzo specyficzna i na pewno nie każdy będzie umiał się w niej odnaleźć. Ja osobiście podtrzymuję swoje zdanie z pierwszego tomu i pozostaję jej wierną fanką, mimo że nie zawsze rozumiem, co się tam wyprawia.. Muszę jednak przyznać, że przy tej części trochę się wynudziłam (ale tylko trochę i ten fakt nie zmienia mojego nastawienia do tej serii). Początek był interesujący, naprawdę, dopiero potem emocje odrobinę opadły i ostatecznie dopadło mnie jakieś stustronicowe znużenie. Na koniec jednak wszystko wróciło na dawne, dobre tory, a sama końcówka sprawiła, że jak najszybciej PRAGNĘ sięgnąć po kolejny tom.

Po przeczytaniu drugiego tomu „Króla kruków” mogę otwarcie przyznać, że ta seria robi z mojego mózgu papkę… ale w pozytywnym sensie (o ile robienie z mózgu papki może być pozytywne).

Drugi tom skupia się głównie wokół Ronana (ekhm, ekhm mojego ulubieńca) - co sprawia, że ocena automatycznie szybuje do góry. Cieszę się, że autorka dała mu swoje pięć minut, a ja przez...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Aktualnie czuję się jak czarna owca w bookstagramowej rodzince i uwierzcie… ani trochę mi się to nie podoba! Do tej pory nie widziałam nawet jednej negatywnej recenzji dotyczącej tej książki. No ale cóż. Ktoś musi być tym, który będzie czynić honory.

Miałam ogromne oczekiwania względem „Okna skąpanego w mroku” - to chyba jasne, nie? Dosłownie na co drugim insta story ktoś zachwycał się tą książką, kapitanem (wybaczcie, zapomniałam jego imienia, bo ten bohater był dla mnie chorobliwie nudny) i w zasadzie to wszystkim, czym tylko się da. Ja niestety nie mogę dołączyć do tego grona, chociaż bardzo się starałam. Postawmy sprawę jasno, żeby nie było żadnych wyrzutów oraz niedomówień: jestem fanką fabuły, wykreowanego świata i krwawi mi serce, że ostatecznie ta książka dostała ode mnie 2,5-3/5.

ZABRAKŁO MI EMOCJI. Dosłownie nic nie czułam podczas czytania, a jedynie mechanicznie przerzucałam kolejne strony. I stąd oczywiście moje niskie oceny. Na szczęście końcówka mnie zaskoczyła, a postać Elma jest wystarczająca, żebym chciała sięgnąć po kontynuację.

Aktualnie czuję się jak czarna owca w bookstagramowej rodzince i uwierzcie… ani trochę mi się to nie podoba! Do tej pory nie widziałam nawet jednej negatywnej recenzji dotyczącej tej książki. No ale cóż. Ktoś musi być tym, który będzie czynić honory.

Miałam ogromne oczekiwania względem „Okna skąpanego w mroku” - to chyba jasne, nie? Dosłownie na co drugim insta story ktoś...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Król kruków”, czyli książka, której początkowo nie zamierzałam czytać, ale ostatecznie tak mi się spodobała, że teraz z niecierpliwością czekam na kolejne tomy…

Trudno mi jednoznacznie wskazać, co w tej historii podobało mi się najbardziej. Na pierwsze miejsce nieśmiało wysuwają się bohaterowie, bo to oni, ich ciekawe charaktery i dialogi sprawiły, że tak bardzo polubiłam się z tą książką (no bo wiecie, jak gość rozmawia z drzewami po łacinie, to naprawdę trudno mu się oprzeć). Oprócz tego zakochałam się również w tajemniczym (i przyznaję, że czasami też trochę niezrozumiałym) klimacie. Czytając tę książkę nie zawsze wiedziałam, co się dzieje, ale to chyba jest w niej właśnie najlepsze, no a plot twist? Rozwalił mi mózg! Strasznie trudno było mi połączyć wszystkie fakty, chociaż teraz gdy o tym myślę, podpowiedzi było sporo, ale jak widać dla mnie nadal niewystarczająco, żebym się wszystkiego dzięki nim domyśliła.

To książka z rodzaju tych, które chcę czytać częściej. Ma intrygującą fabułę, świetnych bohaterów (Ronan, widzisz mnie?) i magię… dużo magii! Do tego wszystkiego jeszcze duchy, ofiary, wróżki - NO JESTEM OCZAROWANA.

„Król kruków”, czyli książka, której początkowo nie zamierzałam czytać, ale ostatecznie tak mi się spodobała, że teraz z niecierpliwością czekam na kolejne tomy…

Trudno mi jednoznacznie wskazać, co w tej historii podobało mi się najbardziej. Na pierwsze miejsce nieśmiało wysuwają się bohaterowie, bo to oni, ich ciekawe charaktery i dialogi sprawiły, że tak bardzo polubiłam...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

To było moje drugie spotkanie z tą serią. Za pierwszym razem chyba źle do niej podeszłam. Nastawiłam się na coś zupełnie innego, a potem byłam rozczarowana tym, co dostałam. Głupie (i know), ale tak czasem bywa. No więc kiedy już oczyściłam głowę z własnych wyobrażeń na temat fabuły, „Szklany tron” ostatecznie okazał się całkiem przyjemną książką.

Dlaczego tylko całkiem, a nie po prostu przyjemną? Bo nadal mam duży problem z główną bohaterką. Celaena potrafi mnie zirytować, jak nikt inny. No i nie do końca kupuję tę jej mroczną przeszłość, lata w kopalni i bezwzględność oraz brutalność, o której każdy mówi. W kreacji bohaterki zabrakło mi więcej stanowczości, pazura oraz czegoś, co naprawdę krzyczałoby „JESTEM ŚMIERTELNIE GROŹNĄ ZABÓJCZYNIĄ”. A wisienka na torcie? Trójkąt miłosny, który sprawiał, że miałam ochotę wydłubać sobie oczy. Zamiast wzdychać z zadowolenia, wzdychałam, bo musiałam czytać o tym, jak Celaena non stop łasi się to do jednego, to do drugiego bohatera i nie ma w tym większego sensu.

Ale, ale! Żeby nie było, że tylko narzekam. Bardzo podobał mi się wątek turnieju, walki pomiędzy uczestnikami no i samej magii. Świat wykreowany przez autorkę jest klimatyczny i z chęcią szybko do niego wrócę (jak tylko Celaena przestanie mnie irytować). Wiem, że ta seria ma potencjał, wiem też, że od trzeciego tomu akcja nabiera tempa, dlatego WIERZĘ, że mogę się z nią polubić. Potrzebuję tylko małego zapalnika, czegoś co sprawi, że zapomnę o początkowym nieudanym trojkącie miłosnym i skupię się na intrygach, magii i chaosie…

To było moje drugie spotkanie z tą serią. Za pierwszym razem chyba źle do niej podeszłam. Nastawiłam się na coś zupełnie innego, a potem byłam rozczarowana tym, co dostałam. Głupie (i know), ale tak czasem bywa. No więc kiedy już oczyściłam głowę z własnych wyobrażeń na temat fabuły, „Szklany tron” ostatecznie okazał się całkiem przyjemną książką.

Dlaczego tylko całkiem, a...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„To nie mój problem” to książka, po którą sięgałam z pewnymi obawami. Niby uwielbiam „Perfect on Paper” (a o tej książce wspomniano na okładce), ale zazwyczaj kiedyś ktoś mówi, że będzie zabawnie, to rzadko coś mnie naprawdę śmieszy. No i proszę… oto tytuł, który serio jest dowcipny i to w ten fajny, sarkastyczny sposób!

Sięgając po tę książkę, walczyłam z okropnym zastojem czytelniczym i w tamtym momencie w ogóle nie spodziewałam się, że to właśnie ten tytuł mnie z niego wyciągnie. Książkę pochłonęłam w dwa dni, a to chyba za sprawą głównej bohaterki. Lubię takie postacie, wygadane, czasami uszczypliwe, ale twardo stąpające po ziemi. Cały zamysł z rozwiązywaniem problemów innych jest również ciekawy. Fajnie było poobserwować nieco nieporadne próby ratowania ludziom tyłków… no i romans! Subtelny, uroczy taki, któremu kibicowałam od początku.

Na plus jest zdecydowanie również poruszenie cięższych problemów, ale tak, że czytelnik nie czuje się nimi przytłoczony, a mimo to zwraca uwagę na ważne kwestie. Zakończenie to chyba moja ulubiona część książki - było totalnie w punkt i idealnie podsumowało całą historię. Mega polecam ten tytuł, jeśli tak jak ja walczycie z zastojem czytelniczym lub chcecie sięgnąć po coś lżejszego!

„To nie mój problem” to książka, po którą sięgałam z pewnymi obawami. Niby uwielbiam „Perfect on Paper” (a o tej książce wspomniano na okładce), ale zazwyczaj kiedyś ktoś mówi, że będzie zabawnie, to rzadko coś mnie naprawdę śmieszy. No i proszę… oto tytuł, który serio jest dowcipny i to w ten fajny, sarkastyczny sposób!

Sięgając po tę książkę, walczyłam z okropnym...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Czy jestem usatysfakcjonowana zakończeniem? TAK. Czy mimo wszystko trochę zawiodłam się na tej części? TAK. Czy i tak Wam ją polecam? TAK.

Mamy 3 razy TAK, więc temat mógłby wydawać się zakończony. Tak jednak nie jest, bo to dobry moment, abym wylała tu trochę swoich żalów w związku z ostatnim tomem „Kosiarzy”… Do tej części podchodziłam z ogromnymi oczekiwaniami (dwie poprzednie dostały ode mnie 5 gwiazdek), no i niestety trochę się na niej zawiodłam. Dlaczego?

Pierwsza część książki (czyli jakoś do 300 strony) okropnie mi się dłużyła. Dosłownie miałam wrażenie, że nie dzieje się w niej nic ciekawego, a ja przecież nastawiłam się na ogrom akcji. Było mooozolnie, a na dodatek Rowan gdzieś przepadł. Dosłownie autor zepchnął go na dalszy plan, a skoro to mój ulubiony bohater, to mam prawo czuć się z tego powodu rozżalona. Było ciężko, przyznaję, ale przetrwałam (na szczęście!) i potem w końcu maszyna ruszyła. Druga część „Żniwa” dała mi to, czego od niej oczekiwałam. Było dużo dynamiczniej, bardziej intrygująco, a zakończenie zmiotło mnie z planszy. Tego się nie spodziewałam, ale podoba mi się takie rozwiązanie!

Uwielbiam tę serię. Pomimo mojej drobnej urazy do trzeciego tomu, nadal będę ją Wam polecać. Może nie są to książki mojego życia, ale na pewno zostaną mi w pamięci na długo.

Czy jestem usatysfakcjonowana zakończeniem? TAK. Czy mimo wszystko trochę zawiodłam się na tej części? TAK. Czy i tak Wam ją polecam? TAK.

Mamy 3 razy TAK, więc temat mógłby wydawać się zakończony. Tak jednak nie jest, bo to dobry moment, abym wylała tu trochę swoich żalów w związku z ostatnim tomem „Kosiarzy”… Do tej części podchodziłam z ogromnymi oczekiwaniami (dwie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Nora, tego nie ma w scenariuszu” to książka, którą określiłabym jednym słowem: UROCZA. Historia stworzona przez Annabel Monaghan jest takim promyczkiem w pochmurny dzień. Otula ciepłem, zapewnia rozrywkę i nie sposób się od niej oderwać!

Książkę podzielałabym na dwie części: pierwszą do 120 strony, która była okej, ale nie wywołała we mnie szczególnych emocji i drugą, czyli całą resztę. To właśnie wtedy przepadłam. Magicznie wraz z przekroczeniem 120 strony historia Nory i Leo pochłonęła mnie do tego stopnia, że nie odłożyłam jej, dopóki nie skończyłam czytać.

Jasne, w tej książce znajdzie się również kilka minusów… na pewno chciałabym, aby akcja początkowo nie pędziła tak szybko, a uczucie między bohaterami rozwijało się stopniowo. Lubię również szczegółową narrację, której tutaj mi trochę zabrakło. Ale czy ten tytuł traci z tego powodu na świetności? Absolutnie nie. Bawiłam się na nim lepiej niż przypuszczałam, a Nora i Leo stali się bohaterami, których naprawdę polubiłam.

To lekka i przyjemna lektura na jeden wieczór, którą mogę Wam polecić, jeśli lubicie klimaty sielanki, komedii romantycznych, ciepła i uroku.

„Nora, tego nie ma w scenariuszu” to książka, którą określiłabym jednym słowem: UROCZA. Historia stworzona przez Annabel Monaghan jest takim promyczkiem w pochmurny dzień. Otula ciepłem, zapewnia rozrywkę i nie sposób się od niej oderwać!

Książkę podzielałabym na dwie części: pierwszą do 120 strony, która była okej, ale nie wywołała we mnie szczególnych emocji i drugą,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jak mogłabym odmówić współpracy recenzenckiej przy tej książce? Odpowiadam: NIE MOGŁABYM. Już tytuł krzyczy moje imię, potem jest jeszcze prześliczna niebiesko-różowa okładka, a na koniec wisienka na torcie, czyli opis!

Przyznaję, że od czasu do czasu dla zabawy lubię przeczytać sobie jakiś horoskop lub podpytać kogoś o znak zodiaku. Ten temat wydaje mi się ciekawy, a kiedy dodamy do niego zabawną i przyjemną historię, to powstaje nam całkiem fajna książka.

„Zodiakara” to tytuł, z którym spędzicie kilka miłych godzin. Dla mnie jest trochę taką komedią romantyczną tylko, że na papierze. No bo słuchajcie, dziewczyna ucieka sprzed ołtarza, a potem daje sobie 12 miesięcy na randkowanie z mężczyznami spod różnych znaków zodiaku. Brzmi dobrze, co nie?

I w gruncie rzeczy ta książka taka właśnie jest. Niewymagająca, przyjemna i lekka, a momentami nieśmiało zahacza również o poważniejsze tematy. Nie sądzę, aby została mi w głowie na dłużej, ale sięgając po nią też na to nie liczyłam. Spełniła moje wszystkie wymagania. Muszę jednak wspomnieć, że oprócz tych dobrych fragmentów, momentami podczas lektury natrafiłam również na sporą dawkę cringu i za to niestety malutki minus.

Nie mniej jednak czekam na drugi tom, bo mimo że domyślam się, w którą stronę to wszystko zmierza, to chętnie sprawdzę, czy mam rację.

Jak mogłabym odmówić współpracy recenzenckiej przy tej książce? Odpowiadam: NIE MOGŁABYM. Już tytuł krzyczy moje imię, potem jest jeszcze prześliczna niebiesko-różowa okładka, a na koniec wisienka na torcie, czyli opis!

Przyznaję, że od czasu do czasu dla zabawy lubię przeczytać sobie jakiś horoskop lub podpytać kogoś o znak zodiaku. Ten temat wydaje mi się ciekawy, a...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Kilka lat temu nienawidziłam nie kończyć książek. Nieważne, jak bardzo historia mnie nudziła/wkurzała, ja zawzięcie parłam do przodu, chociaż potem wprowadzało mnie to w okropny zastój czytelniczy i parszywy humor. Biorąc książki do recenzji, dokładnie sprawdzam, czy dana pozycja jest dla mnie - przecież nie będę czytać czegoś, co mija się z moim gustem. A jednak… nadszedł ten moment, gdy musze oficjalnie ogłosić pierwszego DNF dla książki, którą miałam zrecenzować.

„13 randek” to tytuł, który początkowo mnie zaciekawił. Pomysł szybkich randek - dokładnie 13, podczas których bohaterowie mieli się poznać - wydał mi się interesujący. To serio mogła być super historia, ale coś nie zagrało. Mam tę książkę u siebie już bardzo długo, robiłam do niej kilka podejść i naprawdę chciałam się z nią polubić. Ale czasami niektóre książki do nas nie trafiają i nieważne, jak mocno chcielibyśmy się z nimi zakumplować - chemii nie ma i nie będzie.

Moim problemem było przede wszystkim to, że randki, które miały wywołać we mnie rumieńce podekscytowania, okazały się nie tak angażujące, jak to sobie wyobrażałam. Od początku książki nie polubiłam się też z jej bohaterami i chociaż bardzo chciałam przeczytać tę historię do końca, to na razie mnie ona męczy, a zgodnie z zasadą „nic na siłę” - odkładam ją na półkę z nadzieją, że może jeszcze kiedyś do niej wrócę.

Na razie doceniam pomysł na fabułę, ale wstrzymuję się od głosowania. Ta książka nie jest chyba po prostu dla mnie.

Kilka lat temu nienawidziłam nie kończyć książek. Nieważne, jak bardzo historia mnie nudziła/wkurzała, ja zawzięcie parłam do przodu, chociaż potem wprowadzało mnie to w okropny zastój czytelniczy i parszywy humor. Biorąc książki do recenzji, dokładnie sprawdzam, czy dana pozycja jest dla mnie - przecież nie będę czytać czegoś, co mija się z moim gustem. A jednak… nadszedł...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Nie mogłam nie sięgnąć po książkę Maddie… Mam wrażenie, że widziałam ją wszędzie (nawet w lodówce). Naczytałam się mnóstwa zachwytów, wzdychania do Juliana i jeszcze więcej pozytywach opinii. A gdzie dobra książka, tam i ja. Dlatego ją sobie zamówiłam.

„The BookTok Deal. Umowa stoi” przypomina mi komedię romantyczną - taką, w której bohaterowie są uroczy do granic możliwości, akcja angażuje od samego początku, bo jest zabawna i ciekawa, a odbiorca ma ochotę rozpłynąć się z rozkoszy. Ta historia niemal krzyczy WEŹ MNIE W ŁAPKI I SIĘ ZRELAKSUJ! Ja się zrelaksowałam, no bo proszę Was, jak mogłabym tego nie zrobić w obecności Juliana? I tym samym oficjalnie dołączam do wszystkich zachwytów nad tym chłopakiem…

Historia Poli i Juliana jest lekka i urocza. Jasne, zahacza również o istotne tematy, jednak fabuła zdecydowanie krąży wokół relacji głównych bohaterów - ale nie mam jej tego za złe. Według mnie ta książka właśnie taka ma być, a ja podczas lektury czułam się, jakbym oglądała naprawdę świetny film dla nastolatków. I tego właśnie potrzebowałam. Moja ocena: mega urocza/10

Nie mogłam nie sięgnąć po książkę Maddie… Mam wrażenie, że widziałam ją wszędzie (nawet w lodówce). Naczytałam się mnóstwa zachwytów, wzdychania do Juliana i jeszcze więcej pozytywach opinii. A gdzie dobra książka, tam i ja. Dlatego ją sobie zamówiłam.

„The BookTok Deal. Umowa stoi” przypomina mi komedię romantyczną - taką, w której bohaterowie są uroczy do granic...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

To było moje pierwsze spotkanie z twórczością tej autorki. Nie mam pojęcia dlaczego, skoro ciągle słyszę zachwyty nad „Dotknij mnie” i sama mam tę książkę w domu od gimnazjum. Ale jakoś nigdy nie czułam potrzeby, by ją przeczytać. Z tego powodu zdecydowałam się najpierw na „Utkane królestwo” - i teraz Was raczej nie zaskoczę, ale JEJKU, JAKIE TO BYŁO DOBRE!

Ta książka ma wszystko, czego potrzebuję do szczęścia… zakazany romans, fabułę opartą na mitologii, przepiękną okładkę! „Utkane królestwo” to dla mnie kwintesencja dobrej fantastyki. Autorka wykreowała świat, który wciąga już od pierwszych stron i jest tak wyjątkowy, że nie chce się go opuszczać nawet na chwilę. Jedyną rzeczą, która momentami mnie nużyła, były długie opisy. I tak, tak rozumiem, że potrzeba dobrego wprowadzenia do przedstawionego świata, ale nie pogniewałabym się za delikatne podkręcenie tempa akcji.

Mam również przeczucie, że drugi tom będzie naprawdę mocny i chyba wiem, do czego to wszystko dąży, przez co ekscytuję się jeszcze bardziej! Uwielbiam również to, że książka kilkukrotnie mnie zaskoczyła. Serio, takiego obrotu wydarzeń, się nie spodziewałam.

Dla mnie ten tytuł to zdecydowane TAK. Polecam każdemu.

To było moje pierwsze spotkanie z twórczością tej autorki. Nie mam pojęcia dlaczego, skoro ciągle słyszę zachwyty nad „Dotknij mnie” i sama mam tę książkę w domu od gimnazjum. Ale jakoś nigdy nie czułam potrzeby, by ją przeczytać. Z tego powodu zdecydowałam się najpierw na „Utkane królestwo” - i teraz Was raczej nie zaskoczę, ale JEJKU, JAKIE TO BYŁO DOBRE!

Ta książka ma...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Król Kier” to 4 tom cyklu „Królowie Vegas”. Jeśli chodzi o tę serię to mam z nią skomplikowaną relację. Pierwszego tomu nie czytałam, drugi mi się podobał, jednak nie na tyle, bym chciała do niego wracać, trzeci był CUDOWNY i do tej pory miło go wspominam (akcja jest tak przemyślana, że przez książkę się płynie), no i czwarty… Tutaj chyba coś nie zagrało. Chyba, bo w książce znajduje się dla mnie tyle czerwonych flag, że powinnam od niej uciekać, a mimo wszystko przeczytałam ją do końca…

Ta cześć ma mnóstwo niedociągnięć. Jest chaotyczna i odnoszę wrażenie, że autorka miała na nią pomysł, tylko nie do końca dobrze go zrealizowała. W tej książce oprócz porwania mamy również motyw lęku przed ciemnością, ciąży i wszystkiego co na pierwszy rzut oka odrzuca mnie od lektury. A mimo to przeczytałam ją do ostatniej strony! Jak to możliwe? Głowię się nad tym do tej pory. Po przeczytaniu 30 stron, odłożyłam książkę na półkę na 2 miesiące! Wróciłam do niej kilka dni temu i od razu pochłonęła 200 stron, a znowu z końcówką męczyłam się kolejne kilka dni. Już widzicie, dlaczego tak trudno ocenić mi ten tytuł? Oprócz tego mam wrażenie, że autorka za wszelką cenę chciała usprawiedliwić motyw porwania. Niby główna bohaterka zdawała sobie sprawę, że to chore, złe i niemoralne, a mimo to uciekła od swojej matki, żeby wrócić do mężczyzny, który ją więził. No nie… Lęku przed ciemnością też nie kupiłam, to było jakieś takie bez wyrazu.

Oceniam tę książkę na 2,5/5, bo sama nie do końca wiem, czy mi się podobała. Zaangażowała mnie, to na pewno! Ale mimo to sam pomysł na fabułę nie do końca przypadł mi do gustu. Książka 18+!

„Król Kier” to 4 tom cyklu „Królowie Vegas”. Jeśli chodzi o tę serię to mam z nią skomplikowaną relację. Pierwszego tomu nie czytałam, drugi mi się podobał, jednak nie na tyle, bym chciała do niego wracać, trzeci był CUDOWNY i do tej pory miło go wspominam (akcja jest tak przemyślana, że przez książkę się płynie), no i czwarty… Tutaj chyba coś nie zagrało. Chyba, bo w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Trafiłam na tę książkę w idealnym czasie - podczas zastoju czytelniczego, kiedy sama nie do końca wiedziałam, na co mam ochotę, bo nie potrafiłam wczuć się w żadną książkę. Na pierwszym tomie bawiłam się dobrze. Do drugiego podchodziłam dosyć sceptycznie, ale zupełnie niepotrzebnie. Historia Natalie i Blaise’a jest angażująca i chociaż mam do niej kilka zarzutów, to w ogólnym rozrachunku wypadła naprawdę dobrze. No i przeczytałam ją w jeden dzień…

Dylogia Westwood Academy nie jest łatwa i przyjemna. Nie. Wręcz przeciwnie. Dużo w niej mroku, bólu i cierpienia. Bohaterowie zmagają się z problemami, których nie jest w stanie samotnie udźwignąć żaden człowiek. I chyba dlatego tak ją polubiłam. Każda strona przepełniona jest akcją i angażuje czytelnika do tego stopnia, że nie sposób ją odłożyć, dopóki nie przewróci się jej ostatniej kartki. Co prawda nie uroniłam na niej żadnej łzy, bo nie do końca zżyłam się z bohaterami. Nie mogę jednak zaprzeczyć, że ta książka wyciągnęła mnie z zastoju i sprawiła, że dobrze spędziłam z nią tych kilka godzin. Było ciekawie - to na pewno.

Czy polecam Wam te historię? Tak - jeśli czujecie się na siłach, by zmierzyć się z poruszanymi w niej tematami. Myślę, że to dobra książka, która daje nadzieję i wiarę, że w życiu nic nie jest przesądzone, a po każdej burzy wychodzi słońce.

Trafiłam na tę książkę w idealnym czasie - podczas zastoju czytelniczego, kiedy sama nie do końca wiedziałam, na co mam ochotę, bo nie potrafiłam wczuć się w żadną książkę. Na pierwszym tomie bawiłam się dobrze. Do drugiego podchodziłam dosyć sceptycznie, ale zupełnie niepotrzebnie. Historia Natalie i Blaise’a jest angażująca i chociaż mam do niej kilka zarzutów, to w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Napisałam to już w polecajce, wspominałam na story, więc powiem jeszcze tutaj: W TEJ KSIĄŻCE MAGIA WYLEWA SIĘ SPOMIĘDZY STRON. Świat Walkirii jest równie tajemniczy co niebezpieczny, a chaos może zawładnąć każdym, kto nie odnajdzie w sobie wystarczającej siły, by się mu oprzeć. To książka z rodzaju tych, przez które się płynie. Akcja nawet na chwilę nie stopuje i przez to, przeczytałam ją za jednym podejściem, a teraz przebieram nóżkami za kolejnym tomem.

To co najbardziej urzekło mnie w tej historii to fakt, że świat magiczny istnieje tuż obok rzeczywistego. Uwielbiam lekkość z jaką została poprowadzona narracja i wątek, w którym najlepsi przyjaciele stają się sobie zupełnie obcy. To wszystko sprawia, że OGROMNIE polecam Wam ten tytuł. Szczególnie tym, którzy potrzebują oderwać się od rzeczywistości. Gwarantuję, że nie będziecie się nudzić, a w trakcie lektury natraficie na kilka niespodzianek, które wgniotą Was w fotel…

Napisałam to już w polecajce, wspominałam na story, więc powiem jeszcze tutaj: W TEJ KSIĄŻCE MAGIA WYLEWA SIĘ SPOMIĘDZY STRON. Świat Walkirii jest równie tajemniczy co niebezpieczny, a chaos może zawładnąć każdym, kto nie odnajdzie w sobie wystarczającej siły, by się mu oprzeć. To książka z rodzaju tych, przez które się płynie. Akcja nawet na chwilę nie stopuje i przez to,...

więcej Pokaż mimo to