Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Bukowski jest na pewno specyficznym pisarzem, nie zawsze w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Wyróżnia go pisanie tak jakby mówił do siebie, nie przebierając w słowach. Pisze o sprawach życia codziennego w często wulgarny i szczery (miejmy nadzieję) do bólu sposób. Kiedy inni silą się na wzniosłość Bukowski pisze o robieniu kupy, piciu, kopulacji, wymiotowaniu, a to przeplata dosadnymi, przesiąkniętymi mizantropią i krytycyzmem, refleksjami na temat życia i spotkanych ludzi, . Wydaje się człowiekiem nieszczęśliwym z tego jacy są ludzie, których spotkał. W każdej bez wyjątku kobiecie dostrzega jedynie narządy rozrodcze i walory fizyczne (lub częściej ich brak). Zdaje się, że nie spotkał w swoim życiu nigdy kobiety, która zainteresowała go intelektualnie. Suma summarum wyłania się z tego dość smutny obraz jego życia, którego dojmujące nieszczęście stara się zapić trunkami, popadając w alkoholizm. Czy to się może podobać? Na początku ma to nawet swój urok, ze względu na swoją oryginalność, ale w większej dawce jest nieco nużące i przygnębiające.

Bukowski jest na pewno specyficznym pisarzem, nie zawsze w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Wyróżnia go pisanie tak jakby mówił do siebie, nie przebierając w słowach. Pisze o sprawach życia codziennego w często wulgarny i szczery (miejmy nadzieję) do bólu sposób. Kiedy inni silą się na wzniosłość Bukowski pisze o robieniu kupy, piciu, kopulacji, wymiotowaniu, a to przeplata...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Początek był ciekawy, ale od połowy zrobił się nudny stek bzdur. Jakieś stwory żyjące w podziemiach. Może ktoś lubi takie głupoty, ale jakoś jestem uczulony na bzdety. Szkoda mojego czasu.

Początek był ciekawy, ale od połowy zrobił się nudny stek bzdur. Jakieś stwory żyjące w podziemiach. Może ktoś lubi takie głupoty, ale jakoś jestem uczulony na bzdety. Szkoda mojego czasu.

Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Mało kto zwrócił uwagę, że autor zrobił subtelny hołd filmowi "Predator" z Arnoldem Schwarzeneggerem (chociaż może to nie hołd tylko plagiat, bo oryginalny tytuł książki wcale nie brzmi "predator" tylko "prey"). W kulminacyjnej scenie dwoje bohaterów (on i ona) uciekają z miejsca zdarzenia śmigłowcem, po czym, gdy śmigłowiec jest już w bezpiecznej odległości, na ziemi następuje potężny wybuch. Taką sceną kończy się film Predator i taka scena jest też w tej książce. To taka ciekawostka związana z polskim tytułem.

Jeśli chodzi o książkę to czytało się przyjemnie. Fabuła zaczyna się dość nieoczekiwanie powieścią obyczajową o perypetiach małżeńskich zwolnionego z pracy informatyka, by w pewnym momencie ruszyć z kopyta z zapierającym dech w piersiach tempem. Lubię i cenię Crichtona, który w książkach o tematyce technicznej potrafi zawrzeć wątki stricte humanistyczne, takie jak początkowy obyczajowy wątek, przewijający się zresztą przez dalszą część powieści, dodając jej humanistycznego kolorytu.

Sama idea roju nanorobotów bardzo ciekawa i tym ciekawiej połączona z ideą samoreplikującego się i ewoluującego układu, który wymknął się spod kontroli doprowadzając do niebezpiecznego wyniku, z którym jego twórcy nie potrafią sobie poradzić. Można by się tam przyczepić do paru nielogiczności w postępowaniu rojów, na przykład dlaczego roje tak łatwo zarażały ludzi na pustyni, a potem wewnątrz fabryki tego z taką łatwością nie robią tylko żona głównego bohatera musi cudować, aby poprzez pocałunek zarazić rojem inne osoby. Ale mniejsza o takie nieścisłości, bo widocznie autor potrzebował tego rodzaju działania dla dobra fabuły, chociaż uważny czytelnik na pewno zwróci na to uwagę. Trochę mnie też raziło znieczulenie głównych bohaterów na śmierć swoich kolegów - podchodzili do tego problemu jakby padła mucha i trzeba było się z tym pogodzić. W normalnym świecie śmierć jednej osoby oznacza wezwanie natychmiastowe policji, ale w książkach zawsze jakoś jest tak, że akcja leci sobie dalej jakby nigdy nic. Wynika to pewnie z pewnej konieczności, dającej autorowi możliwość kontynuowania akcji, bez zatrzymywania jej i wykolejania na tory przyjazdu policji, dochodzenia itd. Fabuła nie mogłaby wtedy toczyć się w kierunku sensacyjnym. Niestety takie są plusy i minusy powieści będących fikcją, że nie można od nich oczekiwać, aby były zbytnio zbliżone do realnego świata. Tak po prostu musi być.

Summa sumarum dobra pozycja dla miłośników technothrillerów.

P.S. Niedawno czytałem książkę Robina Cooka "Pandemia" i uderzyło mnie, że Cook zerżnął trochę pomysł na fabułę z "Predatora" Crichtona (skopiował główny motyw czyli firmy typu start-up pracującej nad rewolucyjnym wynalazkiem medycznym w zaciszu pilnie strzeżonego laboratorium, który to wynalazek wymyka się ich autorom spod kontroli, doprowadzając do niebezpiecznej sytuacji, z którą główny bohater próbuje sobie poradzić). Zasadniczo obie książki opierają się na tym samym pomyśle, ale M.Crichton był pierwszy, więc wiadomo, kto od kogo ściąga na lekcjach :)

Mało kto zwrócił uwagę, że autor zrobił subtelny hołd filmowi "Predator" z Arnoldem Schwarzeneggerem (chociaż może to nie hołd tylko plagiat, bo oryginalny tytuł książki wcale nie brzmi "predator" tylko "prey"). W kulminacyjnej scenie dwoje bohaterów (on i ona) uciekają z miejsca zdarzenia śmigłowcem, po czym, gdy śmigłowiec jest już w bezpiecznej odległości, na ziemi...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Znakomita książka. Nie tylko przedstawia prawdopodobne wyjaśnienie największej tajemnicy życia, jaką jest odpowiedź na pytanie jak ono powstało z materii nieożywionej, ale dodatkowo proponuje rozwiązanie zagadki, dlaczego przez 2 miliardy lat życie utkwiło na poziomie prostych komórek bakteryjnych. Rozwiązanie jest wspaniałe i łączy matematykę z fizyką i biologią. Tak proste a zarazem genialne rozwiązanie zdarza się w nauce rzadko i dopiero, gdy jakiś geniusz na nie wpadnie, wtedy wszyscy wykrzykują: "Oczywiście! Dlaczego wcześniej na to nie wpadliśmy?" Tak więc, przeskok do bardziej skomplikowanych komórek wymagał wg Nicka Lane'a rozwiązania problemu pozyskiwania energii, które było ograniczone przez powierzchnię komórki. Zwiększenie rozmiarów obiektu takiego jak komórka, wiąże się z dość ulotnym na pierwszy rzut oka matematycznym problemem, polegającym na tym, że powierzchnia każdej kuli (którą przypomina komórka) rośnie do drugiej potęgi, natomiast objętość rośnie do trzeciej potęgi. Ten aspekt spowodował, że komórka nie mogła zwiększyć swoich rozmiarów i stopnia skomplikowania budowy bez znalezienia sposobu na wytwarzanie energii wewnątrz swojego ciała, a nie tylko na jego powierzchni. Dwa miliardy lat trwało zanim doszło do najwyraźniej niezwykle mało prawdopodobnego zdarzenia jakim było wchłonięcie przez jedną bakterię drugiej i symbioza obu bakterii, z których połknięta została z czasem w toku ewolucji przekształcona w organ produkujący energię czyli mitochondrium. Sama myśl, że tak rzeczywiście mogło mieć miejsce jest warta każdej chwili spędzonej przy czytaniu książki, nie mówiąc o każdej złotówce wydanej na jej zakup. Polecam.

Znakomita książka. Nie tylko przedstawia prawdopodobne wyjaśnienie największej tajemnicy życia, jaką jest odpowiedź na pytanie jak ono powstało z materii nieożywionej, ale dodatkowo proponuje rozwiązanie zagadki, dlaczego przez 2 miliardy lat życie utkwiło na poziomie prostych komórek bakteryjnych. Rozwiązanie jest wspaniałe i łączy matematykę z fizyką i biologią. Tak...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Książkę tę przeczytałem z prawdziwą przyjemnością. Największą jej zaletą jest przepiękny język w tłumaczeniu Walentego Zakrzewskiego. I dla tej wspaniałej polszczyzny spędziłem miłe godziny nie spiesząc się przy czytaniu. Język jest tak wspaniały, że mimo iż opisywane są zupełnie błahe historie to nie dla tych historii jest warto książkę przeczytać, ale dla języka jakim są one opowiedziane. Mało kto potrafi tak pisać.
Oto kilka smaczków:

Dokądże zawiodła mnie nieubłagalna fatalność?
Dziwne by to bardzo było, czyż możnaż wierzyć temu?
Doświadczenie przekona waszmość, że prawdę mówię.
Trafnieś powiedział.
Niepodobna, ażeby się ludzie nie poznali z czasem na tylu złośliwych niedorzecznościach, którym brak prawdopodobieństwa i wdzięku.
... wszystkie moje usiłowania w niwecz się obróciły.
Co porabia Altisidora: czy płacze po mnie, czy wygnała z duszy miłosne uczucia, co ją tak namiętnie wobec mnie opanowały?
O zatwardziałe serce, niewdzięczny giermku, przyjaźni i łasko źle zwrócona!
Całe nieszczęście tej osoby wypływa z próżniactwa i lenistwa, zatrudnienie nieprzerwane a uczciwe, natychmiast ją wyleczy.

Książkę tę przeczytałem z prawdziwą przyjemnością. Największą jej zaletą jest przepiękny język w tłumaczeniu Walentego Zakrzewskiego. I dla tej wspaniałej polszczyzny spędziłem miłe godziny nie spiesząc się przy czytaniu. Język jest tak wspaniały, że mimo iż opisywane są zupełnie błahe historie to nie dla tych historii jest warto książkę przeczytać, ale dla języka jakim są...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Rewelacyjna książka. Czytałem ją jak powieść sensacyjną, tym bardziej wciągającą, że dotyczy faktycznych wydarzeń, a nie fikcji literackiej. Wnikliwa analiza motywów postępowania przywódcy ZSRR w obliczu niewydajności gospodarczej systemu radzieckiego i konsekwencji pozostałości po drugiej wojnie światowej (sprawa Berlina Zachodniego i Niemiec Wschodnich). Wszystko to wplecione w sieć skomplikowanych relacji między politykami radzieckimi, z których każdy kierował się swoją wizją rozwiązania problemów. Częsta walka o władzę, odsunięcia adwersarzy od stanowisk i powołanie sprzymierzeńców na najwyższe stanowiska w państwie. Wszystko to pod ciężarem wyścigu zbrojeń i kosztów gospodarczych z tym związanych oraz groźbą wybuchu wojny nuklearnej mogącej zakończyć katastrofalnie wszelkie te intrygi walczących mocarstw.

Rewelacyjna książka. Czytałem ją jak powieść sensacyjną, tym bardziej wciągającą, że dotyczy faktycznych wydarzeń, a nie fikcji literackiej. Wnikliwa analiza motywów postępowania przywódcy ZSRR w obliczu niewydajności gospodarczej systemu radzieckiego i konsekwencji pozostałości po drugiej wojnie światowej (sprawa Berlina Zachodniego i Niemiec Wschodnich). Wszystko to...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Największą wartością powieści jest jej niesamowita aktualność po prawie 70 latach od napisania. I nie mam tu na myśli techniki jaką autor opisuje, bo ta w naturalny sposób się zdezaktualizowała (np. komputery wykorzystujące taśmy perforowane). Ten element jest nieistotny w książce. To co jest istotne i niesamowicie aktualne obecnie wraz ze współczesnym rozwojem sztucznej inteligencji i robotyki jest wizja świata, w której praca ludzka zostaje zastąpiona przez maszyny. Wywołuje to kryzys tożsamości wśród ludzi, których większość jest bezrobotna i traci poczucie własnej wartości nie mając w swej codzienności zajęć, które nadawałyby sens ich istnieniu. Istotną pracę wykonuje jedynie garstka uprzywilejowanych dyrektorów zakładów produkcyjnych oraz inżynierów utrzymujących te zakłady w sprawności.

Można się naturalnie z takim obrotem sprawy zgodzić lub nie. Osobiście się nie zgadzam, ale to w żaden sposób nie umniejsza w moich oczach wartości książki. Bo choć uważam, że człowiek pozbawiony pracy znajdzie dla siebie sens istnienia na polu sztuki, literatury, filmu i szeroko pojętej działalności nie dotyczącej produkcji dóbr materialnych i ich konsumpcji to książka dzięki odmalowaniu odwrotnej wizji prowokuje do myślenia jak taka przyszłość będzie wyglądała i czy jesteśmy w stanie się na nią przygotować i z nią zmierzyć, bo ewidentnie co widać po 70 latach nadchodzi ona szybkimi krokami.

Z minusów książki mogę jedynie wymienić dość nudnawe i przydługawe opisy codziennego życia mieszkańców elity produkcyjnej, która marnotrawi czas na intrygi wokół swojej kariery i prowadzi jałowe dyskusje na błahe tematy. Niemniej ten element autor musiał zapewne umieścić, aby jaskrawiej odmalować problemy opisywanego społeczeństwa przyszłości.

Summa summarum pozycja zdecydowanie warta przeczytania.

Największą wartością powieści jest jej niesamowita aktualność po prawie 70 latach od napisania. I nie mam tu na myśli techniki jaką autor opisuje, bo ta w naturalny sposób się zdezaktualizowała (np. komputery wykorzystujące taśmy perforowane). Ten element jest nieistotny w książce. To co jest istotne i niesamowicie aktualne obecnie wraz ze współczesnym rozwojem sztucznej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Nie wiem co ludzie widzą w książkach Kinga. King gra ciągle tą samą nutą i to dość prymitywną. Jest nią oczywiście strach, czy też raczej próba wywołania u czytelnika uczucia strachu. Strach jest odmieniany w tej książce przez wszystkie przypadki. Mamy strach, przerażenie, grozę, spoconych ze strachu bohaterów, przerażające postacie i oczywiście cała książka to jedno niekończące się pasmo budzących strach sytuacji, przynajmniej wśród bohaterów powieści, bo na mnie te opisy zwyczajnie nie działają. Czytam i mam wrażenie, że autor próbuje dość prymitywnie grać na mnie tym strachem i dlatego, że znam ten jego zamiar, w ogóle mu się to nie udaje. Czuję tylko niesmak czytając te wszystkie opisy odrażających sytuacji. Mamy tu więc pełno rozkładających się trupów, które ścielą się gęsto w wyniku epidemii i są wywożone ciężarówkami i zrzucane do morza bądź zakopywane w wielkich dołach. Mnóstwo leży ich również wszędzie gdzie popadnie (na ulicach, w mieszkaniach itd.). Straszne, prawda? Do tego oprócz (próby) wywołania strachu mamy też (próbę) wywołania uczucia obrzydzenia. Mamy tu więc w tym celu opisy gnijących ciał zjadanych przez robaki (dodatkowo są one tłuste, bo już się najadły trupami, a jakże czyż tłuste robaki nie są obrzydliwsze od nie tłustych?) tudzież szczury zjadające trupy. Te same motywy są zresztą wykorzystywane wielokrotnie (i to świadomie, co autor sam w książce zauważa). I tak np. mamy szczura zjadającego wnętrzności martwego kota, czego opis szczegółowy autor uznał za stosowne umieścić w sytuacji, kiedy bohater odwiedza swoją długo nie widzianą matkę i powracać do niego kilkukrotnie później we wspomnieniach bohatera. Po to tylko, aby ponownie go wykorzystać kilka rozdziałów dalej w opisie bohatera zamkniętego w więzieniu, gdzie martwego współwięźnia zjada sobie smakowicie szczur, przez co bohater zabija szczura, a potem postanawia go sobie schować pod materac, w celu ewentualnej późniejszej konsumpcji, ponieważ obawia się śmierci głodowej, będąc zamknięty w celi bez perspektywy wypuszczenia. Smakowite prawda? Zastanawiam się kto z przyjemnością czyta te opisy okropności? Wymaga to chyba jakiegoś skrzywienia psychiki, bo w książce tej nic innego znaleźć nie można. Do tego opisy są niezwykle szczegółowe i przez to zwyczajnie nudne, bo ile można czytać (z przyjemnością?) opis, który autorowi zajmuje chyba z 3 strony, jak to córka zakopuje trupa swojego ojca w ogrodzie. Szczegółowo minuta po minucie jest ten proces opisany, ze wszystkimi najbardziej odrażającymi szczegółami cuchnącego smrodu i wielkiego strachu (naturalnie!) i obrzydzenia jakie to w niej wywołuje. I tak przez całą książkę. Nie wiem. Może ktoś lubi takie rzeczy, ale dla mnie to jest po prostu bardzo prymitywne granie na najniższych ludzkich pobudkach, co wydaje mi się mało interesujące. Wiem jednak, że są ludzie, którzy z jakiego powodu lubią różne okropieństwa. Dla nich jest ta książka. Notabene motyw epidemii wywołanej przez zabójczego wirusa został moim zdaniem o wiele ciekawiej opisany (i to znacznie wcześniej od Kinga bo w 1969 roku przez Michaela Crichtona w znakomitej "Andromeda znaczy śmierć".

Nie wiem co ludzie widzą w książkach Kinga. King gra ciągle tą samą nutą i to dość prymitywną. Jest nią oczywiście strach, czy też raczej próba wywołania u czytelnika uczucia strachu. Strach jest odmieniany w tej książce przez wszystkie przypadki. Mamy strach, przerażenie, grozę, spoconych ze strachu bohaterów, przerażające postacie i oczywiście cała książka to jedno...

więcej Pokaż mimo to