rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: ,

To pierwsza premiera 2024 roku, którą w ramach współpracy z wydawcą mam przyjemność Wam polecać. Moją słabość do powieści z historią w tle znacie od lat. Cieszę się, że kolejne spotkanie z bohaterami literackimi, którym przyszło żyć w piekle XX wieku, zapadnie w mojej pamięci i sercu.

Zanim przejdę do polecania książki, pozwólcie, że przedstawię autorkę. Gosia Nealon mieszka i tworzy w Nowym Jorku. Pochodzi z Polski. Dorastając w Łomży, słyszała wiele relacji z pierwszej ręki na temat wojny. Wtedy postanowiła, że w przyszłości opowie zasłyszane historie. Tak powstała postać Wandy i Finna, młodych ludzi zakochujących się w środku jednego z najbardziej przerażających konfliktów naszych czasów. Obecnie ma na swoim koncie kilka powieści, dzięki którym zrobiła w Nowym Jorku karierę, o której marzy wiele kobiet. Jest nagradzaną autorką.

Kiedy nie pisze, często spaceruje po ulicach Nowego Jorku. Wraz z mężem i trzema małymi synami szukają najlepszych pierogów, których smak przenosi ją z powrotem do polskich uliczek jej dzieciństwa.

Na polskie ulice zabiera swoich czytelników. „Kochając wroga. Tajemnice łączniczki” to romans z historią w tle, którego akcja w większości rozgrywa się podczas II wojny światowej. Warszawa 1944 roku szykuje się do walki. Główna bohaterka Wanda, łączniczka, toczy wewnętrzną walkę. Chce pomścić śmierć ojca, którego na jej oczach zastrzelili nazistowscy żołnierze. Doskonale pamięta twarz tego, który pociągnął za spust. Nie wie, że oficer ma brata bliźniaka. Jeszcze wtedy nie wie, że go pokocha, a ich romans zgaszą płomienie powstańczej Warszawy… Czy uczucie odrodzi się wraz z miastem? Czy mur zbudowany przed niedomówienia, zostanie zburzony? Tego dowiecie się podczas lektury…

W powieści mamy trzech narratorów – Wandę, Finna oraz Gerdę. Czytelniczo było to niesamowitym doświadczeniem. Nie chodzi mi tylko o wyłaniający się z rozdziałów obraz uczuć i emocji – miłości i zazdrości, tęsknoty i chęci zemsty, które wręcz kipią z poszczególnych fragmentów. Bardziej w mojej pamięci zapisały się te części, które pokazują diametralnie inne podejście do wojny i inny system wyznawanych wartości. Dla Wandy II wojna światowa to synonim tragedii, pogrzebania młodości i marzeń. Dla Gerdy, córki niemieckiego oficera, to szansa na zaprezentowania potęgi Rzeszy. Czy wyobrażacie sobie, że ta dziewczyna doniosła na własną matkę do Gestapo?! By być wierną zasadom Hitlera?! To dla mnie niepojęte. A jednocześnie, co wręcz paraliżuje serce, bardzo prawdopodobne…

Dobry czy zły? Jaki jest człowiek, któremu patrzymy w oczy? W jakim rytmie bije serce osoby, której oddajemy swoje serce? Czy można wybaczyć zapomnienie? Kto tak naprawdę jest przyjacielem, a kto wrogiem? Gosia Nealon stawia przed czytelnikiem pytania, na które nie ma jednoznacznych odpowiedzi. Weryfikuje je serce. I historia.

„Kochając wroga. Tajemnice łączniczki” – kto powinien sięgnąć po tę książkę?

Czytelniczki romansów historycznych
Miłośniczki narracji pierwszoosobowej
Osoby interesujące się II wojną światową

Opinia pojawiła się na stronie internetowej: https://dropsksiazkowy.pl/2024/01/07/kochajac-wroga-tajemnice-laczniczki-gosia-nealon/

To pierwsza premiera 2024 roku, którą w ramach współpracy z wydawcą mam przyjemność Wam polecać. Moją słabość do powieści z historią w tle znacie od lat. Cieszę się, że kolejne spotkanie z bohaterami literackimi, którym przyszło żyć w piekle XX wieku, zapadnie w mojej pamięci i sercu.

Zanim przejdę do polecania książki, pozwólcie, że przedstawię autorkę. Gosia Nealon...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Małgorzata Brodzik zdobyła moje czytelnicze serce swoją pierwszą książką „Walcząc z przeszłością”. To trudna powieść inspirowana prawdziwymi wydarzeniami, którą Autorka zaapelowała do sumień czytelników, abyśmy nie byli obojętni na los krzywdzonych dzieci. Czekałam więc na kolejną, która ukazała się na rynku wydawniczym pod koniec listopada.

Zapraszam na garść moich refleksji po lekturze.

Główna bohaterka Anastazja wiedzie życie, jakiego można pozazdrościć: wspaniali rodzice – zawsze ją wspierający, najlepsza od dzieciństwa przyjaciółka Paulina, którą traktowała jak siostrę, idealny, nieziemsko przystojny narzeczony Paweł, z którym przygotowują się do ślubu, fajna praca i wolontariat. I to wszystko prysnęło jak bańka mydlana w najpiękniejszym dniu jej życia. Została okrutnie zraniona przez dwie najważniejsze osoby w jej życiu. Anastazja nie mogła się z tym pogodzić. Ale to nie wszystko! Los znowu ją doświadczył, zsyłając na nią tragiczny wypadek i dotknął kolejną bardzo bolesną stratą. Życie już nigdy nie będzie takie samo. Czytelnik poznaje historię znajomości Anastazji i Pawła oraz dzieje przyjaźni bohaterki z Paulą. To niesamowicie życiowa historia. Czy mimo wszystko Anastazja poradzi sobie z ogromnym psychicznym bólem, pustką i dzięki ogromnemu wsparciu rodziców zacznie nowy rozdział swego życia? Czy będzie mogła dzięki terapii jeszcze normalnie żyć? Czy będzie w stanie wybaczyć?

Życie jednak potrafi nas zaskakiwać, gdy się tego najmniej spodziewamy. Na drodze Anastazji postawiło Marcina, faceta również po bolesnych przejściach. Czy to przypadek? Nie sądzę. Czytelnik jest świadkiem, jak dwoje nieufnych dorosłych wychodzi ze swej skorupy i na nowo otwiera się na drugiego człowieka. Historię ich znajomości Małgorzata Brodzik zaprawiła nutką erotyzmu, ale nie przekroczyła granicy dobrego smaku.

Główny problem utworu poznajemy z perspektywy wszystkich bohaterów. Pozwala to na wielopłaszczyznowe poznanie bohaterów i ich punktów widzenia. Autorka wykreowała prawdziwych bohaterów, takich z krwi i kości, z wadami i zaletami jak każdy z nas. Stworzyła ich ciekawe portrety psychologiczne. A wszystko to napisała językiem pełnym emocji, które udzielają się czytelnikowi podczas lektury.

"Uwierz w siebie, bo jeśli ty nie będziesz w siebie wierzył, to nikt inny tego nie uczyni".

Życie nas często boleśnie doświadcza, ale to wszystko jest po coś. Nie należy się poddawać, warto dać sobie następną szansę. Pamiętajmy, że w tworzeniu i naprawianiu relacji ogromną rolę odgrywa szczera rozmowa.

Chcesz wiedzieć, jaką lekcję daje bohaterom przeznaczenie, sięgnij po najnowszą powieść Małgorzaty Brodzik.

- recenzja Mamy Dropsa Książkowego

Małgorzata Brodzik zdobyła moje czytelnicze serce swoją pierwszą książką „Walcząc z przeszłością”. To trudna powieść inspirowana prawdziwymi wydarzeniami, którą Autorka zaapelowała do sumień czytelników, abyśmy nie byli obojętni na los krzywdzonych dzieci. Czekałam więc na kolejną, która ukazała się na rynku wydawniczym pod koniec listopada.

Zapraszam na garść moich...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Pocałunki pod jemiołą Małgorzata Falkowska, Katarzyna Grabowska, Magdalena Jarząbek, Marta Matulewicz, Ewelina Nawara, Agnieszka Nikczyńska-Wojciechowska, Agnieszka Zakrzewska, Agnieszka Zawadka, Maria Zdybska
Ocena 7,6
Pocałunki pod ... Małgorzata Falkowsk...

Na półkach:

#MamaDropsaCzyta
24 listopada ukazała się pod szyldem Kobiecej Strony Literatury pierwsza antologia „Pocałunki pod jemiołą” a wydana przez Wydawnictwa Videograf. Dziewięć polskich Autorek: Ewelina Nawara Małgorzata Falkowska, Maria Zdybska, Magdalena Jarząbek, Agnieszka Nikczyńska-Wojciechowska, Katarzyna Grabowska, Agnieszka Zawadka, Marta Matulewicz, Agnieszka Zakrzewska napisało dziewięć historii.

Znajdują się wśród nich różnorodne opowiadania: romantyczne, z lekką nutą erotyzmu, obyczajowe, fantastyczne. Każdy Czytelnik znajdzie tu coś dla siebie. Dzięki lekturze tej przepięknie wydanej książki zimowe i świąteczne nastroje będą pełne magii i miłości, bo właśnie magia świąt łączy te różnorodne historie. I jeszcze jedno - jemioła oraz wiara, że pocałunki pod jemiołą mogą zdziałać cuda. Na pierwszy rzut oka książka zachwyca piękną oprawą: różowa okładka z grafiką świąteczną, na skrzydełkach Autorki zamieściły rekomendacje opowiadań, są zamieszczone ich fotografie, zapowiedzi wydawnicze a każde opowiadanie jest również opatrzone notką biograficzną i… pewną niespodzianką 😉

Opowiadania te z pewnością wprowadzą czytelników w zimowo-świąteczny nastrój. Mimo że z niektórych wyziera smutek, to jednak świąteczny klimat go łagodzi. Jak już wspomniałam, są one różnorodne, ale łączy je motyw jemioły, pocałunków pod jemiołą. Nie zawsze święta ociekają jak pierniczki lukrem. Nie zawsze przecież cała rodzina może się zgromadzić przy wspólnym wigilijnym stole, który mami nasze zmysły dwunastoma potrawami a które najbardziej smakują właśnie w ten magiczny wieczór. Powinniśmy jednak pamiętać, aby nie zatracić w sobie ducha świąt Bożego Narodzenia i mieć świadomość, że najważniejsza, magiczna jest bliskość rodziny oraz najcenniejszy podarunek - czas, który możemy poświęcić sobie i kochanym ludziom. Przestać gonić, zwolnić, celebrować, cieszyć się każdą wspólną chwilą.

Zachęcam gorąco do sięgnięcia po różową, pięknie wydaną antologię. Nawet najlepsze zdjęcie nie odda jej prawdziwego uroku. A dziewięć cudownych historii pomoże nam niewątpliwie w przygotowaniach do świąt, w podróży w głąb siebie, by przypomnieć sobie tradycje świąteczne z dzieciństwa, ulubione potrawy, nastrój świąteczny, choinkę, może udekorujesz ją w tym roku schowanymi gdzieś w pudełku ozdobami z domu rodzinnego. Pamiętaj też o zakupie gałązki jemioły i żeby miała dużo białych kuleczek. Jednak najważniejsza jest obecność kogoś a nie ważne to , co jest na stole. Nie dajmy się zwariować.

Zwróćmy swą twarz ku rodzinie. Świąteczny żar niech w nas płonie. Niech trwa i nigdy nie zginie!

Wydawnictwom Videograf dziękuję z całego serca za śliczną antologię do recenzji.

Małgorzata Falkowska, „Budka miłości”
Pomoc chorej studentce, jemiołowa całuśna budka, wyścig z czasem…

Katarzyna Grabowska, „Świąteczne obietnice”
Magia siły miłości – ponad wszystko. Mimo wszystko. Świąteczne śniadanie, które zmienia wszystko…

Magdalena Jarząbek, Wigilijna e-randka
Perspektywę samotnej wigilii zmienia pewna aplikacja i balkonowy włamywacz…

Marta Matulewicz, Świąteczna podróż
Jemioła w Orient Expresie? Proszę wsiadać!

Ewelina Nawara, Grzeszny Mikołaj
Czy przyjaciel brata z dzieciństwa to najlepszy kandydat na chłopaka? A co z obietnicą, że Iris nigdy nikogo nie pocałuje pod jemiołą…?

Agnieszka Zakrzewska, W tym roku świąt nie będzie!
Wigilia bez choinki? To może się udać tylko pod jednym warunkiem…

Agnieszka Nikczyńska-Wojciechowska, Święta na Maderze
Czy wymarzone święta zagranicą okażą się tymi idealnymi?

Agnieszka Zawadka, Urok
Co czarownice mogą powiedzieć o… pocałunkach pod jemiołą?

Maria Zdybska, Prawda o twoich oczach.
Święta w szkockim zamku? Pułapki z jemioły w najmniej oczekiwanych miejscach. To tylko brzmi romantycznie…

#MamaDropsaCzyta
24 listopada ukazała się pod szyldem Kobiecej Strony Literatury pierwsza antologia „Pocałunki pod jemiołą” a wydana przez Wydawnictwa Videograf. Dziewięć polskich Autorek: Ewelina Nawara Małgorzata Falkowska, Maria Zdybska, Magdalena Jarząbek, Agnieszka Nikczyńska-Wojciechowska, Katarzyna Grabowska, Agnieszka Zawadka, Marta Matulewicz, Agnieszka Zakrzewska...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jakiś czas temu przeczytałam powieść Magdaleny Kordel „Zanim wyznasz mi miłość”. Swoją premierę ma dopiero 30 czerwca, ale już dziś musicie wiedzieć, że tę książkę trzeba przeczytać. Trzeba wejść do domu, który buduje swoją historię. Trzeba poznać dwie kobiety, które przeżyły piekło wojny. Trzeba poznać młodą dziewczynę o bardzo wrażliwym sercu. Trzeba poznać przystojnego mężczyznę, który nosi w sercu tajemnicę.

Wszystko zaczyna się od ocalenia szczeniąt. Mam taką refleksję, że książka „Zanim wyznasz mi miłość” to historia ocalenia. Nie tylko życia psiaków, ale i ludzkiego. Wyrazu troski o drugiego człowieka. Ocalenia wspomnień, ocalenia więzi rodzinnych, ocalenia wartości, ocalenia człowieczeństwa. Magdalena Kordel pod płaszczykiem humoru i pozornie niespiesznej, lekkiej fabuły, opowiada o tym, co w życiu najważniejsze. O tym, co trzeba ocalać, by do człowieka przyszła miłość.

Ewelina, mimo braku rodziców, dorastała w domu pełnym miłości. Babcia Adela i jej towarzyszka Muszka dały dziewczynie miłość, poczucie bezpieczeństwa i własnej wartości. Teraz Ewelina sama szuka miłości, choć nie chce się do tego głośno przyznać. Jednak zanim ją wyzna, zanim usłyszy wyznanie, przed nią długa droga…

Zanim wyznasz mi miłość, musimy się poznać.
Zanim wyznacz mi miłość, musimy uratować ludzkie i szczenięckie życie.
Zanim wyznasz mi miłość, stanę się elementem intrygi.
Zanim wyznasz mi miłość, przeprowadzisz własne śledztwo.
Zanim wyznasz mi miłość, uczynimy dom gwarnym.
Zanim wyznasz mi miłość, babcia Adela i Muszka znowu się uśmiechną.
Zanim wyznasz mi miłość, nadleci nietoperz.
Zanim wyznasz mi miłość, przyjaciółka oszuka mnie w imię miłości.
Zanim wyznasz mi miłość, inni zakochają się w tej historii.

Zanim Ewelina usłyszy wyznanie miłości od mężczyzny, czuje troskę i opiekę babci. Nie jest tajemnicą, że w powieściach rozczula mnie wątek relacji babcia-wnuczka, ze względu na prywatne doświadczenia. Adela to babcia jak z marzeń. Jej dom jest zawsze otwarty dla wnuczki, jej znajomych i przyjaciół. Daje schronienie życiowym rozbitkom. Dom, który Adela sama wybrała, by wspólnie z nią budował nową historię i przyszłość, bo przeszłość, osnuta mgłą tajemnicy ściśle wiąże się z okresem II wojny światowej. Czekam na rozwinięcie tego wątku w kolejnym tomie!

Akcja powieści, jak to u Kordelli bywa, rozgrywa się w małym, otoczonym górami miasteczku. Tam życie biegnie własnym, leniwym torem. Wszyscy się znają (czasem to niestety bohaterom bokiem wychodzi, o czym od razu donoszą uczynne sąsiadki), wszyscy szanują się wzajemnie. Ale wszyscy noszą też w sercach mniejsze lub większe tajemnice. Tajemnicę w sercu nosi Adela i tajemnica przyjdzie do Adeli. Tajemniczy jest Janek – jeden z wybawicieli szczeniaczków. On doskonale wie, dlaczego pojawił się w miasteczku. Mieszkańcy miasteczka zupełnie o tym nie wiedzą… Ale czy wszyscy?

Znaków zapytania jest wiele, bo Autorka nie rozwiązuje wszystkich wątków, o nie! Pewne zaczyna dopiero na ostatniej stronie, a to zobowiązuje. Zobowiązuje do niecierpliwego czekania i obcierania łzy wzruszenia. Bo pochylając się nad tak pięknymi historiami o różnych odcieniach miłości, nie sposób nie zapłakać. Ze wzruszenia, z żalu i tęsknoty. Jednocześnie z kart książki płynie wręcz całe morze nadziei i miłości. Magdalena Kordel wlewa je do serc czytelników, przypominając, że zawsze jest nadzieja, a miłość przychodzi w najbardziej odpowiednim momencie.

Tej książki się nie czyta. Ją się smakuje. Kawałek po kawałku. Delektowałam się pięknym językiem i historią. Nową historią. Początkiem nowej serii. Och, jak się cieszę, że wrócę do miasteczka! Jak się cieszę, że znowu z Adelą i Muszką usiądę przy stole pełnym miłości, żartu i dobrego słowa. Jak się cieszę, że popatrzę na dorastające szczeniaczki.

Obiecałam we wstępie do recenzji opublikowanym w mediach społecznościowych, słowa dotrzymuję. Magdaleno Kordel, kocham Panią, Szanowna Kordello! Za ten spokój, którym mnie obdarzasz. Za nadzieję, o istnieniu której przypominasz. Za miłość, którą się dzielisz. Za bohaterów, z którymi się nie nudzę. Za pióro, które odzwierciedla Twój szacunek do języka. Za poczucie humoru, które wyróżnia Twoich bohaterów. Za wątek babci, który jest ta bliski mojemu sercu. Za to, że swoimi książkami wyznajesz światu miłość.

Recenzja znalazła się także na moim blogu: https://dropsksiazkowy.pl/2021/06/20/zanim-wyznasz-mi-milosc-magdalena-kordel-recenzja-przedpremierowa/

Jakiś czas temu przeczytałam powieść Magdaleny Kordel „Zanim wyznasz mi miłość”. Swoją premierę ma dopiero 30 czerwca, ale już dziś musicie wiedzieć, że tę książkę trzeba przeczytać. Trzeba wejść do domu, który buduje swoją historię. Trzeba poznać dwie kobiety, które przeżyły piekło wojny. Trzeba poznać młodą dziewczynę o bardzo wrażliwym sercu. Trzeba poznać przystojnego...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Ta książka do mnie przyszła sama. Nie spodziewałam się jej. Nie planowałam lektury. Przyszła. Cichutko zapukała do serca, obiecując, że czas z nią spędzony, będzie niezapomniany. Poprosiła duszę, by otworzyła się na to, co ma do opowiedzenia. Cóż mogłam zrobić? Od razu po otrzymaniu paczki zaczęłam czytać, skończyłam kolejnego dnia. Siła rzeczy – nowa książka Romy Ligockiej – to opowieść o sile i radości, które płyną z codzienności. O woli przetrwania w przededniu wojny i podczas pierwszych tygodni pandemii. Sile, którą paradoksalnie można otrzymać od tylko pozornie zwykłych rzeczy.

Ponad rok temu, w Światowy Dzień Książki i Praw Autorskich, Roma Ligocka gościła swoich czytelników online, we Francji. Już wtedy zdradziła plany dotyczące „Siły rzeczy”:

„Chciałabym napisać chociaż jeszcze jedną książkę, w której zawarte byłoby zarówno doświadczenie wojny i mojej babci, tego pogodnego i spokojnego Krakowa i w ogóle świata, na który spadła katastrofa wojny. Połączyć to w jakiś sposób z moim doświadczeniem dzisiejszym, połączyć z tym, jak spadło na nas to straszne doświadczenie, bądźmy szczerzy – ono jest straszne. I jeżeli jakoś z niego wyjdziemy, to na pewno silniejsi, ale na razie musimy z niego wyjść. Połączyć te dwie rzeczy, te dwa kataklizmy w jednym życiu. Bo pierwsze doświadczenie, które opisuję, działo się w momencie, w którym się urodziłam, natomiast to, o którym piszę teraz, jest w momencie, w którym już trochę na tym świecie jestem i chciałabym jeszcze trochę na nim pobyć…” .

Udało się. Książka powstała i jest już w rękach czytelników. Czerwona, w twardej oprawie, pachnąca. Słowo pisane przeplatają zdjęcia – świadectwa końcówki lat pokoju – z archiwum prywatnego Autorki oraz fundacji i zbiorów państwowych. Podpisane, opisane, także mówią do czytelnika. Są utrwaleniem tego, co bezpowrotnie minęło. A słowo pisane? Dotyczy lat 1938-39 oraz wiosny 2020 r. Roma Ligocka wraca do historii swoich przodków – dziadków, matki, ciotek i wuja.

Akcja książki rozgrywa się dwutorowo. Mamy dwie narratorki – Romę Ligocką i jej babkę, Annę.

Rok 1938. Anna Abrahamer zajmuje się domem, ogrodem, wyczekuje narodzin swojej wnuczki Romy. Latem wyrusza w pierwszą w życiu podróż na Lazurowe Wybrzeże. Jeszcze cieszy się codziennością, urokami świata, jeszcze wierzy w przyszłość swoją i swoich bliskich. Jednocześnie czuje już narastającą wokół niepewność, zbliżającą się katastrofę…
Rok 2020. Roma Ligocka, wnuczka Anny, wyrusza w podróż do Nicei. Zamierza wrócić do opowieści o swojej rodzinie, dopisać do niej ostatnie karty. Chce pójść śladami babci, napisać za nią pamiętnik, przywrócić czas, który przeminął, piękny, tajemniczy, przedwojenny… Tam właśnie, w Nicei, zaskakuje ją pandemia i nagle jej los i losy Anny Abrahamer w zdumiewający i nieoczekiwany sposób splatają się ze sobą.

I Anna, i Roma mierzą się z realnym zagrożeniem. Dla babci zagrożenie miało symbol SS, głos Hitlera i huk wystrzałów. Dla Romy zagrożenie to wirus, który, zdaniem epidemiologów, pochłonie miliony ludzkich istnień. Dziewczynka, która po likwidacji getta ukrywała się wraz z matką przed Niemcami, to kobieta ukrywa się przed wirusem. Nie wychodzi z bezpiecznej kryjówki, choć widmo kwarantanny wydaje się nie do zniesienia. Opuszczanie nicejskiego mieszkania pod pretekstem sprawunków to jedyna nić, którą łączy ją ze znanym jej dotąd światem.

"Jakże szybko ja, wychowana w getcie, dorastająca w komunizmie, uczę się nowej legalności: chodzenie z bagietką czy bochenkiem chleba jest legalne, bez bagietki już nie".

Losy Anny i Romy stają się podobne. Łączy je tęsknota za zwyczajną codziennością, tęsknota za spokojnym światem. Łączy je chęć ocalenia wspomnień. Łączy je siła rzeczy, która staje się motorem w wykonywaniu zwyczajnych czynności.

"Dziś widzę, jak rzeczy z pozoru nieważne odrywają nad od smutnych myśli, dodają nam spokoju, dodają sił".

Pamięć, więzi pokoleń – czytelnicy stają się świadkami, wręcz towarzyszami Autorki w spacerze śladami rodziny. Kroczymy Lazurowym Wybrzeżem, celebrując codzienność i wspominając czasy, które zostały brutalnie przerwane prze Zagładę. Przemierzamy Kraków – upalny, letni, zapraszający do wspólnej zabawy i relaksu na Plantach. Ale wspominamy też wydarzenia sprzed roku – marzec 2020, w którym wszyscy stanęliśmy oko w oko z zagrożeniem zdrowia i życia.

Poznaj, jak wielka może być siła rzeczy. Chwyć za rękę Annę, chwyć za rękę Romę. Rusz z nimi w wyjątkową podróż. Krocz wspomnieniami, podążaj śladami rodziny. Ocalaj od zapomnienia codzienność, celebruj to, co wydaje się stałe, bo jak wszyscy wiemy po doświadczeniu pandemii, normalność w sekundzie potrafi zamienić się w niedostępność.

Ta książka do mnie przyszła sama. Nie spodziewałam się jej. Nie planowałam lektury. Przyszła. Cichutko zapukała do serca, obiecując, że czas z nią spędzony, będzie niezapomniany. Poprosiła duszę, by otworzyła się na to, co ma do opowiedzenia. Cóż mogłam zrobić? Od razu po otrzymaniu paczki zaczęłam czytać, skończyłam kolejnego dnia. Siła rzeczy – nowa książka Romy Ligockiej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Barbara Wysoczańska, Narzeczona nazisty, Wydawnictwo Filia 2021.
Premiera: 30 czerwca

Historia wielkiej wojny z wielką miłością w tle. Historia wielkiej miłości z wielką wojną w tle. Historia wojny o miłość.

Perełka. Zjawiskowa. Porażająca. Historia, która powinna zostać sfilmowana. Debiut roku. Wytrawne pióro dojrzewającego pisarza. Mogłabym tak w nieskończoność, a i tak żadne słowa nie oddadzą mojego zachwytu. „Narzeczona nazisty” to książka, która stała się moim numerem 1 w kategorii powieści fabularno-historycznych.

Kilka lat temu II wojna światowa weszła na „salony literatury popularnej”. Okrągłe rocznice, społeczne inicjatywy pogłębiały zainteresowanie historią Polski – stąd też popularność gatunku, który określam mianem powieści fabularno-historycznych. Przyznam, że z chęcią sięgałam po tego typu książki – w końcu także naukowe (z punktu widzenia języka) badania nad „Czasem honoru” zobowiązują. W pewnym momencie, szczerze pisząc, poczułam przesyt. Wydaje się, że wątki skupione wokół wielkiej wojny z perspektywy Polaków zostały już przedstawione na wszelkie możliwe sposoby – i na ekranie, i na stronicach książek. Jednak nie. Swoim debiutem Barbara Wysoczańska udowadnia, że II wojna światowa ma tyle odcieni szarości, ile ludzi było w środku jej piekła. Bo nic nie jest tylko czarne lub białe. Bo nikt nie jest tylko dobry lub tylko zły. I ludzie, i świat są malowani różnymi odcieniami szarości. Szarości, która w czasie wojennej zawieruchy, splamiona jest krwią i mokra od łez.

Ta miłość nie miała prawa być odwzajemniona. Ta miłość nie miała prawa zostać pobłogosławiona. Ta miłość przedzielona jest przecież granicą. Tę miłość dzieli pochodzenie, wiara. Miłosne westchnienia ogłusza krzyk Hitlera, lament jego ofiar. Serce wypełnione miłością plami krew. Zarumienione od miłosnych uniesień policzki moczą łzy. A jednak ta miłość się zdarzyła. Niczym gwałtowny wicher wtargnęła do serc Hani i Johanna. Nie dało się zamknąć drzwi, nie udało się uciec pożądaniem i głębokimi uczuciami. Zresztą… Czy oni chcieli uciekać? Czy to świat oczekiwał, że uciekną…?

Czy był żołnierzem? Nie! Był zbolałym wrakiem dawnego młodziana, który naiwnie myślał, że świat stoi przed nim otworem. […] Kim był teraz? Potworem? Przecież nigdy w tę wojnę nie wierzył.

Jak już wspomniałam, w powieści „Narzeczona nazisty” nikt i nic nie jest czarno-białe. Nie każdy Niemiec jest zbrodniarzem. Nie każdy Niemiec ślepo wierzył w wizje Hitlera. Nie każdy Polak walczył w podziemiu. Nie każdy dzielnie znosił tortury, by nie wydać kolegów. Barbara Wysoczańska rysuje różne portrety – bo przecież różni są ludzie. Wnika w ludzkie umysły i dusze. Nie ocenia, nie potępia, nie chwali. Po prostu pisze. Niesie czytelnika przez historię, której nie da się smakować. Tę powieść się pożera. Apetyt rośnie z każdą stroną.

Z rozważnego czytelnika, z takiego, który chce sobie dawkować radość z literackiego spotkania, przemieniłam się w zachłanną bestię, dla której nie istniał limit czasu, dla której traciło znaczenie to, co wokół. Ta książka ogromnie mnie poruszyła i wzruszyła. Przeniosła w inny wymiar. Rozdarła serce na kawałeczki, by je posklejać i od nowa - rozdzierać, kleić, rozdzierać... Nie znała umiaru. Do końca, do samiutkiego końca targała moją duszą, by pozostawić ją w poczuciu spełnienia, zachwytu i wrażenia, że stała się częścią czegoś absolutnie wyjątkowego.

Wciąż nie mogę uwierzyć, że „Narzeczona nazisty” to debiut. Nie wierzę, że to pierwsza książka autorki, która ujrzała światło dzienne. Pierwsza książka, która otulona klimatyczną i wymowną okładką, zachwyca dojrzałością języka. Szacunkiem i starannym doborem słów. Tam nie ma przesady. I dialogi, i narracja prowadzone są w sposób niemal doskonały. Obrazy – i te przepełnione miłością, i te przepełnione wojennym okrucieństwem przesuwają się jak film, zostawiając trwały ślad pod powiekami czytelnika.

Miasto żyło, odradzało się jak feniks z popiołów. […] Warszawiacy cieszyli się, kiedy choć jeden dom został odbudowany, kiedy choć jedna ulica przestawała straszyć ruinami po dawnych bombardowaniach, po upadku powstania. Mieszkańcy stolicy uparcie chcieli żyć i budować swoje miasto na nowo.

Opisy są szczególnie ważne we fragmentach poświęconym miastom. Monachium i Warszawa jak dwa przeciwległe bieguny. Miasto wojny i miasto pokoju, które zostanie zburzone. Miasto skupione na wielkich balach i miasto przygotowujące się do obrony. Stolica nazizmu i stolica, która powoli podnosi się ze zgliszcz. Miasto pozornych zwycięzców i miasto poległych. Miasto dumne ze zwycięstwa i miasto rozpaczające wśród swojej samotności i bezbronności.

Napisać, że polecam, to za mało, ale cóż więcej mogę? „Narzeczona nazisty” to coś absolutnie zachwycającego. Książka, której nie da się odłożyć. Książka, która zostaje w sercu na zawsze. Wiecie, mam taką refleksję, że właśnie dla takich powieści warto pasjonować się literaturą. Debiut Barbary Wysoczańskiej to gwarancja doskonałej uczty, po której czytelnicze kubki smakowe na zawsze zostaną wybredne.

Pani Barbaro, dziękuję za zaproszenie do stołu zastawionego literami i emocjami. Nie muszę życzyć powodzenia, bo powodzenie sobie sama Pani zapewniła. Trzymam kciuki za ekranizację tej historii. Bo ona musi trafić do szerszego grona. Po prostu musi.

Recenzja została opublikowana także na moim blogu: https://dropsksiazkowy.pl/2021/06/26/narzeczona-nazisty-barbara-wysoczanska-recenzja-przedpremierowa/

Barbara Wysoczańska, Narzeczona nazisty, Wydawnictwo Filia 2021.
Premiera: 30 czerwca

Historia wielkiej wojny z wielką miłością w tle. Historia wielkiej miłości z wielką wojną w tle. Historia wojny o miłość.

Perełka. Zjawiskowa. Porażająca. Historia, która powinna zostać sfilmowana. Debiut roku. Wytrawne pióro dojrzewającego pisarza. Mogłabym tak w nieskończoność, a i tak...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Są książki, które się po prostu czyta, ale to nie ten przypadek... Są książki, które się pochłania, a jednocześnie smakuje – zachwycając się każdym słowem, postacią, zwrotem akcji. Są powieści, które czyta się z zapartym tchem, jednocześnie nie chcąc przekręcić ostatniej stronie. To TAKA książka. Właściwie mogłabym skończyć recenzję na jednym zdaniu: „jest przepiękna”. Mam nadzieję, że umiejętnie rozwinę tę myśl i zachęcę Was do sięgnięcia po „Czas tajemnic” – tom rewelacyjnie zapowiadającej się sagi o Karli Linde.

Marzena Rogalska nie tylko pyta w porze śniadaniowej

Dla wielu z Was Marzena Rogalska to dziennikarka. Fantastyczna prowadząca poranny program, gospodyni audycji radiowych. Dla mnie to także utalentowana pisarka. Z zainteresowaniem przeczytałam jej debiutancką trylogię o Agacie, którą z czystym sumieniem polecam. Cieszę się ogromnie, że Wydawnictwo Znak powtórnie mi zaufało i powierzyło do przedpremierowej lektury nowy rozdział w literackim dorobku Marzeny. Początek nowej sagi. Inną niż dotychczas powieść. Równie piękną, a może jeszcze piękniejszą niż jej starsze siostry.

„Czas tajemnic” – I tom sagi o Karli Linde

Akcja powieści „Czas tajemnic” rozgrywa się w latach 30. ubiegłego wieku w Krakowie a także Zakopanem, Juracie, Byszewie, Lwowie, Lublinie… O literackich podróżach, jakie odbędziemy za sprawą pióra Marzeny Rogalskiej za chwilę. Teraz poznajcie główną bohaterkę.
Kim jest Karla Linde? Karla, a właściwie Karolina, to nastoletnia córka lekarza. Wychowywana wśród dorosłych, którzy dbali o jej wykształcenie, obycie i nienaganne maniery, mimo „trudnego wieku”, nie sprawia kłopotów. Ambitna, kulturalna. Chciałoby się napisać – ułożona młoda dama z dobrego krakowskiego domu. W dniu 16. urodzin otwierają się przed nią nowe możliwości – zyskuje przyjaciółkę, z którą spędza najpiękniejsze wakacje życia, podejmuje decyzję o wcześniejszym przystąpieniu do matury i… No właśnie, dziewczyna nie jest świadoma, że jej w życiu rozpoczął się tytułowy czas tajemnic, a właściwie ich odkrywania. Krok po kroku, sekret po sekrecie… Kolejne (podsłuchane) poważne rozmowy, wizyty, wyjazdy, rodzinne dramaty, poznane osobistości i przyjaciele domu – Karla innym okiem zaczyna patrzeć na matkę i ojca; ich związek; relacje między krewnymi i… samą siebie.

Córeczka tatusia w dobrym tego słowa znaczeniu

Co jest głównym wątkiem w powieści „Czas tajemnic”? Dorastanie Karli i odkrywanie wspomnianych sekretów ściśle wiążą się z postacią jej ojca. Emil to… no właśnie – dość tajemniczy bohater. Lekarz. Mąż Barbary. Ulubiony zięć Aleksandry – pani na Byszewie. W oczach Karli ideał. Ojciec, o którym marzy wiele dziewcząt – także współcześnie. Kochający, wspierający, opiekuńczy, dający poczucie bezpieczeństwa, a jednocześnie nie trzymający pod kloszem. Potrafi powiedzieć „kocham”, potrafi skarcić i naprowadzić na właściwą ścieżkę. Emil ostrożnie wprowadza jedyną córkę w świat dorosłych:

„Świat dorosłych jest bardziej bolesny i skomplikowany, niż ci się wydaje. I licz się z tym, że jeszcze nieraz cię zaskoczy”.

Wydaje się, że między nimi nie ma niedomówień. Faktycznie, Emil zdaje się wiedzieć wszystko o Karli. Ale czy to działa w dwie strony? Jakie sekrety trzyma w swoim lekarskim kufrze ojciec idealny? Ojciec szanowany, obyty, wyczekiwany z honorami, gdziekolwiek się pojawi? Czy to możliwe, że ma wady?
Jedno jest pewne – w roi przewodnika po skomplikowanym świecie dorosłych zastępuje, mam wrażenie, Karli matkę. Barbara jest niemal niewidoczna w procesie wychowania i kształtowania dziewczyny. Nie ma jej przy boku córki, gdy z dziewczęcia staje się kobietą. Barbara, zajęta sobą i romansami, zdaje się nie doceniać jedynaczki i relacji, jaką mogłoby stworzyć. Stosunki matki i córki to z pewnością ciemna, a jednocześnie niezwykle prawdziwa część tej historii. Najważniejszą kobietą w życiu Karli jest babcia. Aleksandra, matka Barbary, to dla niej uosobienie klasy, dobrych manier i umiejętnego zarządzania rodzinnym majątkiem. Nauczycielka życia – szczególnie w czasie ciężkiej choroby. Jej odchodzenie to dla Karli prawdziwy egzamin dojrzewania.

Podróż w czasie, podróż po Polsce

Jak już wspomniałam, akcja powieści rozgrywa się na kilka lat przed wybuchem II wojny światowej. Losy rodziny Linde są osadzone w ówczesnych realiach. Śmierć marszałka Piłsudskiego, obecność Witkiewicza w Zakopanem, rozrywkowe szlaki Kornela Makuszyńskiego, znajomości zawarte na frontach I wojny… Marzena Rogalska nie oddaje w ręce czytelników płytkiego czytadła. Wręcz przeciwnie, dzięki wiedzy i dokładnemu researchowi maluje słowem portret mieszczan oraz właścicieli majątków tamtych lat. Wprowadza nas do krakowskiego mieszkania ze służbą oraz do byszewskiego, szlacheckiego dworu, w którym niczym królowa Elżbieta panuje babka Aleksandra. I w mieście, i na wsi panują zasady, zwyczaje i relacje, które stopniowo poznaje się podczas lektury.

Pełna tajemnic saga Marzeny Rogalskiej

Ach, jakże się cieszę, że to dopiero początek! Że przede mną jeszcze dwa tomy, kolejne spotkania z Karlą, Kathy, Emilem… Książkę przeczytałam w kilka wieczorów, chłonąc każdy rozdział, każdy fragment. Marzena Rogalska pisze lekko, ale nie płytko. Posługuje się, a właściwie robią to jej bohaterowie, nienaganną, „dostosowaną” do tamtych czasów polszczyzną. W powieści nie ma zbędnych opisów, zapychających stronę dialogów. Wszystko jest po coś. Każdy jest po coś. Postaci odgrywają swoje role, a kolejne słowa malują historię, która zostaje w sercu czytelnika na długo. Uczucie, emocje, atmosfera lat 30… To wszystko czuć i widać.

„Czas tajemnic” to przepiękna powieść o życiu. O jego blaskach i cieniach. O ludzkich sukcesach i porażkach na wielu płaszczyznach. Uczucia, emocje, rodzinne powiązania - odkryjcie je, kierowani piórem Marzeny Rogalskiej. Razem z Karlą wjedźcie do świata dorosłych, który zachwyca i rozczarowuje. Zachłyśnijcie się artystyczną bohemą, atmosferą mieszczan i odpocznijcie w szlacheckim dworze.

Są książki, które się po prostu czyta, ale to nie ten przypadek... Są książki, które się pochłania, a jednocześnie smakuje – zachwycając się każdym słowem, postacią, zwrotem akcji. Są powieści, które czyta się z zapartym tchem, jednocześnie nie chcąc przekręcić ostatniej stronie. To TAKA książka. Właściwie mogłabym skończyć recenzję na jednym zdaniu: „jest przepiękna”. Mam...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Kristy Cambron, Wróbel w getcie, Wydawnictwo Znak 2021.
Recenzja przedpremierowa

Mniej więcej rok temu, także dzięki uprzejmości Wydawnictwa Znak, miałam okazję czytać powieść „Motyl i skrzypce”, tej samej Autorki. Do dziś pamiętam rozterki, jakie odczuwałam, pisząc recenzję. Z jednej strony chciałam Was zachęcić do lektury tej książki, z drugiej zaś… No właśnie. Nie byłam pewna, czy temat Auschwitz był potraktowany przez Kristy Cambron z należytym szacunkiem. Mimo to z radością przyjęłam propozycję przeczytania i napisania kilku słów o „Wróblu w getcie”. Tym razem nie mam wątpliwości, co napisać – książka, w moim odczuciu oczywiście, jest po prostu lepsza od poprzedniczki.

Zacznijmy od odpowiedzi na pytanie, które coraz częściej pojawia się w sieci: tak, chcąc przeczytać „Wróbla w getcie”, warto sięgnąć wcześniej po „Motyla i skrzypce”. Pozwoli to na lepsze zrozumienie wątków współczesnych. Dlaczego piszę współczesnych? Ponieważ i tym razem Kristy Cambron zabiera czytelnika w rozgrywające się na dwóch przestrzeniach czasowych literackie podróże – zarówno do Kalifornii, londyńskich uliczek i Paryża XXI wieku; jak i do Londynu i Pragi podczas II wojny światowej.

"Gdy Kaja Makovsky dowiaduje się, że niemiecki terror dociera do Pragi, opuszcza Wielką Brytanię, żeby ratować swoją żydowską rodzinę. Kiedy jest już u celu, ucieczka okazuje się niemożliwa, a piekło wojny staje się jej bolesną codziennością. Kobieta trafia do getta w Terezinie, gdzie poznaje dziewczynkę, która niespodziewanie odmieni jej życie.
Kilkadziesiąt lat później Sera James i William Hanoverowie, bohaterowie „Motyla i skrzypiec”, w trakcie bajkowego ślubu zostają brutalnie rozdzieleni – mężczyzna zostaje oskarżony o przestępstwo, którego nie popełnił, a teraz grozi mu dziesięć lat więzienia. Sera postanawia zrobić wszystko, aby uratować swojego męża i ich wspólną przyszłość.
Losy dwóch kobiet, które dzielą dziesiątki lat, zostaną niespodziewanie połączone historią tajemniczej dziewczynki ocalonej z Holokaustu" (opis wydawcy).

„Wróbel w getcie” to nie jest powieść wojenna, nie tylko ze względu na towarzyszący wątek współczesny. Choć Autorka, jak sama pisze, inspirowała się prawdziwymi wydarzeniami, książki nie można traktować jako źródła wiedzy historycznej. To przede wszystkim romans, którego akcja, częściowo, rozgrywa się na tle tragicznych wydarzeń i w miejscach, które do dziś pamiętają ludzką krew, łzy i śmierć. Motywy wojenne na kartach tej książki to przede wszystkim ukłon w stronę małych artystów, którzy trafili do przejściowego obozu koncentracyjnego w Terezinie. Fikcyjne losy Kai, którą poznajmy na praskim dworcu, by potem towarzyszyć jej w stawianiu pierwszych dziennikarskich kroków w londyńskiej prasie, to pretekst do przedstawienia zaledwie wycinku dziecięcych losów podczas Holokaustu. Obrazki, rysunki, wierszyki – „Wróbelki”, kilku- i kilkunastoletni więźniowie, na różne sposoby zostawiały po sobie ślad w niemieckich obozach zagłady.

Jeśli czasem czytujecie moje recenzje, to wiecie, że uwielbiam narracje dwutorowe – mieszanie przeszłości i teraźniejszości, stopniowe zazębianie się miejsc, bohaterów, wydarzeń… Co, oprócz wspomnianej dziewczynki uratowanej przed zagładą, łączy bohaterki? Ucieczka, chęć ocalenia bliskich i pragnienie miłości. Zarówno Kaja, jak i Sera podejmują decyzje kierowane miłością. Decydują się na dalekie podróże po to, by ocalić tych których kochają. Kaja chroni rodziców, Sera walczy o swojego męża. Nieświadomie, po kilkudziesięciu latach, ich drogi krzyżują się na ulicach Londynu i Paryża za sprawą rodzinnych tajemnic. Właśnie ze względu na to warto poznać „Motyla…”.

„Wróbel w getcie” to książka, którą czyta się szybko i z ogromnym zaciekawieniem. Podobnie jak „Motyl i skrzypce” to propozycja dla tych, którzy boją się brutalnych opisów wojny i Holokaustu. Autorka skupia się w powieści przede wszystkim na losach Kai i jej kilkuletniej podopiecznej. Ukazuje także różne twarze niemieckich oficerów – przecież nie każdy z nich niósł strach i śmierć… Nawet tam, za drutami i murami obozu, nie wszystko było czarno-białe.

Mam wrażenie, że Kristy Cambron na kartach „Wróbla…” zostawiła jeszcze więcej serca niż na stronicach poprzedniej powieści. Tym razem nie czułam, by których z wątków – zarówno ten dotyczący Sery i jej męża, jak i wojenny, był potraktowany po macoszemu. Tym razem nie mam pretensji o to, że zestawiła ze sobą wydarzenia z XX i XXI wieku. Wreszcie, nie czuję, by wątek Holokaustu został tutaj pozbawiony swoistego sacrum.

Pamiętajcie jednak, że „Wróbel w getcie” to nie tylko wydarzenia rozgrywające się na tle koszmaru II wojny światowej. To także towarzyszące bohaterom z Kalifornii miłosne rozterki i problemy, także z prawem. To poznawanie rodziny, tajemnic i zapomnianych ścieżek. „Wróbel w getcie” to przede wszystkim historia o miłości i nadziei, której nigdy nie może zabraknąć. Nawet w największym mroku.

www.dropsksiazkowy.pl

Kristy Cambron, Wróbel w getcie, Wydawnictwo Znak 2021.
Recenzja przedpremierowa

Mniej więcej rok temu, także dzięki uprzejmości Wydawnictwa Znak, miałam okazję czytać powieść „Motyl i skrzypce”, tej samej Autorki. Do dziś pamiętam rozterki, jakie odczuwałam, pisząc recenzję. Z jednej strony chciałam Was zachęcić do lektury tej książki, z drugiej zaś… No właśnie. Nie byłam...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

„Otwórz się na miłość” Natalii Sońskiej to pierwsza przeczytana przeze mnie książka w tym roku. Właściwie to doczytana – zaczęłam ją na początku tego tygodnia. Terminy nieistotne – liczy się treść, którą króciutko opiszę poniżej.

Bohaterką powieści jest Ania, chorobliwie nieśmiała i zamknięta w sobie 30-letnia programistka. Taki trochę Kopciuszek. Przypadkiem poznaje Aleksa, przystojniaka, któremu wpada w oku od pierwszego spotkania. Wydaje się, że to typowy romans? Tak, to świetny materiał na zimowo-świąteczną komedię romantyczną. Ona i on, Zakopane, śnieg, Wigilia…

Znacie te klimaty z niejednego filmu i niejednej książki zapewne. Ale Natalia nie ogranicza się jedynie do wątku damsko-męskiego. Moim zdaniem tytuł „Otwórz się na miłość” dotyczy dwóch odcieni miłości – tej między partnerami i tej między matką a córką.

Relacja Ani i jej mamy jest bardzo ważna dla akcji. Ich stosunki tylko pozornie są idealne. Dobry kontakt? Aż za dobry, chciałoby się napisać. Matka Ani ingeruje w życie córki. I to bardzo. Kontroluje każdy jej krok, każde wyjście, spotkanie… Wyprowadzka Ani z domu nie pomaga, wręcz przeciwnie. Codzienne wizyty, telefony… Wydaje się, że Ania nie może oddychać bez ingerencji rodzicielki. Trudne rozmowy nie oczyszczają sytuacji, a generują jeszcze większe napięcie i złość. Czy mama pozwoli 30-letniej córce dorosnąć i zajmie się własnym życiem, zanim będzie za późno – dla każdej z nich…?

Książkę czyta się bardzo szybko, wystarczą właściwie dwa spokojne wieczory. To typowa powieść o miłości dla romantycznych dusz i wiernych widzek „Listów do M.”, „Planety Singli”, itp. Zaskakuje? Nie. Czy to źle? Nie, przynajmniej dla mnie. Od historii romantycznych nie oczekuję wiele. Mają mi dać rozluźnienie, wzruszyć i zabrać do nieco oderwanego od rzeczywistości świata. „Otwórz się na miłość” to dobre otwarcie mojego roku czytelniczego.

Więcej na www.dropsksiazkowy.pl

„Otwórz się na miłość” Natalii Sońskiej to pierwsza przeczytana przeze mnie książka w tym roku. Właściwie to doczytana – zaczęłam ją na początku tego tygodnia. Terminy nieistotne – liczy się treść, którą króciutko opiszę poniżej.

Bohaterką powieści jest Ania, chorobliwie nieśmiała i zamknięta w sobie 30-letnia programistka. Taki trochę Kopciuszek. Przypadkiem poznaje...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Mówi się, że kocha się bez względu na miejsce, czas i okoliczności. Myślę, że to zdanie idealnie oddaje klimat powieści „Miłość warta wszystkiego”. Agnieszka Jeż wystawia uczucia swoich bohaterów na niejedną próbę i to w niełatwych czasach.

Uwielbiam książki, których akcja rozgrywa się na dwóch płaszczyznach czasowych. Uwielbiam książki, które treścią nawiązują do II wojny światowej. Od lat zaczytuję się w powieściach o miłości. Można więc napisać, że historia Agnieszki Jeż jest jak najpiękniejsza kreacja szyta na miarę. Szyta dla mnie. W dodatku, co dla mnie jako polonistki jest szczególnie ważne, Autorka wszystkie powyższe cechy łączy pięknym językiem. Sposób prowadzenia narracji dialogi, opisy – wszystko kreślono z najwyższą starannością. Ta lektura była prawdziwą ucztą!

Lektura powieści „Miłość warta wszystkiego” chwyta za serce 💔 Wzrusza do łez i porusza do głębi serca. Wywołuje uśmiech i drżenie warg. Każdy kolejny rozdział był wyjątkową literacką ucztą. Poruszał strunami wrażliwego, romantycznego serca, któremu bliskie są czasy wojenne.

Razem z Autorką zapraszam Was do świata kobiet, w którym rządzą miłość i przyjaźń. Jestem pewna, że tak jak i ja nie będziecie potrafili oderwać się od tej książki. 😍

Taka proza jest warta wszystkiego. Jak miłość opisana w powieści. Pani Agnieszko, dziękuję za tę wyjątkową podróż – w czasy minione i w głąb własnego serca. 🙏

Cieszę się, że będę mogła jeszcze raz spotkać się z bohaterami. 16 września premierę ma bowiem kontynuacja tej książki, pt. „Spotkajmy się po wojnie”. 📚
Całą recenzję znajdą Państwo na stronie www.dropsksiazkowy.pl

Mówi się, że kocha się bez względu na miejsce, czas i okoliczności. Myślę, że to zdanie idealnie oddaje klimat powieści „Miłość warta wszystkiego”. Agnieszka Jeż wystawia uczucia swoich bohaterów na niejedną próbę i to w niełatwych czasach.

Uwielbiam książki, których akcja rozgrywa się na dwóch płaszczyznach czasowych. Uwielbiam książki, które treścią nawiązują do II wojny...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Piękna okładka książki i opis wydawnictwa kuszą, aby po nią sięgnąć i się zatracić w lekturze. „Czas leczy rany” to świetnie napisana powieść obyczajowa z przesłaniem. Powszechnie wiadomo, że czas jest najlepszym lekarzem, bo leczy, zabliźnia i goi rany, jakie skrywamy w sercu. Czy zawsze się tak dzieje?

Możemy sie o tym przekonać, poznając historię rodziny z Podlasia. Helena jest żoną Roberta, matką Dawida i Kamili, współwłaścicielką niewielkiej cukierni. Stara się ogarnąć wszystko wzorowo, chociaż nie zawsze się jej to udaje, ale nadchodzące wakacje, urlop dodają jej siły. Nie wszytko bowiem toczy się tak, jakby chciała. Zawsze może liczyć na pomoc rodziców. Mama Iwona bije sie z myślami, czy to dla niej odpowiednia pora, aby przejść na emeryturę. Co wtedy zrobi z czasem? Czy tak łatwo pozwoli dogonić się starości? Mąż Leszek, niepoprawny łasuch, był już emerytem i jego czas płynął spokojnie. Jedynie brakowało mu cierpliwości do wnuków, a szczególnie do żywiołowego Dawida. Póki co przed nimi lato i czas mile spędzony z całą rodziną na działce…

Akcja początkowych rozdziałów powieści toczy się niespiesznie, poznajemy bohaterów, ich wzajemne relacje, troski, kłopoty i radości z perspektywy każdego bohatera. Łatwo jest nam wkroczyć do ich świata. Nagle sielankę rodziny przerywa pojawienie się pięknej Małgorzaty z tajemnicami z przeszłości, które krok po kroku wychodzą na światło dzienne. Czy warto było je ukrywać przed rodziną aż tyle lat i wieść spokojne życie z kłamstwem ukrytym na dnie serca ? Czy możliwy będzie dla tej rodziny powrót do normalnego życia, do stanu „przed Małgorzatą” – stanu ogólnej harmonii, wzajemnego zrozumienia i niepowtarzalnej atmosfery w rodzinnym domu.

Całą recenzję znajdą Państwo na stronie www.dropsksiazkowy.pl

Piękna okładka książki i opis wydawnictwa kuszą, aby po nią sięgnąć i się zatracić w lekturze. „Czas leczy rany” to świetnie napisana powieść obyczajowa z przesłaniem. Powszechnie wiadomo, że czas jest najlepszym lekarzem, bo leczy, zabliźnia i goi rany, jakie skrywamy w sercu. Czy zawsze się tak dzieje?

Możemy sie o tym przekonać, poznając historię rodziny z Podlasia....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Droga Romantyczna Duszo!
Na początku mojego listu, zgodnie z tym, czego uczono mnie jeszcze w szkole podstawowej, pragnę Cię serdecznie pozdrowić. Piszę do Ciebie, ponieważ za kilka dni – 29 stycznia – premierę będzie miała wyjątkowa książka. Powieść, którą jak przystało na Romantyczną Duszę, powinnaś przeczytać. Rudowłosa ze Starych Babic autorstwa Janusza Niżyńskiego. To o niej będzie mowa w moim liście. Usiądź wygodnie i przeczytaj te kilka słów polecenia.

Janusz Niżyński a początki polskiego Internetu

Pozwól, że pokrótce przybliżę Ci sylwetkę Autora. Janusz Niżyński z wykształcenia jest inżynierem. Literatura to jego pasja, której wierny jest od kilkudziesięciu lat. Pewnie nie wiesz, ale prowadzi jedną z najstarszych polskich stron internetowych – od początku lat 90. XX wieku publikuje pod adresem http://janusz.nizynski.pl/. W dorobku Niżyńskiego są m.in. takie formy jak: powieści, netowiska i bajki, w tym także dla dorosłych. Publikował też liczne felietony w prasie ogólnopolskiej i korporacyjnej.

Rudowłosa ze Starych Babic dziewczyną taką jak Ty!

Pora, byś teraz poznała Rudowłosą ze Starych Babic. Główną bohaterką, jak się pewnie domyślasz, jest rudowłosa dziewczyna. Dziewczyna taka jak Ty. Chmurka, a właściwie Olga Błoczek, marzy o wielkiej miłości. O księciu na białym koniu. O mężczyźnie, który pokocha ją mimo szramy na policzku, pozwoli się wyrwać z domu Kowalczuków i uwolni od toksycznej relacji. To właśnie tam znalazła schronienie po śmierci rodziców. Choć uniknęła pobytu w ukraińskim domu dziecka, nie odnalazła ciepła ani miłości. Wręcz przeciwnie – została Kopciuszkiem. Macochą i złą siostrą w jednym stała się dla niej Stella, córka bogatego przedstawiciela miejskiej elity. Olga może liczyć na wsparcie Dobrej Wróżki, którą w powieści jest Maria, gosposia. Kto okaże się Królewiczem z bajki? Tego, Romantyczna Duszo, nie mogę Ci zdradzić. Szepnę tylko, że w życiu Chmurki ważną rolę odegrają dwaj mężczyźni – biznesmen Sebastian oraz ogrodnik Wojtek. Dwaj… A może tak naprawdę jeden? Sama ocenisz po lekturze.

Współczesny Kopciuszek zaprasza na bal

Zastanawiasz się pewnie Duszo, jak to było z balem, z zagubionym pantofelkiem, z ucieczką o północy… Skoro mówimy o Kopciuszku, pewnie sądzisz, takie akcenty musiały się pojawić. Nie musiały, choć… Olga niczym baśniowa postać, do której i Autor, i ja – jako czytelnik, ją porównuję, z pomocą Marii (Dobrej Wróżki), przechodzi przemianę w… Magdalenę. Brzmi intrygująco, prawda?

Dlaczego warto przeczytać „Rudowłosą ze Starych Babic”?

Jestem pewna, Droga Romantyczko, że powieści, w których to miłość i tęsknota za nią grają pierwsze skrzypce, przeczytałaś już wiele. Dlaczego więc powinnaś sięgnąć akurat po Rudowłosą ze Starych Babic? Powodów jest wiele. Po pierwsze, miejsce akcji. Rozgrywa się ona nie w Warszawie czy innej metropolii, we wnętrzach wprost z katalogu popularnych sklepów meblowych. Stare Babice to mała gmina, którą Autor ukazuje w krzywym zwierciadle. Miejscowa elita biznesu i intelektu tylko pozornie zasługuje na ten tytuł, ale sama się o tym przekonasz. Po drugie, język. Tak między nami – na początku mi przeszkadzał. Nie potrafiłam się wgryźć w styl Janusza Niżyńskiego. Ale później… Polubiłam jego nie do końca współczesne powiedzonka czy zwroty, zamiłowanie do wielokropków, inwersje… Daj mu szansę, Romantyczko! Przecież prawda jest taka, że czytamy głównie książki kobiet. Sparks, od niedawna na polskim rynku Kieres i… No właśnie, mężczyźni to rzadki okaz w zbiorach literatury kobiecej. Bądź więc łaskawa i się nie zniechęcaj! Przecież – to po trzecie – lektura Rudowłosej… pozwoli Ci na poznanie męskiego punktu widzenia na sprawy damsko-męskie. Warto z tej szansy skorzystać.

Pierwszy patronat medialny Dropsa Książkowego

Rudowłosa ze Starych Babic to mój pierwszy patronat medialny w 2020 roku. Cieszę się, że logo Dropsa Książkowego spogląda na Ciebie i inne Czytelniczki z okładki. Nie wstydzę się tego, wręcz przeciwnie. Mam nadzieję, że po książkę sięgną dziewczęta i kobiety w różnym wieku. To nie jest powieść dla wszystkich, myślę, że podbije serca przede wszystkim romantyczek właśnie.
Romantyczno Duszo, mam nadzieję, że Rudowłosa ze Starych Babic trafiła na listę powieści, które musisz przeczytać w tym roku. Liczę, że nie będziesz żałować.
Pozdrawiam Cię serdecznie
Drops Książkowy

Droga Romantyczna Duszo!
Na początku mojego listu, zgodnie z tym, czego uczono mnie jeszcze w szkole podstawowej, pragnę Cię serdecznie pozdrowić. Piszę do Ciebie, ponieważ za kilka dni – 29 stycznia – premierę będzie miała wyjątkowa książka. Powieść, którą jak przystało na Romantyczną Duszę, powinnaś przeczytać. Rudowłosa ze Starych Babic autorstwa Janusza Niżyńskiego. To...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jak wiecie (albo i nie), w moich social mediach październik jest miesiącem poświęconym twórczości Doroty Gąsiorowskiej. Ogromie cenię tę pisarkę za oryginalne pomysły – historie z tajemnicą i nieoczywistym zakończeniem, a także za szacunek do naszego ojczystego języka i operowanie przepiękną polszczyzną zarówno w dialogach, jak i opisach. Cieszę się więc, że to właśnie na ten miesiąc przypada premiera jej najnowszej książki – Niedokończona baśń trafi na półki w księgarniach w najbliższą środę, 16 października.

Praca spełnieniem (francuskich) marzeń

Główną bohaterką powieści jest Julia. To absolwentka romanistyki. Przeprowadza się z Krakowa do Poznania. Po śmierci ukochanego samotnie wychowuje pięcioletnią córeczkę, Basię. Nie może liczyć na wsparcie rodziny. Jej relacje z siostrą są dalekie od ideału, a matka częściej ją denerwuje niż pomaga, narzucając swój (zakłamany) styl życia. Po zmianie miejsca zamieszkanie los uśmiecha się do niej – i to szeroko! Zostaje asystentką popularnej i zarazem swojej ulubionej francuskiej pisarki, Suzanne Bonit. W żyłach starszej pani płynie polska i francuska krew. Julia od lat jest jej fanką. Praca marzeń? Niby tak, ale… Pierwsze dni na nowym stanowisku nie są łatwe. Autorka potrafi pokazać humorki, przez co każdy dzień wydaje się dla Julii niewiadomą. Kolejna sprzeczka sprawia, że kobieta podejmuje decyzję o porzuceniu pracy. Ostatnim obowiązkiem służbowym ma być wspólna podróż do Francji. I Julia, i Suzanne nie mają pojęcia, ile wyprawa do krainy akwitańskich zamków zmieni w ich życiu…

Po co Julii Romeo? Wystarczy… Basia!

Bo Emil mówi, że ma w sobie takie światełko, które go ogrzewa i rozwesela. I nawet jak jest mu smutno, to tylko na chwilę, bo zaraz robi mu się wesoło.
Basia, str. 22.

Po śmierci Miłosza Julia została samotną matką. Basia stała się jej całym światem. Każdą wolną chwilę poświęca córeczce. Basia to niezwykle rezolutna kilkulatka – mądra, ciekawska i, w moim odczuciu, bardzo dojrzała jak na swój wiek. Zadaje mnóstwo pytań. Jest dzieckiem, więc nie ma w sobie hamulców przed szczerymi reakcjami. Bezpośredniość to drugie imię Basi. Dziewczynka trafnie ocenia otaczającą ją rzeczywistość i w swoich ocenach nie ma litości dla podejmujących niezrozumiałe decyzje dorosłych. Z mojego króciutkiego opisu może wynikać, że córka Julii to poważna kilkulatka. Nic bardziej mylnego! Dziecięca beztroska, kreatywność, wyobraźnia bez granic czy ufność – tłumaczka zadbała, by dzieciństwu Basi nic nie brakowało. Czytając powieść, widziałam w małej… siebie. Też byłam taką gadułą (no dobra, dalej jestem), uwielbiałam ludzi (do dziś bywam zbyt ufna), a wyobraźnia pozwalała mi się przenosić w najdalsze zakątki globu – oczywiście bez wychylania noska z pokoju ;) Basia jest takim słoneczkiem w pochmurne dni – zarówno dla mamy, jak i dla Suzanne. Kilkulatka bowiem wyrusza we francuską podróż z Julią i jej pracodawczynią. Dziewczynka szybko – zresztą z wzajemnością – zjednuje sobie starszą panią, budząc w niej uśpione uczucia. Jej dziecięca bezpośredniość i ciekawość świata stają się słodkim lekarstwem na gorzkie problemy francuskiej pisarki związane z tragiczną wręcz przeszłością.

A może jednak ten Romeo jest potrzebny…?

W Niedokończonej baśni Dorota Gąsiorowska podjęła bardzo trudny i zarazem ważny oraz niezwykle aktualny w dzisiejszych czasach wątek – samotnego macierzyństwa. Julia, niczym tysiące polskich kobiet, łączy życie z zawodowe z wychowywaniem córeczki. Mała nie ma babć czy sztabu niań. Ma tylko mamę… Myślę, że każdy z nas ma w otoczeniu taką dzielną superbohaterkę – samotną matkę. Dorota Gąsiorowska przypomina jednak, że na macierzyństwie świat kobiety się nie kończy. No właśnie, przecież jest jeszcze kobiecość… Przez wiele pań uśpiona, zepchnięta na bok, pozornie niepotrzebna. Jak pisarka przedstawiła ten wątek w powieści? Przechodzę do konkretów! Jak już wspomniałam, to Basi Julka podporządkowała całe życie. Ojciec dziewczynki obdarował ją niezwykłą miłością, a pustka, którą po sobie zostawił, w żaden sposób i przez nikogo nie może zostać zapełniona. Julia jest zdana na siebie. Zmienia się to nieco po przeprowadzce. W sąsiadce i równocześnie mamie najlepszego kolegi Basi zyskuje powiernicę i przyjaciółkę. Sama, ze względu na małżeńskie problemy Majki, może odwdzięczyć się dobrą radą, wsparciem czy służyć ramieniem. Czy w tym babskim i uporządkowanym życiu Julki jest miejsce dla mężczyzny? Ona uważa, że nie. Do momentu, aż poznaje Maćka. To architekt i krewny Suzanne. Jego pracownia sąsiaduje z mieszkaniem pisarki. Przypadkowe, ale częste spotkania; dobre rady czy niezobowiązujące rozmowy stają się początkiem wzajemnej fascynacji. W Julii – odpowiedzialnej, nieco zaborczej matce i sumiennej pracownicy, budzi się… kobieta. Brzmi jak zapowiedź romansu? Cóż, jest jeden problem, i to dość poważny. Maciej ma bowiem… narzeczoną. Partnerki nie ma za to francuski adorator Julki, Thibault. Mężczyzna, który w oczach wielu pań osiągałby miano ideału, nie jest ideałem Julki, co zdecydowanie utrudnia rozwój ich relacji. Którego Romea wybierze? A może ostatecznie postanowi poświęcić się tylko wychowywaniu dziecka i karierze zawodowej? I pobyt we Francji, i jesień w Poznaniu będą dla Julii czasem poważnych życiowych decyzji – także tych sercowych.

(Nie)dokończona baśń

Nigdy z tego nie rezygnuj, wyobraźnia to jeden z najcenniejszych darów, jakie otrzymał człowiek, ma pettite – odpowiedziała Suzanne z powagą. – Tylko dzięki niej można odkryć obszary, których nikt jeszcze nie odwiedził. Można stworzyć coś nowego, a nie podążać ślepo za tym, co narzuca świat.
Suzanne do Basi, str. 281.

Dorota Gąsiorowska dba o to, by zabierać swoje czytelniczki w dalekie podróże – i te do najpiękniejszych zakątków naszego kraju lub świata, i te w głąb własnego serca. Tym razem wraz z bohaterkami powieści trafiamy do Francji, do magicznej Akwitanii. Zamki z tajemniczą przeszłością, rodzinne sekrety, niewyjaśnione konflikty czy… tytułowa niedokończona baśń – pobyt we Francji jest bardzo intensywny. Postaci, a wraz z nimi oczywiście czytelniczki, odkrywają kolejne tajemnice – dotyczące rodziny i przeszłości Suzanne, a także te związane ze średniowieczną księgą. Pisarka, wspierana przez swoją asystentkę, próbuje rozwikłać zagadkę zapierającej dech w piersiach baśni o niespełnionej miłości, która od stuleci czeka na szczęśliwe zakończenie. Kto dopisze jej finał?

Baśń, zwana życiem, opisana pięknym językiem

Tajemnice ukryte w księgach i murach francuskich zamków, a także poznańska jesień – wszystkie wydarzenia w powieści są opisane cudnym językiem. Wyszukane metafory i porównania nie przytłaczają narracji – wręcz przeciwnie, wprowadzają w klimat literatury i sekretów. Dorota Gąsiorowska z najwyższą starannością dopieszcza każde zdanie, wypowiedź, myśl. Lektura Niedokończonej baśni to niekończąca się uczta.

Niedokończona baśń – weź nie pytaj, weź ją dokończ!

Nie pytajcie, jak mogę w jednym zdaniu polecić tę powieść. By zanurzyć się w jej klimacie, nie wystarczy te kilka cytatów czy ta (przydługa) opinia. Trzeba poznać Julię, Basię, Suzanne. Trzeba udać się w podróż do Francji i… w głąb własnego serca. Tak, uparcie będę powtarzać, że Dorota Gąsiorowska zabiera czytelniczki (a może i panów sięgających po literaturę obyczajową) także w taką drogę. Opisując często niełatwe, momentami wręcz tragiczne życie bohaterów, zmusza czytających do refleksji, do odpowiedzi na niekiedy fundamentalne pytania – o miłość, tęsknotę, wiarę… Tym razem zachęca też do kreowania szczęśliwych zakończeń. W końcu życie każdego z nas to niedokończona baśń. Jej finał? Zależy tylko od nas!

Wydawnictwu dziękuję za egzemplarz do recenzji!

Jak wiecie (albo i nie), w moich social mediach październik jest miesiącem poświęconym twórczości Doroty Gąsiorowskiej. Ogromie cenię tę pisarkę za oryginalne pomysły – historie z tajemnicą i nieoczywistym zakończeniem, a także za szacunek do naszego ojczystego języka i operowanie przepiękną polszczyzną zarówno w dialogach, jak i opisach. Cieszę się więc, że to właśnie na...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Kiedyś po ciebie wrócę to historia miłosna przeplatana wątkami kryminalnymi. To kobiecy kryminał przeplatany scenami miłosnymi. Co wyszło z tej mieszanki? Zachęcam do lektury opinii!

O tej Autorce słyszałam różne, często sprzeczne opinie. Jedni byli zachwyceni Jej piórem i sposobem kreowania historii o młodych-zakochanych. Inni odradzali lekturę, twierdząc, że to książki nic nie wnoszące do świata czytelnika, a język pozostawia wiele do życzenia. Korzystając z propozycji Wydawnictwa, postanowiłam sama zająć stanowisko i przygarnęłam egzemplarz do recenzji. Po której stronie staję? Po żadnej – mam własną opinię.

Główną bohaterką powieści jest Roksana, studentka pochodząca z niewielkiego miasteczka. Po roku nieobecności wraca w rodzinne strony. Wakacje? Tylko pozornie – Roksi chce przeprowadzić prywatne śledztwo. Rok temu, bez śladu, zaginęła jej młodsza siostra. Wszystkie znaki i materiały zebrane przez policję świadczą o tym, że… Ania rozpłynęła się w powietrzu. Roksana, kierowana impulsem po odebraniu tajemniczego e-maila, wyrusza na spotkanie prawdy. Próbuje rozplątać sieć przemilczeń i tajemnic, które nawarstwiały się wokół niej i jej rodziny przez ostatni czas. Na szczęście nie jest w tym sama – może liczyć na wsparcie przyjaciela z czasów szkolnych, Bartka. Ufa chłopakowi bezgranicznie, a wspólne chwile na nowo zbliżają ich do siebie. Gdy uczucie między młodymi zaczyna rozkwitać, wychodzą na jaw sekrety dotyczące Anki i Bartka właśnie. Czy Roksana będzie potrafiła wybaczyć ukochanemu ukrywanie prawdy? Czy na nowo mu zaufa? Czy dowie się, jaką rolę odegrał w zniknięciu jej młodszej siostry? Na te i inne pytania odpowiedź dać Wam może tylko lektura powieści.

Nie umiem przypisać tej historii do jednego konkretnego gatunku. Jak wspomniałam już we wstępie, w tej książce pojawiają się i wątek miłosny, i wątek kryminalny. Który dominuje? Nie potrafię zdecydować, a w analizę statystyczną nie będę się bawić. Jak dla mnie, oba wątki są ze sobą ściśle związane i oba wnoszą wiele do powieści. I zakochanie, które połączyło ją z Bartkiem, i zaginięcie siostry – wszystko ma wpływ na bohaterkę – jej emocje, wybory, postępowanie. Zniknięcie Anki zmienia nie tylko Roksanę. Burzy porządek świata dziewczyny i przystań, jaką był dom rodzinny. Rodzice nie potrafią pogodzić się z tragedią, co wpływa na ich relacje:

Deszcz dudnił o parapet, stając się oprawą muzyczną naszego przedstawienia. Bo to była tylko gra, a my byliśmy aktorami. Udawaliśmy, że nie ciąży nad nami klątwa.

Chwilami może się wydawać, że śledztwo prowadzone przez Roksanę jest nieco naiwne, że popełnia podstawowe błędy. Tu będę jej bronić – sprawa dotyczy zaginięcia jej siostry, trudno więc o wyłączenie emocji. Zresztą – Roksana nie jest profesjonalistką, a policja, co czytelnik bez trudu zauważy podczas lektury, też ma kilka błędów na sumieniu.

Wątek kryminalny podobał mi się zdecydowanie bardziej niż miłosny. Do końca trzymał mnie w napięciu, a moje typy (czyt. motyw zniknięcia i powiązania bohaterów) kompletnie się nie sprawdził. Dałam się zwieść i zaskoczyć. Wątek miłosny? Relacja Roksany i Bartka, także ze względu na „okoliczności towarzyszące” nie jest prosta. Aż kipi w niej od nagromadzonych emocji i uczuć: żalu, tęsknoty, wzajemnych pretensji, zazdrości. I przede wszystkim kipi od namiętności, czego dowodem są opisy scen miłosnych. Moim zdaniem dla bardziej wrażliwych czytelniczek, rzadko sięgających po erotyki albo powieści z elementami tego gatunku, niektóre z nich mogą być za ostre. Zawsze jednak można przekartkować te kilka stron.

Narracja prowadzona jest w pierwszej osobie – historię, jak można się domyślić, opowiada Roksana. Dzięki temu dokładnie wnikamy w jej wnętrze – myśli i uczucia. Poznajemy wydarzenia z jej perspektywy. I tylko jej. Chwilami żałowałam, że nie czyta w myślach Bartkowi. Ten chłopak od początku do końca mnie intrygował i wydawał się nieszczery, zaborczy, momentami zdesperowany. A może po prostu bardzo zakochany…? Warto dodać, że styl jest zdecydowanie charakterystyczny dla grupy wiekowej bohaterów. Postaci posługują się potoczną polszczyzną, nierzadko „ubarwiając” wypowiedzi wulgarnymi przerywnikami. Książkę czyta się szybko – ostatnie 150 stron niemal połknęłam, chcąc, razem z Roksi, jak najszybciej rozwiązać zagadkę.

Piękna, tajemnicza okładka i tytuł nawiązujący do ważnej dla bohaterów piosenki – Kiedyś po ciebie wrócę to propozycja dla tych, którzy w powieściach obyczajowych szukają czegoś więcej, niż miłość, szmaragd, krokodyl czy chomik. Agata Czykierda-Grabowska przygotowała dla czytelników porządną dawkę różnorodnych emocji i naprawdę dobrą historię – nie tylko na lato.

www.dropsksiazkowy.blogspot.com

Kiedyś po ciebie wrócę to historia miłosna przeplatana wątkami kryminalnymi. To kobiecy kryminał przeplatany scenami miłosnymi. Co wyszło z tej mieszanki? Zachęcam do lektury opinii!

O tej Autorce słyszałam różne, często sprzeczne opinie. Jedni byli zachwyceni Jej piórem i sposobem kreowania historii o młodych-zakochanych. Inni odradzali lekturę, twierdząc, że to książki...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Do lata, do lata z książką będę szła – aż chce się śpiewać na widok okładki! Faktycznie, ilustracja sugeruje, że debiut Moniki Michalik to romantyczna historia z urlopem i ciepłym morzem w tle. To tylko pozory. Autorka daje nam potężną dawkę emocji. Bo główna bohaterka toczy walkę nie tylko o miłość i powrót do równowagi po nagłym rozstaniu z wieloletnim partnerem. Przede wszystkim walczy o życie z nierównym wrogiem – białaczką.


„Kiedy byłem tu pierwszy raz, to właśnie ta różnorodność barw mnie urzekła. Rano morze jest szare, prawie niewidoczne, zalewa się z bladym niebem. Później, około południa, kiedy spojrzysz w lewo, odnosisz wrażenie, że woda tam jest bardziej turkusowa. Po południu, kiedy słońce zaczyna przesuwać się na zachód, to po prawej stronie morze ma intensywnie szmaragdowy kolor, a gdy wejdziesz do wody, to widzisz, że jest ona jasną, turkusowozielona. A jeszcze później, kiedy słońce jest już całkiem nisko, woda jest mocno niebieska, niczym chabry na łące. [...] To trochę jak flirt. Słońce cały czas obserwuje morskie fale, podziwia je, dotyka ich promieniami, a morze przebiera się w coraz to nowe suknie, chcąc się przypodobać".


Ten cytat – opis krajobrazu greckiej wyspy, mnie zachwycił. Chyba nigdy nie zaserwowano mojej wyobraźni tak plastycznego opisu morza, który można odkrywać wszystkimi zmysłami – przede wszystkim wzroku. Po takim wstępie spodziewałam się więcej elementów turystycznych – opisów plaży, greckich przysmaków czy lokalnych zabytków. Owszem, dostałam to, ale w niewielkim procencie. Bo Monika Michalik kompletnie mnie zaskoczyła. Tak jak życie zaskoczyło Natalię. Tak jak życie zaskakuje każdego z nas.


Tuż przed wylotem na wymarzone, wyczekane wakacje, Natalia rozstaje się z chłopakiem – Tomek odchodzi do innej. Kobieta, pracownica biura podróży, postanawia nie rezygnować z pobytu na Korfu i samotnie rusza do Grecji. Tam przykuwa uwagę przystojnego recepcjonisty, Michała. Na malowniczej wyspie spędzają każdą wolną chwilę. Po powrocie Natalii do Polski wierzą, że utrzymają kontakt. Los ma inne plany…


Złe samopoczucie bohaterki ma swoją poważną przyczynę. Białaczka. Jej życie zmienia się o 180 stopni. Walczyła o miłość, rozpoczyna walkę o życie. Z jakim skutkiem? Z którym z mężczyzn u boku? Wiecie, że nie zdradzam zakończeń.


Monika Michalik zabrała mnie w przepiękną literacką podróż do Grecji. Zachęciła do wizyty na wyspie i odkrywania południowej części naszego kontynentu. Ale bardziej jestem jej wdzięczna za to, co wydarzyło się po powrocie bohaterki z urlopu. Autorka, tak jak Natalia, walczyła z białaczką. Własne doświadczenia przelała na papier. Ta świadomość sprawia, że historię przeżywa się jeszcze mocniej, jeszcze głębiej.


Natalia nie trafia do Leśnej Góry czy innego szpitala idealnego. Dziewczyna, pacjentka państwowych placówek, najpierw z niecierpliwością oczekuje diagnozy. Jest przenoszona z oddziału na oddział, z sali do sali. W końcu zapada decyzja o wyniszczającej chemii. Czytelnik towarzyszy Natalii przez ten cały czas – od pierwszej wizyty lekarskiej, po ostatnią dawkę specyfiku wyniszczającego organizm. Autorka nie szczędzi wstrząsających opisów: złego samopoczucia po chemioterapii, problemów z prawidłowym wkuciem czy, dla mnie najbardziej wstrząsającej sceny – ścinania i golenia włosów. Dodam, że Natalii pomagała mama… Nie sposób było nie uronić łzy. Autorka w przejmujący sposób oddała niezwykłą więź, jaka łączy matkę i dziecko w tak trudnych chwilach... Podczas lektury wielokrotnie wstrzymywałam oddech, w napięciu oczekując efektów leczenia. Obcierałam łzy smutku, ale i wzruszenia. Choroba bowiem nie niszczy pięknej relacji matki i córki, przyjaźni Natalii z Ewą czy miłości, która pokonuje kilometry i przeciwności losu.


Pozwólcie, że teraz zwrócę się bezpośrednio do Autorki. Pani Moniko! Dziękuję Pani za tę powieść. Za to, że razem z Natalią mogłam przebyć tą arcytrudną drogę. Za to, że mogłam towarzyszyć jej w najgorszych momentach życia. Chwilach zwątpienia, rozpaczy, niewyobrażalnego strachu. Pani te wszystkie emocje przelała na papier, czytelnik mógł współodczuwać z bohaterką. Próbować pojąć, co czują osoby dotknięte białaczką, dla których czas jest sprzymierzeńcem lub wrogiem…


Po rajskim wręcz wstępie, którego akcja rozgrywa się na malowniczej wyspie, zabrała Pani czytelnika w sam środek piekła. Piekła, które każdego dnia wydarza się tuż obok… Białaczka, inne nowotwory – to codzienność współczesnego świata. Wszyscy znamy albo znaliśmy, niestety, kogoś dotkniętego chorobą. Opisując proces leczenia, nie owija Pani w bawełnę. Myślę, że nie po to, by kogoś straszyć: „Zobacz, co będzie, jak zachorujesz!”. Nie, nikt nikomu źle nie życzy. Tu chodzi chyba bardziej o to, byśmy nauczyli się doceniać najmniejszy drobiazg. Pielęgnować wdzięczność za to, co wydaje nam się oczywiste. Radować się z małych rzeczy.


Bądź moim marzeniem ma, w moim odczuciu, jeszcze jedno bardzo ważne przesłanie – nie bójmy oddawać się krwi! Mnie samej transfuzja uratowała życie. Jako wcześniak ważący kilogram, potrzebowałam pomocy. Otrzymałam ją. Wielokrotnie otrzymywała ją także bohaterka polecanej przeze mnie książki. W miarę możliwości zdrowotnych warto więc rozważyć oddawanie krwi a także zapisanie się do bazy dawców szpiku.


Raj w Grecji i piekło oddziału hematologii. Zapierające dech w piersiach opisy śródziemnomorskiej przyrody i druzgocące relacje z izolatki. Bądź moim marzeniemnie jest kolejną cukierkową obyczajówką. To ważny debiut, ważna opowieść. Nie dziwię się, że to Monika Michalik wygrała konkurs „Jak zostać ulubioną pisarką Polek?”. Myślę, że tą książką zasłuży na ten tytuł w wielu indywidualnych rankingach.


Nie bójcie się lektury tej książki. Natalia szybko zostanie Waszą dobrą znajomą, a przecież bliskim towarzyszy się nie tylko w zdrowiu, ale i w chorobie. Przeczytajcie. Zachwyćcie się piórem debiutantki. A później nie przestawajcie się zachwycać życiem.

Do lata, do lata z książką będę szła – aż chce się śpiewać na widok okładki! Faktycznie, ilustracja sugeruje, że debiut Moniki Michalik to romantyczna historia z urlopem i ciepłym morzem w tle. To tylko pozory. Autorka daje nam potężną dawkę emocji. Bo główna bohaterka toczy walkę nie tylko o miłość i powrót do równowagi po nagłym rozstaniu z wieloletnim partnerem. Przede...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Maciej Siembieda, Gambit, Wydawnictwo Agora 2019.

II wojna światowa, wywiad i kontrwywiad wojskowy. Konflikty polityczne, wojenne i sercowe. Takie mieszanki Drops lubi najbardziej, więc nie mogłam odrzucić propozycji Wydawnictwa Agora. Dostałam książkę z tajemniczą okładką i historię, od której nie można się oderwać. Dziennikarz śledczy, Maciej Siembieda, proponuje na wiosenne popołudnia i wieczory powieść opartą na faktach. Historię ludzi, którzy (niestety) istnieli naprawdę.

"Siedząc na łóżku, przypomniała sobie, jak wuj Kuryło uczył ją gry w szachy. Jej celem jest wygranie partii, tłumaczył. Czasami, żeby ten cel osiągnąć i zdobyć lepszą pozycję na planszy, z rozmysłem poświęca się pionki, a nawet figury. Kiedyś pojmiesz sens tego manewru. Nazywa się gambit".

Tą, co spaja prawdziwe wydarzenia i łączy żyjące przed laty postaci, jest Wanda Kuryło – bohaterka wymyślona na potrzeby powieści. Jako młoda dziewczyna trafia do podziemia podczas II wojny światowej. Szybko staje się członkinią grupy wywiadowczej. Zdrada, działania szpiegowskie jej współpracowników sprawiają, że musi uciekać. Zostawia ukochaną Warszawę, matkę, oddział i wyrusza do rodziny na Podkarpacie. Tam rozpoczyna misję, która może odmienić losy Polski i Europy. Nie wszystko przebiega tak, jak zakłada… By doprowadzić akcję do końca i wyjaśnić tajemnicę aresztowania, zostaje agentką MI6, a następnie amerykańskiego wywiadu. Gdzie ukryty jest bezcenny skarb, do którego chcą dotrzeć za wszelką cenę szpiedzy Hitlera, Stalina, Churchilla i Roosevelta? Czy Wandzie uda się poznać tajemnicę człowieka, którego kochała? Czy powiedzie się jej zemsta?

Powieść rozpoczyna się w 1966 roku – pierwszą postacią, którą poznają Czytelnicy, jest Jerzy Ostrowski, brat ułana AK, który obawia się represji ze strony władzy. Mistrz szachowy zostaje uprowadzony przez tajniaków. Czy to początek zemsty? Co łączy go z Wandą, główną bohaterką historii? Wszelkie powiązania i wątki są stopniowo wyjaśniane, stąd też podróże w przeszłość – do czasów II wojny światowej.

Maciej Siembieda od kilkudziesięciu lat prowadzi dziennikarskie śledztwa historyczne. Gambit to rezultat jednego z nich. Autor czerpie z prawdziwych wydarzeń, opisuje prawdziwych ludzi. Czytając, widać, ile trudu i zaangażowania włożył w zdobywanie informacji, śledzenie postaci, ich historii… Realizm to bez wątpienia największy atut tej powieści. Siembieda stworzył trzymający w napięciu thriller szpiegowski – z wojną i miłością w tle. Przybliża czytelnikom zasady panujące w strukturach wywiadu i kontrwywiadu w Polsce, Wielkiej Brytanii, Stanach Zjednoczonych. Kreuje postaci z krwi i kości – ze słabościami, lękami, silnymi emocjami. W tej historii nie ma miejsca na ideały, bo świat nie jest idealny. Zwłaszcza ten, w którym przychodzi pracować agentom. Na kartach tej książki nie znajdziemy więc Jamesa Bonda, który jeździ szybkim samochodem i strzela z pięciu pistoletów naraz. Spotkamy za to oficerów służb specjalnych, którzy latami, w ukryciu, rozpracowują obiekt; którzy rozmawiają, rozmawiają i jeszcze raz analizują dostępne materiały.

Burzliwe losy naszego kraju w trakcie i po wojnie. Bohaterowie i zdrajcy. Zaskakujące scenariusze, które zgotował los. Skarby i tajemnice. Wielka polityka. Wywiad i kontrwywiad. Wszystko łączy jedna kobieta. I miłość – do ojczyzny i do mężczyzny. Zdrajcy czy bohatera? Czytelnik szuka odpowiedzi na pytanie razem z nią. Do samego końca. Gambit to fantastyczna powieść, która trzyma w napięciu od pierwszej do ostatniej strony. Po zakończeniu lektury długo towarzyszył mi niedosyt – chciałam jeszcze, jeszcze!

Mam nadzieję, że nikt nigdy nie wpadnie na pomysł, by zrobić z tego film. Telewizja i kino rządzą się swoimi prawami – pewnie dużo by obcięli, fabuła by straciła, a w tej powieści nie ma przypadkowych zdań, nawet kropek. Najmniejszy gest, słowo ma znaczenie. Gambit porusza wyobraźnię, w trakcie czytania pracuje ona na najwyższych obrotach. Po co się z tego okradać?

Zdaniem polskiego oficera wywiadu, Vincenta Severskiego, miłość to największe zagrożenie dla szpiega. Autor serii Nielegalni ma rację – Siembieda w oparciu o tę prawdę, stworzył świetni thriller. Oby więcej takich szpiegowskich, realistycznych historii!

Wydawnictwu dziękuję za egzemplarz!

Maciej Siembieda, Gambit, Wydawnictwo Agora 2019.

II wojna światowa, wywiad i kontrwywiad wojskowy. Konflikty polityczne, wojenne i sercowe. Takie mieszanki Drops lubi najbardziej, więc nie mogłam odrzucić propozycji Wydawnictwa Agora. Dostałam książkę z tajemniczą okładką i historię, od której nie można się oderwać. Dziennikarz śledczy, Maciej Siembieda, proponuje na...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Tak piękne powieści ciężko ocenić (i polecić oczywiście) w kilku słowach. Gdybym jednak musiała to zrobić, najnowszą książkę jednej z najpopularniejszych i utalentowanych polskich pisarek, określiłabym mianem „podróży w głąb Rosji i w głąb własnego serca”. Szepce wiatr, szepcą wspomnienia, szepce serce spragnione miłości. Szeptu w tej historii jest dużo. Jeszcze więcej czułości, smaku, zapachów, zapierających dech w piersiach widoków i doznań (nie tylko przyrodniczych), wzruszeń i zadumy.


Kalina, po wielu latach nieobecności, porzuca Wyspy Brytyjskie, na które trafiła po tragicznej śmierci rodziców, i wraca do Polski. Oszukana przez wspólniczkę musi podjąć pracę w fabryce porcelany. Przedsiębiorstwo należy do jej babki Leonii, z którą nie miała kontaktu od pogrzebu ojca. Matka taty kojarzy się jej z surową, oschłą, zimną kobietą. Dziewczyna nie ma jednak innego wyjścia – musi przełamać złość i lęk. Zamieszkuje w pięknym domu należącym do bogatej babki i rozpoczyna pracę w fabryce. W nowych obowiązkach ma jej pomóc Sergiusz – prawa ręka założycielki firmy. Mężczyzna nie budzi jej sympatii, wręcz przeciwnie – wydaje się być wrogo nastawiony do dziedziczki interesu. Skąd niechęć? Czyha na majątek starszej pani? A może skrywa tajemnicę? Chcąc, nie chcąc, młodzi muszą zawiesić broń – na prośbę Leonii wyruszają do Rosji… To tam Kalina dowie się o sekretach, które na zawsze zmieniły losy jej rodziny i jej własne… Czy wsłucha się w głos własnego serca i tytułowy szept syberyjskiego wiatru?


O bohaterach i wątkach mogłabym jeszcze długo pisać, ale przecież nie chodzi o to, by streścić Wam całą fabułę i zakończenie. Zachęcając Was do przeczytania tej książki, nie sposób jednak nie wspomnieć o kilku ważnych dla Kaliny i przebiegu historii postaciach.

Na uwagę Czytelnika na pewno zasługują Leonia i jej wierna opiekunka, Katia. Obie panie mają rosyjskie korzenie, co, zwłaszcza w przypadku towarzyszki starszej pani, przejawia się w sposobie mówienia. Szczerze mówiąc chwilami męczyły mnie rosyjskie „wstawki” językowe, a właściwie brak przypisów. Nigdy nie miałam styczności z rosyjskim, więc, by być pewną, że dobrze zrozumiałam wypowiedź bohaterki, sięgałam po translator. Co natomiast wyróżnia Leonię? W przeciwieństwie do pełnej ciepła i optymizmu Katii, wydaje się zgorzkniałą kobietą. To tylko pozory – babcia Kaliny wiele przeszła i każde z przeżyć – zarówno z dzieciństwa, jak i nieszczęśliwego małżeństwa, zostawiło w jej sercu i duszy ślad. Dla równowagi radość do życia głównej bohaterki wprowadzają jej znajomi z pracy – Renata oraz Bartek, który spełnia niemal wszystkie wymagania na idealnego męża. Prawie robi jednak wielką różnicę…


Cieszę się, że w swojej najnowszej powieści Dorota Gąsiorowskaporuszyła temat niepełnosprawności – wszystko za sprawą sąsiadki Kaliny i bratanicy Renaty. Joasia została sparaliżowana w wyniku tragicznego wypadku. Wypadku, do którego sama doprowadziła… Wózek zabrał jej radość życia i przede wszystkim radość z pielęgnowania pasji. Czy Kalinie uda się namówić Asię, by wróciła do śpiewania? Przed nią niełatwa misja.


Niejednoznaczni, barwni bohaterowie to niejedyny atut powieści. Dorota Gąsiorowska, co podkreślałam wielokrotnie w recenzjach jej innych książek, to prawdziwa czarodziejka słowa. Powoli prowadzi czytelnika przez nieoczywistą fabułę. Dobór słów – zarówno w dialogach, jak i opisach, sprawia, że lektura to prawdziwe delektowanie się polszczyzną. Uczta dla oczu i dla ducha, niespieszny spacer po dopieszczonych po ostatnią kropkę nad ż wersach. Żeby była jasność – książka nie jest pisana poetyckim językiem, nie jest też drugimPanem Tadeuszem. Jednak na tle dostępnych pozycji obyczajowych na księgarskich półkach wyróżnia się dbałością – na pewno w opisach krajobrazów i emocji postaci. Należy zaznaczyć, że bogaty język uruchamia wyobraźnię – miałam wrażenie, że razem z bohaterami zwiedzam Petersburg i zasłuchuję się w syberyjski wiatr. Czułam zapachy, dotykałam pamiątek, rozkoszowałam się zapierającymi dech w piersiach widokami… Opisy Rosji, a zwłaszcza Petersburga, na tyle mnie urzekły, że miasto trafiło na moją listę must visit.


Podróż Kaliny na Syberię sprawiła, że nieco inaczej zaczęłam postrzegać ten region Rosji. Dotychczas kojarzył mi się z mroczną kartą historii naszego kraju – wojną, zesłaniem, śmiercią… Dorota Gąsiorowska stroni od politycznych rozliczeń czy krwawych wspomnień. Skupia się na magii – dosłownie i w przenośni – tego miejsca. Bolsze Koty zachwycają – i Kalinę, i mnie. Zaraźliwa staje się również harmonia, którą, choć na chwilę, osiąga bohaterka, odcinając się od zachodniej cywilizacji.


Jeśli chcesz usłyszeć szept własnego serca, lubisz niebanalne historie pokiereszowanych przez los postaci, nieszablonowe wątki miłosne i dalekie podróże, Szept syberyjskiego wiatrujest dla Ciebie! Do księgarń trafi 3 kwietnia – warto zapamiętać tę datę i kupić egzemplarz. I oczywiście dołączyć do grona czytelników Doroty Gąsiorowskiej, która na kartach swoich powieści spełnia głęboko ukryte marzenia niejednej z nas.


Tak piękne powieści ciężko ocenić (i polecić oczywiście) w kilku słowach. Gdybym jednak musiała to zrobić, najnowszą książkę jednej z najpopularniejszych i utalentowanych polskich pisarek, określiłabym mianem „podróży w głąb Rosji i w głąb własnego serca”. Szepce wiatr, szepcą wspomnienia, szepce serce spragnione miłości. Szeptu w tej historii jest dużo. Jeszcze więcej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Muzyka łączy pokolenia. Muzyka łączy zabłąkane dusze. Muzyka jest synonimem pasji, miłości i namiętności. Muzyka potrafi być językiem ponad podziałami. Ponad granicami, murami i wszelkimi uprzedzeniami. Muzyka ma magiczną moc. Tak też jest w tej książce. Biegając boso to przepiękna powieść o sile muzyki i sile miłości. Muzyce, która drga każdą struną serca i niczym doświadczony dyrygent dyktuje tempo życiu. Muzyce, która komponuje niezwykłą historię dwojga młodych ludzi. Wreszcie miłości, która niczym ta z Listu św. Pawła „nigdy nie ustaje”…

Josie Jensen w młodym wieku traci mamę. Po jej śmierci ze wszystkich młodzieńczych sił stara się zastąpić panią domu dla ojca i dorastających braci. Pewnego dnia w szkolnym autobusie poznaje tajemniczego Samuela, osiemnastoletniego Indianina. Krok po kroku, dzięki językowi muzyki i słynnym powieściom, udaje się jej zdobyć sympatię starszego o pięć lat kolegi. Z pozornie błahych rozmów o muzyce i literaturze rodzi się głęboka przyjaźń. Młodzi wzajemnie uczą się odkrywać piękniejsze strony życia. Bratnie dusze rozdziela koniec szkoły Samuela. Chłopak spełnia swoje marzenie i zostaje żołnierzem piechoty morskiej.

Po kilku latach oficer wraca do niewielkiego amerykańskiego miasteczka Levan. Spotyka Josie, której los nie oszczędzał i wystawiał na kolejne ciężkie próby. Okazuje się, że młodzieńcza relacja ewaluowała. Czy uczucie, które tyle lat dojrzewało w tajemnicy, ma szansę rozkwitnąć? Przed Josie i Samuelem długa droga…

Lektura tej powieści była prawdziwą ucztą. Amy Harmon, która kilka lat temu podbiła serca polskich czytelników Prawem Mojżesza i Pieśnią Dawida, skomponowała wspaniały utwór. Utwór o sile miłości. O potędze przyjaźni. O uczuciach, które trwają mimo lat rozłąki. O pamięci, której nie zakłócają wojna i dzielące kilometry. Wreszcie o dwóch światach, które pozornie nie mają prawa się połączyć. Amerykanka. Indianin. Małe amerykańskie miasteczko, gdzie każdy zna każdego i mówi „na zdrowie”, zanim sąsiad zdąży kichnąć. Plemię Nawaho z tradycjami i legendami. Harmon perfekcyjnie zmieszała te dwa, wydawałoby się odległe, a tak zależne od siebie „gatunki”. Każda strona niczym nuta melodii dotyka serca i wkrada się do duszy. Porusza najgłębiej położone struny. Wzrusza i prowokuje do śmiechu. Książka idealna? Dla mnie zdecydowanie tak!

Choć pochodzę z muzykalnej rodziny, potrafię fałszować nawet „Sto lat”. Nigdy też nie zgłębiałam muzyki – nie dyskutowałam z nauczycielami w szkole, nie należałam do chóru. Dzięki Amy Harmon odrobiłam kilka zaległych lekcji, szczególnie z muzyki klasycznej. Jak odbiorą tę powieść muzycy, melomani? Nie wiem. Ja, laik, jestem zachwycona, z jakim wyczuciem autorka łączyła wątki. Jak prosto, ustami bohaterów, opowiadała o najwybitniejszych muzykach świata i ich nie zawsze łatwej do zrozumienia twórczości. Chwilami czułam, jakbym siedziała obok Samuela i razem z nim przysłuchiwała się opowieściom Josie o świecie nut i wyjątkowych kompozycji. Niemal słyszałam muzykę, o której dyskutowali i której słuchali. Mój zmysł słuchu chyba już dawno nie był tak poruszony przez literaturę.

„Miłość cierpliwa jest, łaskawa jest. Miłość nie zazdrości, nie szuka poklasku, nie unosi się pychą; nie jest bezwstydna, nie szuka swego, nie unosi się gniewem, nie pamięta złego; nie cieszy się z niesprawiedliwości, lecz współweseli się z prawdą. Wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, we wszystkim pokłada nadzieję, wszystko przetrzyma”.

Biegając boso to historia nie tylko muzyki i mieszanki kultur. To przede wszystkim opowieść o kompozycji dwóch serc – mieszance dwóch tak różnych i tak podobnych dusz. Josie i Samuela dzieli wiek, kultura, plany, doświadczenia, wiedza… Łączy wielka przyjaźń i miłość, która uskrzydla czytelnika i przezwycięża przeciwności losu. Ta relacja jest niesamowita od pierwszych do ostatniej strony książki. Narratorką historii jest Josie – dzięki temu czytelnik jeszcze pełniej odczuwa i lepiej poznaje ich niełatwą relację oraz doświadczenia dziewczyny.

Jesteście romantyczkami, które lubię niebanalne powieści o miłości? Należycie do grona czytelników, którzy chętnie czerpią z literatury wiedzę o różnych dziedzinach a także odmiennych kulturach? Biegając boso to powieść dla Was! Gorąco polecam!

http://dropsksiazkowy.blogspot.com/2018/08/biegajac-boso-amy-harmon.html

Muzyka łączy pokolenia. Muzyka łączy zabłąkane dusze. Muzyka jest synonimem pasji, miłości i namiętności. Muzyka potrafi być językiem ponad podziałami. Ponad granicami, murami i wszelkimi uprzedzeniami. Muzyka ma magiczną moc. Tak też jest w tej książce. Biegając boso to przepiękna powieść o sile muzyki i sile miłości. Muzyce, która drga każdą struną serca i niczym...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Ilona Gołębiewska – autorka bestsellerowej trylogii, której akcja rozgrywa się w starym pniewskim domu, tym razem zabiera czytelników do Warszawy. Do miasta, w którym ludzie nierzadko szukają samych siebie. A przede wszystkim szukają miłości i zaufania drugiego człowieka. Odkrywają miłość i zaufanie do samego siebie. Przed Anią, główną bohaterką powieści, niejeden sprawdzian – z miłości i zaufania właśnie.

Podobno człowiek dowiaduje się o samym sobie w sytuacjach ekstremalnych. W chwilach, gdy ziemia osuwa się spod nóg, a świat wydaje się kończyć. Ania, absolwentka psychologii, nie miała łatwego startu w dorosłość i złośliwi mogliby powiedzieć, że to ona powinna dniami i nocami siedzieć na kozetce. W wyniku wypadku samochodowego straciła mamę – symbol miłości i bezpieczeństwa. Wskutek tych wydarzeń traci kontakt z bratem i ojcem, a jej jedyną rodziną zostają ciotka Mania i przyjaciel Daniel. Ania ukojenie znajduje w pracy poradni, podczas pomocy w fundacji i szpitalu, a także zespole, który jako nastolatka założyła z kolegami. Uwodzi głosem, czaruje oczami, ale, jak sama przyznaje, wciąż pozostaje kobietą poszukującą, która samotnie zmaga się z wyzwaniami życia. Do czasu…

Wskutek pochopnej decyzji współlokatorki Ania zostaje bez dachu nad głową. Nie chce jednak korzystać z uprzejmości Daniela i postanawia zamieszkać z Zosią – kobietą w wieku jej mamy, którą poznała w przyszpitalnym wolontariacie. Zosia jest gospodynią w pięknej willi w ekskluzywnej części stolicy. Prowadzi dom zamożnego małżeństwa, które swoją posiadłość traktuje właściwie jak hotel. Najczęściej w rezydencji bywa Michał, syn Gebertów. To młody mężczyzna, który już dawno wyczerpał limit życiowych błędów i upadków, z których nie potrafi się podnieść. Tracąc zaufanie do samego siebie, niebezpiecznie zbliża się do dna.

Ania. Michał. Ania i Michał. Czy dwoje tak różnych ludzi będzie potrafiło iść przez życie razem? Czy wzajemnie uratują się przed upadkami? Co zrobią w sytuacji, gdy upomni się o nich przeszłość? Serce to nie sługa – nie zawsze postępuje zgodnie z rozumem i potrafi pokochać człowieka, który niszczy samego siebie i kochające serce…

W historii Ani Janowskiej ważna jest nie tylko relacja damsko-męska. Wypadek i śmierć matki na zawsze zmieniły więzi bohaterki z ojcem i bratem. Niełatwo odbudować je po latach rozłąki, wzajemnych oskarżeń i życiu w gorzkim poczuciu osamotnienia. Czy to w ogóle możliwe? Kto powinien pierwszy wyciągnąć rękę? Ania stoi przed naprawdę trudnymi decyzjami, które zaważą na losie całej jej rodziny.

Miłość ma twoje imię to powieść utkana z emocji. Opisuje różne odcienie miłości – tej trudnej i tej młodzieńczej. Matczynej i ojcowskiej. Kobiety po przejściach i mężczyzny z przeszłością. Historia Ani daje nadzieję i pomaga uwierzyć w to, że nie warto się poddawać. Autorka tka niebanalną historię niespiesznie. Dba o każdy, najmniejszy detal. Zaprasza czytelnika na prawdziwą językową ucztę. Wspomniane już emocje trwa zarówno potoczną, jak i wyszukaną polszczyzną. Nie boi się porównań, podniosłych metafor. Wiem, że niektórych poetyckie wręcz dialogi lub przemyślenia postaci drażnią. Mnie cieszą i inspirują. Ta powieść pachnie lawendą – nie tylko dzięki niespodziance w paczce od Ilony. Świeci wiosennym słońcem i otula letnim wietrzykiem. Wzrusza i koi. To idealna propozycja dla romantyczek poszukujących.

Miłość ma wiele odcieni. I konkretne imiona. Jakie imię nosi miłość Ani? Michał? Daniel? A może Robert? Mężczyzn w świecie głównej bohaterki (narratorki zarazem) nie brakuje. Który okaże się jej odnalezionym skarbem? Perłą i wyzwaniem zarazem? Przekonajcie się, sięgając po tę powieść. Gorąco (nie tylko ze względu na pogodę za oknem) polecam!

www.dropsksiazkowy.blogspot.com

Ilona Gołębiewska – autorka bestsellerowej trylogii, której akcja rozgrywa się w starym pniewskim domu, tym razem zabiera czytelników do Warszawy. Do miasta, w którym ludzie nierzadko szukają samych siebie. A przede wszystkim szukają miłości i zaufania drugiego człowieka. Odkrywają miłość i zaufanie do samego siebie. Przed Anią, główną bohaterką powieści, niejeden...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

I Wydawnictwo, i bohater są bardzo pewni siebie. Do pięknie zapakowanego egzemplarza recenzenckiego był dołączony list oraz bransoletka z wygrawerowanym napisem #pokochaszmnie. Twórca biżuterii i spec od PR nie pomylili się. Pokochałam Falco całym sercem.

Lorenzo Falco jest bardzo pewny siebie – to już wiadomo. Po części to pewnie wynik jego pracy. Pracuje w służbach specjalnych w niespokojnych czasach. W Hiszpanii, w latach 30. XX wieku trwa bowiem wojna domowa. Wojna, w której nie ma zwycięzców. Czy są przegrani? Tak, ale Falco do nich nie należy. Ma za sobą burzliwą przeszłość, jednak dzięki wsparciu i wierze pewnej osoby trafił do grona elity. Najlepszych z najlepszych. Mężczyzn, którzy sami muszą walczyć przeciwko wszystkim. Lubi alkohol, kocha papierosy i szaleje za pięknymi kobietami. Jest wierny swojej pracy i panującym w niej pozornym regułom. Choć niebawem skończy czterdzieści lat, wciąż ma wzrok grzecznego chłopczyka, któremu coś poszło źle w szkole. Mieszanka wybuchowa? Oj tak! Nie dziwię się, że na świecie sprzedano ponad pół miliona egzemplarzy tej powieści.

Falco to powieść z gatunku przygodowych. Są w niej elementy historii, ale to nie jest dokument lub książka naukowa! Niektóre z wydarzeń sprzed niemal 100 lat zostały zmodyfikowane zgodnie z zasadami fikcji literackiej, o czym autor uprzedza na samym początku. Główny bohater uwikłany jest w szpiegowską intrygę. Czytelnik poznaje świat służb, które działają na granicy lub całkowicie poza prawem. Da interesów społeczeństwa a częściej, niestety, swoich zwierzchników. I Falco, i drugoplanowe postaci muszą dokonywać trudnych wyborów. Jeden zły krok może skutkować śmiercią.

Historia przedstawiana jest przez narratora wszechwiedzącego. Trzeciosobowa narracja doskonale uzupełnia dialogi. Akcja przyspiesza z rozdziału na rozdział. To zdecydowanie powieść przygodowa. Autor mniej miejsca poświęca opisom uczuć (choć tych też nie brakuje) na rzecz opisów historii, miejsca czy przebiegu akcji. Cieszę się, że Arturo Perez-Reverte stopniowo przybliża sylwetki bohaterów. Strona po stronie odkrywa nie tylko układanki tej skomplikowanej intrygi, ale i właśnie postaci. Co ważne, nie podaje wszystkiego na tacy. Czytelnik musi wyciągnąć wnioski lub sam dopowiedzieć sobie pewne szczegóły.

Piękne kobiety, niebezpieczni mężczyźni. Żądza miłości i władzy. Gra na śmierć i życie. Polecam Wam tę powieść, a sama z niecierpliwością już oczekuję na premierę drugiej części serii. Dlaczego książka będzie nosić tytuł Eva? Przekonajcie się, sięgając po Falco!

www.dropsksiazkowy.blogspot.com

I Wydawnictwo, i bohater są bardzo pewni siebie. Do pięknie zapakowanego egzemplarza recenzenckiego był dołączony list oraz bransoletka z wygrawerowanym napisem #pokochaszmnie. Twórca biżuterii i spec od PR nie pomylili się. Pokochałam Falco całym sercem.

Lorenzo Falco jest bardzo pewny siebie – to już wiadomo. Po części to pewnie wynik jego pracy. Pracuje w służbach...

więcej Pokaż mimo to