rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz
Okładka książki Prezydent. Aleksander Kwaśniewski w rozmowie z Aleksandrem Kaczorowskim Aleksander Kaczorowski, Aleksander Kwaśniewski
Ocena 7,6
Prezydent. Ale... Aleksander Kaczorow...

Na półkach:

Anegdoty, kulisy polityki i najważniejszych dla Polski wydarzeń kilkudziesięciu ostatnich lat. Wiele ciekawych, ale i trudnych historii. Bardzo interesujący i przyjemny do czytania wywiad-rzeka! Są też zdjęcia z prywatnych zbiorów Prezydenta. Sporo autopromocji i samouwielbienia, ale takie to już prawo wyróżniających się i ponadprzeciętnie inteligentnych jednostek 🙄 (...)

https://www.linkedin.com/posts/ancygier_prezydent-aleksander-kwa%C5%9Bniewski-w-rozmowie-activity-7162066374301892608-kjqp/

Anegdoty, kulisy polityki i najważniejszych dla Polski wydarzeń kilkudziesięciu ostatnich lat. Wiele ciekawych, ale i trudnych historii. Bardzo interesujący i przyjemny do czytania wywiad-rzeka! Są też zdjęcia z prywatnych zbiorów Prezydenta. Sporo autopromocji i samouwielbienia, ale takie to już prawo wyróżniających się i ponadprzeciętnie inteligentnych jednostek 🙄...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Fajny pomysł - wykonanie męczące straszliwie.

Fajny pomysł - wykonanie męczące straszliwie.

Pokaż mimo to

Okładka książki Nagroda im. Janusza A. Zajdla 2022. Antologia utworów nominowanych za rok 2021 Michał Cholewa, Anna Kańtoch, Marta Kisiel, Olga Niziołek, Katarzyna Podstawek
Ocena 6,4
Nagroda im. Ja... Michał Cholewa, Ann...

Na półkach:

"Dwie osoby wchodzą do windy" zdecydowanie najlepsze, pozostałe były sporym zawodem.

"Dwie osoby wchodzą do windy" zdecydowanie najlepsze, pozostałe były sporym zawodem.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Straszna nuda...

Straszna nuda...

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Ciężka, bardzo ciężka... Tylko dla prawdziwych fanów Lema.

Ciężka, bardzo ciężka... Tylko dla prawdziwych fanów Lema.

Pokaż mimo to


Na półkach:

„Zaginione skarby Mistrza”[1]. Tak zachęca nas wydawca do zapoznania się z najnowszą książką Jarosława Grzędowicza. Ja po przeczytaniu jego dwóch czy trzech książek fanem „Mistrza” się nie stałem – raczej traktowałem go jako jednego z najpopularniejszych autorów polskiej fantastyki, który niespecjalnie wpasował się w moje gusta (włącznie z kultową dla wielu serią „Pan Lodowego Ogrodu”) – ale takie postawienie sprawy zaintrygowało mnie nieco.

Czym zatem konkretnie jest „Azyl”? Zbiorem opowiadań. Ale nie kolejną kompilacją (po wydanych wiele lat wcześniej „Księdze jesiennych demonów” i „Wypychaczu zwierząt”), tylko powrotem do przeszłości. Są to utwory archiwalne, często nigdy wcześniej niepublikowane, a nawet, jeśli wierzyć autorowi, zaginione w otchłaniach szuflad.

„Są moje. Kiedyś je napisałem, a potem trafiły na listę zaginionych. Ale skoro już się znalazły, chcę dać im okładki. Ich własne. Opowiadania nie powinny ginąć. Nawet te stare. Napisałem je. Niech więc żyją dalej”[2].

Rzeczonych opowiadań jest dziewięć i pochodzą z lat 1982-2009. Jak widać, szeroki zakres czasowy, ale to właśnie największa zaleta tego zbioru. Pierwsze dwa teksty, niemal debiutanckie, zostały napisane przez nastolatka, a ostatnie – przez dojrzałego, ukształtowanego już pisarza. Co ciekawe. Grzędowicz zaręcza, że w zasadzie nie poprawiał i nie ulepszał swoich „skarbów”, przygotowując je do tej publikacji. Mamy zatem żywy obraz ewolucji pióra, kunsztu oraz obszarów zainteresowań
i fascynacji tematycznych autora. Wydawałoby się, że skoro to zbiór, można czytać poszczególne utwory w dowolnej kolejności. W tym przypadku jednak zdecydowanie odradzam! Opowiadania ułożone są w kolejności powstawania, co pozwala śledzić rozwój warsztatowy pisarza. Dodatkowo każde zakończone jest komentarzem zawierającym refleksję autora o poruszanej problematyce, wizji świata, wykorzystanej formie czy też informację, dlaczego nigdy później nie poszedł dalej w danym kierunku (lub wręcz przeciwnie).

Ale do rzeczy – o czym są te teksty? Nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Nie można nawet powiedzieć wprost, że należą do gatunku fantasy, bo tak przecież Grzędowicz jest szufladkowany. Mamy tu do czynienia z przenikaniem się fantastyki, science fiction, cyberpunku, czarnego humoru, antyutopii i nawet teologii. Zaczynamy od przeniesienia się w przyszłość – realistyczną, ale gorzką i trudną dla ludzkości. Moment później jesteśmy w alternatywnym świecie, który łączy w sobie elementy wysoce zaawansowanej technologii i fantasy (czyżby zaczątek Midgaardu z „Pana Lodowego Ogrodu”?). Chwila oddechu i trafiamy do świata ogarniętego plagą szczurów. A za rogiem czai się już utwór-sztuczka, czyli dzień powszedni w totalitarnej rzeczywistości, ukryty przed okiem cenzorów PRL-u. Następnie zahaczamy o kosmos czy uniwersum cyberpunkowe. I tak dalej – do wyboru, do koloru.

Czyta się lekko i przyjemnie, jednak „efektu wow” nie ma. Na wyróżnienie zdecydowanie zasługuje „Śmierć szczurołapa”, ale oczywiście to bardzo subiektywny wybór. Po lekturze nadal nie uważam Grzędowicza za „Mistrza”, natomiast jego fanom „Azyl” zdecydowanie polecam. Dla nich będzie to z całą pewnością niesłychanie wciągająca podróż do wnętrza światów wykreowanych przez tego autora, a także studium rozwoju jego pisarskiej kariery, mogący ukazać detale innych powieści w nowym świetle.

[1] Jarosław Grzędowicz, „Azyl”, wyd. Fabryka Słów, 2017; nota wydawcy (tekst dostępny m.in. na stronie wydawnictwa: fabrykaslow.com.pl).
[2] Tamże.

---

Recenzja została opublikowana 05.01.2018 r. w serwisie BiblioNETka (https://www.biblionetka.pl/art.aspx?id=1045394).

„Zaginione skarby Mistrza”[1]. Tak zachęca nas wydawca do zapoznania się z najnowszą książką Jarosława Grzędowicza. Ja po przeczytaniu jego dwóch czy trzech książek fanem „Mistrza” się nie stałem – raczej traktowałem go jako jednego z najpopularniejszych autorów polskiej fantastyki, który niespecjalnie wpasował się w moje gusta (włącznie z kultową dla wielu serią „Pan...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Poruszona tematyka niezwykle ciekawa, ale książka zbytnio rozwleczona i po pewnym czasie staje się ciężka i męcząca. Aczkolwiek wielki szacunek dla autorki za wkład pracy, bo ilości przypisów nie powstydziłaby się dobra pozycja stricte naukowa.

Poruszona tematyka niezwykle ciekawa, ale książka zbytnio rozwleczona i po pewnym czasie staje się ciężka i męcząca. Aczkolwiek wielki szacunek dla autorki za wkład pracy, bo ilości przypisów nie powstydziłaby się dobra pozycja stricte naukowa.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Trochę "Fallouta", "Marsjanina", "Seksmisji", "Powrotu do prze/przyszłości"... Z dodatkiem historii miłosnej... Zapytuję się: dlaczego tak krótko i gdzie jest kontynuacja?

Trochę "Fallouta", "Marsjanina", "Seksmisji", "Powrotu do prze/przyszłości"... Z dodatkiem historii miłosnej... Zapytuję się: dlaczego tak krótko i gdzie jest kontynuacja?

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Do tej pory najsłabsza część cyklu.

Do tej pory najsłabsza część cyklu.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Bardzo nierówno... Spokojnie można było ze wszystkich opowiadań zostawić połowę najlepszych z nich i pewnie ocena byłaby min. 2 punkty wyższa.

Bardzo nierówno... Spokojnie można było ze wszystkich opowiadań zostawić połowę najlepszych z nich i pewnie ocena byłaby min. 2 punkty wyższa.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Nie za bardzo rozumiem "wielkość" tej pozycji... Z trudem przeczytałem połowę (dalej nie było sensu kontynuować, bo najzwyczajniej w świecie nie byłem ciekawy co spotka mnie na następnej stronie) i tylko momentami potrafiła mnie rozbawić czy wywołać jakiekolwiek inne pozytywne emocje. Zamysł autora w prowadzeniu akcji, styl pisania i poczucie humoru są OK, ale gdyby to była 80-stronicowa historyjka, a nie długa powieść bazująca na wciąż powtarzających się żartach.

Nie za bardzo rozumiem "wielkość" tej pozycji... Z trudem przeczytałem połowę (dalej nie było sensu kontynuować, bo najzwyczajniej w świecie nie byłem ciekawy co spotka mnie na następnej stronie) i tylko momentami potrafiła mnie rozbawić czy wywołać jakiekolwiek inne pozytywne emocje. Zamysł autora w prowadzeniu akcji, styl pisania i poczucie humoru są OK, ale gdyby to była...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Przybysz", czyli tramwajowe czytadło dumnie nazwane thrillerem

Zanim zabrałem się za czytanie, sprawdziłem w internecie, kim jest Hilary Norman. Niestety, dowiedziałem się, że "Przybysz" jest już trzecią z kolei historią o detektywie policji w Miami - Samie Beckecie. Niezbyt mi się to spodobało, bo istniało ryzyko, że mogę dołączyć do bohaterów w samym środku akcji i nie mieć zielonego pojęcia, o czym mówią. Trudno, zdarza się i tak.

Szczęśliwie okazało się, że historia jest zupełnie nowa, więc ze spokojem zagłębiałem się w kolejne rozdziały. Akcja rozpoczyna się znalezieniem przez policję dryfującej łódki, a w niej - zwłok mężczyzny. Ciało jest zmasakrowane i dodatkowo oblane chemikaliami, które w zasadzie uniemożliwiają identyfikację ofiary. Do sprawy przydzieleni zostają detektywi Becket i Martinez. Na ich szczęście naocznym świadkiem tego morderstwa jest bezdomna starsza pani (Mildred), którą detektywi bardzo dobrze znają.

W tym samym czasie jesteśmy świadkami drugiej, równolegle toczącej się historii. W domu Sama Becketa pojawia się siostra jego żony - Claudia. Ma pewne problemy, o których na początku nie chce wiele mówić. Z czasem zdradza, że miała romans i ktoś szantażuje ją zdjęciami robionymi z ukrycia. Ma to pewien związek ze wspólną przeszłością obu sióstr...

Książkę czyta się lekko, przyjemnie i to jest jej jedyna mocna strona. Sama historia wydaje mi się dość banalna i przewidywalna, a dialogi postaci często irytują. A propos dialogów... Chcecie się dowiedzieć, ile razy w jednej książce bohaterowie mogą odpowiedzieć na pytanie "wzruszając ramionami"? Przeczytajcie "Przybysza".

Kolejną słabą stroną książki są rozmowy nawiązujące do poprzednich części cyklu. Bohaterowie kilkakrotnie wspominają jakieś wydarzenia w taki sposób, że czułem, iż omija mnie coś ważnego, choć chwilę wcześniej byłem przecież w samym środku akcji. Dziwne podejście autorki - albo wprowadza się czytelnika w pewne historie, albo nie nawiązuje się do nich w ogóle.

"Przybysz", czyli tramwajowe czytadło dumnie nazwane thrillerem

Zanim zabrałem się za czytanie, sprawdziłem w internecie, kim jest Hilary Norman. Niestety, dowiedziałem się, że "Przybysz" jest już trzecią z kolei historią o detektywie policji w Miami - Samie Beckecie. Niezbyt mi się to spodobało, bo istniało ryzyko, że mogę dołączyć do bohaterów w samym środku akcji i nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Przede wszystkim książka jest bardzo nierówna. Są momenty, że atmosfera i klimat budowane są całkiem przyzwoicie, ale napotykamy na przykład całkowicie nierealistyczne albo po prostu głupie rozwiązanie danego wątku i cała magia pryska. To samo tyczy się przeskoków pomiędzy różnymi scenami - raz fajnie buduje to odpowiednie napięcie, a innym wprowadza chaos i zagubienie czytelnika.

Wykreowani bohaterowie na początku sprawiają wrażenie ciekawych i interesujących "tworów", ale z czasem wszyscy stają się płytcy i bezbarwni. Jakby autorowi zabrakło pomysłów albo chęci. Natomiast nie można tego zarzucić sposobom ukazania samej Łodzi. Opisy dymiących kominów fabryk, podejrzanych ciemnych uliczek i zaułków, ubiorów mieszkańców, wystroju mieszkań czy nawet specyficzne słownictwo w dialogach - dosłownie przenoszą nas do XIX wieku. Jest to zdecydowanie najmocniejsza strona tej książki!

W fabułę wplecione są też elementy mitologii greckiej (choćby sam tytuł czy np. dzieci porywane przez okno, pod którym pozostaje kosmyk włosów, nasuwa skojarzenia z Tanatosem - greckim bogiem śmierci), co dość ciekawie komponuje się z całością.

Nie jest to jeszcze najwyższa półka kryminału, ale zdecydowanie autor jest na dobrej drodze. Ciekawe co zaprezentuje w drugiej części serii "Pozdrowienia z Londynu", nad którą już pracuje.

Ciekawostką jest okładka, która graficznie jest bardzo klimatyczna, a w dodatku ma interesującą chropowatą fakturę.

Przede wszystkim książka jest bardzo nierówna. Są momenty, że atmosfera i klimat budowane są całkiem przyzwoicie, ale napotykamy na przykład całkowicie nierealistyczne albo po prostu głupie rozwiązanie danego wątku i cała magia pryska. To samo tyczy się przeskoków pomiędzy różnymi scenami - raz fajnie buduje to odpowiednie napięcie, a innym wprowadza chaos i zagubienie...

więcej Pokaż mimo to