-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać189
-
Artykuły„Nieobliczalna” – widzieliśmy film na podstawie książki Magdy Stachuli. Gwiazdy w obsadzieEwa Cieślik3
-
Artykuły„Historia sztuki bez mężczyzn”, czyli mikrokosmos świata. Katy Hessel kwestionuje kanonEwa Cieślik11
-
ArtykułyMamy dla was książki. Wygraj egzemplarz „Zaginionego sztetla” Maxa GrossaLubimyCzytać2
Biblioteczka
2013-07-15
2013-04-11
Znalazłam w tej książce wiele pożytecznych porad odnośnie motywacji, takich o ktorych jeszcze nie słyszałam, a które warto wprowadzić. Dobrze, że jest wyraźny podział - sposób 1, 2, 3 i tak dalej, nie ma chaosu, długiego wertowania całych stron w poszukiwaniu interesującego fragmentu.
Nie lubię jednak, kiedy robi się mnie w jajo. Na sto jeden sposobów znaczy na sto jeden sposobów. A ja czuję się jak klientka w sklepie, w którym ekspedientka waży mi ogórki razem z wodą. Kilka "sposobów" jest wyraźnie napisanych na siłę i autorka chyba sama nie wiedziała, o co jej chodzi. Jeszcze inne nie dotyczą stricte motywacji, ale rzeczy, które może w jakiś tam "pośrednio pośredni" sposób się z nią wiążą, jak dbałość o zdrowie i kondycję fizyczną.
A już całkiem chciało mi się śmiać w reakcji na iście sprytny zabieg pt. rozbiję ostatni sposób na dziesięć części, żeby dobić do tej setki (chodziło o wystrój pomieszczenia - sposób 91 - "trochę zieleni", sposób 92 - "rozjaśniamy wnętrze", sposób 93 - "półki), a ostatni będzie po prostu podsumowaniem całości.
Nie lepiej było zamiast tego napisać książkę pt. "Automotywacja na 65 sposobów"? Albo 58? Nie trzeba by jej wtedy tak rozcieńczać.
Znalazłam w tej książce wiele pożytecznych porad odnośnie motywacji, takich o ktorych jeszcze nie słyszałam, a które warto wprowadzić. Dobrze, że jest wyraźny podział - sposób 1, 2, 3 i tak dalej, nie ma chaosu, długiego wertowania całych stron w poszukiwaniu interesującego fragmentu.
Nie lubię jednak, kiedy robi się mnie w jajo. Na sto jeden sposobów znaczy na sto jeden...
Moje doświadczenia z dotychczasowymi pozycjami tej serii są nad wyraz pozytywne. Tutaj jednak zachwyty się kończą, a zaczyna znudzenie i irytacja.
To, co od razu rzuca się w oczy, to to, że nie ma podziału na wątki - jeśli ktoś chciałby ewentualnie do jakiegoś wrócić, to miałby z tym trochę zachodu. Jednym słowem takie "mydło i powidło", kosz różności, z którego musisz wyławiać interesujące cię kwestie. Rozumiem, że drukowany zapis rozmów mailowych wymusza taką, a nie inną formę, ale można się było chociaż postarać o indeks na końcu, tak jak to miało miejsce chociażby "W dżungli życia".
Ale wróćmy do samej treści. Otóż poznajemy tu Monikę - dziewczynę zmagającą się z zaburzeniami odżywiania związanymi z niskim poczuciem własnej wartości. Myślę sobie - "fajnie, taka mała odmiana - wiem już, jak powinna sobie poukładać myślenie osoba o kiepskiej samoocenie - teraz dowiem się, co dzieje się w głowie takiej osoby, co spowodowało u niej takie nastawienie do siebie, jak krok po kroku to zmienia. I zbiorę kolejną garść pożytecznych porad, z których słynie pani Beata.
Na początku byłam sumiennym czytelnikiem, który nie omija żadnego zdania, po czym gdzieś około setki nastąpiło (dosłowne) zmęczenie materiału i zaczęłam swoje zasady łamać, skacząc po tekście. W końcu nawet to sobie odpuściłam i zwracałam już tylko uwagę na odpowiedzi autorki.
Monika, którą początkowo rozumiałam, bo sama kiedyś przechodziłam przez to, co ona (pomijając anoreksję i bulimię), szybko zaczęła mnie męczyć i irytować. W pewnym momencie doszłam wręcz do wniosku, że tę dziewczynę nic, tylko przełożyć przez kolano i dać porządnego klapsa w tyłek, żeby wreszcie się ocknęła. Mieliła te swoje problemy i mieliła, w międzyczasie wpuszczając cenne rady Pawlikowskiej jednym uchem, a wypuszczając drugim, coś tam plotąc że "wie, jak to jest", że "to powinno być tak i tak" - skoro dobrze to wiedziała i ktoś jej to dodatkowo potwierdzał, to czemu nie postępowała w ten sposób??? Uwiesiła się tej biednej Beacie na ramieniu i tak ją non stop zamęczała. Tamta jej już sama w pewnym momencie zwróciła uwagę, że może za bardzo się nad sobą roztrząsa, że może warto byłoby spożytkować tę energię na coś pożytecznego, zainteresować się kimś innym, przyjść z pomocą, spróbować zrobić coś dobrego dla świata.
Po X stronach Monika doznaje olśnienia - już wie, co powinna zrobić, by ulepszyć świat - ... podrasować własną osobę. No tak, zostań na swoim podwórku, za chwilę powiesz, że jednak tego nie potrafisz i znów będziesz rozpisywać się w temacie swoich wewnętrznych rozterek.
Podsumowując - tylko dla wytrwałych i tych, którzy przeczytali pozostałe książki "W dżungli...". Jak ktoś zacznie od tej i zniechęci się przez to do nich, zdecydowanie coś go ominie... W tamtych pozycjach znajdziecie bowiem całą masę świetnych porad i przemyśleń, już bez Moniki:)
Moje doświadczenia z dotychczasowymi pozycjami tej serii są nad wyraz pozytywne. Tutaj jednak zachwyty się kończą, a zaczyna znudzenie i irytacja.
To, co od razu rzuca się w oczy, to to, że nie ma podziału na wątki - jeśli ktoś chciałby ewentualnie do jakiegoś wrócić, to miałby z tym trochę zachodu. Jednym słowem takie "mydło i powidło", kosz różności, z którego musisz...
2013-01-29
Książka jest rewelacyjna. Czytając ją, człowiek nie może się oderwać - ciekawy, co będzie dalej, pochłania kolejną stronę, i jeszcze kolejną... chociaż czajnik gwiżdże, dzwonek dzwoni, a pęcherz zaraz eksploduje.
Autorka porusza tu temat przemocy - tego rodzaju przemocy, której skutków nie trzeba pokrywać grubą warstwą podkładu, niewidocznej gołym i przede wszystkim ślepo zakochanym okiem - temat przemocy psychicznej.
Zachowanie Norberta już od samego początku powinno zaniepokoić Natalię. Nowo poznanej sympatii nie deklarujemy przecież prawie na dzień dobry, że jest całym naszym światem, że będziemy z nią już zawsze, że wariujemy z miłości do niej. A to właśnie robi Norbert - w szybkim tempie osacza dziewczynę, chce zagarnąć cały jej wolny czas, nastawia ją przeciwko rodzinie i znajomym. Niektóre jego zachowania są wręcz groteskowe, kiedy to na przykład oskarża Natalię że "lepi się do tej olbrzymki", mając na myśli jej koleżankę.
Mimo to dziewczyna nadal pozostaje ślepa na wszelkie niepokojące sygnały. Zdarzają się co prawda przebłyski pt. "Coś mi tu chyba nie pasuje", jednak już po chwili cała ta "trzeźwość" idzie w zapomnienie, kiedy Norbert się przed nią korzy i dokonuje samobiczowania, wytykając sobie wszystko, co złe i dziwiąc się, jak ona może z takim kimś wytrzymywać.
Natalia zaczyna się nad nim litować, po czym dochodzi do wniosku, że on przecież taki "kochany", tak się zawsze przytulają, tak im dobrze, co na powrót mydli jej oczy.
Wyczytałam niedawno w jednej książce, że kobiety łatwo wpadają w pułapkę facetów "gorąco-zimnych", tych którzy na początku są czułymi partnerami, a później pokazują swoją ciemną stronę, a my nie wiemy, dlaczego. Co takiego się stało? co takiego mu powiedziałam? Może miał zły dzień?
Najczęściej są to powtarzające się cykle "dobre chwile - złe chwile". Kiedy przychodzą te złe, tłumaczymy "ciemną stronę" mężczyzny, jego "jasną stroną" - przecież jest nam razem dobrze, przecież na co dzień jest cudownym partnerem...
Musimy jednak uświadomić sobie, że kiedy jest źle, to on właśnie pokazuje swoją prawdziwą twarz, nie wtedy, kiedy jest dobrze - wtedy jedynie nami manipuluje, chce coś od nas uzyskać, uzależnić od siebie.
Szkoda, że główna bohaterka odczytuje to prawo w odwrotny sposób. Przyznam, że wkurzałam się, czytając o wybrykach Norberta, nie mogłam się nadziwić, że ona naprawdę nie pojmowała prawdy o nim, nie widziała, jak paskudnie się wobec niej zachowuje. Dziewczyna, która wydawałoby się, ma swój rozum. Zastanawiałam się, czy miłość, zakochanie potrafią w aż takim stopniu zaślepić daną osobę, że ta nie widzi absolutnie żadnych przejawów toksycznej miłości.
Ale w końcu po to właśnie ta książka powstała - żebyśmy trochę popsioczyły na bohaterkę, jednocześnie wyciągając cenne wnioski dla siebie i nie wikłały się w przyszłości w związek taki, jaki ona stworzyła z Norbertem.
Książka jest rewelacyjna. Czytając ją, człowiek nie może się oderwać - ciekawy, co będzie dalej, pochłania kolejną stronę, i jeszcze kolejną... chociaż czajnik gwiżdże, dzwonek dzwoni, a pęcherz zaraz eksploduje.
Autorka porusza tu temat przemocy - tego rodzaju przemocy, której skutków nie trzeba pokrywać grubą warstwą podkładu, niewidocznej gołym i przede wszystkim ślepo...
2012-12-20
Książkę czytało mi się dość przyjemnie, aczkolwiek nie znalazłam w niej tego, czego szukałam. Kwestia nieposiadania dziecka jest tu zaledwie "liźnięta", powody, dla których główna bohaterka nie chce ich mieć są zbyt ogólnikowe, bez podania rozwinięcia, ogólnie mam odczucie, że był to jedynie pretekst do opisania kolejnej z wielu historii związku.
Wyraźnie zresztą widać, że kiedy mąż od niej odchodzi, "dziecioodporność" schodzi na drugi plan i zaczyna chodzić już tylko o faceta - o tęsknotę, zastanawianie się, czy wróci, układanie sobie ewentualnego życia bez niego. W końcu tyle powstało już książek o miłości, że trzeba było wymyślić coś nowego, co poróżni dwoje ludzi.
Skoro tak, należało wymyślić inny tytuł, ewentualnie opis z tyłu książki, który nie wprowadzałby w błąd tych czytelniczek, które dosłownie je interpretują.
Książkę czytało mi się dość przyjemnie, aczkolwiek nie znalazłam w niej tego, czego szukałam. Kwestia nieposiadania dziecka jest tu zaledwie "liźnięta", powody, dla których główna bohaterka nie chce ich mieć są zbyt ogólnikowe, bez podania rozwinięcia, ogólnie mam odczucie, że był to jedynie pretekst do opisania kolejnej z wielu historii związku.
Wyraźnie zresztą widać, że...
2013-01-18
Po "książkę" tę sięgnęłam jedynie po to, żeby dowiedzieć się, o co tyle krzyku. Przekonałam się, że on nic, chyba że ktoś wmówi sobie, że jest inaczej. Albo tak bardzo podatny jest na zabiegi marketingowców.
Swoją drogą, jak bardzo złe zdanie na temat naszego gustu i poziomu inteligencji muszą mieć ci ostatni, wciskając nam taki szajs?!
I czy w epoce silnych kobiet, które trzymają facetów w szachu, nadal będziemy zachwycać się historią, w której ona, nieśmiała dziewica, totalnie nieatrakcyjna, naiwna jak jeleń, poznaje Pana Idealnego, "młodego boga", przytaczając opis Edzia ze "Zmierzchu", a on raczy się nią zainteresować, po czym w kolejnych opasłych tomiskach będzie dla niej źródłem nieziemskich przeżyć, których gdyby nie on, nigdy by nie doświadczyła?? A przy tym wciąż będzie nie na tyle zaspokojona, żeby przestać snuć te swoje kretyńskie przemyślenia??
Nie znoszę książek, w których stawia się faceta na piedestale, a jego partnerka ma mentalność gimnazjalistki i jest tak w niego zapatrzona i tak go idealizuje, że aż mdli.
Tutaj niestety mamy to wszystko.
Język i przemyślenia głównej bohaterki żenujące.Doprowadzały mnie do ostateczności zwroty typu: "moja wewnętrzna bogini", "rozpadam się na milion kawałków", "O święty Barnabo!", "O nie, znów jest na mnie zły...".
Denerwowało mnie to, że ten facet łaził za nią jak cień. Nawet gdy poleciała do matki, on też oczywiście musiał się tam pojawić, chociaż potrzebny jej tam był jak umarłemu kadzidło.
O przepraszam najmocniej - przecież pojawił się tam po to, żeby dobrać się do jej "kobiecości" :P
Czytając opisy scen erotycznych, równie dobrze mogłabym być kawałkiem drewna - w żaden sposób na mnie nie działały.
Banalne, ubogie językowo, miejscami śmieszne, z jednej strony autorka bała się nazwać pewne rzeczy po imieniu (czytaj: penis, wagina), z drugiej strony wplatała w nie takie "perełki", jak ten słynny motyw z tamponem, który był totalnym przegięciem pały.
Trochę też tam zalatywało klimatami science - fiction. Jeszcze kilka minut temu dziewica, teraz biegła w sztuce przeżywania wielokrotnych orgazmów. Tyle na ten temat książek, artykułów w gazetach, a tu proszę. Tylko pogratulować jej "wewnętrznej bogini", bo to pewnie jej zasługa, że Anastacia (swoją drogą, imię równie irytujące jak sama postać)ledwo się "wypełni" jego "męskością", a już zostaje z niej tych słynnych "milion kawałeczków".
Swoją drogą ten cały Boski Christian był ponoć takim wyrafinowanym kochankiem, a jakoś nie zrobił jej minetki:) Taka drobna uwaga, godna rozważenia:P
p.s. Niezmiernie cieszy mnie to, że nie sięgnęłam po wersję drukowaną, tylko po audiobooka wypożyczonego w bibliotece, którego słuchałam podczas mycia garów i innych tego typu zajęć. Dzięki temu, że nie przeznaczyłam na to "dzieło" osobnego czasu, nie mam jakiegoś większego poczucia straty:)
Po "książkę" tę sięgnęłam jedynie po to, żeby dowiedzieć się, o co tyle krzyku. Przekonałam się, że on nic, chyba że ktoś wmówi sobie, że jest inaczej. Albo tak bardzo podatny jest na zabiegi marketingowców.
Swoją drogą, jak bardzo złe zdanie na temat naszego gustu i poziomu inteligencji muszą mieć ci ostatni, wciskając nam taki szajs?!
I czy w epoce silnych kobiet, które...
Przeczytałam opis na okładce i zapowiadało się ciekawie. Przeczytałam pierwszych kilkadziesiąt stron i już tak ciekawie nie było. Zabita matka leży, leży i leży... i leży i leży i leży, a bohaterka przynudza nas swoimi wspomnieniami z dzieciństwa. Akcja wlecze się jak niedzielny kierowca, a mnie coraz mniej ciekawi, jak to wszystko się skończy.
Nie wiem, jakim cudem u mnie w bibliotece pozycja ta znalazła się w dziale "sensacja".
Przeczytałam opis na okładce i zapowiadało się ciekawie. Przeczytałam pierwszych kilkadziesiąt stron i już tak ciekawie nie było. Zabita matka leży, leży i leży... i leży i leży i leży, a bohaterka przynudza nas swoimi wspomnieniami z dzieciństwa. Akcja wlecze się jak niedzielny kierowca, a mnie coraz mniej ciekawi, jak to wszystko się skończy.
Nie wiem, jakim cudem u mnie...
2012-08-26
Książka napisana lekko i z przymrużeniem oka. Bez zbędnych opisów, zawiłości, roztrząsania różnych spraw. Dowcipna, ale nie na siłę. Optymistyczna, sprzyjająca odprężeniu i nabrania dystansu do otaczającej nas rzeczywistości, problemów i kompleksów, jakie często w sobie nosimy.
Polecam.
Książka napisana lekko i z przymrużeniem oka. Bez zbędnych opisów, zawiłości, roztrząsania różnych spraw. Dowcipna, ale nie na siłę. Optymistyczna, sprzyjająca odprężeniu i nabrania dystansu do otaczającej nas rzeczywistości, problemów i kompleksów, jakie często w sobie nosimy.
Polecam.
2012-08-25
Chętnie sięgam po tę książkę, nie tyle jeśli chodzi o toczącą się w niej akcję, ile o narrację. Świat widziany oczami nastolatki, o którą ostatnie, co mogłabym posądzić, to infantylizm i naiwność. Książka dla młodych i dorosłych. Rozczaruje wielbicieli "Zmierzchu", "Plotkary" oraz wszelkiej maści czytadełek o panienkach, dla których centrum Wszechświata to szkolna dyskoteka, pryszcz na czole no i oczywiście... On, gwiazda szkolnego futbolu, względnie skórzany buntownik.
Mamy tu trudne relacje matki i córki, nielegalne interesy, a nawet... śmierć. Brrr...
Książka niektórym może wydawać się nieco mroczna, przynajmniej ja miałam takie wrażenie po jej pierwszym przeczytaniu. Ale może to i dobrze... bohaterka nie ma przecież wesoło.
Autorka tworzy kapitalne, rozbudowane i misternie rzeźbione z różnorakich, niby to przypadkowych skojarzeń opisy. Dzięki temu książki nie wchłania się na raz, a kosztuje powoli niczym wytrawny trunek.
Sięgnę po niego jeszcze nie jeden raz, tak świetnie smakuje :)
Chętnie sięgam po tę książkę, nie tyle jeśli chodzi o toczącą się w niej akcję, ile o narrację. Świat widziany oczami nastolatki, o którą ostatnie, co mogłabym posądzić, to infantylizm i naiwność. Książka dla młodych i dorosłych. Rozczaruje wielbicieli "Zmierzchu", "Plotkary" oraz wszelkiej maści czytadełek o panienkach, dla których centrum Wszechświata to szkolna...
więcej mniej Pokaż mimo to
Jak wynika z opisu na odwrocie - książka o dojrzałych kobietach (oraz ich mężczyznach, starych i nowych) i dla nich głównie przeznaczona. Ale nie przeszkodziło mi to w sięgnięciu po nią. Zwłaszcza, że akcja kręci się wokół Naszej - Klasy. Myślę więc sobie "coś nowego, będzie ciekawie".
Ale jak wiadomo, myślenie czasem boli, więc i mi przybyło w trakcie lektury kilka siniaków.
Dlaczego?
Po pierwsze - literatura nieprzyzwoicie niskich lotów. Jeśli trzymać się powiedzenia, że książka jest pokarmem dla duszy, to muszę przyznać, że przez tych 350 stron jechałam na wypchanym chemią żarciu z M**a. Proste, banalne, nudne do bólu opisy typu "posprzątała, wykąpała się, zrobiła sobie maseczkę, usiadła przed telewizorem, wyprowadziła psa" - i tak co kawałek. Działania w kierunku zainteresowania czytelnika na poziomie zerowym, jeśli nie niżej. A potem przez chwilę było lepiej - można się było razem z bohaterkami powkurzać na ich nieczułych, samolubnych mężów, odnaleźć w tych sytuacjach pewien komizm i nie raz wybuchnąć śmiechem w reakcji niedorzeczne wypowiedzi co niektórych panów - humor bardziej czarny, niż tradycyjny, ale zawsze humor. A potem znów kolejny "interesujący" opis.
Po drugie - denerwujące zjawisko pt. "Nasza klasa lekiem na (absolutnie) wszystko". Nie układa ci się z mężem, nie kochacie się, on jest strasznym gburem, a ty nie jesteś dla niego w żaden sposób atrakcyjna? Napisz do swojej dawnej miłości, faceta, z którym spędziłaś szalone chwile w liceum. Wtedy wszystko się odmieni, a on sam nigdy nie stanie się taki, jak twój mąż po x latach małżeństwa". Naszym bohaterkom ani razu nie przychodzi taka myśl do głowy, nie rozumieją, że miłość rządzi się swoimi prawami, tak samo bezwzględnymi i bezosobowymi, jak prawa fizyki. Że po pewnym czasie namiętność i zakochanie wygasają i trzeba mnóstwa pracy, by związek nadal był satysfakcjonujący dla obu stron. Refleksje, refleksje i jeszcze raz refleksje. Oraz wnioski - tego na próżno szukać w tej pozycji.
I po trzecie wreszcie - różnorodność aż do bólu. Cała masa bohaterów - człowiek po jakimś czasie zapominał, co zdarzyło się u danej osoby, a tu jeszcze jacyś nowi bohaterowie wyskakują. Tak jakby rzucali coś człowiekowi z okna - nie zdąży dobrze złapać jednej rzeczy i położyć jej obok siebie, a już leci ku niemu następna i facet nie nadąża. Według mnie zupełnie niepotrzebny był wątek Magdy, poszukującej swojej biologicznej matki. Miało być przecież o sprawach damsko - męskich.
Książki nie polecam osobom, które spodziewają się po niej jakiegoś głębszego przesłania. Pomijając intrygujący tytuł, jest to kolejne "lekkie czytadło na weekend/lato/zimowe wieczory" (jak kto woli nazywać) jakich wiele. Jeśli szukacie rozrywki - sięgnijcie po tą pozycję, jeśli czegoś więcej - odłóżcie ją z powrotem na półkę. Przynajmniej ja tak radzę.
Jak wynika z opisu na odwrocie - książka o dojrzałych kobietach (oraz ich mężczyznach, starych i nowych) i dla nich głównie przeznaczona. Ale nie przeszkodziło mi to w sięgnięciu po nią. Zwłaszcza, że akcja kręci się wokół Naszej - Klasy. Myślę więc sobie "coś nowego, będzie ciekawie".
więcej Pokaż mimo toAle jak wiadomo, myślenie czasem boli, więc i mi przybyło w trakcie lektury kilka...