Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Przesłuchałam w audiobooku. Nie porwała mnie. W dużej mierze skupisko "tak", "nie", "dobrze" i zastanawianie się czy ktoś ich po drodze zje. Koniec przewidywalny. Po przeczytaniu aż wzruszyłam ramionami, tak mi ta książka obojętna.

Przesłuchałam w audiobooku. Nie porwała mnie. W dużej mierze skupisko "tak", "nie", "dobrze" i zastanawianie się czy ktoś ich po drodze zje. Koniec przewidywalny. Po przeczytaniu aż wzruszyłam ramionami, tak mi ta książka obojętna.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Przyznam się bez bicia, że nieznana mi była postać Aliny Szapocznikow, więc cieszę się, że miałam ją okazję poznać dzięki tej książce. Przed przeczytaniem pierwsze co zrobiłam, to zerknięcie w Google, żeby wiedzieć z czym się będę mierzyć i powiem szczerze, ten rodzaj sztuki do mnie wówczas nie przemówił, ale… dzięki książce zrozumiałam, dlaczego Alina tworzyła to co tworzyła. Skąd się wzięły figury brzuchy i piersi, i inne, skąd takie skupienie na ciele, ale tym prawdziwym, niewymuskanym.

Bardzo podobały mi się rozdziały przedstawiające dzieciństwo rzeźbiarki i to jak bardzo Alina sprzeciwiała się temu, że musi być określana w kategoriach dziewczyny/kobiety, a przede wszystkim żydówki. Myślę, że i w dzisiejszych czasach sporo z nas będzie w stanie znaleźć siebie w Alinie. Rozdziały z okresu II wojny światowej również przykuły moją największą uwagę. Wolność przewija się tu w zasadzie na każdym etapie jej życia, tak jak szczególna uwaga na kobiecość.

Do mnie osobiście nie przemawiały części w rozdziałach powojennych, w których były wstawki jakby rozmowy z Fridą, te, do których zwraca się „malarko”, ale być może ja jestem za mało wrażliwa artystycznie i zbyt prosta, żeby docenić odpowiednio ten zabieg, tak jak i miejscami w tych rozdziałach aż nazbyt dla mnie poetycki język. Nie zmienia to faktu, że całość jest napisana ładnym i przystępnym językiem.

Niemniej jednak, dla mnie jako amatora sztuki, poznanie osoby Aliny było przyjemnością i wreszcie znam odpowiedź na pytanie „co autor miał na myśli, jak tworzył”, a ta książka pozwala zrozumieć. Ta pozycja to dobry start, żeby zapoznać się z ciekawym, acz smutnym życiorysem i twórczością tej rzeźbiarki, i żeby ją dalej odkrywać.

Przyznam się bez bicia, że nieznana mi była postać Aliny Szapocznikow, więc cieszę się, że miałam ją okazję poznać dzięki tej książce. Przed przeczytaniem pierwsze co zrobiłam, to zerknięcie w Google, żeby wiedzieć z czym się będę mierzyć i powiem szczerze, ten rodzaj sztuki do mnie wówczas nie przemówił, ale… dzięki książce zrozumiałam, dlaczego Alina tworzyła to co...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Dla tych, którzy szukają wartkiej akcji – nie tędy droga. Lars Mytting uwielbia drewno i naturę, i nie omieszkał nas przecierać po skandynawskich kościołach słupowych i mroźnych dolinach, których chłód przenika do szpiku kości.

W „Siostrzanych dzwonach” autor snuje opowieść o wiosce Butangen, niemalże zapomnianej przez świat. Niemalże, bo tamtejszy kościół, który od lat lat wraz ze swoimi owianymi mitem dzwonami wzbudził niemałe emocje po tym jak nowy, młody pastor Kai postanawia go rozebrać i sprzedać, w dobrej wierze dla swych parafian. Stary kościół ma być przeniesiony do Drezna, a parafianie mają otrzymać nowiutką budowlę. Kai to jeden z głównych bohaterów, ten, który chce wnieść powiew świeżości i nowoczesności do zatrzymanej w czasie wioski. Naprzeciw niemu staje Astrid, łączniczka i niemalże tłumaczka wiejskich obyczajów, której serce, mimo iż mocno związane z Butangen, rwie się do świata dzięki Gerhardowi, niemieckiemu architektowi, który przyjeżdża z Drezna nadzorować rozbiórkę kościoła. Można nawet powiedzieć, że również i kościół z Siostrzanymi Dzwonami pełnią rolę osobnego bohatera i da się to bardzo odczuć, w końcu to Dzwony sprawują pieczę nad mieszkańcami Butangen i są związane z rodem Astrid.

Styl Myttinga jest bardzo opisowy, mało w nim dialogów, a i akcja jest dość powolna. Jednak, z jakiegoś powodu czytało mi się tę książę bardzo dobrze i zaciekawiła mnie na tyle, by ją skończyć. Uwielbiam surowość oraz klimat Butangen i to w jaki sposób przemycone w powieści są elementy wierzeń i folkloru. Najpewniej tę całą obrazowość można zawdzięczać temu, że Mytting urodził się nieopodal, a i miłym akcentem jest wspomnienie o podobnym procederze rozbiórki i przeniesienia tego typu kościoła do Polski – tak, mowa tu o kościele Vang, w Karkonoszach.

Powtórzę, to nie książka dla wszystkich, na pewno znajdą się tacy, co się wynudzą i zniechęcą brakiem akcji. Dla mnie podróż po norweskiej architekturze była ciekawa, choć nie mogłam się pozbyć uczucia smutku i przemijania, czającego się w tej opowieści, co było dla mnie poniekąd zaskoczeniem, w końcu książka jest dość jaskrawo oprawiona, co ma się nijak do wnętrza. Niemniej, chętnie po raz kolejny cofnę się w czasie do Butangen dowiedzieć się jak się potoczyły losy jej społeczności.

Dla tych, którzy szukają wartkiej akcji – nie tędy droga. Lars Mytting uwielbia drewno i naturę, i nie omieszkał nas przecierać po skandynawskich kościołach słupowych i mroźnych dolinach, których chłód przenika do szpiku kości.

W „Siostrzanych dzwonach” autor snuje opowieść o wiosce Butangen, niemalże zapomnianej przez świat. Niemalże, bo tamtejszy kościół, który od lat...

więcej Pokaż mimo to