Nie jest to pozycja, która spełniła moje oczekiwania. Chciałbym zaklasyfikować ją do literatury naukowej, ale taką nie jest. Zaliczenie jej do nurtu popularnonaukowego też byłoby błędem. Mam bardzo mieszane uczucia po lekturze "Owadów". Nadal nie ma w Polsce porządnego kompendium wiedzy o owadach oprócz "Bezkręgowców" Błaszaka. A szkoda, bo książka jest bardzo porządnie wydana. Czemu autor używał tylko swoich zdjęć? Nie mam pojęcia - czułem się jakbym czytał biografię autora poprzetykaną faktami naukowymi. Nudne opowieści z życia autora, czasem nawet żałosne (spotkacie się z opowieściami o koledze autora - "Cycku" i o tym jakie paluszki jadły dzieci autora podczas kąpieli w pontonie). Taki potencjał w postaci genialnej oprawy wizualnej został zmarnowany. Na minus jest także brak jakiejkolwiek systematyki i ogólnego opisu omawianych rzędów owadów. Autor rzuca temat, a w następnym akapicie mamy historię o tym, jak go pożądliła błonkówka. Kozłowski narzeka na to, że przeciętny Polak nie potrafi odróżnić podstawowych gatunków owadów od siebie. Zapewniam was - po lekturze tej książki ta sytuacja diametralnie się nie zmieni. Pomijając te minusy - ciągle jest to ciekawa lektura, przede wszystkim "ciekawostkowo". Ale to za mało.

Nie jest to pozycja, która spełniła moje oczekiwania. Chciałbym zaklasyfikować ją do literatury naukowej, ale taką nie jest. Zaliczenie jej do nurtu popularnonaukowego też byłoby błędem. Mam bardzo mieszane uczucia po lekturze "Owadów". Nadal nie ma w Polsce porządnego kompendium wiedzy o owadach oprócz "Bezkręgowców" Błaszaka. A szkoda, bo książka jest bardzo porządnie...