Mim
- Kategoria:
- literatura piękna
- Wydawnictwo:
- Wydawnictwo Literackie
- Data wydania:
- 2019-01-30
- Data 1. wyd. pol.:
- 2019-01-30
- Liczba stron:
- 423
- Czas czytania
- 7 godz. 3 min.
- Język:
- polski
- ISBN:
- 9788308068212
- Tagi:
- literatura polska
Powieściowy debiut Szymona Słomczyńskiego — finalisty Nagrody Literackiej Nike.
Kuzynka: A Ty nie jesteś trochę taki Casanova? Jak Daniel?
Wujek Daniel: Jakie autorytety, Damian? Żebyś ty ich znał, jak ja ich znam!
Dziadek: Czasem lepiej nie wiedzieć wszystkiego.
Matka: Mój syn. Jednooki wśród ślepców.
Nadzieja: Planujemy jak Bonnie i Clyde. Zawsze lubiłam tę ostatnią scenę.
Damian: Ja, wciąż na zakręcie, a jeszcze przyspieszam.
„To jest popieprzona rodzina, ale która nie jest?” I która nie ma swoich tajemnic?
Damian ma dwadzieścia pięć lat, wykształcenie średnie (i starczy!) oraz swobodne podejście do życia. Wychowały go dwie silne kobiety. Mieszka w kawalerce po babci, a żyje z udziałów w portalu internetowym. Jego myśli zaprząta głównie Nadzieja, nowa ryzykowana miłość.
Czas akcji — teraz, trochę wcześniej i trzydzieści lat temu. Miejsce — Polska, podzielona i powikłana. Problemy — niedopowiedzenia, oczekiwania i próba życia na własnych warunkach.
Wszystko zaczyna się powoli (jak to na stypie), gdy Damian staje twarzą w twarz ze swoją rodziną. Beata to jego matka, intelektualistka, której nie podobają się życiowe wybory syna. Daniel to jej brat, znany dziennikarz, mający wyjątkowy wpływ na siostrzeńca. Ich ojciec to zgorzkniały samotnik, który nie pojawia się na pogrzebie. Damian postanawia go odwiedzić. Tymczasem telefon dzwoni, dzwoni i dzwoni. Wkrótce wydarzenia nabiorą tempa. Co wyniknie z niespodziewanej wizyty, a co z nieodebranych połączeń?
Porównaj ceny
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Mogą Cię zainteresować
Oficjalne recenzje
Telenowelistyka, czyli ściśnięcie
Osobnym, choć wciąż nieoficjalnym gatunkiem literackim wydaje się „proza poety” (nie mylić z prozą poetycką) – utwory prozatorskie napisane przez twórców, których większość artystycznej drogi związana jest z poezją. Od tego typu literatury można oczekiwać nieoczywistości, łamania literackich schematów i odkryć w dziedzinie języka. Dlatego ze sporymi nadziejami przystępowałem do lektury powieści Szymona Słomczyńskiego, poety, autora trzech książek poetyckich („Nadjeżdża”, „Latakia” i „Dwupłat”), z których już pierwsza przyniosła mu finał Nagrody Literackiej Nike. Autor miał więc okazję dołączyć do elitarnego grona. Tymczasem jego prozatorskiego debiutu nie sposób umieścić w pobliżu takich dzieł, jak chociażby „Pamiętniki Malte Lauridsa Brigge” Rilkego, „Harpagoniada” Waginowa czy nawet „Bestiariusz” Różyckiego i „Sanatorium” Wojaczka. „Mim” to bez wątpienia literatura z ambicjami, ale niezbyt ambitna.
„To jest popieprzona rodzina, ale która nie jest?” – mówi Damian Olśniewski, główny bohater powieści, „(…) dwudziestopięcioletni współwłaściciel portalu ogłoszeniowo-randkowego, wykształcenie średnie (i starczy), wzrost sto siedemdziesiąt siedem, waga sześćdziesiąt sześć, wciąż na zakręcie (a jeszcze przyspiesza); poza tym notoryczny kłamca, egocentryk, manipulator i drań”. A okazja do takiego stwierdzenia trafia się wprost idealna, bowiem oto cała rodzina zgromadziła się na pogrzebie Wandy Kowalczyk, ciotki narratora. Obserwujemy tak typowy dla wielu rodzin spektakl szepnięć, docinków, obgadywania i spiskowania. Na cmentarzu nie pojawia się tylko jedna osoba – teść zmarłej, dziadek narratora. Coś złego wisi w powietrzu, widać wyraźnie, że w tej „rodzinie w migawkach” roi się od mrocznych sekretów i z dawna skrywanych tajemnic, że na każdym ze zgromadzonych siedzi jakiś „czarny pies” i uniemożliwia zaczerpnięcie powietrza. Wrażenie konfuzji, spowodowane zgromadzeniem niemal wszystkich bohaterów powieści już w pierwszej jej scenie, będzie towarzyszyć nam aż do końca.
Słomczyński bombarduje czytelnika mnogością poruszanych tematów. Krakówek, Warszawka i fragmenty Szczecina. Dorastanie, alkoholizm, motoryzacja, himalaizm, polityka, miłość, zdrada, kazirodztwo et consortes. I oczywiście wszechobecny seks – opisywany w sposób bardzo stereotypowy. Taka multitematyczność dobrze świadczy o horyzontach intelektualnych autora, ale niezbyt zgrabnie układa się w spójną powieściową całość. W efekcie otrzymujemy rozdętą do granic możliwości powieść o wszystkim i o niczym. Akcję utworu prowadzi Słomczyński powoli, by nie rzec ślamazarnie, a zastosowany przez autora zabieg częstego posługiwania się retrospekcjami, zamiast dodawać akcji dynamizmu, jeszcze pogarsza sytuację. Sądzę, że celem tej strategii było nadanie utworowi takiej formy, dzięki której łatwo będzie można go zekranizować, ale, proszę mi wierzyć, scenariusz telenoweli to maksimum tego, czym może być ta proza. W natłoku bohaterów Słomczyński musi niektórych porzucić – a szkoda, bo najlepiej skonstruowana moim zdaniem postać tej powieści: dziadek – zasługiwała na większe rozwinięcie. Narracja Słomczyńskiego kilkakrotnie ulega oscylacjom – zmienia się jej optyka, a także adresat. Cóż z tego, skoro to wyraźny przerost formy nad treścią, która jest skonstruowana w sposób mało odkrywczy, nużący i pełen szablonów – tak, że uważniejszy czytelnik już w połowie powieści może domyślić się rozwiązania mrocznej tajemnicy, ciążącej nad klanem Olśniewskich i Łąckich.
Przyznaję, że gdzieniegdzie zdarzają się Słomczyńskiemu wzloty w warstwie językowej – choćby w opisie jednego z drugoplanowych bohaterów, typowo krakowskiego naukowca, który „cierpi na zaawansowaną profesorozę”. Albo wtedy, gdy autor przekształca w oryginalny, lecz nie dający się tu zacytować sposób słowa, takie jak: alternatywne metody, wróżka i bioenergoterapeuta. Lub też gdy Damian i Nadzieja kochają się „zaciekle, wbrewmroźnie”. Paradoksalnie najlepsze są u Słomczyńskiego te rzadkie momenty, gdy narracja mimowolnie przechyla się w kierunku wiersza pisanego prozą – jak choćby kończący pierwszą część powieści obszerny monolog narratora, zaczynający się od słów „Odjeżdżam”. Niestety, tego rodzaju przebłyski, wtłoczone w ponad czterysta stron gęstej prozy, łatwo ulegają rozmyciu. „Mim” mógłby być do obronienia wyłącznie wtedy, gdyby wyciągnąć zeń maksymalnie sto, sto pięćdziesiąt stron „literackiego mięsa”, które w takiej formie obrasta sporą ilością prozatorskiego tłuszczu – i to w dodatku nie pierwszej świeżości.
Tytułowy „Mim” otwiera przed czytelnikiem wiele interpretacyjnych możliwości. Teoretycznie jest to nazwa internetowego portalu, w którym pracuje główny bohater, ale nic nie stoi na przeszkodzie, by rozumieć go jak najdosłowniej. Damian Olśniewski, którego drogę obserwujemy w powieści od samego początku, coraz bardziej traci kontrolę nad swoim życiem – można powiedzieć, że jest podobny do cyrkowego mima, któremu nie starcza już słów i porozumiewa się ze światem za pomocą bezradnych gestów, co znajduje potwierdzenie w słowach bohatera: „(…) bo przecież udało mi się w końcu zastąpić mima, którym byłem przez prawie trzydzieści lat w mieszkaniach, domach, na ulicach, w rozmowach, rozważaniach i za kierownicą, żywym, prawdziwie decyzyjnym sobą, którym nie umiałem być dotąd”. „Mim” to w gruncie rzeczy rodzaj parodii bildungsroman – główny bohater w miarę postępującej akcji wie i potrafi coraz mniej. Można jednak jeszcze głębiej pogrążyć się w interpretacji tytułu i zauważyć, że „Mim” to palindrom – i to najkrótszy z możliwych. W typografii zaś „M” jest najszerszą, a „I” najwęższą literą. Czyli nie dość, że bohater, niezależnie od obranego kierunku, na końcu i tak znajdzie się w punkcie wyjścia, to jeszcze jest ściśnięty jak literka „I” między dwoma „M” – między jedną śmiercią a drugą – powieść Słomczyńskiego zaczyna się i kończy na pogrzebie. Niestety, razem z bohaterem ściśnięty i przytłoczony może czuć się czytelnik.
Nie chodzi nawet o to, że „nazwisko zobowiązuje” – bowiem twórczość dziadka autora, wybitnego tłumacza i pisarza, nie może być jakimkolwiek kryterium odbioru tej powieści. Najbardziej przykro jest mi z tego powodu, że przystępując do lektury „Mima”, miałem nadzieję, że będę mógł nazwać Szymona Słomczyńskiego, mojego rówieśnika, którego wiersze zdobyły moje uznanie, głosem pokolenia dzisiejszych trzydziestolatków. Niestety, nic z tych rzeczy – pokolenie to zasługuje na coś więcej, również w literaturze.
Naturalnie możecie Państwo potraktować tę recenzję na opak, piszącego zaś te słowa uznać za przedstawiciela układu, spiskującego przeciwko dobrej, wstającej z kolan literaturze (wszak również wątku politycznego Słomczyński swojej powieści nie odmówił). Spodziewam się, że pomimo tych niedociągnięć, a może właśnie dzięki nim, prozatorski debiut młodego krakowskiego poety będzie czytany i komentowany bardzo szeroko, a nieliczne krytyczne omówienia przyniosą skutek zgoła odwrotny do zamierzonego. Być może – nie znam się, ja również jestem niczym więcej jak mimem – i tylko macham sobie rękami, skoro nikt nie słyszy moich słów. Mam jednak poczucie, że – podobnie jak główny bohater powieści – po skończonej lekturze znajduję się w tym samym miejscu co na początku.
Tomasz Wojewoda
Książka na półkach
- 94
- 65
- 18
- 7
- 2
- 2
- 1
- 1
- 1
- 1
Opinia
To nie jest książka o łatwym dostępie, trzeba czasami przedzierać się przez gąszcz i chaszcze. Mnogość bohaterów, urywane opowieści, przechodzenie z jednej czasoprzestrzeni do drugiej to nie ułatwia odbioru. Ten chaos czasami jednak się krystalizuje, niektóre wątki tracą swoje znaczenie i są wygaszane albo urwane. Kiedy autor zaczyna skupiać się na jednym bohaterze pokazując go z bliska i wpisując go w historię rodzinną, zawęża swoją opowieść, która zaciekawia, aby w finale wręcz powalić. W moim odczuciu nie zrozumiały był wątek polityczny, który mi tylko przeszkadzał i zaciemniał obraz ważniejszej warstwy. Autor poprzez bohatera pokazuje gdzie jesteśmy obecnie jako obywatele, jako ludzie, członkowie rodzin. Jacy jesteśmy, co nami kieruje, jakich wyborów dokonujemy, czego poszukujemy i potrzebujemy, na czym nam zależy. Pokazuje jak można zasypać swoje prawdziwe ja i udawać przed samym sobą jednocześnie szukając "uśmierzaczy". Otwiera czytelnika na trudne poszukiwanie prawdy i otwieranie zamkniętych długo drzwi, pokonywanie swoich oporów, aby dotrzeć do sedna nurtujących pytań. To odkrywanie swojego życia, które było, ale jakby obok. Główny bohater to początkowo doskonały uczeń, syn, kolega, ale pewnego dnia zostawia ledwie rozpoczęte studia i rzuca się w wir nowoczesnych technologii, współtworzy portal, który też nie daje mu satysfakcji i spełnienia. Praca w telewizji to kolejny fałszywy trop, który jednak dał wyraźny sygnał, że trzeba zrobić odważny krok w swoim życiu.
Autor w swojej książce pokazuje obraz rodziny i otoczenia, czyni to w obliczu śmierci jednego z jej członków. Ta ostatnia chwila mogłaby być symbolem bliskości i współczucia, ale w tym obrazie widzimy chłód, pozory, ironię, udawanie. Główny bohater obserwuje wszystkich uważnie, przygląda się wujowi, który właśnie owdowiał, zdystansowanej, surowej matce, wiecznie roześmianemu drugiemu wujowi, znanemu dziennikarzowi i innym obecnym i nieobecnym. Po stypie odwiedza dziadka, którego na pogrzebie zabrakło, ten stary człowiek stanie się źródłem przytłaczającej wiedzy. Czy ciągnące się wątki bohaterów doprowadzą do przecięcia nabrzmiałych wrzodów, czy pozwolą na operację i zdrowienie? Tak dużo w tej książce niejednoznaczności, niepokoju, tajemnic, niedomówień, pustki, spojrzeń, myśli niedokończonych. Towarzyszą nam nietrafione wybory albo wspinanie się na szczyt za wszelką cenę, wygodnictwo, albo zapadnięcie się w sobie. Tak wiele tych póz i pozorów.
Szymon Słomczyński pokazał świadomie lub nie problem współczesnych rodzin w Polsce, kiedyś takie bliskie dzisiaj rozsypane po różnych miejscach kraju albo świata. Atomizujący system, rozluźnia, nie daje oparcia, nie można mu ufać. Kto tak na prawdę radzi sobie w dzisiejszej strukturze, czy tylko pozerzy, bezrefleksyjni i egoistyczni. Kto może stać się niezależny, nie uwikłany, działający według własnych prawd.
Sam tytuł nurtował mnie od początku, bo w książce długo nic na jego temat się nie pojawia. Okazuje się platformą telewizyjną "prawdy objawionej", odkrywającej drugie dno polityki, które tapla ludzi, wyciąga na światło dzienne nowinki o codziennych kłamstwach w państwie. Ale MIM toteż rodzaj sztuki, w której postać choć zakneblowana coś pokazuje, ale czy umiemy odczytać ten ruch? Może mimem jest też bohater, o którym nie wiadomo zbyt wiele, a może jego matka, albo wuj? Pytania można mnożyć, tak jak w książce mnożono kłamstwa.
To książka do dyskusji, może wydać się zagmatwana, ale warto dać jej szansę, przeczekać początek i połknąć haczyk.Ta książka jest gęsta od treści, postaci, współczesnych problemów i znaków zapytania. Czy warto poszukiwać prawdy, jakie drogi warto wybrać, aby być uczciwym wobec siebie, jak odnaleźć się tu i teraz, jak być samym, ale nie samotnym, spełnionym i prawdziwym. Nie była to łatwa lektura, ale wciągała, umiała przykuć moja uwagę, nie chciałam jej zostawić niedokończonej. Chyba złapałam haczyk i płynęłam z opowieścią autora, nie żałuję, choć miejscami targały mną negatywne odczucia, ale pewnie o to chodziło.
To nie jest książka o łatwym dostępie, trzeba czasami przedzierać się przez gąszcz i chaszcze. Mnogość bohaterów, urywane opowieści, przechodzenie z jednej czasoprzestrzeni do drugiej to nie ułatwia odbioru. Ten chaos czasami jednak się krystalizuje, niektóre wątki tracą swoje znaczenie i są wygaszane albo urwane. Kiedy autor zaczyna skupiać się na jednym bohaterze...
więcej Pokaż mimo to