Na zachód od Alice Springs

Okładka książki Na zachód od Alice Springs Robyn Davidson
Okładka książki Na zachód od Alice Springs
Robyn Davidson Wydawnictwo: Prószyński i S-ka Seria: Obieżyświat literatura podróżnicza
224 str. 3 godz. 44 min.
Kategoria:
literatura podróżnicza
Seria:
Obieżyświat
Tytuł oryginału:
Tracks
Wydawnictwo:
Prószyński i S-ka
Data wydania:
1994-11-17
Data 1. wyd. pol.:
1994-11-17
Liczba stron:
224
Czas czytania
3 godz. 44 min.
Język:
polski
ISBN:
8385661662
Tłumacz:
Danuta Górska
Tagi:
Australia podróże wyprawa pustynia
Średnia ocen

7,1 7,1 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Książki autora

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
7,1 / 10
65 ocen
Twoja ocena
0 / 10

OPINIE i DYSKUSJE

Sortuj:
avatar
762
685

Na półkach: ,

Niebanalna opowieść zwyczajnej dziewczyny, Robyn, która w 1977 roku wyruszyła w pieszą podróż przez pół kontynentu, z Alice Springs przez pustynne i niezamieszkałe tereny środkowej Australii aż do Oceanu Indyjskiego. Towarzyszyły jej jedynie wielbłądy, które sama musiała okiełznać i ukochany pies Diggity. Jej celem było nie tylko sprawdzenie siebie, ale też poznanie Aborygenów i zwrócenie uwagi świata na uwłaczające ich godności traktowanie przez rząd australijski.
Pierwsza połowa książki skupia się właściwie na 2 letnich przygotowaniach do wyprawy, która wtedy jeszcze jawiła się w bardzo niewyraźnych kształtach z dużym prawdopodobieństwem zaniechania tych planów. Na szczęście, dzięki wsparciu National Geographic wędrówka doszła do skutku. Autorka nie poszczędziła nam swoich osobistych przemyśleń i odczuć zmieniających ją wraz z upływem czasu i przebytych mil. Trud wędrówki i samotność rekompensowało odczucie wolności i przynależność do otaczającego świata. Tego typu przedsięwzięcia nie pozostały bez wpływu na osobowość co z łatwością można zauważyć w sposobie zachowania Robyn. Z czasem nabiera ona coraz większego dystansu do siebie, a wcześniejsze narzekactwo zastępuje działanie.
Książka jest objętościowo dosyć nieduża jak na taki ogrom czasu i przeżyć, ale rozumiem, że autorka podzieliła się z nami tym, co uważała za stosowne.
Doskwierają mi tutaj jednak dwie rzeczy: pierwsza to jej negatywny stosunek do National Geographic, dzięki któremu ta wyprawa w ogóle doszła do skutku, a druga to fakt, że pisała to wszystko w swoim londyńskim mieszkaniu… Ona, Australijka, tak kochająca swój kraj i ludzi, zachłyśnięta przestrzenią i wolnością, zostawiła to wszystko i przeniosła się do starej, konserwatywnej Anglii, do Londynu, zawalonego tłumami ludzi i z ograniczoną budynkami przestrzenią.
Mimo tego chętnie sięgnę po film nakręcony na podstawie tej powieści. Reasumując, pozycja warta przeczytania a jej puenta zawiera się w słowach samej autorki:
‘Każdy może zrobić wszystko, co sobie postanowił- zmienić pracę, przeprowadzić się do nowego mieszkania, rozwieść z mężem lub zona; każdy naprawdę może zmienić i kontrolować własne życie a ten proces, to działanie samo w sobie jest nagrodą’.

Niebanalna opowieść zwyczajnej dziewczyny, Robyn, która w 1977 roku wyruszyła w pieszą podróż przez pół kontynentu, z Alice Springs przez pustynne i niezamieszkałe tereny środkowej Australii aż do Oceanu Indyjskiego. Towarzyszyły jej jedynie wielbłądy, które sama musiała okiełznać i ukochany pies Diggity. Jej celem było nie tylko sprawdzenie siebie, ale też poznanie...

więcej Pokaż mimo to

avatar
162
143

Na półkach: , , , ,

>> Recenzja z ciekawymi dodatkami na blogu kwyrloczka.pl <<

SZYBKO, SZYBKO ZANIM ZAPOMNĘ

Czas ucieka a tu tyły i tyły, zacznę się chyba nazywać człowiekiem tyłem… nie mylić z tyłkiem. Zanim zapomnę co miałam do powiedzenia o tej – nie wiem jak to określić – relacji, reportażu, bo nie powieści chyba, zabieram się za robotę. A robota ta będzie niełatwa, bo i historia miała swoje wzloty i upadki.

NA ZACHÓD OD ALICE SPRINGS

Moja przygoda z Robyn Davidson i jej wielbłądami zaczęła się na samym początku blogowej przygody. Konkretnie: od cudownego filmu nakręconego na podstawie tej historii.

http://kwyrloczka.pl/2017/08/05/davidson-robyn-na-zachod-od-alice-springs/

Do biblioteki jednak nie musiałam się udawać. Mój niezastąpiony małżonek szarpnął się i za jakieś – 90,00NieWiemDokładnieNiePamiętam – kupił dla mnie opowieść o wielbłądziej damie. Niestety… przepłacił. Nie o to chodzi, że mam mu za złe, bardzo to było z jego strony kochane, skąd też miał wiedzieć co zastanie w środku i czy to zastane wnętrze warte jest swojej ceny. Niestety nie jest. I chociaż chwilami się broni, nadal nie jest.

CZEGO SIĘ NIE SPODZIEWAĆ

Biorąc w ręce, trochę jak magiczną relikwię, spodziewam się czegoś czym ta książka kompletnie nie jest. Spodziewałam się wielkiej i niebezpiecznej podróży wgłąb ludzkiej duszy. Spodziewałam się wyprawy w poszukiwaniu… no właśnie, czego? Swojego miejsca na ziemi, Boga, spokoju, czegoś metafizycznego co taka wyprawa powinna przecież nieść. Niestety, zawiodłam się srodze. Zamiast wzniosłych idei otrzymałam opis perypetii wyjątkowo zmierzłej baby, której nawet nie sposób lubić. Do tego, choć sama temu zaprzecza, feministki, ekologa, obrońcy uciśnionych i jakiejś formy hipisa połączonego z wielbłądzim dżokejem. Z całego mistycyzmu pozostało jedynie odarcie z człowieczeństwa okraszone niewielką acz zauważalną dozą hipokryzji.

FEMINIZM

Wiecie już pewnie, że nic mnie tak nie wkurza jak feminizm. Mam alergie na wszelkie, nawet najdrobniejsze jego przejawy. Wyznające go – chciałam napisać „Panie”, ale to się nie godzi, napiszę więc istoty – trułabym azotoksem, czy innym DDT. Możecie się obrażać do woli, ale feminizmowi mówię kategoryczne i stanowcze – NIE! Pani Davidson swojego feminizmu się wypiera, oburza nawet na różnej maści feministyczne organizacje, które przypięły się (niechciane) do jej wyprawy, gloryfikując ją jako wielkie dzieło swojego gatunku. Z drugiej jednak strony krytykuje męski szowinizm, wszelkie przejawy narzuconej na kobiety roli społecznej. Macierzyństwo zamienia na matkowanie psu i wielbłądom. Z tej też przyczyny, z chęci ucieczki od narzuconych przez złe społeczeństwo norm ucieka na pustynię, a tak naprawdę, do małych wiosek, w których znienawidzone normy są jeszcze bardziej widoczne i uwypuklone. Tak naprawdę sama podróż przez pustynię jest jedynie niewielkim fragmentem, jakby obowiązkowym wtrąceniem w zupełnie inne treści.

EKOLOGIA I OBRONA RDZENNYCH MIESZKAŃCÓW

Małe, bardzo małe mamy pojęcie jak podła może być polityka, wielki biznes i interesy klasy rządzącej. Tam gdzie pieniądze lub chociaż niewielki cień nadziei na ich zdobycie, zaraz pojawia się okrucieństwo, wywłaszczenie rdzennych mieszkańców, budowa rezerwatów oraz niszczenie naturalnego środowiska. Nie inaczej w Australii. Skoszarowani w dzielnice biedy i obozy Aborygeni zmuszeni są do koegzystencji ze światem, którego ani nie rozumieją, ani nie chcą. Wygnani z własnych ziem stłoczeni w getta wiodą smutne życie bez perspektyw. Z odgórnie narzuconą administracją, szkolnictwem i medycyną, ale już nie pracą. Biali udają, że Aborygenów asymilują, a tak naprawdę trzymają ich z dala od siebie podsycając rasizm i obopólną nienawiść.
To wszystko wynika z książki. Brzmi jednak podręcznikowo i sztucznie, zbyt dużo utyskiwania na los biednych Aborygenów, a tak niewiele pozytywów z nimi związanych. Edi- to za mało. Był on kwintesencją rdzennego mieszkańca Australii i nie wyglądał wcale na rozczarowanego państwowym programem ochrony. Żył, bo żyć trzeba i robił to z niebywałą godnością. Do licznych fragmentów opisujących życie autochtonów, we wspomnianych obozach, autorka dodała nawet podziękowania i przypisy pochodzące z innych zaangażowanych w ten temat książek, sądzę więc, że jej zamiarem było dobitne unaocznienie wszelkiego zła, którego na Aborygenach dopuścił się biały człowiek.

HIPISKA

Pani Davidson nie jest niczym innym jak wędrującą, obrażoną na społeczeństwo hipiską. Tak naprawdę jej wyprawa wcale nie była niebezpiecznym, morderczym przedsięwzięciem (to parafraza jej własnych słów). Całą drogę, w spacerowym tempie, dreptała sobie od farmy do farmy, od stacji do stacji gdzie zawsze ugościli ją jacyś przemili, zakuci w społeczne okowy ludzie. Ludzie, którzy często odejmowali sobie od ust aby nakarmić ją i wielbłądy. Ludzie, u których bawiła tygodniami, siedząc przy ognisku i zajmując się kompletnie niczym, a jedynie prowadząc dysputy o problemach jątrzących świat, czyli zasadniczo pociskając pierdoły, jedząc ich ofiarowane z dobroci serca jedzenie, korzystając z ich wody, łóżek, samochodów. Zadziwiające ile dobrych ludzi ta zrzędliwa istota, której nic nie odpowiadało, która non stop marudziła, jęczała i złościła się, spotkała w swojej drodze na zachód od Alice Springs, w drodze nad morze.

WIELBŁĄDZI DŻOKEJ

Zulejka, Bub, Duckey i Goliat to najjaśniejsze punkty całej opowieści. Wszystko co z nimi związane było niesamowite i ciekawe. Wielbłąd jest zwierzęciem o niezwykłej osobowości, jest to jednak osobowość trudna, nieprzewidywalna, która wymaga z jednej strony pieszczot, a z drugiej konkretnego, naprawdę konkretnego lania. Żałuję, że autorka nie poświęciła dużo więcej przestrzeni w książce swoim ukochanym podopiecznym. Skupiała się głównie na praktycznych elementach takich jak to czy są zdrowe, czy nie obcierają je siodła, czy mają co jeść, jak je spętać na noc. Pani Davidson tak bardzo była zapatrzona w swoją osobę, że zapomniała podzielić się z czytelnikiem pięknem krajobrazu, gwieździstego nieba, wielbłądziej natury.

Na zachód od Alice Springs to raczej praktyczno – rozsądny podręcznik w temacie wypraw z wielbłądami. To strasznie mnie zawiodło, chociaż sama mam praktyczno – rozsądna naturę. Jest kilka momentów, w których można doszukać się zachwytu nad Boskim stworzeniem, ale to myśli tylko na chwilę spuszczone ze smyczy, szybko przywołane do porządku, do praktycznej strony wyprawy. Do codziennego wstawania, plejady obowiązków, herbaty i jedzenia, pakowania i rozpakowywania, marszu, odpoczynku, rutyny i nudy.

ODARCIE Z CZŁOWIECZEŃSTWA

Mamy tu chyba do czynienia z tezą główną i założeniem całości. Skoro autorka wyruszyła na wyprawę zniesmaczona normami narzucanymi przez społeczeństwo, normy te w czasie podróży odrzuciła. Chodziła goła, brudna i śmierdząca. Kiedy wyszły podpaski wędrowała z krwią miesięczną cieknącą po udzie. Niesmaczne, owszem. Z jednej strony odrzucała dobrodziejstwa czy przeszkody ludzkości, a z drugiej w obecności innych, wskakiwała w ubranie i radośnie korzystała ze zdobyczy znienawidzonej cywilizacji – łóżek, pryszniców i samochodów. Brakuje mi konsekwencji, wszystko to chaotycznie się przeplata; raz załamana, raz podekscytowana i szczęśliwa, zmów marudna i zła, narzekająca na wszystko i wszystkich, pisząca listy i rozentuzjazmowana. Nie ogarniam tej kobiety. Poszła na żywioł i zamiast o tym właśnie pisać – o tym chaosie kobiecej duszy – sili się na hołdowanie lewicowym ideałom, starając się nimi tłumaczyć własne „chciejstwa”.

CZY POLECAM?

No właśnie nie wiem. Nierówna ta książka, momentami nużąca. Bohaterka denerwująca. Dobrze zapowiada się na początku i nieznacznie rehabilituje na końcu, kiedy wreszcie przestaje zrzędzić i zaczyna choć trochę dostrzegać piękno otaczającego ją świata i szczęście z zaznanej wolności. Nie przestaje mnie Ona zadziwiać. Kobieta, która ukochała wolność i przestrzeń, tak dobitnie zaznała całego ich ogromu, jak sama opowiada, pisze tę książkę w maleńkim Londyńskim mieszkaniu. Jak po czymś takim można żyć w maleńkiej klateczce wielkiego miasta, jak powtórnie uwięziony ptak? Niezrozumiałe to i dziwne.

Trzeba jednak oddać Pani Robyn Davidson, że dokonała czegoś niesamowitego, czegoś co przeszło do historii, co zostało udokumentowane przez National Geographic. Ponieważ sama nie chciała pisać tej książki, nie powinno się jej do tego zmuszać. Czemu nie chciała pisać? Myślę, że wiedziała, wiedziała, że wyprawa straci wtedy swoją duszę, tajemniczość, piękno domysłów i niedopowiedzeń. Po całym przedsięwzięciu powinien pozostać jedynie album ze zdjęciami i to on miał opowiadać historię z wyprawy na zachód od Alice Springs.

>> Recenzja z ciekawymi dodatkami na blogu kwyrloczka.pl <<

SZYBKO, SZYBKO ZANIM ZAPOMNĘ

Czas ucieka a tu tyły i tyły, zacznę się chyba nazywać człowiekiem tyłem… nie mylić z tyłkiem. Zanim zapomnę co miałam do powiedzenia o tej – nie wiem jak to określić – relacji, reportażu, bo nie powieści chyba, zabieram się za robotę. A robota ta będzie niełatwa, bo i historia miała...

więcej Pokaż mimo to

avatar
382
152

Na półkach:

Książka warta przeczytania z kilku względów:
1) Opisuje niebanalną podróż. I ze względu na trudność, i osobę (nie "zawodowa" podróżniczka typu M. Wojciechowskiej czy niżej),i egzotyczne miejsce, i egzotyczny środek lokomocji.
2) Opisuje mało znany (w Polsce) fragment Australii. Współczesny interior, współcześni Aborygeni i inni Australijczycy.
3) Rozważania, że tak powiem, "filozoficzne" nie są rozważaniami młodzieńca, który wybrał się w podróż do Chorwacji, lecz przemyśleniami głębszymi i (IMHO) mającymi podbudowę. Głos o realizacji marzeń, szaleńczych pomysłów, okolicach feminizmu i "antyfeminizmu" (to, że podróż podjęła kobieta kilkakrotnie podbiło jej popularność. Autorka, zwana przez media "wielbłądzią damą" zastanawia się, czy gdyby na jej miejscu był mężczyzna zwano by go "wielbłądzim dżentelmenem"?
4) Może to do poprzedniego punktu: Kilkakrotnie wspomniana jest hierarchia wartości i potrzeb. Co czuje/robi człowiek na pustyni, zdany na siebie, kiedy zabraknie papieru toaletowego, czy ważne są guziki itp.

Książka warta przeczytania z kilku względów:
1) Opisuje niebanalną podróż. I ze względu na trudność, i osobę (nie "zawodowa" podróżniczka typu M. Wojciechowskiej czy niżej),i egzotyczne miejsce, i egzotyczny środek lokomocji.
2) Opisuje mało znany (w Polsce) fragment Australii. Współczesny interior, współcześni Aborygeni i inni Australijczycy.
3) Rozważania, że tak powiem,...

więcej Pokaż mimo to

avatar
203
9

Na półkach: ,

Powiem szczerze, jedna z lepszych książek podróżniczych, które czytałam (a było ich już trochę). Pokazuje trud wędrówki, ale również to, co dzieje się w głowie człowieka IDĄCEGO(!) przez pustynię. Obrazuje całkowitą wolność, której znakomita większość europejczyków/ amerykanów może pozazdrościć autorce. Właśnie przez to opisanie uwolnienia się od wszelkich stereotypów, ta pozycja jest warta przeczytania ( i pozazdroszczenia autorce niesamowitej odwagi).

Powiem szczerze, jedna z lepszych książek podróżniczych, które czytałam (a było ich już trochę). Pokazuje trud wędrówki, ale również to, co dzieje się w głowie człowieka IDĄCEGO(!) przez pustynię. Obrazuje całkowitą wolność, której znakomita większość europejczyków/ amerykanów może pozazdrościć autorce. Właśnie przez to opisanie uwolnienia się od wszelkich stereotypów, ta...

więcej Pokaż mimo to

avatar
17
17

Na półkach:

Książka ciekawa, biorąc pod uwagę,że autorka wcale nie chciała jej pisać, jak również nie pragnęła by jej wędrówka była w jakikolwiek sposób 'monitorowana' przez media. Bardzo ciekawe przemyslenia na temat naszych socjologicznych uwarunkowań, na temat narzuconego wizerunku kobiety, na temat szeroko rozumianej wolności i powiązań ze światem przyrody. Robyn otwarcie opowiada o zaistniałych zdarzeniach, z których niektóre opisywane są z rzadkim brakiem zażenowania i dość realistycznie. Bardzo podobało mi się również posłowie autorki z 2012 roku. Książke polecam.

Książka ciekawa, biorąc pod uwagę,że autorka wcale nie chciała jej pisać, jak również nie pragnęła by jej wędrówka była w jakikolwiek sposób 'monitorowana' przez media. Bardzo ciekawe przemyslenia na temat naszych socjologicznych uwarunkowań, na temat narzuconego wizerunku kobiety, na temat szeroko rozumianej wolności i powiązań ze światem przyrody. Robyn otwarcie opowiada...

więcej Pokaż mimo to

avatar
378
210

Na półkach:

Szczera do bólu opowieść o pustyni, wędrówce i tym, co ważne.

Szczera do bólu opowieść o pustyni, wędrówce i tym, co ważne.

Pokaż mimo to

avatar
314
95

Na półkach: ,

Ciekawe opisy Uluru, okolicznych zwyczajów, wierzeń, konfliktów.

Ciekawe opisy Uluru, okolicznych zwyczajów, wierzeń, konfliktów.

Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Chcę przeczytać
    220
  • Przeczytane
    100
  • Posiadam
    13
  • Teraz czytam
    3
  • Ulubione
    3
  • Australia
    3
  • Literatura faktu
    2
  • 2017
    1
  • Seria Obieżyświat
    1
  • Serie
    1

Cytaty

Więcej
Robyn Davidson Na zachód od Alice Springs Zobacz więcej
Robyn Davidson Na zachód od Alice Springs Zobacz więcej
Robyn Davidson Na zachód od Alice Springs Zobacz więcej
Więcej

Podobne książki

Przeczytaj także