Puste granice: Ogród grzeszników #1

Okładka książki Puste granice: Ogród grzeszników #1 Kinoko Nasu
Okładka książki Puste granice: Ogród grzeszników #1
Kinoko Nasu Wydawnictwo: Kotori Cykl: Puste granice (tom 1) fantasy, science fiction
222 str. 3 godz. 42 min.
Kategoria:
fantasy, science fiction
Cykl:
Puste granice (tom 1)
Tytuł oryginału:
Kara no Kyōkai
Wydawnictwo:
Kotori
Data wydania:
2017-04-26
Data 1. wyd. pol.:
2017-04-26
Liczba stron:
222
Czas czytania
3 godz. 42 min.
Język:
polski
ISBN:
9788365722171
Tłumacz:
Anna Piechowiak
Tagi:
Kotori Puste granice Kara no Kyokai light novel Type-moon nasuverse
Średnia ocen

7,4 7,4 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Książki autora

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
7,4 / 10
67 ocen
Twoja ocena
0 / 10

OPINIE i DYSKUSJE

Sortuj:
avatar
336
153

Na półkach:

Bardzo długo walczyłem ze sobą w sprawie zakupu tej książki. Nie miałem do czynienia nigdy z Light Novel- jestem nastawiony raczej sceptycznie, ponieważ nie lubię za bardzo tego, co jest jedną z głównych cech tego gatunku- "lekkości" i faktu, że docelową grupą odbiorców jest młodzież. Nie mam, broń Boże, nic przeciwko literaturze młodzieżowej... sam się jednak do młodzieży już od paru lat nie zaliczam i szukam w książkach czegoś innego, niż statystyczny nastoletni czytelnik.

Z drugiej strony jest to pierwowzór jednej z moich ulubionych serii anime- Kara no Kyokai. Jak powieść wypada względem audiowizualnej adaptacji? Czego się po niej spodziewać? Z tego, co zdążyłem wcześniej wyczytać, jest to jedno z najstarszych dzieł, które były kamieniem węgielnym pod stworzenie całego multiwersum Type-Moon, które z jednej strony jest potwornie kiczowate, a jego inspiracje wyjątkowo płytkie, wręcz prostackie, z drugiej jednak strony genialne i urzekające... ciekawość wygrała, pieniądze wydane, trzeba było się wziąć za czytanie.

Zaskoczyła mnie wierność, z jaką anime zaadaptowało powieść. Znajdziemy tutaj ni mniej, ni więcej, niż to, co na ekranie. Lektura "Pustych granic" nie jest jednak wtórna, ponieważ powieść w sposób oczywisty przekazuje odbiorcy treści, których nie przekaże dzieło audiowizualne- i na odwrót. Dzięki temu możemy łatwiej zrozumieć rys psychologiczny Shiki oraz Mikiyi, pewne kwestie mogą być też omówione dużo dokładniej.

W "Pustych granicach" nie dostrzegam niczego młodzieżowego. Jest to w moim przekonaniu w pełni dojrzała, głęboko przemyślana powieść, w dodatku dość trudna w lekturze (przynajmniej dla zachodniego odbiorcy). Niechronologiczna oś fabularna jest w pełni świadomym zabiegiem, co jednak nie ułatwia lektury czytelnikowi, podobnie jak dość skąpa ekspozycja świata przedstawionego- większość książki bardziej przypomina kryminał, niż fantasy. Widać jednak celowość tego zabiegu. Bohaterowie są bardzo dobrze zarysowani; jedyne na co mogę narzekać, to dość, mam wrażenie, niechlujne i drętwe dialogi. Wydaje mi się jednak, że to specyfika literatury japońskiej- takie samo przemyślenie miałem zarówno przy Harukim Murakami, jak i Osamu Dazai. Myślę, że muszę ten fakt zwyczajnie zaakceptować. Dziwi mnie to, biorąc pod uwagę fakt, że akurat w dziełach anime dialogi potrafią być bardzo długie, rozwleczone, czasami nawet budowane wielopiętrowo- w japońskiej prozie się z tym jednak nigdy nie spotkałem.

Jestem usatysfakcjonowany i z pewnością sięgnę po drugi i trzeci tom. Mam jednak świadomość, że gdyby nie fakt, że zacząłem od "Kara no kyokai", powieść raczej by mnie nie pochłonęła. Polecam, ale w pierwszej kolejności sięgnąć po serię Anime, książkę traktując jako dopełnienie i pogłębienie dzieła. Dzięki temu lektura "Pustych granic" z pewnością będzie przyjemniejsza- to już jednak moje subiektywne przekonanie.

Bardzo długo walczyłem ze sobą w sprawie zakupu tej książki. Nie miałem do czynienia nigdy z Light Novel- jestem nastawiony raczej sceptycznie, ponieważ nie lubię za bardzo tego, co jest jedną z głównych cech tego gatunku- "lekkości" i faktu, że docelową grupą odbiorców jest młodzież. Nie mam, broń Boże, nic przeciwko literaturze młodzieżowej... sam się jednak do młodzieży...

więcej Pokaż mimo to

avatar
104
11

Na półkach:

wszystko byłoby świetnie, gdyby nie całkowity misz masz w narracji i brak oznaczenia perspektyw. czytasz, czytasz i nie wiesz, o kogo tak właściwie chodzi.

wszystko byłoby świetnie, gdyby nie całkowity misz masz w narracji i brak oznaczenia perspektyw. czytasz, czytasz i nie wiesz, o kogo tak właściwie chodzi.

Pokaż mimo to

avatar
51
36

Na półkach: ,

Nieszczególna pozycja...

Nieszczególna pozycja...

Pokaż mimo to

avatar
481
263

Na półkach: , ,

Dobrze, że straciłam na tym pieniędzy... Czyta się strasznie ciężko. Ogólnie doszłam do wniosku, że gdybym nie oglądała filmów to bez najmniejszych wątpliwości nie odnalazłabym się w fabule, w tym co się dzieje. Wiele zdarzeń jest porozrzucanych, dostajemy jakieś szczątkowe informacje, które trochę każą nam się domyślać, co się stało, trochę same podpowiadają. Nie mniej, wiele tajemnic, styl autora niekoniecznie zachęca, a i zaskakuje "grubość" książeczki. Kurcze, pierdoła na 200 str kosztuje 30 zł!? Naprawdę. To coś jest 1/3 wielkości takiego Overlorda, ma mniej rysunków, wymaga o wiele mniej pracy, a cena taka sama. Nie wiem, co powiedzieć, ale raczej nie polecam :(

Dobrze, że straciłam na tym pieniędzy... Czyta się strasznie ciężko. Ogólnie doszłam do wniosku, że gdybym nie oglądała filmów to bez najmniejszych wątpliwości nie odnalazłabym się w fabule, w tym co się dzieje. Wiele zdarzeń jest porozrzucanych, dostajemy jakieś szczątkowe informacje, które trochę każą nam się domyślać, co się stało, trochę same podpowiadają. Nie mniej,...

więcej Pokaż mimo to

avatar
166
145

Na półkach:

Jeśli chodzi o light novel, to nieodmiennie pozostaję w tym temacie sceptykiem, zaś moje dotychczasowe kontakty z tego rodzaju twórczością przekonały mnie, że po prostu nie są to książki dla mnie. Niemniej, jako fan gier Kinoko Nasu, darować sobie Pustych Granic nie zamierzałem, nawet gdyby oznaczało to kolejny kontakt z literaturą ubogą językowo i prostą (by nie rzec prostacką) od strony literackiej. Tymczasem nadeszła niespodzianka - okazało się, że książka ta ma do zaoferowania o wiele więcej niż przeciętne pozycje z tego gatunku.

Fabuła kręci się w zasadzie wokół dwóch postaci. Jedną jest Shiki Ryogi, nastolatka z rozdwojeniem jaźni, która w wyniku wypadku zapada w śpiączkę. Gdy się z niej budzi, okazuje się, że pewne obszary jej pamięci zostały uszkodzone, jednak niejako w zamian uzyskała ona zdolność dostrzegania punktów, których przecięcie pozwala jej uśmiercić dosłownie wszystko. Drugim bohaterem, tym, którego fabuła wysuwa w pewnym sensie na pozycję protagonisty, jest Mikiya Kokuto, kolega Shiki jeszcze ze szkolnych czasów, który wydaje się być jedyną osobą, której na dziewczynie zależy. Porzuciwszy studia, Mikiya podejmuje pracę u Toko Aozaki, lalkarki i taumaturga, interesującej się mocno wszystkimi zjawiskami paranormalnymi. W jej domu zresztą drogi Mikiyi i Shiki przecinają się najczęściej.

Wiecie, z czym przeważnie kojarzy się light novel - ot, w poły grafomańska powiastka pisana programowo z użyciem prostego języka i ograniczonej ilości słów, w sam raz do czytania w pociągu czy w autobusie. Puste granice trafiły w moje ręce akurat przed dłuższą podróżą kolejową. Toteż siadając w pełnym przedziale pociągu relacji Warszawa-Włocławek, sięgnąłem po nią i zacząłem czytać, zakładając, że te dwie godzinki podróży upłyną dzięki temu szybciej, a ja przy okazji skorzystam z książki w sposób dla niej przewidziany. Było już po szóstej, ale że nadeszła już wiosna, to i wciąż było jasno, więc czytać można było bez problemów. Po paru stronach zamknąłem książkę i zerknąłem na ostatnia stronę jej okładki, gdzie umieszczono spory napis „Light Novel”. Pokręciłem głową z niedowierzaniem, by wrócić do lektury. Nie trwało to jednak długo. Kilka kolejnych stron i książka wróciła do torby, mi zaś pozostało kontemplowanie ubogiego niestety i płaskiego jak deska do prasowania krajobrazu Mazowsza i Kujaw, gdzie jedyną ozdobą pozostawało zachodzące słońce. Czy to oznacza, że trafiłem na coś jeszcze gorszego niż zakładałem?

Wręcz przeciwnie. Puste granice napisane są językiem, który bardziej przywodzi na myśl powieść w klasycznym rozumieniu tego słowa. Zaś prolog, zatytułowany Panorama, jest bardzo gęsty od treści i wręcz zawiły, przez co czytać go należy powoli i uważnie, w innym przypadku bowiem pogubienie się jest gwarantowane. Autor swobodnie i bez ostrzeżenia żongluje punktami widzenia bohaterów, a fakt, że jedna z postaci posiada dwie osobowości, męską i żeńską, nie ułatwia sprawy. Co więcej, swoje robi też zmiana osób - raz czytamy fragment pisany w osobie pierwszej, a zaraz potem narracja przeskakuje do osoby trzeciej. Ów chaos może zdezorientować niejednego czytelnika, zwłaszcza, że wydarzenia posuwające do przodu fabułę wydają się tu pełnić rolę służebną względem kreacji postaci i relacji między nimi, nie mówiąc już o dość częstych skokach czasowych między wydarzeniami. W efekcie tego lektura pierwszych rozdziałów Pustych granic wymaga od czytelnika sporego skupienia, którego w pociągu (o autobusie nie mówiąc) ciężko szukać, zwłaszcza gdy dwie panie naprzeciwko omawiają właśnie ostatnie odcinki „Tańca z gwiazdami”. Pamiętam, że gdy wróciłem do domu, zrobiłem sobie kawę, ukroiłem kawałek ciasta i siadłem do lektury w dalece bardziej komfortowych warunkach niż poprzednio, sytuacja zmieniła się diametralnie, do tego wręcz stopnia, że nawet nie zauważyłem, kiedy wzmiankowana kawa, nietknięta niemal zresztą, zdążyła ostygnąć.

Bo lektura Pustych granic faktycznie potraci wciągnąć. Autor stawia przed czytelnikiem pewne wymagania, oczekuje od niego skupienia, uwagi i pamięci o zaprezentowanych wcześniej faktach. Jeśli czytaliście jakieś inne light novel, to pewnie wiecie, że nie jest to norma. Do dziś pozostaje mi w pamięci jak w No game no life autor czuł się w obowiązku powtarzać pewne rzeczy po kilka razy (nawet tak „szalenie istotne” dla fabuły dane jak to, że główny bohater jest prawiczkiem),jakby nie był pewien, że czytelnikowi na pewno utkwił w pamięci jakiś fakt. Tutaj zaś, mimo relatywnie skromnej obsady (na którą składają w sumie cztery istotne dla fabuły postacie),informacji jest dużo. Więcej, są to informacje ujmowane niekiedy całkiem bogatym i złożonym językiem (znowu antyteza tego, z czym kojarzyć się może słownictwo w light novel). Dalej, autor potrafi całkiem nieźle pisać i opisywać. Tu zbliża się chyba najbardziej do kanonów gatunku, bo choć opisy i tak są o wiele bardziej barwne niż w wielu innych tego rodzaju tytułach, to na pewno trudno je uznać za wyczerpujące. Ale też pamiętać trzeba, że pisane są dla ludzi, którzy doskonale znają realia, w których toczy się akcja.

Fabuła pierwszego tomu dzieli się niejako na dwie połowy. Pierwsza koncentruje się na postaci Shiki Ryogi, jej życiu przed wypadkiem i relacjach z Mikiyią, a także serii zabójstw mających w tym czasie miejsce. Następnie przeskakujemy do zasadniczej części, rozgrywającej się w „teraźniejszości”, gdzie tym razem osią fabuły jest historia Fujino Asagami, obdarzonej telekinetycznymi zdolnościami zabójczyni, chcącej pomścić wyrządzone jej krzywdy. Daje się zauważyć, że ta druga połowa jest napisana nieco przejrzyściej, jakby autor wiedział już, co i jak chce tworzyć, zaś z chaosu prologu zaczął wyłaniać się pewien bardziej konkretny kształt. Z drugiej strony, ograniczenie karuzeli narracyjnej zostaje zastąpione przez jeszcze większą ilość danych oraz dłuższych i prowadzonych niekiedy zgoła nie lightnovelowym stylem, rozmów. Książka niezmiennie pozostaje lekturą gdzieś tak o klasę - dwie bardziej wymagającą niż przeciętny przedstawiciel swojego gatunku.

Poszukując dalej punktów zbieżnych i różnic - przywykliśmy do faktu, że w light novel lakoniczność opisów jest uzupełniana przed grafiki, zwykle po kilka - kilkanaście na tomik. I tu znowu będzie problem, bo Puste granice nie mają ilustracji jako takich. W całej książce znajdziemy trzy obrazki, będące stronami tytułowymi dla rozdziałów, dość statyczne i przedstawiające wyłącznie bohaterów. Jedyna bardziej dynamiczna ilustracja znajduje się na okładce. Nie powiem, aby mi to przeszkadzało, bo autor pisze na tyle dobrze, że nie miałem problemów z wyobrażeniem sobie tego, co zostało opisane na kartach powieści. Ale podejrzewam, że niektórych to zapewne rozczaruje - no bo jak kto, light novel bez ilustracji?

Na okładce książki znajdziemy informację, że Puste granice zapoczątkowały w Japonii nurt „nowej fantastyki”. Nie znam się na tyle na japońskiej literaturze, aby móc to zweryfikować. Dla mnie powieść ta jest typowym przedstawicielem urban fantasy, gdzie w realiach wielkomiejskich zderzają się ze sobą światy magii i nauki. Autor ozdobił całość elementami nieobcymi historyjkom detektywistycznym, wplatając w to bardzo oszczędnie zresztą elementy romansu i horroru. Trzeba przyznać, powstała w ten sposób bardzo udana opowieść, której klimat na pewno potrafi wciągnąć czytelnika. Jeśli ktoś miał do czynienia z grą Tsukihime, kolejnym dziełem Nasu, które niejako wyewoluowało z Pustych granic, to zauważy, że da opowieść, przynajmniej na tym etapie, oszczędniej raczy czytelnika niesamowitością, oszczędzając mu ponadto zagrywek znanych z historii mocniej stawiających na romans. Trzeba jednak pamiętać, że to dopiero pierwszy tom z trzech, a to nakazywałoby ostrożność, jeśli chodzi o takie osądy

Tomik pierwszy, liczący nieco ponad dwieście stron, uzupełnia posłowie autorstwa Yukito Ayatsujiego, w Polsce znanego głównie z Another. Tekst całkiem ciekawy, choć po prawdzie będący luźnymi przemyśleniami tegoż pisarza na temat Kinoko Nasu i i Pustych granic. Znajdziemy tu interesujące informacje (jak choćby te o roli, jaką w inspiracjach literackich Nasu odegrały kryminały),ale i sporo typowo japońskiej grzeczności, suto podlanej komplementami i ogólnikami. Trochę brak mi informacji o Type-Moon (autor na starcie zaznacza, że o świecie gier ma znikome pojęcie). Niemniej, rzecz godna uwagi i będąca zacnym dodatkiem.

Do polskiego wydania uwag nie mam - okładka utrzymana w półmatowych barwach, bez niezbyt lubianej przeze mnie kredy, dobrze pasuje do całości. Tłumaczenie tytułu jest bez zarzutu - dobrze oddaje jego abstrakcyjność. W tekście nie znalazłem żadnych uchybień, a fakt, że konsultantem była osoba, o której wiem, że siedzi mocno w temacie, jest niejako gwarancją, że fani twórczości Nasu nie mają się tu czego obawiać. Jeśli chodzi o przekład, to prezentuje on naprawdę niezły poziom, unikając wszelkiej maści niepotrzebnej japońszczyzny, zachowując natomiast klimat i ducha oryginału. Nie natrafiłem na żadne błędy czy też fragmenty, przy których czułbym potrzebę poprawiania tego i owego.

Puste granice to kawał przyzwoitego urban fantasy w japońskich realiach i już z tego powodu pozycja godna uwagi fanów gatunku. Można uznać ten tytuł także za lekturę obowiązkową dla wszystkich fanów Nasuverse, bowiem to z tej pozycji wyewoluowały świat i realia, ale także i niektóre postacie znane z Tsukihime, Fate/stay night czy Mahotsukai no yoru, choćby Toko Aozaki, pojawiająca się często w innych tytułach Nasu. I choć wciąż pozostaję sceptyczny względem light novel w ogólności, to cieszy mnie, że nawet w tym gatunku trafić się może coś interesującego.

Jeśli chodzi o light novel, to nieodmiennie pozostaję w tym temacie sceptykiem, zaś moje dotychczasowe kontakty z tego rodzaju twórczością przekonały mnie, że po prostu nie są to książki dla mnie. Niemniej, jako fan gier Kinoko Nasu, darować sobie Pustych Granic nie zamierzałem, nawet gdyby oznaczało to kolejny kontakt z literaturą ubogą językowo i prostą (by nie rzec...

więcej Pokaż mimo to

avatar
130
74

Na półkach: , , ,

Widać, że autora cechuje niezły warsztat i duża wyobraźnia. Przyznam szczerze, że "Panoramę" nie do końca zrozumiałem i z wielu powodów mi się nie podobała, ale kolejne opowiadania bardzo wciągające. Mam nadzieję, że kolejne tomy wyjaśnią wszystkie niedopowiedzenia i postawione pytania.

Widać, że autora cechuje niezły warsztat i duża wyobraźnia. Przyznam szczerze, że "Panoramę" nie do końca zrozumiałem i z wielu powodów mi się nie podobała, ale kolejne opowiadania bardzo wciągające. Mam nadzieję, że kolejne tomy wyjaśnią wszystkie niedopowiedzenia i postawione pytania.

Pokaż mimo to

avatar
323
19

Na półkach:

Świetna nowelka. Interesujący główni bohaterowie (najbardziej polubiłem Shiki, Mikiyę i Fujino, choć i Toko była dość interesująca),wciągająca historia, kapitalny klimat, opisy i dialogi. Z zawartych opowiadań najbardziej spodobało się mi "Echo bólu" choć i "Dochodzenie w sprawie zabójstw" czytało się świetnie. "Panoramę" również czyta się dobrze, ale jest ona zauważalnie spokojniejsza, w porównaniu do dwóch pozostałych.

Świetna nowelka. Interesujący główni bohaterowie (najbardziej polubiłem Shiki, Mikiyę i Fujino, choć i Toko była dość interesująca),wciągająca historia, kapitalny klimat, opisy i dialogi. Z zawartych opowiadań najbardziej spodobało się mi "Echo bólu" choć i "Dochodzenie w sprawie zabójstw" czytało się świetnie. "Panoramę" również czyta się dobrze, ale jest ona zauważalnie...

więcej Pokaż mimo to

avatar
702
76

Na półkach: , , , , , ,

Tytuł sam w sobie nie ma wiele wspólnego z fabułą. Puste granice kojarzą się z granicami, których ludzie zwykle nie chcą przekroczyć. Granica budzi w nich respekt, strach. Trzeba mieć silną wolę aby mieć odwagę przekroczyć granice własnego strachu. Jeśli wstawimy dodatkowo przymiotnik puste skojarzenie nasuwa się samo: granica, której nie warto przekroczyć, bo… za nią nic nie ma

Tym, co nie pozwala ludziom zagłębić się w tajniki psychicznych, bądź tez fizycznych możliwości jest właśnie strach, instynkt. Od niepamiętnych czasów instynkt stanowił bodziec popychający ludzi do działania, lub też niedziałania, w więc bierności, obojętności na swój los, życia w strachu. Co ciekawe, ten sam instynkt pcha ludzi ku nieznanemu, jest siłą sprawczą w sytuacjach stwarzających realne zagrożenie życia. Ludzie pokonują wówczas własne granice, przekraczają je. Instynkt, wola życia, walka o przetrwanie, pokonywanie barier…

Za właściwie zbudowany umysł odpowiada mózg. Sprawuje on kontrolę nad układem nerwowym, wydaje polecenia, jest tzw” centrum dowodzenia”, a jeśli się popsuje… cóż, może być nieciekawie…

Funkcjonowanie mózgu jest połączone z naszą samoświadomością, odczuwanie własnego „ja”= tożsamości. W umyśle kształtuje się cała ludzka osobowość, zachowania tego co wypada a czego nie wypada robić. Ma on kluczowe znaczenie dla całej historii. „Ogrodu grzeszników”.

Tyle, tytułem wstępu…

Zamiar zakupienia egzemplarzu „Puste granice” nosiłam w sobie od dawna. Sama nie wiem co było bodźcem… Po zobaczeniu okładki i przestudiowaniu opisu coś mnie tchnęło, nagła myśl, jakby impuls, przeczucie. Mam tendencję do kupowania książek, które po prostu WIEM, że będą DOBRE. Nigdy jeszcze moja kobieca intuicja mnie nie zawiodła. Po prostu wiedziałam, że „Puste granice” będą dla mnie pozycja obowiązkową a wręcz idealną Wtedy to po raz pierwszy zetknęłam się z twórczością Kinoko Natsu, a mimo tego pokochałam jego mroczny i jakże głęboki styl pisania!

Powieść jest krótka, liczy jedynie 220 stron wypełnionych grozą, tajemnicą, zagadkami a także świetnie wykreowanymi żywymi postaciami. Tym co warto jest zauważyć czytając Puste granice jest wewnętrzny konflikt Shiki, głównej bohaterki. Stwierdzenie nasuwa się samo: oprócz zupełnie nowej fantastyki wymieszanej z duża dozą kryminału mammy do czynienia również z podłożem psychologicznym. Shiki, piękna panienka o nieco chłodnym usposobieniu, pochodząca z domu Ryougich nosi w sobie męską osobowość SHIKI’egio. Coś jak rozdwojenie jaźni, lecz nie do końca. Obie Shiki wiedzą co czyni druga połówka. Dzielą się ciałem jednak pełna władza należy do Shiki. Oprócz podwójnej osobowości Shiki posiada jeszcze jedną fantastyczną cechę- „Mistyczne Oczy Widzenia Śmierci”, pozwalające jej zobaczyć śmierć wszelkich bytów. Dziewczyna chodzi do liceum, różni się jednak znacznie od swych rówieśników. Zamiast „zwykłego” stroju ubiera się tradycyjnie w kimono. Jest chłodna, nie ma przyjaciół. Oprócz tego jednego… imieniem Kokutou Mikiya. Lecz zanim Shiki sobie to uświadamia zdarza się wypadek i dziewczyna zapada w śpiączkę…


"Wzrok to nie to, co widzą twoje oczy, ale to, co przetwarza twój mózg. Nie potrafimy dostrzec więcej niż mózg zdoła przetworzyć" 



W mieście mają miejsce niewyjaśnione samobójstwa, zjawy krążące nad dachem starego, opuszczonego budynku, ofiary znalezione z powyrywanymi kończynami, przyszytymi w nieludzki sposób do innej części ciała, gdzie ich miejsce mówiąc racjonalnie nie miałoby racji bytu.


W centrum tego zawsze znajduje się Shiki, a my wraz z nią brniemy przez różne zagadki, niewyjaśnione morderstwa…


"Śmierć jest tak samotna i bezwartościowa... Śmierć jest tak ciemna i złowroga... Śmierć jest straszniejsza od czegokolwiek innego." 


Powieść jest napisana barwnym językiem, niekiedy prostym, co jednak ani trochę nie przeszkadza. Kinoko Natsu wtrąca w niekiedy w wypowiedzi bohaterów kolokwializmy, chcąc w ten sposób nadać im osobowość zbliżoną do współczesnego licealisty. Kto z nas nie używa potocyzmu w rozmowie z przyjacielem?

Powieść jest bogata w opis niekiedy brutalne, krwawe, ale tak właśnie ma być. To cecha charakterystyczna Kinoko Natsu, on nie przebiera w słowach, nie owija w bawełnę. Pisze czysto, szczerze jak ma być, niekiedy brutalnie i bezpośrednio, ale własnie to kocham w "Pustych Granicach".

Występują, krótkie, wartkie lecz ważne dialogi a ponadto ciągle przemycany jest wątek psychologiczny, czy też raczej konflikt osobowości Shiki.

Pokochałam Kinoko Natsu zarówno za jego styl pisania, jak i za sam pomysł na opowieść. Książkę czyta się szybko i lekko, ma tylko 220 stron. Jest to idealna pozycja na deszczowe i burzowe dni oraz noce. Nie polecam czytać w upalny dzień. Nie da się wczuć w klimat. Przy dżdżystej pogodzie nie da się zamknąć książki, przyciąga niczym magnes! Gorąco polecam miłośnikom Kinoko Natsu i jego „nowej fantastyki” i w ogóle fanom fantasy!Zalecam czytać popijając filiżankę mocnej kawy.:)

Warto dodać, że na podstawie nowelki wyprodukowano 10 filmów Kara no kyoukai a wyżej wymieniona pozycja zawiera zaledwie 1/3 z 10 filmów! Zarówno film i książka są zgodne ze sobą, co można fajnie przeplatać, na przemian czytając to oglądając. Moim zadaniem książka zawiera jednak większe przesłanie niż film.

Moja ocena: 10/10.

Tytuł sam w sobie nie ma wiele wspólnego z fabułą. Puste granice kojarzą się z granicami, których ludzie zwykle nie chcą przekroczyć. Granica budzi w nich respekt, strach. Trzeba mieć silną wolę aby mieć odwagę przekroczyć granice własnego strachu. Jeśli wstawimy dodatkowo przymiotnik puste skojarzenie nasuwa się samo: granica, której nie warto przekroczyć, bo… za nią nic...

więcej Pokaż mimo to

avatar
1359
42

Na półkach: , , , ,

Krótko mówiąc: jeśli ktoś widział wszystkie filmy z serii "Kara no Kyoukai", to fabuła książki nie będzie dla niego żadnym zaskoczeniem, gdyż pierwszy tom "Pustych granic" został bardzo wiernie zekranizowany w wersji filmowej. Większość dialogów została przeniesiona na ekran bardzo dosłownie, tak więc brak tutaj jakiegokolwiek elementu zaskoczenia. Poza tym mam wrażenie, że niektóre elementy tej historii lepiej wypadają w wersji filmowej, jako obraz i dźwięk, niż w opisie. Natomiast jeżeli ktoś nie widział filmów, może być mu trudno zrozumieć fabułę, gdyż narracja jest bardzo zagmatwana i ma tendencję do przeskakiwania nie tylko pomiędzy różnymi postaciami, ale również między narracją pierwszo- i trzecioosobową. Momentami sprawia to wrażenie przypadkowego i chaotycznego, mimo że język powieści jest prosty, wręcz potoczny. Pomimo tego, że znam tą historię, czasami ciężko mi było ją śledzić. Sprawy nie ułatwiają również dialogi pomiędzy postaciami o sprawach okultystyczno-mistycznych - o ile w filmach nie było to aż tak zauważalne, na papierze brzmią jednak nieco bełkotliwie.
Miałam wrażenie, że autor stawiał przede wszystkim na to, aby jego dzieło było awangardowe i wyróżniało się, co osiągnął kosztem przejrzystości przekazu. Wydawać by się mogło, że termin "light novel" oznacza, że powieść będzie łatwa do czytania, jednak raczej nie w tym wypadku. Nie polecałabym więc zaczynania swojej przygody z "nowelkami" od tego tytułu, chyba że ktoś widział filmy i chce porównać je sobie z książką. Ogólnie, nie polecam jej osobom zaczynającym dopiero przygodę z serią "Kara no Kyoukai", gdyż wydaje mi się, że powieść może być dla nich trudna w odbiorze i ich zrazić.

Krótko mówiąc: jeśli ktoś widział wszystkie filmy z serii "Kara no Kyoukai", to fabuła książki nie będzie dla niego żadnym zaskoczeniem, gdyż pierwszy tom "Pustych granic" został bardzo wiernie zekranizowany w wersji filmowej. Większość dialogów została przeniesiona na ekran bardzo dosłownie, tak więc brak tutaj jakiegokolwiek elementu zaskoczenia. Poza tym mam wrażenie, że...

więcej Pokaż mimo to

avatar
7945
6800

Na półkach:

TABULA RASA

Japońskie light novel to taki odpowiednik naszej literatury młodzieżowej. Skierowane głównie do odbiorców w wieku licealnym charakteryzują się lekką treścią, nastoletnimi bohaterami i mangowymi ilustracjami często zahaczającymi wręcz o komiksowe wstawki. Ma to swój niezaprzeczalny urok, choć dotychczas niewiele miałem do czynienia z podobnymi publikacjami. „Puste granice” przekonują jednak, że warto dać im szansę, oferując lekką i przyjemną historię urban fantasy, która może spodobać się nie tylko grupie docelowej.

Recenzja opublikowana na moim blogu http://ksiazkarnia.blog.pl/2017/06/01/puste-granice-1-ogrod-grzesznikow-kinoko-nasu-ilustracje-takashi-takeuchi/

TABULA RASA

Japońskie light novel to taki odpowiednik naszej literatury młodzieżowej. Skierowane głównie do odbiorców w wieku licealnym charakteryzują się lekką treścią, nastoletnimi bohaterami i mangowymi ilustracjami często zahaczającymi wręcz o komiksowe wstawki. Ma to swój niezaprzeczalny urok, choć dotychczas niewiele miałem do czynienia z podobnymi publikacjami....

więcej Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Przeczytane
    99
  • Posiadam
    58
  • Chcę przeczytać
    47
  • Light novel
    9
  • Light Novel
    7
  • Teraz czytam
    6
  • Ulubione
    5
  • Fantasy
    3
  • Manga
    3
  • 2017
    2

Cytaty

Więcej
Kinoko Nasu Puste granice: Ogród grzeszników #1 Zobacz więcej
Więcej

Podobne książki

Przeczytaj także