Mój przyjaciel najemnik
- Kategoria:
- reportaż
- Seria:
- Terra incognita
- Tytuł oryginału:
- My Friend the Mercenary. A memoir
- Wydawnictwo:
- W.A.B.
- Data wydania:
- 2012-03-28
- Data 1. wyd. pol.:
- 2012-03-28
- Liczba stron:
- 496
- Czas czytania
- 8 godz. 16 min.
- Język:
- polski
- ISBN:
- 9788377476871
- Tłumacz:
- Stanisław Kroszczyński
- Tagi:
- męska przyjaźń wojna reporter najemnik moralność
Pewnego słonecznego popołudnia, siedząc przy piwie w jednym z hotelowych barów w Afryce Zachodniej, James Brabazon, brytyjski reporter wojenny, dowiedział się od swojego przyjaciela Nicka du Toit o planowanym zamachu stanu w Gwinei Równikowej. Skomplikowany spisek, jego groteskowe wykonanie i makiaweliczne intrygi zamieniły przewrót w tragifarsę, w której jego przywódca Simon Mann i kilkudziesięciu ludzi padło ofiarą własnej chciwości.
Zrządzeniem losu Brabazon, który miał filmować te wydarzenia, pozostał wolny. Jego przyjaciel najemnik nie miał tyle szczęścia, Nicka skazano na trzydzieści cztery lata w Playa Negra - więzieniu w całej Afryce słynącym z tortur i nieludzkiego traktowania osadzonych.
Przyjaźń między Brabazonem a najemnikiem zawiązała się dwa lata wcześniej w Liberii, gdzie toczyły się walki partyzantów z armią despotycznego prezydenta. James był wtedy jedynym zachodnim dziennikarzem na froncie, a Nick pełnił funkcję jego ochroniarza. Doświadczenie wojny okazało się dla Brabazona egzaminem z fizycznej i psychicznej wytrzymałości, ale też sprawdzianem jego etyki zawodowej i badaniem moralnych granic, które może przekroczyć reporter w pogoni za sensacyjnym materiałem.
Mój przyjaciel najemnik to poruszający obraz bezsensownych, krwawych zmagań w Liberii i kulisy jednego z najbardziej farsowych zamachów stanu w najnowszej historii. Brabazon rozbija mity dotyczące dzisiejszych najemników, a zarazem kreśli portret mocnej, męskiej przyjaźni wystawianej na ekstremalne próby.
Porównaj ceny
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Mogą Cię zainteresować
Oficjalne recenzje
Istnieją te trzy: moralność, etyka i przyjaźń
Znacie ten kawał? Wykładowca dziennikarstwa pyta studentów: jesteście świadkami tonięcia łodzi transportującej emigrantów, możecie ich uratować lub zrobić im zdjęcia. Jaką ostrość aparatu wybierzecie? Książka Brabazona zdaje się być świetną odpowiedzią na to pytanie o etykę dziennikarską i ludzką moralność. Odpowiedzią tak szczerą, jak i brutalną. Autor idzie nawet krok dalej i ustawia tę przysłowiową ostrość pośród wojennej zawieruchy, gdy kule świszczą mu koło ucha. Naraża życie, by odzyskać zgubione podczas ucieczki taśmy; nie waha się położyć na szali własny los byleby tylko zrobić materiał. Jednak główną inspiracją do napisania książki były dla autora nie wojenne perypetie, a pewna osobliwa przyjaźń, która się w ich czasie nawiązała. Przyjaźń kontrowersyjna, obwarowana wieloma dylematami, a jednak w proch je obracająca. Przyjaźń ponad wszystko.
James Brabazon i Nick du Toit poznali się podczas pierwszej wyprawy autora-dziennikarza do ogarniętej wojną domową Liberii. James pragnął przeniknąć do grupy partyzantów walczących z reżimem Charles'a Taylora, by tam nakręcić unikatowy materiał, który miał przynieść mu sławę w reporterskim świecie, liczne kontrakty oraz, co za tym idzie, spore zyski. Nicka zatrudnił za poręczeniem znajomych, jako swego ochroniarza. Początkowa doza wzajemnej nieufności i ostrożności przekształciła się pod wpływem rozlicznych wspólnych afrykańskich przygód w coś zgoła odmiennego. Ale czy można pozostać obojętnym wobec osoby, która dzieli z tobą twój los nawet kiedy jasno jej mówisz, iż prawdopodobnie nic z tego mieć nie będzie, bo właśnie wszyscy sponsorzy się wycofali i zostaliście "na lodzie"? Czy można nie poczuć choć cienia sympatii do kogoś, komu zawierzamy własne życie i kto chroni je bezustannie narażając swoje? Kogoś z kim przegadało się długie godziny chociażby z nudów, z kim jadło się niejadalną wręcz strawę? Kogoś, kto w końcu, wlókł nas "na stronę" by pomóc się wypróżnić i dbał o nas podczas ataku malarii? Takie przeżycia cementują relację, budują więź z innym człowiekiem, nawet gdy ten ma nie wiedzieć jak szemraną przeszłość i nie wiedzieć ile ludzkich istnień na sumieniu.
Nick du Toit był bowiem najemnikiem. Czyli, parafrazując autora, walczył za cudze pieniądze o sprawy, które były mu zgoła obojętne. Taki płatny wojenny zabójca, którego morale znieczula solidny zastrzyk gotówki zaaplikowany mu przez najemcę. Nie trzeba więc być etykiem, by czuć dysonans pomiędzy szczerością w wzajemnych relacjach z taką osobą a koniecznością usprawiedliwiania tej przyjaźni przed opinią publiczną (co się autorowi czasem zdarzało) oraz własnym sumieniem (co było rzeczą nagminną).
Im bardziej moje życie zawodowe wiązało się z postacią Nicka, przed tym trudniejszymi wyborami stawałem. Obawiałem się więc, że zatracam poczucie higieny moralnej, zamiast jasno opowiadać się po słusznej stronie, zawierałem sam ze sobą kompromisy. Poważnie brałem pod uwagę możliwość zabicia dziecka, zgodziłem się sfilmować zamach stanu. Kiedy za pierwszym razem uciekłem z Liberii nie potrafiłem rozpoznać twarzy w lustrze jako swojej.*
Jednakże urocze usposobienie Nicka, jego dobroć i życzliwość dla autora sprawiały, iż zepchnął on ciemną stronę biografii przyjaciela w odmęty pamięci i począł wdawać się z nim w coraz to nowe przygody i snuć wspólne, nie do końca legalne (delikatnie mówiąc) plany.
Plany, które się nie powiodły. Które wystawiły ich przyjaźń na próbę; które wymusiły zmianę narracji z opowieści o dziennikarstwie wojennym na skrupulatne, sumienne i żmudne dziennikarstwo śledcze. James, który dziełem przypadku nie stawił się jak było to zaplanowane w szeregach najemników mających dokonać zamachu stanu, który on miał kamerować mógł przecież mianować się szczęściarzem, zapomnieć o wszystkim i żyć jakby nigdy nic. On jednak tymczasem wyrusza do Afryki, by szukać sprawiedliwości i walczyć o prawdę dla swojego przyjaciela, który został uwięziony w Playa Negra, jednym z cieszących się najgorszą sławą więzień. Narzędziem w tej walce jest jego mikrofon. Zmiana ta zdecydowanie mnie nie pocieszyła, gdyż nie jest to typ opowieści, który chłonę. Trochę się tu gubiłam - to ogromne nagromadzenie nazwisk, faktów, przesłanek i politycznych niuansów. To zdecydowanie nie dla mnie... Daje to jednak pojęcie o profesjonalizmie autora, o jego zawziętości i pasji, które mogą okazać się cenne dla osób o odmiennych niż moje preferencjach.
Przyznam szczerze, że ja czytałam tę książkę raczej jako praktyczny traktat o moralności w warunkach polowych. Dużo się mówi na sucho o tym, co czarne, a co białe; co uchodzi dziennikarzowi, a co jest już nadużyciem. Kreśli się linie, wytycza szlaki, jednak kiedy jest się wrzuconym w wir wydarzeń, w samo oko wojennego cyklonu, nie ma się czasu na przerzucanie stron kodeksu, ba, nie ma czasu nawet na zastanowienie się. Górę biorą instynkty; przeżyć i nakręcić. Brabazon mi to uświadomił bez zbędnego owijania w bawełnę, brutalnie i jakże namacalnie, pisząc o tych wszystkich egzekucjach, które kamerował bez namysłu, o obieganiu z kamerą wokół konających partyzantów, skupiając się li i jedynie na technicznej stronie najkorzystniejszego ujęcia czarnoskórych ludzi w ciemnym pomieszczeniu... Autor obnaża przed czytelnikiem najintymniejsze oblicza własnej osoby; wyjawia to, co raczej wolimy przemilczeć i pierze brudy swej naznaczonej Liberią duszy
Afryka Zachodnia niebezpiecznie odchyliła igłę mojego moralnego kompasu. A zależało mi na tym , by wskazywał właściwy kierunek*
Muszę przyznać, że dawno już nie czytałam książki, która wzbudziłaby we mnie tak skrajnie ambiwalentne odczucia. Dlaczego? Bo z jednej strony wymęczyła mnie ona przeokrutnie, szczególnie w końcowej części "śledczej", gdzie nagromadzone tropy, przeplatane nazwiskami i faktografią, zlewały mi się ze sobą i traciły ostrość, szczegółowość drażniła a stężenie istotnych detali przyprawiało o zawroty głowy. Nie moja bajka, krótko pisząc. Ale, i to druga strona medalu, czegokolwiek by o twórczości Brabazona nie napisać, niczego poza tym, że w moim przypadku nie trafił na do końca właściwego odbiorcę zarzucić mu nie mogę. Wręcz przeciwnie. Poraził mnie przede wszystkim swą szczerością i bezpośredniością w podejmowaniu tematów tabu, zainteresował arkanami sztuki dziennikarskiej, która w jego książce pokazana jest od kuchni. Przerażający i brutalny reporterski metatekst.
Marzena Molenda
* Cytaty za: "Mój przyjaciel najemnik", James Brabazon, WAB 2012
Oceny
Książka na półkach
- 181
- 112
- 40
- 7
- 6
- 4
- 4
- 3
- 2
- 2
Cytaty
Kiedy jeden facet podtrzymuje drugiego podczas walenia kupy, wszystko inne przestaje się liczyć. Albo jesteście kumplami, albo nie".
Afryka Zachodnia niebezpiecznie odchyliła igłę mojego moralnego kompasu. A zależało mi na tym , by wskazywał właściwy kierunek
OPINIE i DYSKUSJE
Warto przeczytać, jak wiadomo nic nie jest czarno-białe, szczególnie konflikty i wojny, interesy ponad ludzkie życie. Najemnicy, media, diamenty, ambicje watazków. Straszne bo prawdziwe.
Warto przeczytać, jak wiadomo nic nie jest czarno-białe, szczególnie konflikty i wojny, interesy ponad ludzkie życie. Najemnicy, media, diamenty, ambicje watazków. Straszne bo prawdziwe.
Pokaż mimo toDużo pracy włożone w książkę ale jeszcze więcej trzeba by włożyć aby rozszyfrować meandry powstawania tych przewrotów. Na plus opis wojny i przygód dziennikarzy. Książka fajna do czytania w 30 procentach, reszta to ....
Dużo pracy włożone w książkę ale jeszcze więcej trzeba by włożyć aby rozszyfrować meandry powstawania tych przewrotów. Na plus opis wojny i przygód dziennikarzy. Książka fajna do czytania w 30 procentach, reszta to ....
Pokaż mimo toCiekawa książka. Nie znałem historii afrykańskiego konfliktu. Podobało mi się w tej książce to że autor pokazuje ciemna stronę zawodu reportera wojennego. Bez ściemniania, obdartą z awanturniczej otoczki.
Ciekawa książka. Nie znałem historii afrykańskiego konfliktu. Podobało mi się w tej książce to że autor pokazuje ciemna stronę zawodu reportera wojennego. Bez ściemniania, obdartą z awanturniczej otoczki.
Pokaż mimo toMocny obraz prezentujący walki bojówek partyzanckich w Liberii oraz wnikliwa analiza, próby zamachu stanu w Gwinei Równikowej. Również ciekawy wątek męskiej przyjaźni, pomiędzy reporterem wojennym i ochroniarzem/najemnikiem. Dla wielbicieli literatury faktu, zwłaszcza o tej tematyce, pozycja idealna. Na mnie dodatkowo wrażenie robi fakt, że to wszystko odbywało się całkiem niedawno. POLECAM
Mocny obraz prezentujący walki bojówek partyzanckich w Liberii oraz wnikliwa analiza, próby zamachu stanu w Gwinei Równikowej. Również ciekawy wątek męskiej przyjaźni, pomiędzy reporterem wojennym i ochroniarzem/najemnikiem. Dla wielbicieli literatury faktu, zwłaszcza o tej tematyce, pozycja idealna. Na mnie dodatkowo wrażenie robi fakt, że to wszystko odbywało się całkiem...
więcej Pokaż mimo toNie jest łatwa lektura, ale warta przeczytania?
Nie jest łatwa lektura, ale warta przeczytania?
Pokaż mimo toAutor - dziennikarz urzekł mnie tym że potrafił otwarcie przyznać się do tego iż nie jest bezstronny. Mamy tu realnej wojny afrykańskiej. Mamy opis pracy dziennikarza wojennego wraz ze wszystkimi wyborami natury moralno-etycznymi. Mamy opis pracy najemnika wraz ze wszystkimi wyborami natury moralno-etycznymi.
Mamy krótką historię apartheidu w afryce, mamy przewrót, mamy powiązania na najwyższym szczeblu elit gospodarczo-politycznych europy... Czy czegoś więcej potrzeba? Wspaniała książka świetnie napisany dokument i wspomnienia... Dużo rozważań etycznych. Polecam gorąco
Autor - dziennikarz urzekł mnie tym że potrafił otwarcie przyznać się do tego iż nie jest bezstronny. Mamy tu realnej wojny afrykańskiej. Mamy opis pracy dziennikarza wojennego wraz ze wszystkimi wyborami natury moralno-etycznymi. Mamy opis pracy najemnika wraz ze wszystkimi wyborami natury moralno-etycznymi.
więcej Pokaż mimo toMamy krótką historię apartheidu w afryce, mamy przewrót, mamy...
„Mój przyjaciel najemnik”. Cóż za przewrotny tytuł. Bo któż w tej opowieści jest owym najemnikiem, no kto? Przyglądając się dziennikarzowi, reporterowi wojennemu, czy możemy do niego dopasować to określenie? Uczestniczy w zdarzeniach niebezpiecznych, stawia własne życie na szali. Po co? Dla idei, dla opowieści, dla kilku przerażających zdjęć? Jest altruistą i nie potrzebuje zapłaty?
A rozbierając problem na gruncie etycznym, czy możliwe jest aby będąc przypisanym do jednej ze stron konfliktu, śpiąc z żołnierzami/partyzantami/bojownikami, jedząc z nimi parszywą zupę, korzystając z ich pomocy i ochrony, nie zaangażować się po ich stronie, nie przechylić szali wagi choć trochę w ich kierunku i sporządzić zupełnie bezstronny dokument? To chyba nie jest zgodne z naturą ludzką.
I kwestia, która mnie nurtuje od dawna. Czy cokolwiek jest warte tyle aby z własnej, nieprzymuszonej woli uczestniczyć w czymś tak okrutnym jak wojna? Narażać się na stan ciągłego napięcia, gdzie regularne dawki adrenaliny dokonują spustoszenia już nie tylko w psychice człowieka, ale dają także czysto somatyczne objawy. Gdzie z urzędu należy się zespól stresu pourazowego, przy którym już nic nigdy nie będzie tak jak „przedtem” a jedynym sprzyjającym środowiskiem życia (?) jest stan ciągłego zagrożenia.
Nie odpowiem na te pytania, bo nie znam na nie odpowiedzi. Pozostawię je otwartymi. A może Ty czytelniku poradzisz sobie z nimi lepiej.
„Mój przyjaciel najemnik”. Cóż za przewrotny tytuł. Bo któż w tej opowieści jest owym najemnikiem, no kto? Przyglądając się dziennikarzowi, reporterowi wojennemu, czy możemy do niego dopasować to określenie? Uczestniczy w zdarzeniach niebezpiecznych, stawia własne życie na szali. Po co? Dla idei, dla opowieści, dla kilku przerażających zdjęć? Jest altruistą i nie potrzebuje...
więcej Pokaż mimo toWięcej recenzji na
http://niestatystycznypolak.blogspot.com/
Taka przyjaźń teoretycznie nie może się zdarzyć.
Ale ta się zdarzyła.
I trwa nadal.
Bo co może łączyć ludzi w z dwóch, kompletnie różnych światów?
Nick du Toit albo jak kto woli Servaas Nicolaas "Niek" du Toit – Południowoafrykańczyk, który od 1975 roku służył w siłach specjalnych RPA. Tego niesłusznego, rasistowskiego RPA. W szeregach 32 Batalionu „Buffalo” (gdzie dosłużył się rangi pułkownika) i 5th Reconnaissance Commando.
Zwalczał ANC nie z powodów rasistowskich, bo jak się okazuje sporą cześć żołnierzy tej formacji stanowili czarnoskórzy.
Według Nicka – walczył on z komunistami, a zawarcie pokoju i doprowadzenie do pierwszych wolnych wyborów w Republice Południowej Afryki było możliwe tylko dlatego, że ANC zrezygnowało „z komunistycznych bzdur”.
Po upadku apartheidu – występuje z armii. Nie z powodów „zmiany pana”, ale wyłącznie dlatego, że nowi dowódcy, byli partyzanci Umkhonto we Sizwe (Włóczni Narodu czyli bojówek ANC) byli miernymi fachowcami. Nick się „sprywatyzował” i został najemnikiem. Po jakimś czasie związał się z Executive Outcomes, której „cichym wspólnikiem" był Simon Mann. O Simonie Mannie pisałem w recenzji jego własnej książki - „Pies wojny”:-D. Nazwisko to pojawi się również w dalszej części tej recenzji, bo miał on ogromny wpływ na życie naszych bohaterów.
Drugą „dramatis personæ” jest James Brabazon.
Brytyjski dziennikarz wojenny oraz filmowiec - dokumentalista. Urodzony na trzy lata przed wstąpieniem Nicka do armii. W czasach młodości na chlebaku umieszczał hasła wspierające ANC, zagorzały przeciwnik apartheidu oraz wszystkiego, co się z nim wiąże. Podobnie jak jego rodzina uważa, że Afrykanerzy to niemalże diabły wcielone :-D
Jedyne co łaczy tych dwóch ludzi to fakt, że „…Brabazon to angielska wersja frankijskiego imienia klanowego , które znaczy po prostu …najemnik….”
James chce nakręcić film o wojnie domowej w Liberii. Chce się udać na tereny opanowane przez partyzantów w których istnienie oraz w to, że ich przywódca jest postacią z krwi i kości nie dowierzają „eksperci” z ONZ.
Dodatkowo twierdzą, że przedostanie się na ten obszar ”jest niemożliwe” .
Większej zachęty, aby zweryfikować te informacje James nie potrzebuje :-)
Kontaktuje się z ze swoim znajomym, poznanym podczas wyprawy do Sierra Leone – byłym spadochroniarzem armii południowoafrykańskiej, później pracownikiem Executive Outcomes - Cobusem Claasensem.
Cobus ma świetne rozeznanie w terenie, zna odpowiednich ludzi i posiada niezbędne kontakty, aby wyprawa Jamesa mogła zakończyć się sukcesem. Kontraktorzy EO w Sierra Leone w błyskawicznym tempie rozprawili się z bandą bezwzględnych morderców i psychopatów ze Zjednoczonego Frontu Rewolucyjnego, mieniących się partyzantami i „bojownikami o wolność”.
Bo jak inaczej nazwać „ludzi” których „…ulubioną taktyką [...] było okaleczanie ludności cywilnej. Jednostki bojowe Frontu przybierały takie nazwy jak Szwadron Rozlewu Krwi, Jednostka Podpalaczy czy Bezkrwawi Zabójcy – ci ostatni chlubili się tym, że bili swoje ofiary na śmierć, nie przelewając przy tym ani kropli krwi…”
Dlatego to do niego udaje się James po pomoc w zorganizowaniu wyprawy na terytorium partyzantów walczących z innym afrykańskim psychopatą – prezydentem Liberii - Charlesem Ghankay Taylorem. Jedynymi dowodami na istnienie partyzantki LURD (The Liberians United for Reconciliation and Democracy - Liberyjczycy Zjednoczeni na rzecz Pojednania i Demokracji) – jest to, że jak uparcie twierdził Cobus "Amerykanie utrzymują z nimi kontakt; po drugie tylko prawdziwi, zatwardziali i i nieprzejednani buntownicy mogli przyjąć tak dziwacznie brzmiącą nazwę…” .
Nie wiem jak Was, ale mnie te argumenty całkowicie przekonują do podjęcia wyprawy na tereny objęte wojną domową.
I tutaj jako osoba, mająca zapewnić bezpieczeństwo Jamesowi i jego ekipie filmowej pojawi się na scenie Nick du Toit.
Początkowo ich relacja miała być czysto biznesowa. James – płacący za ochronę swoją i swojego zespołu „szef” oraz „podwładny” mający zapewnić bezpieczeństwo podczas wyprawy na terenach walk.
Dzięki dyskretnemu patronatowi Prezydenta Gwinei, przybycie naszych podróżników do tego kraju odbywa się bez zwyczajowych problemów na granicy. Również nielegalne przekroczenie granicy objęte jest patronatem wojsk gwinejskich.
Dowodzący wojskami LURD Sekou Damate Conneh, Jr. obiecuje wszelkie wsparcie dla ekipy Jamesa i udział w szturmie na Monrovi – stolicę Liberii. Jednak jak to w Afryce bywa – „szczere” deklaracje i zapewnienia o wielkich, wspaniałych sukcesach nieco rozmijają się z rzeczywistością. Oczekiwanie na rozpoczęcie walk trwa dość długo. Wyprawa przewidziana na kilka tygodni przedłuża się.
Pojawiają się kolejne problemy. Członkowie ekipy filmowej Jamesa muszą wracać do swoich głównych zajęć, ponieważ zostają postawieni przed alternatywą – albo natychmiast wracają, albo tracą pracę.
Kolejnym ciosem dla Brabazona staje się bankructwo głównego (i jedynego) sponsora.
James jest około miesiąca drogi od cywilizacji. Sam, bo ekipa już wróciła. Nie ma pieniędzy, aby opłacić dalsze usługi Nicka. Obawia się przekazania tej informacji, ponieważ ma świadomość, że bez opieki Afrykanera ma takie szanse na przeżycie jak bałwan w piekle. Reakcja najemnika go zaskakuje. Nick stwierdza, że pieniądze to nie problem – ważny jest film i… niezła przygoda, w jakiej uczestniczą.
Czerwonka, która zaatakowała najpierw Nicka, a później Jamesa cementuje ich przyjaźń.
„…Kiedy jeden facet podtrzymuje drugiego podczas walenia kupy, wszystko inne przestaje się liczyć. Albo jesteście kumplami, albo nie…”.
Tak więc pierwszy dylemat moralny załatwiła w przypadku Jamesa czerwonka :-D
Nie bez znaczenia w ocenie Nicka miało pewnie i to, że podczas tej wyprawy tylko dzięki doświadczeniu i poświęceniu Afrykanera James uszedł z życiem i to dwukrotnie.
Drugim problemem z jakim mierzy się Brabazon jest „obiektywizm i rzetelność oraz bezstronność relacji dziennikarskiej”.
Świetnie, ale według mnie „obiektywizm” jest tylko pojęciem, ideą - przynajmniej w jego najbardziej popularnym znaczeniu.
I tutaj Encyklopedia PWN przyjdzie mi z pomocą :-)
„Obiektywizm:
1. «przedstawianie i ocenianie czegoś w sposób zgodny ze stanem faktycznym, niezależnie od własnych opinii, uczuć i interesów»
2. «w ontologii: pogląd, zgodnie z którym przedmiot poznania istnieje poza podmiotem poznającym i niezależnie od niego; w aksjologii: stanowisko, które przypisuje wartościom istnienie niezależne od świadomości»”
Co to znaczy „…w sposób zgodny ze stanem faktycznym…” ???
Tak można przedstawić fakty – zgoda. Tylko to ja sam wybieram fakty, które chcę przedstawić :-D
I tu już obiektywizm (wersja numer 1) pada na twarz.
Tak samo zdjęcia. To fotograf decyduje, co znajdzie się w kadrze.
Świetnym przykładem jest zdjęcie, które posłużyło do oceny obiektywizmu poszczególnych agencji prasowych. Na zdjęciu są trzy osoby: po lewej i po prawej żołnierz U.S Army. Pośrodku – ranny bojownik.
Jeden z żołnierzy trzyma klienta na muszce karabinu. Drugi - poi go wodą.
Arabskie agencje skadrowały zdjęcie tak, że widać tylko żołnierza z bronią. Zachodnie – tylko tego, który trzyma manierkę :-) Tylko czy całe zdjęcie, z wszystkimi postaciami opowiada obiektywną historię?
Nie, opowiada wycinek historii - ten, który chciał nam pokazać fotograf.
Z tym samym musiał się pogodzić James Brabazon.
Żeby pokazać jakkolwiek wojnę w Liberii jeszcze przed nakręceniem pierwszej klatki filmu podjął decyzje, które uśmierciły „obiektywizm”.
Pojechał przedstawić sytuację ze strony rebeliantów. Tam – czasami nie zdążył czegoś sfilmować lub był w innym miejscu.
Dodatkowo- musiał podjąć, dla swojego bezpieczeństwa, decyzje o współpracy z CIA. To też może mieć wpływ na to, co pokazuje i o czym mówi lub pisze.
Oczywiście, miarą bezstronności mogą być przedstawione zbrodnie popełniane przez bojowników LURD.
Jednak akt kanibalizmu mógł (i w ocenie Nicka – był) sprowokowany obecnością kamery i chęcią popisania się młodych, całkowicie zdemoralizowanych przez wojnę bojowników.
Dowódcę rebeliantów – mordercę i bezwzględnego wobec własnych żołnierzy oficera - Deco, James ceni za profesjonalizm.
Dla własnego bezpieczeństwa sugeruje partyzantom zorganizowanie zasadzki na wojska rządowe.
Sama jego obecność zachwiała kwestią „nieingerencji w konflikt”.
Po prostu – pewnych rzeczy inaczej zrobić się nie da.
Polecam tą książkę ludziom, którzy interesują się tą częścią Afryki, najemnikami czy łamaniem przez wszystkie strony konfliktów rezolucji ONZ.
Świetnie napisana opowieść o okrucieństwie, polityce, ale i przyjaźni której nie była w stanie pokonać kolejna decyzja Nicka. Ta o udziale w próbie obalenia rządu Gwinei Równikowej razem z Simonem Mannem i innymi „kontraktorami" z Executive Outcomes.
James miał szczęście, że nie brał udziału w tej „imprezie” . Miał, na zaproszenie Nicka i Simona, być dokumentalistą tego przewrotu, ale dzięki czujności Nicka został pominięty podczas rozpoczęcia operacji.
Sam Nick spędził w celi śmierci pięć lat i osiem miesięcy.
O kulisach tej operacji też jest w książce Jamesa Brabazona słów kilka :-D
PS. Aktualnie Nick du Toit prowadzi salon samochodowy w... Jemenie
Więcej recenzji na
więcejOznaczone jako spoiler Pokaż mimo tohttp://niestatystycznypolak.blogspot.com/
Taka przyjaźń teoretycznie nie może się zdarzyć.
Ale ta się zdarzyła.
I trwa nadal.
Bo co może łączyć ludzi w z dwóch, kompletnie różnych światów?
Nick du Toit albo jak kto woli Servaas Nicolaas "Niek" du Toit – Południowoafrykańczyk, który od 1975 roku służył w siłach specjalnych RPA. Tego niesłusznego,...
Czytałam, czytałam i nie mogłam pozbyć się wrażenia, że czytam coś co jest fikcją a nie reportażem. Może to dlatego, że w ostatnim czasie nie sięgałam często po ten gatunek... A może to dlatego, że opisane w książce wydarzenia są dla mnie czymś nowym, czymś o czym słyszę pierwszy raz? Chyba najwyższy czas otworzyć oczy na to co dzieje się w dalszych zakamarkach świata niż Ameryka czy Europa... Ta lektura niewątpliwie w tym pomaga i jest dobrą odskocznią od fikcji literackiej. Polecam, zwłaszcza przyszłym i początkującym dziennikarzom.
Czytałam, czytałam i nie mogłam pozbyć się wrażenia, że czytam coś co jest fikcją a nie reportażem. Może to dlatego, że w ostatnim czasie nie sięgałam często po ten gatunek... A może to dlatego, że opisane w książce wydarzenia są dla mnie czymś nowym, czymś o czym słyszę pierwszy raz? Chyba najwyższy czas otworzyć oczy na to co dzieje się w dalszych zakamarkach świata niż...
więcej Pokaż mimo toTak dobra że brak mi słów. Myślalem że "Bractwo bang bang" jest najlepszą książką o tej tematyce, myliłem się. "Mój przyjaciel najemnik" jest nr 1 na podium,
Tak dobra że brak mi słów. Myślalem że "Bractwo bang bang" jest najlepszą książką o tej tematyce, myliłem się. "Mój przyjaciel najemnik" jest nr 1 na podium,
Pokaż mimo to